Rozdział 20 ,,Connor"
Zdziwiony odwróciłem się, aby zobaczyć brata, tego skurwiela, jednak za mną stało pełno innych mężczyzn i nie wiedziałem na kogo dokładnie spojrzeć. -Nikt nie ma prawa opuszczać domu głównego.-wydałem polecenie. Strażnicy zajęli swoje pozycje, nikogo nie wypuszczając. -Który to?-spojrzałem na swoją partnerkę, jednak jej wzrok był utkwiony w Olivierze i jego żonie, a więc to o niego chodzi.
-Ann?-usłyszałem zdziwiony głos partnerki tego śmiecia. -Minęło sporo czasu. -spojrzała na jej brzuch, który był coraz większy.
-Lisa, co tu robisz?-widziałem, że udawała. Przed chwilą była bliska ataku paniki, jednak zrozumiałem o co jej chodzi, była przekonana, że to on, był mordercą, problem, był taki, że musieliśmy to udowodnić. -Od dawna jesteście tu z Olivierem?.-Olivier przyglądał się Ann z nieodgadnionym wyrazem twarzy, co róż zerkał to na nią, to na brzuch.
-Od trzech tygodni, wiesz jak było w tamtym stadzie, po śmierci mojego brata, Alfie całkiem odbiło.-odpowiedział. -Jak mój bratanek? -spytał.
-Dobrze, dziękuję. -odpowiedziała zerkając na mnie. -Pójdziemy na chwilę się położyć?-spytała.-Jestem zmęczona.- bez słowa złapałem delikatnie za jej dłoń i zaprowadziłem do swoje gabinetu. Byłem pewny, że Olivier chce zemścić się za śmierć swojego brata, niestety jeżeli to naprawdę on, zostanie ukarany w taki sam sposób jak on, jego partnerka również, skoro świadomie go ukrywała. Takie panują zasady w wilczym świecie i trzeba ich przestrzegać.
-Dlaczego nie zostałaś w domu, jak prosiłem?-spytałem zamykając za sobą drzwi. Ann usiadła na krześle i delikatnie zaczęła masować swój brzuch okrążnymi ruchami. Denerwowała się.-Coś cię boli?-spytałem podchodząc do niej.
-Nie, tylko wystraszyłam się.-wyjaśniła.-Jeżeli chodzi o twoje pytanie, to gdyby nie ja nawet byś nie wiedział kim jest, więc powinieneś mi podziękować, a nie robić wyrzuty. -podeszła do barku i nalała sobie wody.
-Masz rację, jednak narażasz się na niebezpieczeństwo.-wyjaśniłem o co mi chodzi. Nie chciałem kolejnej kłótni. -Powinnaś mnie zrozumieć.
-W tym problem, absolutnie cię nie rozumiem.- lekko się zdenerwowała. -Jesteśmy dla siebie praktycznie obcy, to że od czasu do czasu, do czegoś między nami dojdzie, to nic nie znaczy, łączy nas tylko niewidziala więź, z której nie potrafimy skorzystać i nie wiemy jak się z niej cieszyć, za dużo mamy przeszkód na swojej drodze. -ciągnęła swój monolog, szczerze mówiąc, coraz bardziej wytancała mnie z równowagi, popełniłem błąd, za który chce zapłacić, jednak jak może być taką egoistką, większość problemów, były przez jej przeszłość, które w jakimkolwiek stopniu starałem się zaakceptować, dlaczego tego nie widziała?
-Jesteś totalną egoistką, popełniłem błąd, za który chce dla ciebie zapłacić, staram się, dlaczego więc, nie widzisz co ja dla ciebie zrobiłem, inny partner już dawno zrezygnowałby z tej więzi, że względu na to, że będziesz miała dziecko z innym, ja cię zaakceptowałem i postanowiłem być przy tobie, dlatego doceń to i staraj się razem ze mną, aby ta więź wytrwała, bo jeżeli dalej tak będzie, to któreś z nas prędzej czy później zrezygnuje.-wyjaśniłem. Jednak nie krzyczałem, byłem spokojny, taka była prawda, nasza więź mate, była bardzo skomplikowana. -Przemyśl to. -I wyszedłem.
Musiałem zająć się zagrożeniem w swojej sforze, dopiero potem zacznę naprawiać swój związek, co mi po naprawię związku, skoro za rogiem czai się morderca, który czeka na okazję, aby zabić moją mate. Dałem wskazówki moim ludziom i ruszyłem do domu moich rodziców. Głowy Beta, zajmie się Ann, teraz ważne było to, aby złapać tego gnoja na gorącym uczynku.
-Alfo, Luna będzie w domu z moją mate, będzie przy nich mój brat, więc są absolutnie bezpieczne.- podziękowałem w duchu za takiego Beta jakiego mam, jest absolutnie oddany swoim obowiązką i wie jak dobrze wykonać swoją pracę, wiedziałem, że z nim Ann będzie bezpieczna.
-Dziękuję, idę teraz do ojca, czekaj na rozkazy. -przyspieszyłem kroku i wszedłem do domu moich rodziców.
-Tato?-krzyknąłem wchodząc do domu. W domu panowała kompletna cisza, szczerze mówiąc wręcz się wystraszyłem. Nasłuchiwałem, ale w domu panowała pustka. -Mamo?-krzyknąłem kolejny raz. Wbiegłem do gabinetu ojca spanikowany, ale go tam nie było, szybkim krokiem ruszyłem do ich sypialni, bałem się tam wejść, bałem się zastać moich rodziców zamordowanych, nigdy bym sobie tego nie wybaczył. Stanąłem przed drzwiami, serce waliło mi jak szalone, byłem bliski płaczu, nacisnąłem drzwi i wszedłem do środka.
-Kurwa mać.-krzyknąłem zakrywając oczy. Właśnie nakryłem moich rodziców podczas uprawiania seksu. Lepiej być nie może. Usłyszałem ich śmiech i jak zakrywają się kołdrą.
-Myślałem, że ktoś was zabił. -krzyknąłem wściekły.
-Kochanie, śmiało niech morderca po nas przyjdzie.-śmiali się w najlepsze.
-Jeden cios i po nim.-oni mieli ubaw po pachy, a ja prawię się popłakałem myśląc, że moi rodzice leżą martwi w łóżku. -Nie martw się, my sobie poradzimy.
-Wołałem was, nie słyszeliście?
-Wiesz, byliśmy zajęci.-odpowiedziała moją mama poprawiając swoje włosy.
-Zauważyłem.-odparłem. Przetrałem dłonią swoje oczy, zastanawiając się od czego chciałem dokładnie zacząć.-Chce tylko powiedzieć, że brat byłego partnera Ann, jest u nas w stadzie i podejrzewam go o morderstwa, oraz moje partnerstwo z Ann jest na granicy załamania, więc jako moi rodzice, proszę was o jakąś radę, bo czuje, że pozabijam wszystkich w tym stadzie, bo po prostu moje nerwy są już rozszarpane.-pożaliłem się.
-Synu, uspokój się.-powiedział mój ojciec świecąc przy mnie nagim tyłkiem.
-Tato, kurwa ubierz się. -wydarłem się i wyszedłem z ich sypialni. Ruszyłem do salonu i postanowiłem tam na nich poczekać i zastanowić się co zrobić dalej, jak udowodnić, że to on jest mordercą.
-Zacznijmy od początku opowiedz jak dowiedziałeś się, że on jest bratem tego skurwiela. -zapytali siadając obok mnie.
-Ann, go rozpoznała. -odpowiedziałem. -Potem się pokłóciliśmy, wytknęliśmy sobie swoje beznadziejne partnerstwo, że jesteśmy dla siebie prawie obcy, dalej jest na mnie zła za Ros.
-Musisz dać jej czas, wszystko się ułoży...-nie pozwoliłem jej dokończyć, bo wszedłem jej bezczelnie w słowo.
-Czas? Chce udowodnić jej, że żałuję tego, jednak teraz mam coś innego na głowie, zginęły dwie osoby z mojego stada, a ja dalej nie znalazłem mordercy, mam jedynie podejrzenie.-coraz bardziej zdawałem sobie sprawę, jak moje życie jest popieprzone.-Najbardziej denerwuje mnie to, że ona zapomniała o tych rzeczach które dla niej zrobiłem, mi też było ciężko, pomogłem jej, zaakceptowałem i uratowałem jej dziecko, więc dlaczego tego nie pamięta i narzeka na mnie, jaki to ja nie jestem zły?
-Widzisz, kobiety nie zapominają takich rzeczy, ona jest tego świadoma, jednak skrzywdziłeś ją, ostrzegaliśmy cię przez Ros, ty nie posłuchałeś, ona nie reagowała gwałtownie, choć miała do tego prawo, ufała Ci, ty to zaufanie naruszyłeś, poczuła się zdradzona, kocha cię, dlatego tak reaguje. -odpowiedziała mi mama. Spojrzałem na nią uważnie, wiedziałem, że ona też miała ciężko w życiu, potem moje spojrzenie padło na ojca, który wydawał się znudzony odpowiedzią mojej mamy.
-Pieprzenie.-wyśmiał ją i przybliżył się do mnie. -Powiedz jej, że ja kochasz.-przybliżył się jeszcze bardziej szeptając mi do ucha. -Dobry seks i jest twoja. -razem z ojcem zaczęliśmy się śmiać, ponieważ to była podobna sytuacja, jaką moi rodzice mieli w młodości. Moja mama wręcz wymusiła na nim przyznanie do swoich uczuć.
-Jesteście beznadziejni. -oburzyła się.
-Kochanie, to jest bardzo skuteczny sposób.-odpowiedział jej. Spojrzeli na siebie i oboje się zaśmiali.
-Może trochę.
-A co z mordercą?.-spytałem.
-Mamy pewnien pomysł. -odpowiedzieli.-Potrzebna jest nam Ann. -gdy usłyszałem jej imię, poczułem ukłucie w sercu.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro