Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 2: Irytacja i pożądanie

Green pochylił się w jej stronę, jego usta znalazły się nad jej uchem, poczuła jego oddech na swojej skórze... Aż do tej pory sądziła, że była odporna na jego urok, skoro wiecznie darli ze sobą koty, zamiast odbyć chociaż jedną normalną rozmowę. Jednak myliła się. I to bardzo.

— Chętnie pozwoliłbym ci powbijać paznokcie w swoje plecy, Smith. Przyjdź do mojego samochodu po lekcjach.

Powiedziawszy to, odszedł, a ona stała tam jak skamieniała.

Przez resztę lekcji była rozkojarzona, w myślach tworzyła listę za i przeciw. Pójść czy nie? Sama nie wiedziała dlaczego, ale zwyczajnie ciągnęło ją do niego. Nie powinno tak być. Była jedną z najpilniejszych uczennic w szkole, miała same dobre stopnie. Była rozsądna. Niby po co miałaby spełnić jego żądanie? Bo to nawet nie było pytanie ani prośba.

Po skończonych zajęciach wzięła szybki prysznic w szkolnej szatni i się ubrała. Miała zamiar iść na autobus, aby pojechać do domu. Jednak gdy przechodziła przez parking, to była najszybsza droga na przystanek, mimowolnie skręciła i udała się w stronę samochodu Greena.

Siedział już w środku i najwyraźniej czekał na nią pewny, że przyjdzie.

Arogancki, zarozumiały dupek.

Wsiadła do samochodu obok niego i rzuciła swoją torbę na tylne siedzenie, nic nie mówiła. Właściwie to nie za bardzo wiedziała co powiedzieć. Chłopak najwyraźniej także nie czuł potrzeby mówienia, ponieważ ruszył z piskiem opon, kierując się w stronę swojego domu.

Dwadzieścia minut później oboje weszli do okazałej rezydencji mającej dwa piętra i mnóstwo pokoi. Louise nie rozumiała, po co komu tak dużo przestrzeni, onieśmielał ją ten przepych i widoczne bogactwo. Co, do diabła, ona tam robiła?! Nawet go nie lubiła! Od lat nie przeprowadzili ani jednej normalnej rozmowy! Green jak gdyby nigdy nic zaprowadził ją do swojego pokoju na piętrze. A kiedy tylko zamknęły się za nimi drzwi... Dosłownie rzucili się na siebie. Wpił się w jej usta, całował ją i smakował. Objęła go mocno, przyciągając do siebie. Smakował jak mięta i czekolada. Z każdą chwilą pragnęła go coraz bardziej. Stłumiona tyle czasu namiętność wybuchła niczym pożar, zamieniając ich opanowanie w popiół. Dłonie Lucasa szybko uporały się z jej ubraniami i już po chwili stała przed nim naga. Ona także nie pozostała mu dłużna i już po chwili głaskała jego plecy i tors rozkoszując się jego miękką skórą. Pomiędzy nimi nie było delikatności, kiedy już znaleźli się na łóżku. Nie było czułości. Jedynie to bolące pragnienie ugaszenia tego pożaru. Przerwali pocałunek tylko na chwilę, kiedy Green zakładał pospiesznie prezerwatywę, potem znowu ich usta się połączyły, skubiąc, ssąc i zachłannie całując.

A kiedy w końcu w nią wszedł i złączył ich ciała, zrobiła to, czego chciał. Naznaczyła jego plecy swoimi paznokciami.

***

Od tamtej pory ich relacje się zmieniły. W szkole zachowywali się jak dawnej, drąc się na siebie i wyzywając przy każdej okazji. Tego od nich oczekiwano. Gdyby jego rodzice dowiedzieli się o jego romansie ze zwykłą, biedną amerykańską dziewczyną z pewnością wysłaliby go do szkoły z internatem do Londynu aż do ukończenia edukacji. Tak właśnie stało się z jego siostrą, Mary, która ośmieliła się umawiać z Shanem Brownem, synem zwykłego aptekarza.

Jednak kiedy Louise i Lucas byli sami... Najczęściej się kochali, nie szczędząc sobie pieszczot i czułości. Zachowywali się wobec siebie coraz bardziej opiekuńczo i zaborczo, trudno im było udawać na szkolnym korytarzu, że nic ich nie łączy. Louise musiała w końcu po kilku tygodniach przyznać, że zaczynała coś do niego czuć, coś o wiele głębszego niż zwykłe zauroczenie. I przerażało ją to jak diabli.

***

— Jak mogłeś mi to zrobić?! — zawołała wściekła, gdy weszła do jego pokoju. Rzuciła torbę na podłogę, nie zważając na fakt, że była otwarta i praktycznie wszystko wysypało się na podłogę. — Jak mogłeś ją pocałować?

Lucas wszedł za nią do pokoju, zamknął za sobą głośno drzwi.

— Kurwa, Smith, nie pocałowałem jej — warknął.

Przeczesał dłonią swoje włosy, jeszcze bardziej je czochrając.

— Jak to nie? — Spojrzała na niego nadal zła.

Chociaż ta złość była bardziej żalem i smutkiem. Jakaś dziwka Jessica mogła go pocałować przy praktycznie całej szkole na stołówce, a on mógł jej na to pozwolić, nie obawiając się konsekwencji. Jej rodzina była naprawdę bogata, jego rodzicom nie przeszkadzałoby, gdyby pojawiał się z nią publicznie, chociaż nie była arystokratką. A ona sama nie mogła nawet się do niego uśmiechnąć, bo wtedy od razu każdy głupi domyśliłby się co do niego czuła. Chociaż sama przed sobą jeszcze się do tego nie przyznała.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro