29
Środa: 7:30
Pewnie teraz będziecie mieć o mnie trochę inne zdanie niż wcześniej, ale naprawdę odzyskałam siły do życia. Nigdy wcześniej nie byłam tak zmęczona nim. Jestem szczęśliwa, że wszystko się wyjaśniło, i że Martyna nie ma tego dziecka. Gdybym nie kochała James'a i nic nie miała do Martyny, nawet bym jej współczuła, że jej głupi plan nie wypalił.
Wybrałam się z James'em do mojej nowej "pracy". Miał mnie tylko podprowadzić, ale chciał zostać aż skończę pracę.
- nie, to jest zły pomysł. - powiedziałam, gdy szliśmy przez park za ręce. - ja kończę pracę o 18.00.
- Zostanę do 10.00. Później sobie pójdę, bo muszę jeszcze podlakierować autko. Bardzo lubię na ciebie patrzeć, nawet jeżeli nic wyjątkowego nie robisz. - odparł, a ja podarowałam mu buziaka.
Jakieś 5 minut później byliśmy już na miejscu, no więc wzięłam się do pracy. Gdy zakładałam czarny fartuch usłyszałam czyjąś kłótnię. Nie chciałam podsłuchiwać, ale ciekawość mi nie pozwoliła. Za regałem z garnkami stała szefowa i kłóciła się z jedną z kelnerek. To była Rosaline, która już pierwszego dnia nie przypadła mi do gustu. Jest strasznie pyskata i wredna, podobnie jak sama szefowa.
- masz coś zrobić, żebym mogła ją wylać! - krzyknęła szefowa na Rosaline, która była nawet trochę przestraszona.
- ale jak? - zapytała.
- mnie o to nie pytaj, po prostu zrób to co zawsze, dokucz jej czy coś. Ta Celeste musi stąd zniknąć.
Co? Ja? A co ja takiego zrobiłam?
- dobrze, to ja już sobie pójdę - powiedziała Rose i weszła do jadalni.
Podbiegłam do szafki, wzięłam tacę i podeszłam do Olivera kucharza po potrawy zamówione przez klientów. Pierwszą klientką była pani przy trzecim stoliku przy ścianie. Na moje nieszczęście była to Martyna. Ale nie siedziała sama. Była z ...Igorem? Rozmawiali ze sobą tylko, ale Igor wziął ją za rękę i...
I chyba miał w planie zapytać ją o chodzenie, ale im przeszkodziłam.
- Proszę, państwa desery. - powiedziałam, stawiając przed nimi talerze z ciastem.
Popatrzyli tylko na mnie ze zdziwieniem, a później na siebie.
- Smacznego - powiedziałam z uśmiechem i odeszłam. Ich miny, bezcenne. Później podeszłam do kilku innych osób, rozdając zamówienia. Luis był ostatni.
- proszę, dla pana piwo z pianą - powiedziałam.
- Widziałaś ich? - zapytał - Oni są razem?
- a co? Zazdrosny? - odparłam, zabierając tacę i biorąc się za boki.
- Oczywiście, że nie. Tylko... to trochę dziwne, że tak szybko znalazła sobie kogoś innego. I na dodatek Igora?
- Cóż, Martyna jest takim szczwanym lisem. Ale czemu akurat z nim, to nie mam zielonego pojęcia. Coś się za tym kryje. - powiedziałam i tylko co się odwróciłam, a byłam świadkiem jego zaręczyn.
- Czy ty, Martyno Serle, wyjdziesz za mnie i uczyniesz mnie najszczęśliwszym facetem na świecie? - zapytał , klękając z czerwonym pudełeczkiem. Martyna tylko otworzyła usta ze zdziwienia, trzymając się za policzki.
- Tak! - pisnęła, aż zdziwiłam się, dlaczego jeszcze szyby w oknach są całe. Ale dziwne dalej było to, dlaczego Martyna chciała być z James'em, a Igor do mnie zarywał?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro