Rozdział 4 ,Connor'
—Alfo, już prawie jesteśmy na miejscu.—powiedział do mnie mój Beta. Wyjechaliśmy już od szóstej rano, dwie godziny drogi za nami. Chciałem zrobić niespodziewaną wizytę ich przywódcy. Spodziewali się mnie,po południu, jednak wczorajsze dziwne zachowanie, dało do myślenia. Nie tylko mi, Becie również, dowiedziałem się też, że mają problem ze szczeniętami, za mało dzieci i kobiet, przez co, musieli niesparowane wilczyce połączyć z tutejszymi wilkami.
—Dobrze, Sergio, bądź uważny.—poleciłem mu. Podjechaliśmy pod bramę ich watahy, strażnicy patrzyli na mnie zdziwieni. O taki efekt mi chodziło. Sergio zaparkował samochód, na głównym placu, na którym mieścił się dom główny i kilkanaście domków rodzinnych. Wysiadłem z samochodu i stanąłem na środku placu, ani jednej żywej duszy.
—Alfo, pójdę porozmawiać ze strażnikami .—powiedział Sergio i ruszył do jednego z domków. Ruszyłem w stronę domu głównego i wszedłem do środka, nikogo nie było oprócz strażników. Czy to stado jest, aż tak nieodpowiedzialne? Już dawno powinien stać przede mną ich przywódca.
—Alfo Connor, witam.—usłyszałem głos po swojej prawej stronie. Była to jakaś młoda wilczyca, która aż się trzęsła.
—Kim jesteś ?—spytałem patrząc na nią uważnie.— I gdzie do cholery podziewa się wasz Alfa?—spytałem wściekły. Bezczelne zachowanie, ja już wyciągnę z tego odpowiednią karę.
—Panie, Alfa spał, ale już się szykuje. Spodziewaliśmy się Pana trochę później.—powiedziała wystraszona.
—Spał?—zawarczałem.—Zaprowadź mnie do Bety.—powiedziałem wściekły. Mają przesrane.
Wyszedłem na zewnątrz, a młoda wilczyca wyszła za mną. Pokazałem jej ręką, że ma iść przodem. Wtedy, to poczułem, ten piękny kuszący zapach. Dziewczyna przede mną, aż nim przesiąkała. Był intensywny i tak bardzo wyrazisty.
—Panie, tu jest dom Bety.—powiedziała i wskazała na domek jednorodzinny. Znów ten zapach. Jej zapach sprawiał, że czułem się jak naćpany. Chciałem wejść do tego domu i zobaczyć, kobietę, która prawdopodobnie jest moja.
—Alfo Connor, proszę o wybaczenie.—już chciałem wejść do domu nieznajomej, ale przeszkodził mi w tym ten staruch. —Spodziewaliśmy się ciebie później, wybacz.
—Powinieneś się wstydzić.—ryknąłem na niego. Nikt nie będzie mnie lekceważył.—Twoim obowiązkiem już od rana, było przygotowanie wszystkiego, jedzenie, czystość i wszyscy twoi ludzie, powinni stać już na baczność.—powiedziałem wściekły. Do gospodarza takie rzeczy należą, dbanie o czystość, dopilnowanie aby wszystkie posiłki były gotowe, a przede wszystkim przywitanie Alfy Alf.—A co widzę? Brud, pustki i twoją nieodpowiedzialną postawę, przyjeżdżam, a ty gdzie jesteś? —spytałem wkurwiony. —A no tak, spałeś, zamiast wypełniać swoje obowiązki.—wszyscy ludzie zaczęli zbierać się wokół nas.
—Alfo wybacz, błagam.—wyszeptał. Strach ogarnął jego ciało. —Nigdy więcej, to się nie powtórzy.
—Masz racje.—powiedziałem i zastanawiałem się nad karą dla niego.—Poniesiesz wysoką karę.-powiedziałem i warknąłem na niego. —Gdzie twój Beta?—spytałem zirytowany. Obowiązkiem jego Bety, jest oprowadzenie moich ludzi, którzy czekają na moje rozkazy, przed tą pieprzoną bramą.
—Już go wołam.—powiedział i pośpiesznie poszedł do domu, który stał naprzeciwko nas. Ruszyłem za nim.
—Harry, rusze się.—krzyknął gdy otworzył drzwi od domu. To, co tam zobaczyłem, sparaliżowało całe moje ciało. Mężczyzna, który jest Betą tej watahy, bił, kopał i dusił, kobietę, która jest moją mate. W domu słychać, było jedynie szloch mojej mate. Z mojego gardła wydobył się głośny ryk, uwaga wszystkich zwrócona była w moją stronę, nie panując nad sobą, zmieniłem się w czarnego wilka. Moja druga strona, przejęła nade mną kontrolę, chciałem rozszarpać tego kundla, rozszarpać mu gardło i dać jego Alfie na pożarcie, pozabijam ich wszystkich. Tak jak myślałem, tak zrobiłem. Z rykiem rzuciłem się na tego skurwiela, rzuciłem jego ciałem o stół i nie dając mu nawet szansy, skoczyłem na niego i zacząłem kłami rozszarpywać jego brzuch. Całe pomieszczenie wypełniło jego ryk bólu, będę zabijał go powoli, rozszarpie każdy kawałek jego ciała, pozwalając mu, czuć tylko i wyłącznie ból i cierpienie. Czułem smak jego krwi, jednak to mnie nie powstrzymało, doskoczyłem do jego prawej ręki, gryząc i rozszarpując, nie panowałem nad sobą, krzywdził moją kobietę, sam wydał na siebie wyrok. Każdą jego kończynę zacząłem rozszarpywać, na koniec zostawiłem sobie jego głowę, nie zwracałem uwagi na to, czy jeszcze żył, czy już nie. Chciałem go zniszczyć, pokazując wszystkim, że moja kobieta jest nietykalna.
—Proszę, nie...—usłyszałem szloch po swojej lewej stronie. Spojrzałem na nią i zobaczyłem, że cała była we łzach, widząc rozszarpane ciało, podbiegła do zlewu i zwymiotowała. No tak, nie jest to przyjemny widok, odsunąłem się od martwego wilka i przemieniłem w ludzką postać. Podszedłem do niej i dokładnie się jej przyjrzałem. Piękne blond długie włosy, jej załzawione oczy były w kolorze nieba, malutki nosek zdobiły piegi, a duże usta, prosiły, aby je pocałować. Była piękna. Była taka, o jaką marzyłem. Mój wilk i ja cieszyliśmy się, że Bogini, obdarzyła nas mate. Obserwowała mnie uważnie, potem jej wzrok spoczął na martwego wilkołaka i z jej oczu znów popłynęły łzy. Zdenerwowałem się, czy ona go kochała?
—Jesteś moją mate, jak masz na imię?—spytałem podchodząc do niej. Nie patrzyła na mnie, wiedziała kim jestem, jednak ją już nie obowiązuje, kłanianie się czy zwracanie Panie, Alfo. Jest moja, a ja jestem jej. Może wszystko.
—Ann.—szepnęła i zerknęła na mnie. Była taka bezbronna, po jej ubiorze mogę stwierdzić, że nie miała za dobrych warunków. Jednak teraz wszystko się zmieni, dam jej wszystko, czego tylko zapragnie.
—Jestem Connor.—powiedziałem i uniosłem jej głowę do góry, aby spojrzała mi w oczy. Była piękna, stworzona tylko dla mnie. Czułem się taki szczęśliwy, inni samce odrazu w gwałtowny sposób reagują na znalezioną mate. Jednak ja nie chciałem tego robić, widziałem, że się bała, dlatego nie chciałem jej wystraszyć, a tak bardzo pragnąłem mieć ją już w ramionach. —Ann, zabierz wszystkie swoje rzeczy i jedziesz ze mną. —powiedziałem i zauważyłem iskierki radości w jej spojrzeniu. —Muszę coś załatwić, za chwilę po ciebie przyjdę.—pogładziłem kciukiem jej policzki, na ten delikatny dotyk, jej powieki delikatnie się przymknęły. Była cudowna.
—Dobrze.—powiedziała i ruszyła w przeciwną stronę. Nie czekając ruszyłem do tego starego przywódcy. Ja już pokaże im wszystkim, co znaczy cierpienie. Każdy kto wiedział, o tym, że moja kobieta, była bita i poniżana, poniesie zasłużoną karę.
—Alfo...—widziałem strach w jego oczach.
—Zamknij się, albo zabije cię tu i teraz. —powiedziałem wściekły. —Wiedziałeś o tym wszystkim?—spytałem.
—Alfo, tak...—powiedział szeptem.—Każdy wiedział, ale nikt nie mógł nic zrobić, Beta groził każdemu w tej sforze.—co za skurwiel.—Miał kontakty z banitami, każdy się bał, jeszcze Ann jest w ciąży i kategorycznie, zabraniał wchodzić do ich domu. —powiedział, a ja byłem w szoku. Odsunąłem się od niego i moje spojrzenie padło na dom, w którym moja mate się pakuje.
Ona jest w ciąży. W ciąży kurwa! Z tym skurwielem. Nie wiem, co czułem. Ból, zawód, rozczarowanie, strach. Wszystko na raz. Czułem jakby świat się mi zawalił, żaden samic nie chce kobiety zapłodnionej przez innego wilka. Po prostu, samce nie wyczuwają w takim szczeniaku swoich genów, swojej krwi i jest całkowicie innej pozycji. Każdy wilkołak, mający swoją mate, czy partnerkę, pragnie, aby jego kobieta, nosiła, jego szczeniaka pod sercem.
—Jestem gotowa.—nawet nie zauważyłem kiedy wyszła. Byłem w szoku i w amoku. Moja mate jest w ciąży. Kurwa! Spojrzałem na nią, a potem na jej brzuch, który dopiero delikatnie się zaokrąglił. Zauważyła moje spojrzenie i jej dłoń, instynktownie znalazła się na brzuchu.
—Jesteś w ciąży.—bardziej stwierdziłem, niż zapytałem. Widziałem panikę na jej twarzy i strach. Wszyscy patrzyli na nas ze strachem.
—Tak.—powiedziała i z jej oczu popłynęły pierwsze krople łez.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro