Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Historia trzecia: "Żółta owca w rodzinie"

Lukas od dawna czekał na ten dzień. 

Każdej nocy zaraz przed snem wyobrażał sobie swoje pierwsze chwile w Hogwarcie. Oczami wyobraźni widział ogromny pociąg, który zawieść miał go do szkoły magii; Wielka Sala prezentowała się znakomicie - latające świecie zaraz nad jego głową dodawały mistyczności tego miejsca, cztery ogromne stoły dla każdego domu - Slytherinu, Gryffindoru, Ravenclaw i Hufflepuff. Norweg widział już siebie wśród zielonych barw, siedzącego obok innych Ślizgonów. Wszyscy wspólnie się śmiali, spędzali miło czas, pomimo bycia "najbardziej niemiłym domem". 

Dźwięk pracujących mechanizmów w pociągu, wyrwały Lukasa ze strefy marzeń.

"Już czas zacząć swoją przygodę w Hogwarcie" - pomyślał granatowooki, widząc, jak wiele osób zajmuje już miejsca w przedziałach. 

- Jak się zaraz nie ruszysz, to pojedziemy bez ciebie! - zagroził Matthias - jeden z przyjaciół Lukasa, który wchodził już do wagonu. 

Możliwe, że Bondevik nie był aż tak przerażony wizją wyjazdu z domu właśnie przez to, że wiedział, iż będą tam bliskie mu osoby. 

Z Matthiasem i Berwaldem znał się chyba od zawsze. Ich rody były zaprzyjaźnione z sobą od pokoleń, więc naturalną koleją rzeczy było to, że od najmłodszych lat spędzali z sobą czas. Podczas gdy Matthias zawsze był żywym srebrem, jeśli gdzieś go nie było, to oznaczało jedynie, że poszedł męczyć inne osoby, Berwald wolał towarzystwo książek, był tą jedyną osobą, która kwestionowała ryzykowne decyzje Duńczyka (Lukas należał to tych osób, co jeden raz powiedzą, że to jest niebezpieczne, a po fakcie dodadzą "a nie mówiłem?" z uśmiechem na twarzy). Ich trójka była grupą dość mieszaną charakterem, a mimo to więź przyjaźni była między nimi tak wielka, że prawie nierozerwalna. 

Lukas odwrócił się jeszcze, aby złapać swoje bagaże i rzucić drobny uśmiech swoim rodzicom. 

Ale nawet to, że w Hogwarcie będzie zaraz z przyjaciółmi nie sprawiała, że Lukas pozostawał bez żadnych wątpliwości. 

Tą wątpliwością był Emil - młodszy o kilka lat brat Lukasa, który z trudem powstrzymywał łzy, mocno zaciskając powieki. 

Widząc tak bardzo smutnego braciszka, Norweg nie mógł sobie odmówić ostatniego przytulenia malca przed wyjazdem.

- Hej - mruknął Lukas, biorąc w swoje objęcia Emila. - Nie płacz - poprosił.

- Nie płaczę - odpowiedział twardo sześciolatek, choć jego głos drżał. 

- Niedługo też pojedziesz do Hogwartu i będziesz mógł cały czas spędzać z Lukasem, prawda? - głos zabrała mama Lukasa. Była ona kobietą z zasadami, której nie dawało się wejść na głowę, jednak dla swoich synów nieba by uchyliła. 

- Mhm - przytaknął cichutko Emil. 

- Poza tym widzimy się na święta, wiesz? - pocieszył go przyszły student Hogwartu.

Młodszy brat Lukasa poruszył nieznacznie główką, dając do zrozumienia, że rozumie wszystkie te słowa.

- Zaraz się spóźnisz - zauważyła głowa rodziny. Tata Lukasa i Emila pracował w Ministerstwie Magii, a dokładniej w Departamencie Tajemnic, co tylko potęgowało zachwyt jego synów. 

Niewiele myśląc, chłopak chwycił swoje bagaże i poleciał jak torpeda w stronę pociągu. Wszedł do wagonu i zaglądał w każdy przedział, aby odnaleźć swoich przyjaciół. 

- Myśleliśmy, że już tam zostaniesz - powiedział Matthiasa, gdy Lukas siadał zaraz obok niego. 

- Chyba śnisz - odparł Lukas.

Pociąg ruszył w stronę Hogwartu.

ıllıllı ıllıllı ıllıllı

Lukas z zaciekawieniem przycisnął czoło do szyby i obserwował krajobrazy. Może i jechali krótko, ale Norweg zdołał już zobaczyć przepiękne zielone polany i delikatne wzgórza pokryte nielicznymi już kwiatami. Początek jesieni Bondevik uznawał za dość dziwny, ponieważ wciąż promienie słońca delikatnie opalały skórę, a jednocześnie drzewa ubierały swoje żółte, pomarańczowe i czerwone barwy, zwierzęta powoli szykowały się do swoje zimowego snu, a świat jakby zwalniał otoczony ciepłymi kolorami i pewnym rodzajem melancholii.

Berwald i Matthias nie byli zainteresowani zajęciem Lukasa, więc wspólnie grali w karty. Granatowooki również dostał zaproszenie do rozgrywki, jednak nie wykazał remu zbyt dużego zainteresowania. Sądząc po krzykach, które dochodziły do jego uszu, to Matthias musiał często pogodzić się z porażką, bo Berwald wygrywał "oszukując i podbierając karty". Nikt z nich nie spodziewał się cichego zapukania w drzwi od przedziału - ani zainteresowany krajobrazami Lukasa, ani krzyczący Matthias, który w swoich słowach setny raz żądał rewanżu, ani Berwald, najspokojniejsza duszeczka tutaj, która cierpliwie znosiła wszystkie wrzaski Køhera. 

Nim któryś z chłopców zdołał zrozumieć, że ktoś definitywnie chce wejść do ich przedziału, drzwi się przesunęły a w progu stanął przyszły uczeń Hogwartu. 

- Przepraszam - zaczął nieśmiało. - Nie ma już zbyt miejsca w innych przedziałach i chciałbym się spytać, czy tutaj znalazłbym miejsce - uśmiechnął się. 

Trójka przyjaciół spojrzała na siebie. Od chłopaka biła miła i przyjazna aura, która sprawiała, że wydawał się aniołkiem ze stalowymi nerwami.

- Jasne! - zabrał głos Matthias. - Siadaj!

Trzeba przypominać, że nie liczył się ze zdaniem swoich towarzyszy?

Tak naprawdę to Lukas nie miał nic przeciwko nowemu podróżnikowi, bo chłopak wyglądał na okrutnie wręcz miłego, co nie zmieniało faktu, że Norweg zawsze czuł pewną nieśmiałość, spotykając nieznajomych.

Wszystko zmieniło się, jednak gdy spostrzegł małe stworzonko zaraz obok nogi chłopaka. 

Ta biała kula wesoło merdała ogonem i z radością patrzyła na każdego siedzącego w przedziale. 

- Masz psa? - spytał Berwald, kładąc walizki na podłodze i samemu się lekko przesuwając, aby zrobić miejsce dla nowego. - Cały czas sądziłem, że do Hogwartu można wziąć kota, szczura albo sowę.

- Cóż... - zaczął chłopak, zaś czworonóg plątał się po całym małym pomieszczeniu i z widoczną ciekawością obwąchiwał każde nieznajome dłonie. - Moi rodzice porozmawiali z dyrekcją. Nie wiem, jakich argumentów użyli, ale mogłem wziąć swoją kochaną Hanatamago - dodał. Gdyby nie to, że jego psinka była właśnie w trakcie podlizywania się Lukasowi, który w swoich kieszeniach chował słodycze, to chłopak z chęcią pogłaskałby swojego podopiecznego po główce.

- Szybciej przedstawiłeś swojego psa niż siebie - zauważył błyskotliwie Matthias.

- Oh! Faktycznie, wybaczcie - spostrzegł się. - Jestem Tino Väinämöinem - przedstawił się z uśmiechem na twarzy.

- Jestem Matthias Køher - wypalił szybciutko blondyn o jasnoniebieskich oczach.

- Berwald Oxenstiema - dodał cicho okularnik.

Wszyscy z wyczekiwaniem patrzyli na Lukasa, który jako jedyny nie przedstawił się jeszcze Tino. Nie wyglądało na to, że w ogóle słuchał rozmowy przyjaciół, ponieważ jego oczy wpatrzone były w pieska - patrzył na nią jak zahipnotyzowany, a nawet odważył się pogłaskać ją po głowie. Uznał, że Hanatamago ma bardzo miękką sierść, jak u baranka. 

- Słuchaj Tino - odezwał się Duńczyk - Jeśli kiedykolwiek zginie ci pies, to jest duża możliwość, że to Lukas go ukradł jako zemstę, że Hanatamago skradła jego serduszko swoją uroczością - wytłumaczył, śmiejąc się i uderzył Bondevika lekko w bok. 

Lukasowi powrócił świadomy wzrok niby za sprawą ciosu Duńczyka. 

- Zaraz ci oddam - mruknął gniewnie. - Jestem Lukas Bondevik - dodał, włączając się w końcu do rozmowy. 

Matthias cicho się zaśmiał i odsunął na bezpieczną odległość, ponieważ groźby Norwega nigdy nie były rzucane na wiatr, a sam granatowooki dziwnym trafem zawsze trafiał łokciem między żebra. 

- Zagrasz? - spytał Køher Tino, wskazując na karty.

Nowy z radością pokiwał głową. 

Bondevik oczywiście odmówił przyłączenia się do rozgrywki, bo o wiele bardziej interesował go świat zza szyby. Reszta towarzystwa nie miała do niego za to pretensji. 

Norweg z każdą chwilą czuł coraz większą ekscytację związaną z tym, że niedługo przejdzie przez próg Hogwartu. Już od małego wiedział o tej szkole, wszak pochodził z szanowanego rodu czarodziei, każdym rokiem coraz bardziej nie mógł doczekać się swoich jedenastych urodzin. Gdy w końcu w jego dłonie wpadł ten mistyczny list z Hogwartu, skakał ze szczęścia. Tak bardzo cieszył się, że będzie uczyć się czarów pod okiem najlepszych czarodziei! Skakał ze szczęścia, a jego młodszy brat Emil również cieszył się z radości Lukasa. Było to jeszcze wtedy, gdy sześciolatek nie był świadomy tego, że dostanie się do Hogwartu łączyło się z wyjazdem starszego brata. Małe serduszko Emila ledwo przeżyło wiadomość, że zobaczy swojego brata jedynie podczas świąt zimowych i wakacji. Nawet urodzin nie będą mogli razem spędzać! 

"Niedługo ty też pójdziesz do Hogwartu i będziesz ze mną spędzać tyle czasu, że aż zacznę cię irytować" - powtarzał Lukas, gdy pakował swoje rzeczy i zmierzał na peron. 

Malec był jednak nieskory negocjacji i dał starszemu bratu ultimatum - z każdego dnia Bondevik miał przesyłać mu pełen raport. 

"Ciekawe czy będzie je czytać?" - spytał sam siebie blondyn. 

Może i Emil był inteligentnym dzieckiem, jednak wciąż miał zaledwie sześć lat, a Norweg nie chciał wierzyć, że w tym wieku czyta już z gracją. 

Bondevik poczuł lekkie trącenie w swoją łydkę, co sprawie wyrwało go z rozmyślań. Nie zdziwił się zbyt, gdy zobaczył grzecznie siedzącą Hanatamago. Energicznie ruszała ogonkiem, prawdopodobnie chciała coś przekazać Lukasowi w swoim psim języku. 

Lukas spojrzał na wielkie i czarne jak węgielki oczka śnieżnobiałej kulki. 

Urocze zwierzątka miały na niego bardzo nienaturalny wpływ - potrafiły zrzucić z jego twarzy maskę obojętności i wręcz zahipnotyzować Bondevika. Sam chłopak, pomimo że uwielbiał czteronogich przyjaciół, nie posiadał domowego zwierzątka. Nie brał nawet do Hogwartu żadnego szczura, kota czy ptaka. Ich rodzinna sowa wystarczała mu do przekazywania listów. 

Jej właściciel wraz z przyjaciółmi grał w karty, ale tym razem to Matthias wygrywał (było duże prawdopodobieństwo, że Berwald dawał mu fory, a Tino był po prostu słaby w takie gry).

Lukas sięgnął po swoje przekąski, które wziął na podróż, i ułamał kawałek krakersa. Taki drobniutki przysmak rzucił Hanatamago, która ze szczęściem wypisanym na mordce zjadła jedzenie od Norwega. 

- Nie dokarmiaj jej - usłyszał z ust Tino. 

Twarz Lukasa od wstydu zrobiła się cała czerwona, a nawet jego blade uszy pokrył ten kolor - nie spodziewał się, że ktokolwiek zwraca na niego uwagę.

- Przepraszam - wypalił szybko. 

- Nie gniewam się - uspokoił go Fin, wychylając się lekko, aby lepiej widzieć granatowookiego. - Bardziej obawiam się, że Hanatamago nauczy się wymuszać od ciebie jedzenie - dodał. 

Lukas postanowił zupełnie zignorować fakt, że po tym, jak Tino spojrzał na niego swoimi niebieskimi oczami, miał też idealny widok na karty Berwalda. Sam Väinämöinem, gdy wrócił do swojej poprzedniej pozycji, położył palec na ustach, aby przekonać Bondevika do milczenia.

Blondyn nie walczył z wolą Finlandczyka i po prostu wrócił do wpatrywania się w świat przez okno. Zawsze sądził, że rozstanie z rodziną będzie proste, jednak już teraz w jego dziecięcym sercu zakiełkował kwiat tęsknoty. Zwłaszcza zaczęło mu już brakował biegającego za nim Emila, który przez swoją niewinność, był za dobry dla całego świata. Miał też dla niego napisać list. A gdyby zaczął już teraz? Może i jechał dopiero w pociągu do Hogwartu, ale czy to znaczy, że nie mógł trochę naściemniać? Doskonale wiedział jak wyglądało powitanie pierwszaków, więc co mu szkodzi? 

Ze swojego bagażu podręcznego wyjął zeszyt i długopis.

"Hej Emil!

Mam nadzieję, że słuchasz się rodziców i jesteś grzeczny. Właśnie skończyło się rozpoczęcie roku w Hogwarcie i było po prostu cudownie!

Wielka Sala była jeszcze wspanialsza niż przypuszczałem. Latające świece, które wiszą nad stołami dodają wyniosłości chwili. Jest cudownie! Przepłynięcie łódką nie było takie straszne jak myślałem - cały czas byliśmy pod okiem gajowego, a nasze tratwy zaopatrzone były w lampy, abyśmy się nie zgubili. Co prawda, gdy zobaczyłem pierwszego ducha, lekko się wystraszyłem, jednak w tej szkole jest pełno takich istot! Dyrektor przygotował dla nas świetne powitanie. Ciągle powtarzał, że wszyscy bez wyjątków mają trzymać się z daleka od Zakazanego Lasu (gdy będziesz w Hogwarcie musisz mieć to na szczegulnej uwadzę). Pewnie zastanawiasz się, do którego domu trafiłem, co? W tym przypadku nie było dużego zaskoczenia. Od teraz należę do Slyth-"

- Ktoś już się chyba stęsknił za swoim braciszkiem. - Od razu przerwał pisanie, gdy usłyszał te słowa. 

- Bardzo śmieszne Matthias - odparł, zamykając rzeczy. - Zajmij się lepiej grą, bo znów inni wygrają, bo "oszukują".

- Ha! I tu się mylisz! - krzyknął uradowany blondyn. - Przez ostatnie rundy tylko ja wygrywam! No może raz Tino wygrał, ale to nic nie znaczy!

Lukas przewrócił jedynie oczami, a Finlandczyk cicho się zaśmiał. 

- Niedługo dojedziemy już do Hogwartu - zauważył Berwald, wyglądając przez okno. 

- Myślicie, że do jakich domów traficie? - spytał Tino. 

- To proste! - rzekł Duńczyk. - Hufflepuff - wskazał na Fina - bo jesteś chyba najmilszą osobą, jaką spotkałem. - Dłoń Matthiasa powędrowała w stronę Szweda. - Ravenclaw, bo jest po prostu inteligentny - powiedział. - Nie bardziej niż ja, ale cóż - wyszeptał do siebie. - Slytherin - mówiąc to, wskazał na Lukasa - bo może wyglądać niewinnie, ale z niego jest niezłe ziółko. A ja do Griffinforu - powiedział z dumą. - Jestem strasznie odważny! - wytłumaczył. 

- To nie odwaga, tylko brak poszanowania dla zasad - zauważył Norweg. 

- Czepiasz się szczegółów.

- Serio Lukas trafi do Slytherinu? - spytał Finlandczyk.

- Mhm! - przytaknął Duńczyk. - On też jest już tego całkowicie pewny. 

Lukas aż wypiął pierś z dumy. 

- Jego calutka rodzinka należała do Slytherinu - konytuował niebieskooki. - Poza tym jest jeszcze wężoustny, prawda?

Z lekkim uśmiechem na ustach Bondevik przytaknął. Jego czarodziejski ród słynął z tego, że każdy czarodziej uczący się w Hogwarcie trafiał do Slytherinu. Wyrastali tam na potężnych czarodziei. Nie mieli jednak nic przeciwko mugolom czy półkrwiakom w przeciwieństwie do wielu innych potężnych rodów - przecież takich silnych czarodziei nie zniszczy niemagiczna krew. Granatowooki z całej siły pragnął podtrzymać tę tradycję. Nie chodziło tu o zhańbienie nazwiska, tylko samo czucie się częścią rodziny poprzez zielone barwy i respekt, jaki by otrzymał po dostaniu się do Slytherinu. 

- W takim razie mam nadzieję, że wasze przewidywania się spełnią - rzekł Finlandczyk z uśmiechem na ustach. 

"Tino jest naprawdę dziwny" - przeszło przez myśl Lukasowi.

ıllıllı ıllıllı ıllıllı

Bondevik nie spodziewał się, że Wielka Sala będzie pękać w szwach przez ilość ludzi wewnątrz niej. Tłumy uczniów siedziało przy ogromnych stołach. Wiele pierwszaków otrzymało swoje nowe barwy i z ekscytacją czekali aż starsi uczniowie oprowadzą ich po dormitorium. 

Berwald zasiadł już przy stole dla Krukonów z czego widocznie był dumny, ale też onieśmielony przez nowych ludzi i wyglądał niemrawiej niż zwykle. 

Tino już, gdy podszedł do grupy Hufflepuff został powitany przez ogrom uczniów, którzy już oferowali pierwszakom pomoc w zrozumieniu, jakie zasady panują w szkole, na jakich nauczycieli uważać i gdzie co jest. 

Matthias czuł się jak ryba w wodzie otoczony przez równie odważnych i nierozważnych Gryfonów. Znając życie już dopytuje się, kiedy będzie mógł się ubiegać o miejsce w drużynie Quidditha.

- Slytherin! - wykrzyczała Tiara Przydziału, gdy leżała na głowie chłopca o bladej cerze. 

Jedenastolatek prędko wstał z krzesełka i wręcz pobiegł do stołu Ślizgonów, rzucając po drodze uśmiech swoim przyjaciołom w innym domu. 

- Uważaj Beiltchmidt - rzucił szybko nauczyciel. 

"Zaraz ty" - pomyślał Lukas. - "Daj z siebie wszystko". 

Nauczycielka stojąca zaraz obok Tiary Przydziału spojrzała na swoją listę. 

- Lukas Bondevik! - krzyknęła, a granatowooki z pewną pewnością siebie ruszył w jej stronę. 

Usiadł na drewnianym krzesełku, a kobieta ułożyła mu na głowę magiczny przedmiot.

Blondyn znów się rozmarzył. Już za kilka chwil stanie się dumnym członkiem Slytherinu. Będzie mógł uczyć się magii pod okiem najzdolniejszych nauczycieli, a dzięki jego zielonym barwom i wężowi w godle domu będzie szanowany przez wysokich czarodziei. Czy życie może być piękniejsze? Gdy Lukas dostanie się do Slytherinu odpuszczą go wszelkie problemy - i tak nikt nie mógłby się śmiać z jego krwi, bo przecież był czystokrwisty, ale teraz, gdy stanie się Ślizgonem, nikt nie będzie mówić, że jest zbyt słaby jak Puchoni, zbyt nieodpowiedzialny jak Gryfoni, czy zbyt przemądrzały jak Krukoni. 

"Znów myślisz o niebieskich migdałach" - upomniał sam siebie Lukas. 

Tiara Przydziału ciągle coś do siebie szeptała, jednak Bondevik nie potrafił jej zrozumieć. 

Chłopak popatrzył na uczniów, którzy widocznie coś do siebie szeptali. Słowo "hatstall" wychodziło z ich ust nadzwyczaj często.

Norweg popatrzył jeszcze na nauczycieli, a na ich twarzach rósł niepokój. 

"Co się dzieje?" - pytał sam siebie.

Czara goryczy przelała się, gdy zobaczył też, że jego przyjaciele i Tino również nie wiedzą, dlaczego Lukas tak długo musi czekać na odpowiedź Tiary. 

Ktoś z pierwszego rzędu powiedział: "Minęło już pięć minut". 

Nagle cała odwaga i pewność siebie Lukasa zniknęła. Twarz zrobiła mu się blada i poczuł, że źle się czuje, będąc w centrum uwagi, zwłaszcza że działo się coś czego nie rozumiał. 

"Niech to się skończy" - błagał w myślach. 

Wszyscy byli już poddenerwowani czekaniem, lecz nagle Tiara Przydziału krzyknęła:

- Hufflepuff!

Każdy, kto znał Lukasa pomyślałby, że to muszą być jakieś żarty. Bondevik Puchonem? No proszę nie mówić takich głupich kawałów! Zaskoczeni byli nawet Matthias, Berwald i Tino. 

Mimo doznanego szoku granatowooki zszedł z krzesełka i ruszył w stronę stołu Hufflepuff. Tamci uczniowie przywitali go z otwartymi ramionami i jedynie z ust Finlandczyka wyrwało się szybkie i pełne troski: "Wszystko dobrze?"

Chyba to właśnie w tym momencie Bondevik zaczął wątpić w rzeczywistość.

ıllıllı ıllıllı ıllıllı

Lukas przyzwyczaił się do życia wśród zbyt przyjaznych Puchonów. Wciąż nie odnajdywał się w ich gronie, a został mu już ostatni rok w Hogwarcie. Jedną z osób, która pomagała dostosować się do trybu życia domowników Hufflepuff był Tino, z którym przez te kilka lat zdążył się zaprzyjaźnić. 

Fin pomagał mu przetrwać wśród otwartych Puchonów, jednak nie zmieniało to tego, że Lukas wciąż czuł, że to nie jest jego miejsce. 

O dziwo rodzice nie mówili nic na temat domu swojego pierworodnego, choć granatowooki potrafił dostrzec w ich oczach wstyd za to, że nie dostał się do Slytherinu i zwyczajny zawód. 

Smutek Lukasa pogłębił się jeszcze bardziej, gdy Emil został Ślizgonem. Oczywiście nie okazywał swoich negatywnych uczuć bratu, wręcz przeciwnie - gratulował mu, jednak każdy wiedział, że dotknęło to Norwega.

Lukas po prostu nie nadawał się do bycia Puchonem, a współczujący wzrok innych mu w tym nie pomagał. Jedynym czym mógł się przyczynić do rozwoju Hufflepuff było podlewanie kwiatków, co w tajemnicy bardzo lubił, jednak to nie wystarczało. Chciał zrobić coś więcej, być kimś ważniejszym.

Inni uczniowie z całego Hogwartu, nie tylko z Hufflepuff, też nie wiedziała jakim cudem Bondevik przywdział żółte barwy. Całe społeczeństwo uczniowskie zastanawiało się nad dwoma sprawami - jakim cudem Lukas został Puchonem i dlaczego Antonio trafił do Ravenclaw. Już to drugie dało się lepiej wyjaśnić! Może i Hiszpan nie grzeszył inteligencją w dosłownym słowa tego znaczeniu, jednak dobrze radził sobie w zarządzaniu drużyną Quidditha, miał dar do planowania. Przynajmniej dzięki niemu Ravenclaw wreszcie zaczął spinać się po szczeblach kariery w sporcie. Jego inteligencja emocjonalna również była na wysokim poziomie - dobrze wiedział co powiedzieć, kiedy się uśmiechnąć, aby nauczyciele go wręcz uwielbiali.

Dlaczego więc, do kurwy nędzy, Lukas trafił do Hufflepuff?

Nie uśmiechał się jak oni.

Nie był pomocny jak oni.

Nie zaprzyjaźniał się tak łatwo jak oni.

Dlaczego świat postanowił tak zadrwić z Bondevika? Co takiego złego zrobił, że czuł się samotny w tłumie? Czemu to właśnie on musi słyszeć na każdym kroku, że gdzieś nie pasuje (najczęściej od samego siebie)?

Podobno Tiara Przydziału popełniła siedem błędów. Najwidoczniej Lukas był ósmym przypadkiem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro