Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

24

- ja sobie też, ale od czego mam ciebie?

* * *
Pogadałyśmy jeszcze jakąś godzinę i Marica musiała już wracać. Postanowiłam, że ją odprowadzę.

- myślę, że powinniście z Martyną pogadać. - zaproponowała Marica w drodze do jej domu.

- niby co to miałoby zmienić? - powiedziałam i byłam pewna, że to absurdalny pomysł, bo nic już się nie odstanie i Martyna nadal będzie miała to dziecko.

- popatrz z tej strony: nie jesteś pewna, czy to jest prawda. James może nawet nie widział jej w realu, może nie jest pewny czy ona jest w ciąży. Albo zaszła jakaś pomyłka i to nie jego dziecko.

Hipoteza Maricy była dość prawdopodobna, a ja bardzo chciałam uwierzyć w to, co ona mówi.

- nie wiem, może i masz rację. - powiedziałam i podniosłam wzrok na osobę idącą na przeciwko nas.

Serio? To on?

Szturchnęłam Maricę, która spojrzała na niego i otworzyła szerzej usta.

- to on? - zapytała szeptem.

- chyba tak.

Gdy podszedł bliżej byłam na 100% pewna, że to on.

- No cześć mała, co tam? - zapytał, gdy staliśmy metr od siebie.

- Igor, co ty tu robisz? - spytałam.

Jeżeli ktoś go nie pamięta, to przypomnę wam.

Igor to dupek, z którym chodziłam jeszcze przed przeprowadzką do Nowego Yorku. Zerwałam z nim, bo przestał się mną interesować, ale trzymał mnie przy sobie ze względu na... no właśnie nie wiem z jakiej przyczyny, ale chciał abym należała tylko do niego. A ja myślałam, że się zmieni, ale wyszło zupełnie inaczej. Zaczął palić, pić no i oczywiście ćpać. Właśnie wtedy zobaczyłam, że to nie ma sensu i zerwałam z nim. Dwa dni po naszym rozstaniu znalazł już sobie drugą dziewczynę. On został w Wirginii, a ja byłam już w Nowym Yorku. Ale patrzę, że chyba postanowił mnie odwiedzić.

- Igor, co ty tu robisz?

- przyjechałem do mojej koleżanki- powiedział z łobuzierskim uśmiechem. - no i zobaczyć się z tobą.

- fajnie, to my już lecimy. - odparłam i ruszyłam nagle, by oddalić się od niego. Ale niestety złapał mnie za rękę.

- chwila - powiedział, no więc ustałam z założonymi rękami.

- trochę się śpieszymy, wiesz? - powiedziała Marica.

- no więc, może chciała byś się ze mną spotkać? - zapytał z pewnym siebie wyrazem twarzy.

- Nie mam powodu się z tobą spotykać. - powiedziałam. - sory, ale się bardzo śpieszymy.

No i poszłyśmy.

- czemu on chciał się z tobą umówić? Pewnie chce do ciebie wrócić. - powiedziała Marica.

- ja i tak nie mam zamiaru z nim się spotykać, a co gorsza chodzić.

* * *
James;

Nie miałem wyboru, musiałem jechać do Martyny. Naprawionym samochodem pojechałem do jej domu.

- cześć, Jamesiu - powitała mnie, gdy weszłem do jej mieszkania.
Spojrzałem na jej brzuch. Wystawał może jakieś 3 cm.

- jak się czujesz? - zapytałem.

- jestem trochę osłabiona i miewam wymioty, jeśli to cię interesuję. Chcesz kawy?

- nie, dziękuję - odparłem. Muszę jej powiedzieć dlaczego tu jestem.

- zdziwiłam się, gdy zadzwoniłeś do mnie, że wpadniesz.

- Martyna, muszę ci coś powiedzieć. Jestem tu z jednego powodu. Celeste kazała mi z tobą być, ze względu na dziecko. Ona nie chce, aby przez nią dziecko nie miało ojca.

Dziewczyna wywaliła oczy.

- dalej ją kochasz?

Nie odpowiedziałem.

- kochasz ją, do chol**ry!?

- tak! Kocham! Kocham do szaleństwa! - wrzasnąłem, łapiąc się za głowę - przepraszam cię.

- powiedz mi, co w niej takiego jest, że jest lepsza ode mnie. - zapytała ze łzami w oczach.

- nie umiem ci odpowiedzieć na to pytanie. To się czuje o tu - powiedziałem, pokazując na lewą pierś. - jesteś piękną kobietą, napewno znajdziesz kogoś, kto cię pokocha całym sercem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro