Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Część 7

Po powrocie do domu:

- Jest całkiem fajna, no nie? Materiał na przyjaciółkę, że tak powiem. - pytała mnie Kenna, chociaż ja jej i tak nie słuchałam. Patrzyłam w okno i zadawałam sobie pytanie, czy James siedzi teraz z tą "Katie". Nagle zauważyłam jak wychodzi z domu James'a.

-Kenna, chodź zobacz. To ta dziewczyna, to ona jeździ tym zepsutym rowerem i flirtuje z James'em. - powiedziałam.

- NIe wiem, Nie znam jej, nawet z widzenia. Może tak być, że James ciągnie na dwa fronty. - odparła, a gdy popatrzyła na moją minę, od razu zmieniła zdanie - Albo to jakaś kuzynka ze strony.. mamy i odwiedza ich...no bo.. przecież nie mógł by ci tego zrobić, prawda?

- Odwiedza ich? Codziennie? Nie wciskaj mi tu kitu, po prostu mu się nie podobam i nie chce ze mną być! - byłam nieźle wkór*iona.

Nagle zauważyłyśmy jak Katie zaczęła zrywać i niszczyć kwiatki z mojego ogrodu. Wtedy otworzyłam okno i zaczęłam wykrzykiwać:

- EJ TY! NIE ZRYWAJ MOICH KWIATKÓW, TY DZIKUSKO! ZARAZ TAM ZEJDĘ I DOSTANIESZ PO MORDZIE! - byłam tak wkór...wkurzona, że nie patrzyłam co mówię. Po chwili dziewczyna uciekła, rozrzucając oberwanie paki kwiatów na drodze.

- Boszz...Jaka agresywna, ja to bym od razu zlała jej dupsko - mówiła dumnie Kenna.

- Ale wiesz, nie chodzi tylko o te durne kwiatki. NIe wiem co o tym myśleć.

- To nie myśl, bo to ci nie wychodzi. Po prostu go zapytaj i już. - doradziła.

- Tak myślisz? to nie takie proste.

- Ja nie myślę, to one mnie wiecznie nachodzą.. ach, te myśli...- zażartowała.

Reszta dnia minęła normalnie. Kenna wyjechała wieczorem. Do końca dnia pisałam na facebooku z Maricą i uzgodniłyśmy, że jutro idziemy na spacer o 14.30.

                                                                             * * *

Obudziłam się trochę późno, bo wczoraj długo pisałam z Kenną i Maricą. Zasnęłam dopiero o 1.36.

- Celestia, mówiłaś, że dziś gdzieś wychodzisz. - zapytała mama, smażąc moje ulubione jajko z koperkiem.

- Do swojego chłopaka idzie. Będą się całować i przytulać ahahaha - wypalił Julek.

- Tak?

- NIe mamo, on kłamie, ja nawet chłopaka nie mam. Wychodzę o 14.00, bo do Maricy idę, dasz mi 5 dolarów? - powiedziałam.

- Masz w swojej skarbonce około 20 dolarów.

- Ale to na co innego. No dasz mi pieniążka? Jeszcze na siebie nie zarabiam. -trochę wybłagałam.

Wreszcie mi dała i poszła do pracy.

3 godziny później:

Usłyszałam dzwonek telefonu.

- Yyyy...halo? Kto mówi - zapytałam do słuchawki.

-To ty Tia? Przy telefonie Marica.

-Cześć, tak to ja. Gdzie się spotykamy? - znów zapytałam.

- Właśnie, nie mogę wyjść mam gorączkę i katar, leżę w łóżku obrzucona chusteczkami. Jeżeli to ciebie nie przeraża możesz do mnie przyjść. podam ci adres.

- Okej, zaraz będę z miłą chęcią. Więc gdzie mieszkasz?

- W domu piętrowym za sklepem "Loca". ulica dziarska 11. To na razie. - powiedziałam i odłączyła się.

                                              *        *        *
Otworzyła mi (chyba) jej mama.

- Dzień dobry, Marica leży w łóżku, ale jeżeli chcesz dotrzymać jej towarzystwa to zapraszam. - powiedziała uprzejmie.

-Dziękuję.

          Gdy weszłam do jej pokoju zauważyłam tylko jej czerwony nos i zmęczone oczy.

- Hej, nie najlepiej wyglądam, co?

- Szczerze, to nie haha

-Chcesz zobaczyć coś?- zapytała, a ja kiwnęłam głową. - To wejdź tam.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro