Rozdział 10 ,,Connor''
Otworzyłem drzwi od naszego domu i wszedłem do środka. Głucha cisza panowała w całym domu i szczerze mówiąc byłem przekonany, że Ann mnie po prostu zostawiła. Wyjąłem sobie z szafki szklankę i nalałem sobie trochę alkoholu. Ten dzień był męczący, całe moje życie w jednej chwili stało się jednym wielkim chaosem. Nigdzie nie słyszałem Ann, dla pewności ruszyłem do jej sypialni sprawdzić czy przypadkiem tam jej nie ma. Ruszyłem schodami na górę i wszedłem do jej pokoju, jak się okazało nie było jej, jednak jej torba z ubraniami była na swoim miejscu. Dziwne. Łazienka też była pusta, jednak jej słodki zapach unosił się w powietrzu, zdziwiony ruszyłem do swojej sypialni.
—Ann?—wtedy zobaczyłem ją. Leżała skulona na moim łóżku w mojej bluzie, nie odpowiedziała mi, dlatego ostrożnie podszedłem do niej i wtedy zauważyłem jej łzy, ona płakała. —Ann, co się dzieję?—delikatnie odwróciłem ją w swoją stronę.
—Wszystko jest okej.—powiedziała ścierając łzy płynące po jej bladych policzkach.
—Przecież widzę, proszę powiedz mi.—wyszeptałem. Bałem się, że to przeze mnie, nie chciałem, aby moja mate przeze mnie cierpiała.—Powiedz mi, pomogę ci z tym.—chciałem, aby mimo wszystko wiedziała, że ma we mnie wsparcie.
—Connorze, proszę zostawisz mnie tu na chwilkę.—wyszeptała. Unikała mojego wzroku. Leżała skulona przede mną, cała we łzach i mojej bluzie.
—Nie zostawię cię Ann, powiedz mi.—moja mate była taka bezbronna i krucha. —Czy to przeze mnie?—spytałem.
Spojrzała na mnie zaskoczona. Z zamyśloną miną usiadła obok mnie i ukryła obie dłonie w kieszeń bluzy, patrzyła w ziemie i już wiedziałem, że waha się przed odpowiedzą, nie chciałam, aby się mnie bała, albo, żeby nie miała do mnie zaufania, jest moją partnerką, jeszcze nie w pełni, ale jest, łączy nas coś wyjątkowego, dlatego nie chce już, aby czuła się przeze mnie źle, bo jest w ciąży. To nie jest jej wina, wiem, że darzy mnie uczuciem, tak wygląda więź, więc nie pozwolę już mojemu wilkowi sprawiać jej przykrości.
—To nie przez ciebie.—wyszeptała.—Gdy wyszłam z domu głównego, jakiś chłopak naskoczył na mnie, wyzywał mnie i kazał trzymać cię przy sobie, a nie pozwalać ci, uganiać się za jego mate.—powiedziała.
Nie dowierzałem w to co usłyszałem, zajebie tego skurwiela, jakim prawem, naskakuje na moją mate, wyzywa ją i drze morde, jakim kurwa prawem. Byłem wściekły, jednak starałem się nie wybuchnąć przy Ann. Muszę wiedzieć wszystko, co ten kundel jej powiedział.
—Powiedz mi dokładnie wszystko.—powiedziałem szorstko. Spojrzała na mnie niepewnie, ale kiwnęła głową na znak zgody.
—Powiedział, że jestem już do niczego, bo będę miała kundla z innym, dlatego ty mnie nie chcesz i uganiasz się za jego mate.—powiedziała.—Mówił też, że to, że byłeś z nią w czasie gorączki nic nie znaczy i nie życzy sobie, abyś dotykał jego kobiety, bo gdy do niego przyszła śmierdziała tobą.—nie wierze.
O Bogini, co sobie mogła o mnie pomyśleć moja mate, przecież to prawda, śmierdziałem nią, ale nic między nami nie doszło, nawet nie pomyślałem o tym, jednak kara go nie ominie.
—Ann przepraszam, nic między mną a Ros, nie zaszło, mając ciebie o nikim innym nie myśle, nie zrobiłbym ci tego, nawet bym nie chciał.—powiedziałem i złapałem ją delikatnie za twarz. Patrzyła na mnie ze łzami w oczach, nie chciałem widzieć w nich cierpienia. —Ann jesteś dla mnie idealna, nasza sytuacja nie jest zwyczajna, jednak wiedz, że to już nie ma znaczenia, nigdy nie zrobił bym ci krzywdy i wiedz, że ten gnojek zostanie surowo ukarany. —powiedziałem. Zauważyłem jak delikatnie się uśmiecha, to dobry znak, wierzy mi.
Wiedziałem, że Ann nie była jak te wszystkie dziewczyny, które wierzą w każde słowo, które ktoś im powie, byłem pewny, że mnie nie zostawi od tak, tylko zaczeka na wyjaśnienia, jest po prostu idealna i za dobra dla mnie.
—Wierze ci, dziękuje, że mi to powiedziałeś.—wyszeptała. Nie mówiąc nic więcej, porwałem ją w ramiona i mocno przytuliłem, pocałowałem czubek jej głowy, chciałem aby wiedziała, że jestem z nią i zapewnić, że teraz będzie inaczej, lepiej.
—Jestem twoim mate, zawsze możesz na mnie liczyć, Ann.—powiedziałem do jej ucha. —Jesteś moja i stałaś się częścią mojego serca, więc muszę o ciebie dbać.
—Dziękuje Connor, jesteś taki dobry.—powiedziała wtulając się we mnie. Jej malutkie dłonie oplotły mnie wokół brzucha.
—A mówią, że niepokorny. —powiedziałem śmiejąc się.
—To prawda.—powiedziała śmiejąc się w moją klatkę piersiową.
—A tak z ciekawości spytam, czemu masz moją bluzę?.—oczywiście z nią żartowałem, jednak widzą ją zawstydzoną i speszoną, jest piękne. Jest wtedy taka urocza.
—Myślałam, że mogę.—odpowiedziała. Moja biała bluza była zdecydowania na nią za duża i wręcz cała jej sylwetka była pod nią schowana.
—Oczywiście, jednak bardzo mnie ciekawi, dlaczego ubrałaś ją akurat teraz.—powiedziałem. Szczerze mówiąc domyślałem się, dlaczego ubrała ją akurat teraz, jednak bardzo chciałem usłyszeć to od niej.
—Twój zapach...—zaczęła zawstydzona.—Pozwala mi się uspokoić.—wiedziałem.
—A teraz jesteś spokojna, gdy jestem obok ciebie?—spytałem przybliżając się do jej twarzy. Znów chciałem ją pocałować.
—Tak.
—Zgodziłabyś się na wszystko, o co poproszę?—oparłem się czołem o jej głowę.
—Tak.—odpowiedziała. Słyszałem jak jej serce przyśpieszyło.
—Śpij dzisiaj ze mną Ann.—powiedziałem całując delikatnie jej szyję.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro