Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 19 ,,Connor"

—Alfo, to już drugie morderstwo, Oliwia zajęła się ciałem, wszyscy zamknęli się w swoich domach, każdy boi się wyjść, ponieważ morderca czai się tuż za rogiem.—zdawał mi raport z ostatnich kilku godzin. Sytuacja, była zadziwiająco przerażająca, ktoś z mojego stada mordował niewinnych ludzi.—Podwoiłem straże, wszyscy czekają na pańskie rozkazy.

Ruszyłem w stronę gabinetu Oliwii, chciałem obejrzeć martwe ciało Lili, wszedłem do środka, zauważyłem siedzących rodziców zmarłej dziewczyny, oboje byli zrospaczeni, mąż podtrzymywał ciało swojej żony, która wydawała się ledwie przytomna, współczułem im, ich dziecko zostało zamordowane, a sprawca nie został złapany.

—Moje kondolencje, ten kto to zrobi zapłaci za to. —powiedziałem i wszedłem do gabinetu Oliwii. Pochylała się nad martwym ciałem nastolatki, zapisywała coś w swoim notesie, widziałem pot spływający z jej czoła, widziałem jej determinację, szukała czegokolwiek, co może pomóc nam określić mordercę.

—Oliwio, co z ciałem?—spytałem stając obok niej. Spojrzała na mnie zmęczonym wzrokiem, słyszałem jej przyśpieszone tętno.

—Spójrz, na szyi ma ślady po duszeniu.—wskazała na szyję, gdzie spojrzałem i widniała tam wielka długa linia, ciągnąca się wokół głowy, wręcz wbijającą się w szyję dziewczyny, była duszona jakąś liną lub drutem. —Sprawdzałam, nie była zgwałcona, ani nie ma, żadnych innych obrażeń.

—Po prostu, była bezbronna i morderca to wykorzystał, nie ma na celu wykorzystywania kobiet, po prostu sama chęć popełnienia morderstwa.

—Tak.—odpowiedziała, podniosła dłoń dziewczyny. —Spójrz, nie ma też żadnych oznak walki, nie miała związanych rąk, gdyby sprawca miał koszulkę z krótkim rękawem, Lili by się broniła, często duszeni ludzie, wymachują rękami i wbijają paznokcie w skórę sprawcy broniąc się, czasami pod paznokciami pozostaje skóra mordercy, co pozwala na zidentyfikowanie osoby. —wyjaśniła.

—Nie mam pojęcia za jakim tropem mam iść.—oparłem się o stół, czułem się bezużyteczny, nie wiedziałem jak zacząć szukać sprawcy, wiadome jedynie było to, że sprawcą był mężczyzna. Poczym mam poznać, że właśnie on jest mordercą? Po koszulce na długim rękawie? Przecież, powoła mężczyzn, była ubrana właśnie w taki sposób. —Moi zaufani ludzie, cały czas przesłuchują mężczyzn, jednak nic to nie daje, stoimy w miejscu.

—Alfo, musimy się skupić, morderca poluję na bezbronne kobiety, które akurat w danym momencie są same, wykorzystuje to i atakuję. —odparła, zakrywając ciało młodej wilczycy. —Zapomniałam dodać, sprawca maskuję swój zapach, przemieniłam się, aby być pewną na sto procent i nic nie wyczułam.

—Jeszcze lepiej, mamy doczynienia nie z byle jakim amatorem.

—Na to wygląda.—pożegnałem się z Oliwią i ruszyłem do swojego gabinetu, mijając mężczyzn, którzy wychodzili z domu głównego, każdego obserwowałem, mając nadzieję, że zauważę jakikolwiek trop lub oznakę tego, że to właśnie ta osoba.

Wchodząc do domu głównego, zauważyłem kolejkę mężczyzn czekających na swoją kolej do przesłuchania, mój Beta i kilku innych wilków przesłuchiwali innych i wszystko byłoby dobrze, gdyby nie ten specyficzny zapach unoszący się po pomieszczeniu, nie należał do moich ludzi, miał w sobie nutkę, czegoś innego. Zapach był ostry, prawie jak ostry zmielony pieprz, zacząłem rozglądać się po pomieszczeniu, szukając właściciela tego zapachu i znalazłem. Stanąłem  przed dobrze zbudowanym wilkiem, wydawał się znudzony czekaniem na swoją kolej, co najważniejsze, wcześniej go tu nie widziałem.

—Ty pójdziesz ze mną.—spojrzał na mnie uważnie, jednak bez słowa ruszył za mną, zauważyłem spojrzenie mojego Bety, wiedziałem, że był gotowy na wszystko.

—Alfa, będzie mnie przesłuchiwał?–spytał wchodząc za mną do mojego gabinetu. Zająłem swoje miejsce i wskazałem mu, że może usiąść przede mną.

—Tak, pomogę Becie, byłeś prawie na końcu kolejki, ustaliliśmy, że ja zajmę się tymi na końcu, żeby wcześniej skończyć.—skłamałem.

—Rozumiem, a więc zaczynajmy.

—Imię i nazwisko?—spytałem zerkając na niego.

—Olivier Wolf.

—Skąd jesteś?—zapisywałem wszystko w swoim notesie.

—Z Londynu.

—Wataha?

—Od trzech tygodni należę do pańskiej, z poprzedniej watahy odszedłem razem z rodziną, ponieważ, Alfa był delikatnie mówiąc złym przywódcą.

—Rozumiem, co robiłeś ciszejszej nocy?—spytałem. Starałem się nie pokazywać swojego zdenerwowania, był na mojej liście podejrzanych i mam zamiar dokładnie go sprawdzić.

—Byłem w domu razem ze swoją żoną, ona może wszystko potwierdzić.

—Nigdzie nie wychodziłeś? —dopytywałem.— Na polowanie czy może pobiegać, odkąd zakończyłam spotkanie, byłeś w domu?

—Tak, moja partnerka, może to potwierdzić.—odpowiedział pewnie.

—Rozumiem, nie słyszałeś może czegoś niepokojącego, coś co może pomóc nam w znalezieniu sprawcy?

—Niestety, nic nie słyszałem, byłem zajęty swoją kobietą na miłosnych igraszkach.

—Rozumiem, możesz jeszcze powiedzieć coś o swojej byłej watahy?

—Jasne, odeszliśmy, ponieważ, Alfa był bardzo niesprawiedliwy, jego Beta zmarł, pozwalał na krzywdy innych osób, miał wszystko gdzieś.—wyjaśnił.

—Dobrze, jesteś wolny, jednak proszę jeszcze o zostanie w domu głównym, muszę teraz porozmawiać z twoją żoną, musi potwierdzić jednie twoje słowa, to zajmie chwilkę. —wyjaśniłem i wstałem. On zrobił to samo i wyszedł. Jego zapach był dziennie znajomy, jednak nie mogłem sobie przypomnieć skąd go znam.

—Przyprowadź jego żonę.—wydałem polecenie strażnikowi i wszedłem znów do gabinetu. Podszedłem do małego barku i nalałem sobie trochę jakiegoś alkoholu, potrzebowałem rozluźnienia, cały byłem spięty i nie mogłem zebrać myśli. Skąd znam ten zapach? Usłyszałem pukanie do drzwi i po chwili zauważyłem drobną brunetkę z niebieskimi oczami, pochyliła delikatnie głowę w moją stronę i weszła do środka. Wydawała się wystraszona.

—Wzywał mnie, Alfa. —bez słowa wskazałem jej miejsce na przeciwko mnie.

—Zadam ci kilka pytań i będziesz wolna. —wyjaśniłem.

—Co robiłaś po tym, jak zakończyłem spotkanie?

—Razem z Olivierem byliśmy cały czas w domu.

—Nie wychodził nigdzie twój mąż?—spytałem.

—Nie, cały czas był w domu. —potwierdziła.

—Co robiliście?—dopytywałem.

—Nic nadzwyczajnego, to co inni ludzie słysząc o takiej tragedii i niebezpieczeństwie, myśli nie dawały nam spokoju, do teraz nie jestem w stanie zjeść jakikolwiek posiłek. —wyjaśniła.

—Uprawialiście seks?—spytałem. Widziałem zdzwinie na jej twarzy.

—Oczywiście, że nie. —o proszę.

—Twój mąż powiedział, że uprawialiście seks, dlatego nic nie słyszeliście. —widziałem zmieszanie na jej twarzy. Kłamie.

—Nie sądziłam, że to takie ważne, o takich rzeczach mówi się z partnerem, a nie z Alfą, tak nie wypada. —oburzyła się. Byłem pewny, że coś ukrywają, postanowiłem osobiście mieć na nich oko.

—Wybacz, jednak pytania to pytania, w takim razie to wszystko.—odpowiedziałem wstając. —Jesteście wolni, odprowadzę cię. —wyszliśmy z mojego gabinetu i zeszliśmy schodami na dół gdzie czekał na nią jej mąż. Już miałem coś powiedzieć, jednak przerwało mi wtargnięcie mojej kobiety, wparowała tu jak burza, zauważyłem, że wściekłym wzrokiem szukała mnie po pomieszczeniu. Wyszedłem jej na przywitanie, wiedziałem, że jest wściekła, za to, że nie pozwoliłem jej pomóc, jednak jak na złość musiała mnie nie posłuchać.

—Nie zostawię, cie z tym wszystkim samego, rozumiesz.—powiedziała wściekle. Jednak w jednej chwili, jej wyraz twarzy zmienił się z wściekłej na zdzwioną, zaczęła się rozglądać, zauważyłem jak spanikowana rozgląda się na boki szukając czegoś.

—Co się dzieję?—spytałem, łapiąc ją za dłonie. Spojrzała na mnie i już wiedziałem, że coś jest nie tak.

—Brat, mojego byłego partnera jest tutaj, czuję go. —odpowiedziała bliska płaczu. —Stoi za tobą. —wyszeptała, a pierwsze łzy spłynęły po jej policzkach.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro