Rozdział 9
Nicolas
Tego samego wieczoru Kendall przyszedł pod drzwi mojego mieszkania.
Siedziałem akurat na blacie kuchennym, jadłem odgrzaną pizzę na obiadokolację i myślałem o wszystkim i niczym na raz. Co jakiś czas w moje myśli wplątywały się pewne granatowe oczy, które dzisiejszego popołudnia wydawały się bardziej skrzywdzone niż kiedykolwiek wcześniej.
Co jakiś czas moje myśli padały na niskim, czarnowłosym mężczyźnie ze sklepu na przeciwko, który starał się mnie odciągnąć od możliwego szczęśliwego związku z Kendallem. Co jakiś czas nawet mnie przekonywał, kiedy odtwarzałem w pamięci to co mi powiedział, ale później od razu sam siebie przekonywałem, że to głupie i że Kendall by tego nie zrobił.
Wtedy właśnie usłyszałem pukanie do drzwi.
Zdziwiłem się, dlaczego miałbym się nje zdziwić. W końcu, nikogo tu nie zapraszałem, prawda?
Odłożyłem kawałek pizzy na talerz, otrzepałem dłonie o spodnie i poprawiłem swoją jakże "wyjściową" koszulkę z plamą po oleju i ketchupie.
Otworzyłem drzwi, aby zauważyć że tak, podjąłem beznadziejną decyzję swojego życia. Wyjść w dresie i luźnej domowej koszulce, aby otworzyć drzwi blond elegancikowi w koszuli, na pewno najlepszą decyzją nie było.
- Co tutaj robisz? - zapytałem, starając się wydostać z sytuacji jak najlepiej potrafiłem. A przynajmniej wyjść z tego jakąkolwiek twarzą. To Kendall przyszedł o niespodziewanej porze pod mój dom, miałem prawo wyglądać... Tak. Wmawiaj sobie, Nick.
- Oh, przeszkodziłem w czymś? Wybacz - przeprosił od razu blondyn, przejeżdżając dłonią po swoich przylizanych blond włosach - Chciałem cię gdzieś zabrać.
- O - szepnąłem, chociaż naprawdę nie było to konieczne. Przepuściłem mężczyznę w drzwiach - Wejdź, ubiorę się tylko w takim razie.
- Nie ma potrzeby, wyglądasz czarująco - uśmiechnął się Kendall, puszczając mi szarmancki uśmiech i przechodząc obok mnie. Moje serce szybciej zabiło przez ten komplement, nie ważne jak bardzo ociekał kłamstwem.
- Jasne czarusiu, to w takim razie ty jesteś ubrany za elegancko, skoro ja czarująco - rzuciłem, idąc w stronę swojego pokoju - Rozgość się, za chwilę przyjdę - powiedziałem jeszcze na odchodne.
Kiedy tylko zamknąłem drzwi do swojego pokoju i usłyszałem cichy trzask starego krzesła na którym prawdopodobnie usiadł Kendall, moje myśli przybrały inny tor niż powinny. Nie skupiły się na przesadzonym komplemencie od Kendalla. Nie skupiły się nawet na Kendallu.
W mojej głowie zagościł pewien niski, czarnowłosy mężczyzna z aparatem na zębach. Oczywiście, słyszałem słowa Kendalla, uderzały o moją czaszkę, a z każdym uderzeniem coraz bardziej przybierały sarkastyczną tonację Ryana.
"Wyglądasz czarująco, Nick" usłyszałem w swojej głowie idealnym odwzorowaniem głosu Ryana, pomimo tego że nigdy mi tego nie powiedział. Słyszałem ten sarkazm, widziałem ten wchodzący na jego buzię uśmieszek, który starał się ukryć zdenerwowanym wyrazem twarzy. "Idź się przebierz albo ci w tym pomogę" dodał po chwili, a moje serce się zupełnie zatrzymało.
Moja wyobraźnia lubiła chyba płatać figle.
Otworzyłem w końcu szafę, aby wyjąć coś co będzie bardziej eleganckie niż to co mam na sobie. Wziąłem czarną, czystą koszulkę, czerwoną koszulę w kratę i granatowe jeansy. Nie za bardzo elegancko, ale też nie za mało elegancko. Idealny opis mojej osoby.
"Nawet nie zdajesz sobie sprawy w co się pakujesz" szepnął Ryan, którego mógłbym przysiąc że widziałem kątem oka obok siebie. Kiedy tylko się jednak obejrzałem w jego stronę, on znikał. "Nie zmieniaj się Nick. Nie przez niego"
- Powinienem się skupić na tym wyjściu z Kendallem - burknąłem pod nosem sam do siebie, przebierając się z brudnych ciuchów w czyste.
"Jesteś idealny taki jaki jesteś" dodał Ryan w mojej głowie, a moje serce zabiło setki tysięcy razy szybciej niż przedtem, niż kiedy Kendall mówił mi komplement.
- Nie ma dla nas szans - wyszeptałem pod nosem sam do siebie, mając nadzieję że wizja mojego zauroczenia zniknie tak szybko jak się pojawiła - Zrozum to Ryan, Kendall jest moim wyjściem z tej całej sytuacji. Nie możemy być razem, nie widzisz mnie w ten sposób, a ja nie chcę cię do niczego zmuszać. Nie chcę tracić tego co mamy. Chcę, abyś był szczęśliwy z kimś na kogo zasługujesz, a to na pewno nie jestem ja.
"Nie wierzę, że możesz być na tyle dziwny, aby tak sobie wmawiać" skończył mówić Ryan i najwyraźniej dokończył swoją niedokończoną sprawę, znikając z moich myśli.
Wyszedłem z pokoju już ubrany, uczesany i ogarnięty. Kendall przeglądał coś na telefonie, coś mamrotał pod nosem, siedząc na krześle schylony.
- To... Gdzie chcesz mnie zabrać?
- Gdzieś, gdzie nie byłeś jeszcze w nocy - powiedział Kendall, chowając telefon do kieszeni i wstał z krzesełka, które zaskrzypiało przez swoją starość. Na twarzy blondyna ukazał się nieprzyjemny grymas związany z usłyszanym dźwiękiem.
- W twoim łóżku? - zapytałem, puszczając wyższemu mężczyźnie wredny uśmiech. On jednak tylko się pobłażliwie uśmiechnął i pokręcił głową.
- Zobaczysz, Nicolasie - zapewnił mnie mężczyzna, otaczając mnie ramieniem w talii i prowadząc mnie do wyjścia - Zapewniam cię, że tam jeszcze nie byłeś o tej porze.
- A byłem tam za dnia? Kiedy jeszcze byłem pięknością? - rzuciłem kolejnym żartem, oczekując jakiegoś odzewu. Blondyn spojrzał na mnie z politowaniem, jakby próbując powiedzieć mi, abym się zamknął - Bo wiesz, za dnia pięknością, w nocy zaś szkaradą.
- Znam "Shreka", nie przejmuj się tym - zapewnił mnie mężczyzna, prowadząc mnie do bliżej nieokreślonej lokalizacji. Zacisnąłem usta, zastanawiając się o czym w takim razie chcę z nim porozmawiać skoro nie jest tym typem do żartów.
- Jakie masz właściwie hobby Kendall? Nigdy nie wspominałeś - zacząłem luźny temat, uznając że to będzie najprostsze przejście do czegokolwiek. Skoro żarty są wielkim znakiem stop w rozmowie...
- Hm... - zastanowił się dłuższą chwilę blondyn, idąc ze mną przez coraz bardziej pustoszejącą ulicę - Zaliczysz pracę do hobby?
- Nie, praca to praca - odpowiedziałem, spoglądając na Kendalla. Miałem nadzieję, że gość tylko żartował. Po jego minie jednak wywnioskowałem, że z żartem to miało tyle wspólnego co nasze osobowości - Co robisz poza pracą?
- Oh, cóż - mruknął zamyślony blondyn - Wydaje mi się, że kwiaty w takim razie.
- Kwiaty?
- Lubię się nimi zajmować, czytać o ich znaczeniu, właściwościach - wyjaśnił mężczyzna, wyjmując z kieszeni spodni klucze. Przechodziliśmy obok osiedla Ryana, ale nie weszliśmy na samo osiedle. Szliśmy dalej, do budynku w którym jeszcze naprawdę nie byłem.
- To całkiem niezłe zajęcie - palnąłem, już czując jakim błędem było rozpoczynanie tematu hobby - Mam pytanie.
- Jakie?
- Co robimy pod Lidlem? - uniosłem wzrok na szklane, automatyczne drzwi sklepu stojącego metr przed nami. Nie, żebym narzekał, ale skoro chciał mi pokazać jak wygląda sklep od środka w nocy, to mógł sobie darować. Chodzę też na zamknięcia Biedronki, wiem jak wygląda sklep po zamknięciu.
- Zobaczysz Nicolasie - zapewnił mnie mężczyzna i podszedł do kolejki wózków, wyjmując jeden za pomocą żetonu z Lidla - Jest taki... Trend na tiktoku - zaczął mówić, podchodząc do mnie z wózkiem przed sobą.
- Tak nie zaczyna się absolutnie żaden dobry pomysł - przerwałem blondynowi, włażąc bez pytania do środka metalowego wózka. Oparłem się o jedną ze ścianek, w taki sposób, aby być przodem do Kendalla, a nogi przerzuciłem przez ramę wózka - Mów dalej.
- Ludzie wchodzą do środka i ustawiają sobie czas na 10 minut, aby znaleźć najdziwniejszą rzecz w sklepie - wyjaśnił Kendall, popychając wózek przez drzwi, które jakby na jego zawołanie same się otworzyły - Albo ścigają się wózkami po sklepie.
- Nareszcie coś się będzie działo - odparłem z szerokim uśmiechem, rozglądając się przez oba ramiona. Sklep był pusty, światła były pogaszone.
Jeśli miałbym to opisać, mógłbym powiedzieć, że randka była prawie idealna. Przynosiliśmy sobie na początek rzeczy, które uznaliśmy za najdziwniejsze z najdziwniejszych miejsc w sklepie, ścigaliśmy się z pomocą wózków sklepowych, a raz nawet wywaliłem się o regał.
Można byłoby powiedzieć, że hej, to naprawdę udana randka, coś czego nikt wcześniej nie miał. I naprawdę bym się z tym zgodził, nigdy na czymś takim nie byłem, nigdy nie miałem z tym do czynienia. Ale jednak wiedziałem, że coś mi nie grało. Coś sprawiało, że pomimo piękna całej nocy, świetnej zabawy i... Trochę niezręcznych rozmów, to brakowało mi czegoś.
Albo raczej kogoś.
Nie byłem jednak w stanie do końca domyślić się kogo.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro