Rozdział 5
Następnego dnia dziwna sytuacja się powtórzyła. Wysoki blondyn w garniturze z kwiatami w dłoniach czekał przed drzwiami dla pracowników od sklepu z którego wychodziłem, tak zwanej Biedronki, jakby ktoś jeszcze nie załapał gdzie pracuję.
Widząc go jeszcze raz w tym samym miejscu, musiałem zamrugać kilka razy, aby upewnić się, że gość naprawdę tu stoi.
Spojrzałem się za siebie czy aby na pewno jestem w Biedronce, a później sprawdziłem dla pewności dzisiejszą datę, aby mieć absolutną pewność że nie cofnąłem się w czasie. Po absolutnej pewności, że jest dzisiaj środa, że tak jestem w Biedronce i nie, gość nie jest fatamorganą, uznałem za grzeczne się przywitać.
- Żabka jest po drugiej stronie ulicy - powiedziałem, zamykając za sobą drzwi i wyciągając papierosa z paczki. Przywitanie pierwsza klasa.
- Zdaję sobie sprawę - powiedział blondyn, puszczając mi ciepły uśmiech - Ale to do ciebie przyszedłem.
Gdybym miał czym się teraz zakrztusić, zrobiłbym to. Zakrztusiłbym się i nie wiem. Umarł. O to dobre wyjście z tej sytuacji.
Zacząłem się rozglądać w poszukiwaniu czarnowłosej czupryny, która gdzieś by się ukrywała, aby zaraz krzyknąć że nabrałem się na jakiś głupi żart. Nic jednak nie było. Drzwi do żabki były jeszcze zamknięte, więc Ryan jeszcze nie wyszedł na przerwę. Kendall przyszedł tutaj sam. Sam z siebie. Huh.
- Do mnie? - spytałem nie do końca dowierzając mężczyźnie. Przyjrzałem się z uwagą jego tym razem żółtemu garniturowi od którego jeszcze bardziej niż wczoraj chciało mi się śmiać - W jakiej sprawie?
- Zaintrygowałeś mnie wczoraj swoją ofertą, a raczej... Sposobem w jaki rzuciłeś ofertę - powiedział lidlomaniak i wręczył mi w dłonie bukiet kwiatów - To dla ciebie, mam nadzieję, że Ci się spodobają.
- Em - mruknąłem zdezorientowany. Przyjąłem kwiaty, oczywiście że przyjąłem, jednak w głowie miałem już plan jak szybko i bezproblemowo się ich pozbyć. Byłem zmieszany i prawie pewny, że gość mnie wkręca albo zaraz powie, aby podać je Ryanowi czy jakiejś ładnej kasjerce obok. Albo że mnie wrabia. Możliwości jest sporo - Dzięki.
- Spodobało mi się twoje poczucie humoru w sytuacji - przyznał Kendall, zakładając dłonie za plecami. Jego spojrzenie tak spokojne, jego zielone oczy kojarzyły się jedynie z lasem, ale coś... Coś sprawiało we mnie niepokój, pomimo spokoju zieleni jego oczu - Jesteś naprawdę odważny.
- Dzięki?
- Chciałbym cię zaprosić na kawę, o której kończysz zmianę? - rzucił prosto z mostu, a ja poczułem jak nogi się pode mną załamują. O cholerę tu chodzi? Mam nadzieję, że to naprawdę nie jest tylko jakiś żart, aby mnie czegoś nauczyć.
Serce zabiło mi mocniej, naprawdę się komuś spodobałem? Wow. Nigdy bym się tego nie spodziewał. Tym bardziej, że spodobam się komuś takiemu jak Kendall. A do tego zaprasza mnie na kawę! Czy to sen? To na pewno sen. Nie ma innej opcji.
Nie możliwe, abym się komuś spodobał nie dla żartów i to po pierwszym spotkaniu. To się nie dzieje naprawdę, na pewno to sen to tylko sen. Piękny sen, że się komuś spodobałem, że ktoś się pofatygował aby sprawić mi radość i spędzić ze mną czas.
- 17:30 - odpowiedziałem po chwili zawahania, otulając ramionami bukiet kwiatów. To sen prawda? To sen, piękny sen, nie może być że ktoś naprawdę chciałby zabrać mnie na randkę, na autentyczną randkę i to sam z siebie.
- Przyjdę po ciebie - zapewnił mężczyzna, kłaniając się przede mną w pół, a następnie przepraszając za nieposłuszeństwo. Co było, przyznam, całkiem zabawne.
Ryan
Kiedy tylko zobaczyłem przez okno Kendalla, uznałem za bezpieczniejsze pozostać w sklepie i zrezygnować z dzisiejszej przerwy. Nie zatrzymało mnie to jednak od ciekawskich spojrzeń przez okno, aby zobaczyć co kombinuje przed Biedronką.
Co Kendall może chcieć przed Biedronką? Wie przecież gdzie pracuję, wie gdzie mieszkam, wie że Nick jest moim rywalem i pracuje w Biedronce, więc po co?
O nie.
Dopiero po chwili mnie to uderzyło. Dopiero kiedy podarował komuś kwiaty, dopiero kiedy powstrzymywał się od kłaniania przed kimś uderzyło mnie, że z kimś rozmawia. Tylko jedna osoba wychodziła o tej godzinie ze sklepu na papierosa tymi dokładnie drzwiami. Nicolas jebany Coccinele.
Czego Kendall chce od Nicolasa?
Zbliżyłem się bardziej do okna składziku, aby przyjrzeć się bardziej dokładnie dwójce mężczyzn pod sklepem. Rudowłosy mężczyzna uśmiechał się zawstydzony, a jego pućkowate policzki były oprószone różem. Wpatrywał się w blond wysokiego mężczyznę jak w zbawiciela, przytulał bukiet kwiatów i kiwał głową kiedy odchodził. Był oczarowany. Zaczarowany.
Trzymał kwiaty blisko swojego nosa, przyglądał się im dokładnie, jakby chciał je zapamiętać. Zapomniał nawet o własnym papierosie. Zapomniał o wszystkim, oprócz o bukiecie kwiatów, który stał się dla niego całym światem.
To boli.
Poczułem pod palcami dziwną, lepką ciecz i spojrzałem na dłonie zdezorientowany. Zaciskały się w pięści, tak mocno wbijały paznokcie w skórę, że przebijały się do krwi. Ale dlaczego? Przecież tylko patrzyłem na Kendalla i Nicolasa. To dlaczego aż tak zaciskałem pięści? Co w tym mi się aż tak nie podoba?
Spojrzałem jeszcze raz przez okno. Utknąłem wzrokiem w rudym, wysokim chłopaku w okularach ze srebrnymi oprawkami. W mężczyźnie, na którym mundurek wyglądał jak szyty na miarę, na mężczyźnie który wpatrywał się oczarowany w bukiet kwiatów i błądził po niektórych płatkach palcem z niedowierzaniem. Po mężczyźnie, który zrezygnował ze swojej dziennej dawki nikotyny, aby przyjrzeć się otrzymanemu bukietowi kwiatów, z którym usiadł na naszym miejscu. Na brzegu chodnika, trzymając nogi blisko siebie, aby trzymać na kolanach bukiet podarowanych kwiatów.
Zwykłych kwiatów.
Utknąłem wzrokiem na Nicolasie Coccinele, który nie potrafił uwierzyć w to że naprawdę może być atrakcyjny. Który najwyraźniej nigdy nie został zaproszony na randkę, który nigdy nie dostał kwiatów, który nigdy nie był obiektem zainteresowań kobiet czy mężczyzn. Na tym gościu, który zaczął żartować, aby podnieść swoją pewność siebie i tak popadł w żarty, że zapomniał jak bardzo jest samotny. Na tym gościu, który teraz ma prawie łzy szczęścia w oczach, bo dostał kwiaty. Najzwyklejsze w świecie kwiaty.
Na tym człowieku z którym trudno było się nie czuć komfortowo, bo potrafił rozmawiać o wszystkim. Na kimś kto miał taką przyjemną aurę, że jedyne o czym się myślało w jego otoczeniu to o tym, że takie właśnie uczucie ma się wchodząc do twojego przytulnego domu gdzie powinien na ciebie czekać ktoś kto cię kocha. Ktoś kto jest twoim Nicolasem.
W głowie widziałem ten obraz. Dzielone mieszkanie, cztery pokoje. Łączona sypialnia, łazienka, salon i kuchnia. Widziałem jak wchodzę do domu, a Nick czeka na mnie na kanapie skręcając kolejnego papierosa na następny dzień. Widziałem jak błyszczą mu oczy, jak uśmiecha się do mnie szeroko, słyszałem jak wita mnie w domu. Czułem jak otula mnie ciepłymi ramionami, jak odgania mi włosy i całuje w czoło, bo po prostu cieszy się że jestem. Prawie jak pies.
Widziałem też jak razem siedzimy wtuleni w siebie na kanapie, jedząc niezdrowe żarcie i oglądając film, widziałem jak w zimie budujemy bałwana i urządzamy bitwę na śnieżki, jak bijemy się poduszkami o ostatni kawałek czekolady, jak kłócimy się o coś trywialnego i całujemy, aby się uspokoić. Widziałem jego błysk w oku kiedy dostałby ode mnie prezent na walentynki, coś małego, coś śmiesznego, a jednak coś co ucieszyłoby go bardziej niż te zwykłe kwiaty.
Widziałem jak jesteśmy sami. Jak siedzimy gdzieś na dworze, nad nami tysiące gwiazd, jesteśmy na kocu. Przysuwamy się do siebie, patrzymy sobie w oczy, bo nie ma niczego piękniejszego niż jego błękitne oczy. Nawet najpiękniejsze gwiaździste niebo nie jest w stanie dorównać oczom Nicolasa. Czułem jego policzek pod swoją dłonią, zbliżaliśmy się do siebie, nie przerywaliśmy kontaktu wzrokowego. Liczyliśmy się my. Tylko my. Nikt oprócz nas. Cały świat obracał się wokół nas. Bo nie ma nikogo ważniejszego niż my, niż on, niż Nick.
Ale to się nigdy nie wydarzy. To się nigdy nie wydarzyło. To tylko świat wyobraźni. To tylko wymarzona rzeczywistość.
To tylko ja. Tylko Ryan. Sam Ryan.
Nicolas nigdy by mnie tak nie zobaczył. Nigdy by nie chciał ze mną tego przeżyć.
Podoba mu się Kendall i jego szarmanckość. Podobają mu się jego ZWYKŁE kwiaty i to jak wyruszył z łatwością w jego stronę. Nie mógłby być zainteresowany kimś kto go uderzył, bo boi się o jego życie związane z Kendallem, nie byłby zainteresowany kimś z kim cały czas się kłóci, kto rzuca w niego tym co znajdzie pod ręką, nie byłby zainteresowany kimś kto czepia się jego życia, kto jest w nim tak kretyńsko zauroczony, kto nie potrafi tego wyznać, kto chce najbardziej jego szczęścia odrzucając swoje. Nie byłby zainteresowany mną. Nigdy. Kendall do niego pasuje. Kendall sprawi mu szczęście, którego nie potrafię mu podarować.
Mój wzrok stawał się coraz bardziej mglisty. Patrzyłem dalej przez okno, na Nicolasa na jego szczęście, którego nie spowodowałem. Na jego ramiona otulające delikatnie ten bukiet kwiatów.
Obraz mi się rozmazywał, a z oczu spływały mi gorzkie, gorące łzy. Za późno. Jest za późno. Za późno na cokolwiek. Za późno.
Zjechałem plecami po ścianie, patrząc na swoje krwawiące dłonie przez mgłę łez. Żałosne. Dlaczego Nick miałby kogoś takiego pokochać? Kogoś kto nawet nie walczy o swoje tylko od razu się poddaje?
Dlaczego Nick miałby pokochać kogoś, kto rzuca go w paszczę lwa? O matko.
Kendall jest dla niego lepszy pod względem charakteru to prawda, ale co jeśli go wykorzysta? Co jeśli wciągnie go w układ? Co jeśli wmówi mu uczucia do siebie, wykorzystując jego potrzebę miłości? Co jeśli wmówi mu uczucia do siebie, wykorzystując fakt, że tak łatwo go ucieszyć? Co jeśli potraktuje go tak jak mnie, jak nie gorzej?
Powinienem go przynajmniej ostrzec. Powinienem coś z tym zrobić. Muszę coś z tym zrobić.
I zrobię. Po pracy do niego podejdę i powiem mu prosto z mostu, powiem mu dlaczego powinien uważać na Kendalla. Ale co jak mi nie zaufa? Jeśli już jest za bardzo zapatrzony w Kendalla?
Co jak mi nie uwierzy, bo już jest zaślepiony tym co Kendall może mu dać? Już nawet nie samą jego postawą, a tym co może mu dać ze względu na pozycję?
Czy ja chcę na to pozwolić? Na to wszystko? Czy ja chcę dać mu to "szczęście"?
Nie chcę. Nie chcę, aby był szczęśliwy z Kendallem, nie chcę aby go skrzywdził. Nie mogę na to pozwolić, nie mogę. Nie mogę dać mu być z Kendallem, to samobójcze wyjście. Nie mogę dać go skrzywdzić.
Powiem mu, powiem! Jak tylko będziemy wracać do domów to mu powiem co o tym myślę! Im obu powiem, powiem Nicolasowi aby nie myślał własnym kroczem, tylko się zastanowił w co pakuje, a Kendallowi powiem, aby się odpierdolił od Nicka.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro