Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 1 ,Connor'

—Connor, kochanie już jesteś.—usłyszałem krzyk mojej mamy, gdy tylko przekroczyłem próg domu. Moja mama rzuciła się na mnie ze szczęścia, w końcu nie widzieliśmy się trzy lata. Odwzajemniłem uścisk, tuż przed nami stał mój ojciec, patrzący na nas z uśmiechem, ruszyłem w jego stronę i z nim również się przywitałem. —Witaj, w domu, synu.

Moi rodzice praktycznie nic się nie zmienili, ojciec miał sporo siwych włosów, za to mama wciąż wyglądała jakby miała osiemnaście lat. Mieli tylko mnie. Jak się potem okazało, moja mama miała problemy z zajściem kolejny raz w ciąże, dlatego całą swoją miłość i uwagę poświęcili mi. Chcieli wychować mnie, na sprawiedliwego i dobrego przywódcę, niestety plotki na mój temat, mówią same za siebie.

Oczywiście każdy młody człowiek, chce czegoś spróbować, zaszaleć, poczuć w żyłach przypływ adrenaliny, ja takim kimś byłem. Lubiłem się zabawić i korzystać z życia, jednak każdy wie, że jeżeli chodzi o sprawy watahy, byłem bardzo odpowiedzialny i wręcz surowy. Byłem odpowiedzialny za wszystkie wilkołaki, moje życie prywatne, nie było mieszane, z moim życiem zawodowym. Wilkołaki to, dominująca rasa, przywódca nie może być łagodny, ani przyjazny. Oni muszą czuć respekt i okazywać szacunek. Od spraw rodzinnych, czy dobrego traktowania w stadzie, jest Luna, matka wszystkich wilkołaków.

—Przygotowałam, twoje ulubione danie.—powiedziała moja mama, ciągnąc mnie w stronę jadalni. Walizki upadł przed moimi nogami, przez nagły ruch mojej szalonej mamy. —Zjesz sobie i opowiesz mi o wszystkim.—powiedziała radośnie.

— Sawa, nie męcz go.—skarcił ją mój tata. Takie są matki.

—Zamknij się, William.—powiedziała wściekle, gdy jej spojrzenie padało na mnie, odrazu łagodniało. Kobiety.

—Dziękuje za troskę, ale najpierw chce wnieść moje wszystkie rzeczy do pokoju.—powiedziałem ruszając do walizek. Musiałem odpocząć psychicznie. Jak się okazało jutro ma się odbyć przyjęcie urodzinowe i oficjalne przekazanie watahy w moje ręce.

Trzy lata spędziłem przygotowując się do tego momentu, ciężko pracowałem, trenowałem i uczyłem się różnych taktyk bojowych. Każdy Alfa, ma na karku, jakiś wrogów. Moje poświęcenie sięgało zenitu, chciałem być przygotowany na wszystko, pragnąłem momentu przejęcia władzy, ojciec zawsze powtarzał mi, że przejmę władzę kiedy, będę gotowy. Teraz jestem. I stanę się Alfą Alf.

—Connor, ale odpocznij, jutro ciężki dzień.—powiedziała moja mama i ruszyła w stronę jadalni. Zostałem z ojcem sam na sam.

—Mam nadzieję, że nie sprawisz mi kłopotów, dzisiejszego dnia.—spytał podejrzliwym głosem ojciec. Wiedziałem, że tak będzie.

—Nie rozumiem, o co chodzi?-spytałem ciekawy. Alfa William, czyli mój ojciec, wiedział wszystko, dosłownie, miał taki instynkt, który każdy wilk, mu zazdrości. Dlatego wiedział, że chciałem wymknąć się i pójść do Ros.

—Ty już dobrze wiesz, skończ z nią. Być może niedługo, znajdziesz mate.—powiedział tajemniczo i ruszył w stronę swojej mate.

Rose, to moja najlepsza przyjaciółka. Co prawda, jej pierwszą gorączkę spędziłem razem z nią, tak jak kilka następnych, ale to nigdy, nie było nic poważnego. Zawsze traktowaliśmy się, jak przyjaciele, zresztą ona marzyła o spotkaniu swojego mate. Nie widzieliśmy się trzy lata, więc nic dziwnego, że chciałem do niej pójść, przywitać się. Jedyna niesparowana wilczyca, którą dopuściłem do swojego życia. Inne trzymałem na dystans. Nie potrzebowałem ich w czasie gorączki, jestem samcem, który ma kontrolę nad swoim wilkiem.

Bez zastanowienia ruszyłem w stronę domu głównego, tam unosił się zapach mojej przyjaciółki. Sporo czasu minęło, od naszego ostatniego spotkania, nawet nie miałem czasu, zadzwonić, bo, tyle miałem, na głowie. Wszyscy z nisko uchyloną głową, przechodzili obok mnie, niektórzy nawet się odwracali za mną, niedowierzając, jak bardzo się zmieniłem.

—Ros.—krzyknąłem do dziewczyny. Stała do mnie tyłem i rozmawiała z jakimś wilkiem. Ros mierzyła ponad metr osiemdziesiąt, była wysoka jak, na kobietę. Czarne włosy ścięte na boba, delikatna oliwkowa cera, zielone oczy. Ros była ładna, ale nie w moim typie. Spędzałem z nią gorączkę, bo byliśmy najlepszymi przyjaciółmi i Ros, nie chciała, spędzać, gorączki z jakimś obcym wilkiem. Ona chciała mate.

—Connor.—rzuciła się na mnie z uśmiechem. Szanowałem ją, była lojalna wobec mnie, wszystko zawsze zostawało między nami, rozumiała i umiała doradzać.—Wróciłeś!

—Tak, już nie pozbędziesz się mnie.—powiedziałem i stanąłem obok dziewczyny. Szczery uśmiech zdobił jej usta, odsłaniając białe zęby.

—Connor, tak się cieszę, brakowało mi ciebie. Nie miałam z kim rozmawiać, byłam samotna.—pożaliła się.—Znalazłam mate. —powiedziała. A, ja, stałem i nie mogłem wydusić, z siebie choćby słowa. Znalezienie mate, to bardzo, rżadkie zjawisko. A Ros zawsze tego pragnęła. To jej marzenie.

—Ros, cieszę się twoim szczęściem. —Powiedziałem i przytuliłem ją z całej siły. Po chwili usłyszałem warczenie, odsunąłem od siebie Ros i spojrzałem zapewne na jej partnera.

—Kochanie, to nasz Alfa.—powiedziała.— Alex to, najważniejszy Alfa Connor. Connor to Alex, mój mate.

—Wybacz, Alfo, ale zdenerwowałem się, myślałem, że to jakiś inny samiec.—powiedział chyląc nisko głowę.

—Spokojnie, nic jej nie zrobię. Życzę dużo szczęścia. —powiedziałem i ruszyłem w stronę mojego domu. Muszę się ogarnąć i być przygotowany ja jutrzejszy dzień.

—Kochanie, już jesteś?—usłyszałem krzyk mamy z jadalni. Ruszyłem w tamtą stronę i zastałem ją pijącą piwo i rozmawiającą z ciocią Jess.

—Idę do siebie.—powiedziałem i ruszyłem do swojego pokoju, w którym nie było, mnie od trzech lat. Moje życie się zmienia. Jutro stanę się przywódcą, jutro moje życie, nie będzie już takie kolorowe. Ostatniego dnia mogę wyjść i zaszaleć. Zresztą, co ja będę, pytał się kogoś o pozwolenie, dobra impreza, dobrze mi zrobi.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro