Rozdział 16 ,,Connor"
Był późny wieczór, kiedy razem z Ann, weszliśmy do naszego domu. Dzisiejszego dnia miałem sporo na głowie, na dodatek doszła rodzinna kłótnia, w której to zawsze ja jestem winny. Wszedłem schodami na górę, aby wybrać sobie ubrania na zmianę i ruszyłem pod prysznic. Ann, nie odezwała się ani słowem, gdy wszedłem do łazienki i zacząłem się rozbierać. Zauważyłem w lustrze jej spojrzenie, gdy odpinałem spodnie, moja mate, była spragnioną wilczycą.
—Ann, idziesz ze mną?—spytałem. Popatrzyła na mnie dość niezrozumiale, jednak bardziej wydawała się zmęczona tym wszystkim. Dlatego myślę, że wspólna kompiel dobrze nam zrobi, zrezygnowałem z prysznica, podszedłem do wanny i odkręciłem wodę.
—Connor, nie dzisiaj.—usłyszałem. Znów na nią spojrzałem, zdecydowanie była zmęczona, nic dziwnego, dzisiejszy dzień, był okropny. —Mam ochotę, tylko i wyłącznie na łóżko.
—A ja?—spytałem i podszedłem do niej. Stanąłem za jej plecami, przyciągając ją do swojego torsu.—Nie znajdziesz chwili, dla swojego partnera?—skierowałem swoje spojrzenie na lustro, jedno musiałem przyznać, Ann była naprawdę piękna i w moim typie, dlatego non stop miałem na nią ochotę.
—Nie mam siły.—wyszeptała. Patrzyła jak moje ręcę rozpinają jej spódniczkę i powolnym ruchem ściągnąłem ją z jej bioder. —Connor, ty zboczony Alfo. —usłyszałem jej delikatny śmiech. Wiedziałem, że Ann, nie była na mnie zła, ani obrażona. Ona nie wyciągała pochopnych wniosków, tak jak moi rodzice.
—Ja tylko chce zrelaksować się z moją partnerką. —odpowiedziałem ściągając z niej jej bluzkę.
—Dobra, tylko zakręć wodę, bo zalejemy wszystko. —zakręciłem wodę, a Ann w pełni się rozebrała. Dodałem jakiegoś szamponu do kompieli i wszedłem do wody, podałem Ann rękę, aby się nie wywróciła i zanurzyła się w wodzie, opierając się plecami o mój tors.
—Myślisz, że twojemu tacie przejdzie.—spytała. Nie pierwszy raz kłóciłem się z ojcem, bywały sytuację, w których było naprawdę źle i dochodziło do tego, że nie rozmawiałem z ojcem spory czas, więc taka kłótnia, była błahostką.
—Przejdzie, pewnie jutro się pogodzimy. —odpowiedziałem.
—To dobrze.—odpowiedziała i położyła się na mnie.
—Ufasz mi?—spytałem. Wydaję mi się, że przez ten czas, mogłem naruszyć jej zaufanie, w końcu wyszły problemy z Ross i dzisiejsz kłótnia, być może wierzy mi, że jej nie zdradziłem, ale sam fakt, że doszło do takiego posądzenia, daje sporo do myślenia.
—Coraz mniej, Connorze.
—Czy uda mi się odbudować to zaufanie? —spytałem.
—Sam musisz sobie odpowiedzieć. —odpowiedziała. Gwałtownym ruchem wstała i wyszła z wanny, wzięła puchowy ręcznik, chowając swoje ciało przed moim widokiem i wyszła z łazienki. Czyli było źle.
—Ann, idziesz spać.—krzyknąłem, aby mnie usłyszała.
—Nie, idę do twojej matki. —odpowiedziała.
—Po co?—spytałem. Teraz do mojej matki, przecież była taka zmęczona, kobiety są zmienne. —Przecież, jest wieczór.
—To pilne, muszę coś załatwić. —odpowiedziała. Nie odpowiedziałem, chciałem spędzić z nią wieczór, zrelaksować się, obejrzeć jakiś film, niestety jak widać plany się zmieniły. Odkręciłem gorącą wodę, aby moje ciało się odprężyło. Miałem dość dzisiaj kobiet, najpierw Ross, moja matka i na koniec moja mate, czy im tak trudno zrozumieć, że jestem tylko mężczyzną, który ma dość babskich humorów?
—Connor?—usłyszałem krzyk. Otworzyłem gwałtownie oczy, ktoś wszedł do mojego domu, bez pozwolenia. Nasłuchwiałem, ponieważ nie dałem rady rozpoznać barwę głosu intruza. —Connor!—kolejny krzyk.
—Tu jestem.—odkrzyknąłem.
—Nie wiedziałam, że przeszkadzam. —odwróciłem głowę w bok i spojrzałem na nią uważnie. Dlaczego ona zawsze była taka prowokująca?
—Czego chcesz?—spytałem. Widziałem jej szeroki uśmiech i za dobrze ją znałem, abym nie wiedział co planuję.
—Connor, czekałam na ciebie. —odpowiedziała siadając na brzek wanny. No tak, zapomniałem.
—Nie miałem czasu, Ross. —odpowiedziałem obserwując ją bardzo uważnie.
—To ukrywanie się jest naprawdę męczące, przynajmniej dla mnie, ty nie masz zazdrosnej mate, która miałaby chęć zabić cię, za rozmowę z inną samicą.
—Moja mate, jest bardzo wyrozumiała. —odpowiedziałem.
—Widziałam jak wychodziła, dlatego przyszłam. —uśmiechnęła się delikatnie, jednak jej oczy wydawały się jakieś dziwne. —Nie chce zrobić ci problemów.
—Jednak je robisz, dzisiaj wyglądało to tak, jakbym cię pieprzył, a doskonale wiesz, że tak nie było.—odpowiedziałem.—Może powinnaś poznać się z Ann, byłoby łatwiej.
—Dla kogo? —spytała poirytowana.—Znasz moją sytuację z partnerem, wiesz jak mi ciężko, tylko ty dajesz mi nadzieję i nic nie poradzę, na to, że pieprzyło mi się z toba najlepiej. —znów nawaliła się tym gównem.
—Dzisiejsza sytuacja, była chujowa Ross, rozbieranie się przede mną nic ci nie da. —odpowiedziałem. Wiedziałem jaka jest Ross, czasami nawali się tego gówna i jej odwala.
—Jednak zapominasz, że tylko ja wiem, jak uwolnić, tę poskromioną bestię.—odpowiedziała wstając. Zdjęła z siebie ubranie zostając tylko w majtkach, Ross, rzadko kiedy nosiła stanik, jej piersi były dość małe, dlatego go nie potrzebowała. Wystawiała mnie na próbę, już drugi raz tego samego dnia i naprawdę nie miałem już siły.
—Wyjdź, zanim moja mate wróci i zobaczy jaki cyrk odwalasz. —warknąłem. Miałem dość i naprawdę żałowałem, że pozwoliłem jej zostać, myślałem, że się uspokoi i będzie mnie wspierać jak prawdziwa przyjaciółka, jednak już byłem pewny, że chce po prostu się ze mną pieprzyć.
—Connor, czy to takie trudne? —spytała wsadzając jedną stopę w wodzie.—Czy tak trudno jest ci, zadowolić jedną samicę?—stanęła przede mną. Szybkim ruchem, chciałem chwycić ręcznik i wyjść z wody, jednak jego tam nie było i wtedy przypomniało mi się, że Ann zabrała go dla siebie. —Wiesz, dobrze, że mój partner ma mnie gdzieś i jestem przed gorączką, dlatego proszę, pomóż mi. —szepnąła.
—Pieprzeniem ciebie, nazywasz pomocą?—spytałem niedowierzając.
—Nie zdajesz sobie sprawę, jak wielką pomoc mi dasz. —odwróciła się do mnie tyłem. Czy czułem się fatalnie z tym, że mi stanął? Tak. Jednak stała przede mną naga, gotowa do pieprzenia i jej sprośne słowa, dawały wiele do życzenia. Chciałem, aby w końcu przyszła Ann i zapobiegła tej sytuacji.
—Ross, wyjdź. —powtórzyłem. Ona nie robiąc sobie nic z moich słów, położyła się w wodzie. —Przestań, nie mogę. —szepnąłem, ale chyba sam do siebie, bo rozum mówił co innego, a ciało, pragnęło Ross.
—Jesteś Alfą Alf, nie musisz się nikomu tłumaczyć. —szępnęła kładąc się na mnie. Drgnąłem, gdy dłonią chwyciła mojego kutasa. —Jesteś władcą, co taka mała mate, może ci zabronić?—spytała. W jednej chwili się otrząsnąłem, odepchnąłem Ross tak mocno, że plecami uderzyła w ścianę, wyskoczyłem z wody i zacząłem wciągnąć na sobie ubranie, co ja chciałem zrobić?
Co ja najlepszego chciałem zrobić? Jeszcze chwila, abym ją zdradził, zniszczyłbym wszystko, a co najważniejsze zniszczyłbym Ann. Przeszła tak wiele, oddała mi się, zaufała, być może zakochała się we mnie, a ja prawie wszystko zniszczyłem poddając się cielesnym uniesieniom. Byłem idiotą, mogę stracić swoją mate przez swoją głupotę. Za pierwszym razem w gabinecie, chciałem Ross przywalić, rozbierała się, chciała namówić mnie do tego samego, jednak szybko zapobiegłem jej dalszym czynom, a teraz? Teraz prawie, dopuściłem się najgorszej rzeczy, jaką można zrobić w związku. Jestem skurwielem, ale muszę powiedzieć jej prawdę, nie chce jej okłamywać, zasłużyła na to, co najlepsze, już dość się wycierpiała, ja tylko ranię ją jeszcze bardziej.
Wybiegłem z naszego domu i bezzastanowienia, biegłem do domu rodziców, w myślach przeklinałem siebie i Ross, jak mogłem dopuścić do czegoś takiego. W głowie już miałem wizję, jak Ann wyjeżdża i zostawia mnie, należy mi się, jednak nie chciałbym, aby tak się stało, byłem głupi, naprawdę głupi. Zauważyłem ją wychodzącą z domu, serce biło mi niewyobrażalnie szybko.
—Ann...Ann.—krzyknąłem. Spojrzała na mnie zdziwiona, dobiegłem do niej i chciało mi się płakać, jak mogłem dopuścić się czegoś takiego. —Ann.—szepnąłem. Patrzyła na mnie niezrozumiale.
—Co się dzieje, Connor?—spytała spanikowana. —Oddychaj.—powiedziała. Starałem się uspokoić oddech, jednak tym bardziej się w niej wpatrywałem, robiło mi się słabo. Wyrzuty sumienia! —Co się stało?
—Ann, ja cię...—spojrzałem w jej oczy i widziałem w nich strach, bała się, bała się, że usłyszy coś co ją zrani.—Ann, ja prawie dopuściłem się zdrady...—wydusiłem z siebie. —Teraz przyszła Ross i ona się rozebrała, weszła do wanny, chciała uprawiać seks, w jednej chwili ją odepchnąłem i uciekłem. —mówiłem tak gwałtownie, że sam gubiłem się w swoich słowach.—Przepraszam.—szepnąłem.Patrzyłem na jej twarz, z sekundy na sekundę jej twarz zmieniała wyraz, widziałem pierwszą łzę spływającą po jej policzku.
—Czyli tak, boli gdy ktoś złamię ci serce.—odpowiedziała wycierając łzy spływające po jej policzkach.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro