Rozdział 11 ,,Ann''
Kilka godzin przespałam w ramionach mojego mate, moje serce choć przez chwile nie przestało bić szybko i mocno, czułam się taka szczęśliwa, jego słowa mnie tak zaspokoiły i zapewniły o lepszym życiu, był dobrym mate i wyrozumiałym, inni swoje partnerki zamykają w domu i nie pozwalają na kontakty z innymi wilkami, Connor był inny.
Obudziłam się pierwsza, przespaliśmy kilka dobrych godzin, gdy wstałam za oknem było ciemno, po cichu starałam się uwolnić z jego mocnego uścisku, potrzeby fizjologiczne wzywały.
—Gdzie się wybierasz?—spytał sennie. Jego oczy były zamknięte, a oddech wyrównany, nie wiedziałam, że nie śpi.
—Ja..muszę do łazienki.—powiedziałam szeptem. Cały czas moje ciało, było przyklejone do jego twardego torsu.
—Tylko zaraz do mnie wróć.—powiedział i mnie puścił. Szybko ruszyłam do łazienki i załatwiłam swoje potrzeby. Umyłam ręce i twarz, moje policzki były mocno zaczerwienione, nie wiedziałam, że Connor, aż tak bardzo na mnie działa, a nawet nie jesteśmy w pełni połączeni.
—Connor, jestem głodna.—powiedziałam wchodząc do jego sypialni. Leżał na brzuchu bez koszulki, jego spodnie opadły mu nisko na biodrach, odsłaniając białe bokserki. I jak tu zachować spokój?
—Możemy gdzieś pojechać.—powiedział wstając. Założył na siebie swoją koszulkę i rozpinaną bluzę. —Możesz zostać w mojej bluzie.—powiedział, gdy zauważył, że chce się przebrać.
—Okej.—powiedziałam, szczerze mówiąc uwielbiam jego zapach, koi moje nerwy i działa na mnie jak cholerna melisa na uspokojenie, czy nie jest to piękne.
—Chodźmy.—powiedział. Założyliśmy buty i wyszliśmy z naszego domu, Connor złapał mnie za dłoń, ten delikatny gest daje tak dużo, że naprawdę zaczynam wierzyć, że wszystko będzie dobrze. Nikogo ze stada nie było, każdy był w swoim domu, było już ciemno i napewno późno.
—Gdzie jedziemy?—spytałam. Wsiedliśmy do samochodu i wyjechaliśmy ze sfory.
—Może na jakąś stacje, wątpię, żeby o tej godzinie było coś otwarte.—powiedział. Patrzyłam na oświetloną drogę, mijaliśmy las, drzewa migały mi między oczami, Connor chyba lubi dość szybką prędkość. Po chwili jednak jego dłoń, znalazła się na moim udzie, spojrzałam na niego, jednak on skupiony był na drodze, znów czerwieniłam się jak dziecko, nie wiedząc jak się zachować, co zrobić, delikatnie położyłam swoją dłoń na jego.
—Możemy kupić jakieś zapiekanki.—powiedziałam. Nie musieliśmy długo jechać, ponieważ najbliższa stacja znajdowała się blisko naszego stada. —I coś słodkiego.—dodałam.
—Dla ciebie wszystko.—powiedział i wysiadł z samochodu. Patrzyłam jak jego sylwetka znika za drzwiami sklepu. Czułam się bezpiecznie przy nim, jednak, cały czas mam obawy, że jego wilk w jednej chwili zbuntuje się i znów oddali mnie od siebie. Nie chciałam tego, potrzebowałam go blisko siebie, jego obecność daje mi tyle siły i szczęścia.
—Ann, chcesz zapiekankę z pieczarkami czy salami?—krzyknął w moją stronę.
—Salami.—odkrzyknęłam. Jego postać znów zniknęła za drzwiami. Siedziałam w samochodzie i nuciłam sobie jakąś piosenkę, gdy nagle telefon Connora zaświecił, na wyświetlaczu pojawiła się wiadomość od Ros, ukradkiem spojrzałam i napisała do niego, czy mogą porozmawiać. To nie tak, że jestem wściekła, czy zazdrosna jak diabli, odczuwam bardziej lęk i strach, że Connor wolałby ją niż mnie, chociaż dzisiaj zapewnił mnie, że liczę mu się tylko ja, dlatego postanowiłam, nieprzyjemne myśli wyrzucić z głowy.
—Ann, to dla ciebie.—podał mi reklamówkę ze słodyczami i napojami.—Z salami dla ciebie, a dla mnie z pieczarkami.—powiedział i podał mi ciepłą zapiekankę.
—Dziękuje.—powiedziałam. Oboje zaczęliśmy jeść w samochodzie i było naprawdę przyjemnie, nie potrzebowałam restauracji, czy drogiego jedzenia, w takim klimacie i z taką osobą wszędzie jest cudownie. Po chwili jednak znów Connora telefon zaświecił i znów wiadomość od Ros. Odwróciłam wzrok od telefonu, gdy zauważyłam, że patrzy na mnie zdziwiony.
—Ann..—zaczął speszony.
—To nic, Connor.—powiedziałam. Starałam się uśmiechnąć i zapewnić go tym, że się nie przejmuje, jednak wiem, że był to raczej smutny uśmiech.
—Ann, nie przejmuj się nią, jutro poniosą karę.—powiedział.—Chce aby wszystko było dobrze.—powiedział i dotknął mojej dłoni.
—Jest dobrze.—odpowiedziałam.
—Dobra, zostaw to wszystko i wysiadaj.—powiedział. Zostawił wszystko i wysiadł z samochodu, zdziwiona zrobiłam to samo.
—Co robisz?—spytałam. Connor zaczął oddalać się od stacji, zostawił samochód i zaczął iść w stronę lasu. Nie pozostało mi nic innego, jak zrobić to samo.
—Powiedz mi, kiedy ostatnio się przemieniałaś?—spytał.
Szczerze mówiąc, to już nawet nie pamiętam, przy Harrym, nie mogłam się przemienić, zabraniał mi. Drażniła go, moja ranga w hierarchii, brzydził się tym, że byłam tak nisko.
—Kilka miesięcy temu.—powiedziałam.
—Ann, mój wilk cię nie czuje, czuje tylko dziecko, jednak nasze wilki się nie czują i nie łączą.—powiedział i spojrzał na mnie z nadzieją. Zatrzymał się koło drzewa i mówił dalej. —Musisz się przemienić, aby nasze wilki się zaakceptowały.
Connor chce, aby jego wilk, już nigdy mnie nie odrzucił, jeżeli będę wstanie przemienić się w moją wilczycę, to być może, Connor już nigdy mnie nie zostawi.
—Rozumiem, ale boje się trochę.—powiedziałam. Bałam się, że dziecko się wystraszy, będzie odczuwało łamanie kości, nie chciałabym żeby coś poszło nie tak.
—Nie bój się, wrazie czego oznaczę cię, tylko bądź ostrożna.—powiedział. Widziałam w jego oczach nadzieję i jego nadzieją, była też moją. Dlatego bez zastanowienia zaczęłam myśleć o swoim drugim wcieleniu, wyobrażałam sobie swoją kremową wilczyce, jak biegam po lesie, a moje łapy odbijają się mocno o ziemie i po chwili poczułam, jak moje drugie wcielenie przejmuje nade mną kontrolę i zmieniam się. Stałam na czterech łapach i czekałam, aż Connor się przemieni.
—Jesteś piękna.—usłyszałam w swojej głowie. Jego wilk znacznie nade mną górował, dlatego w geście uległości skuliłam ogon i otarłam się o jego pierś. Był taki miękki. —Jesteś moja.—powiedział i oparł się swoim pyskiem o mój. Moja wilczyca już go wielbiła. Patrzyłam na niego jak zaczarowana.
—Jesteś cudowny.—odpowiedziałam mu. Pyskiem zachęcił mnie do delikatnego marszu, nie mogłam biegać jak szalona po lesie, ponieważ, mogłoby się to źle skończyć dla dziecka, dlatego delikatny marsz obok cielska mojego mate, był idealny. Czułam jak nasze wilki łączą się i akceptują, moja wilczyca czuła miłość i chęć chronienia, przez wilka Connora.
—Co powiesz na spacer po lesie ?—spytał. Długo nie rozmawiałam z nikim przez swoją wilczycę, dlatego gdy, Connor coś do mnie mówił, jego słowa odbijały się echem, po mojej głowie.
—Chętnie, tak długo się nie przemieniałam.—powiedziałam uradowana. Zaczęłam delikatnie wyprzedzać Connora i mimowolnie, moje drugie ja okazało się być takie bezczelne, że uniosła ogon i otarła się nim o jego pysk, zachęcając go, do nocnych fantazji, przed otwartym niebiem.
—Niech ja cię dorwę.—warknął uradowany.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro