Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

29

  Środa: 7:30

   Pewnie teraz będziecie mieć o mnie trochę inne zdanie niż wcześniej, ale naprawdę odzyskałam siły do życia. Nigdy wcześniej nie byłam tak zmęczona nim. Jestem szczęśliwa, że wszystko się wyjaśniło, i że Martyna nie ma tego dziecka. Gdybym nie kochała James'a i nic nie miała do Martyny, nawet bym jej współczuła, że jej głupi plan nie wypalił. 

         Wybrałam się z James'em do mojej nowej "pracy". Miał mnie tylko podprowadzić, ale chciał zostać aż skończę pracę.

- nie, to jest zły pomysł. - powiedziałam, gdy szliśmy przez park za ręce. - ja kończę pracę o 18.00.

- Zostanę do 10.00. Później sobie pójdę, bo muszę jeszcze podlakierować autko. Bardzo lubię na ciebie patrzeć, nawet jeżeli nic wyjątkowego nie robisz. - odparł, a ja podarowałam mu buziaka.


Jakieś 5 minut później byliśmy już na miejscu, no więc wzięłam się do pracy. Gdy zakładałam czarny fartuch usłyszałam czyjąś kłótnię. Nie chciałam podsłuchiwać, ale ciekawość mi nie pozwoliła. Za regałem z garnkami stała szefowa i kłóciła się z jedną z kelnerek. To była Rosaline, która już pierwszego dnia nie przypadła mi do gustu. Jest strasznie pyskata i wredna, podobnie jak sama szefowa. 

- masz coś zrobić, żebym mogła ją wylać! - krzyknęła szefowa na Rosaline, która była nawet trochę przestraszona. 

- ale jak? - zapytała.

- mnie o to nie pytaj, po prostu zrób to co zawsze, dokucz jej czy coś. Ta Celeste musi stąd zniknąć.

Co? Ja? A co ja takiego zrobiłam?

- dobrze, to ja już sobie pójdę - powiedziała Rose i weszła do jadalni.

Podbiegłam do szafki, wzięłam tacę i podeszłam do Olivera kucharza po potrawy zamówione przez klientów. Pierwszą klientką była pani przy trzecim stoliku przy ścianie. Na moje nieszczęście była to Martyna. Ale nie siedziała sama. Była z ...Igorem? Rozmawiali ze sobą tylko, ale Igor wziął ją za rękę i...
I chyba miał w planie zapytać ją o chodzenie, ale im przeszkodziłam.

- Proszę, państwa desery. - powiedziałam, stawiając przed nimi talerze z ciastem.

Popatrzyli tylko na mnie ze zdziwieniem, a później na siebie.

- Smacznego - powiedziałam z uśmiechem i odeszłam. Ich miny, bezcenne. Później podeszłam do kilku innych osób, rozdając zamówienia. Luis był ostatni.

- proszę, dla pana piwo z pianą - powiedziałam.

- Widziałaś ich? - zapytał - Oni są razem?

- a co? Zazdrosny? - odparłam, zabierając tacę i biorąc się za boki.

- Oczywiście, że nie. Tylko... to trochę dziwne, że tak szybko znalazła sobie kogoś innego. I na dodatek Igora?

- Cóż, Martyna jest takim szczwanym lisem. Ale czemu akurat z nim, to nie mam zielonego pojęcia. Coś się za tym kryje. - powiedziałam i tylko co się odwróciłam, a byłam świadkiem jego zaręczyn.

- Czy ty, Martyno Serle, wyjdziesz za mnie i uczyniesz mnie najszczęśliwszym facetem na świecie? - zapytał , klękając z czerwonym pudełeczkiem. Martyna tylko otworzyła usta ze zdziwienia, trzymając się za policzki.

- Tak! - pisnęła, aż zdziwiłam się, dlaczego jeszcze szyby w oknach są całe. Ale dziwne dalej było to, dlaczego Martyna chciała być z James'em, a Igor do mnie zarywał? 



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro