Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 27

Cała sala stała przy swoich miejscach, sędzia siadał na swoje miejsce, przygotowując się do wykonania swojej pracy. Kiedy tylko usiadł, usiedli wszyscy. Po mojej prawej siedziała Robin pomalowana w bardzo delikatny sposób w porównaniu do wczoraj, była w czarnym garniturze, a przed nami trzymała schludnie ułożone stosy papierów. Przy biurku na lewo od nas siedział rosołowłosy mężczyzna z granatowym garniturem i żółta koszulą, a obok niego zasiadał spocony prawnik z ogromnym brzuchem.

- Otwieram sprawę przed sądem. Sprawa zaatakowania i włamania się do mieszkania pana McDonelly - powiedział głośno i wyraźnie mężczyzna, siedzący gdzieś na lewo od nas. Sąd kiwnął głową i zaczął odczytywać imiona i nazwiska ludzi, którzy wstawali, przedstawiali się i siadali.

- Pouczam wszystkich świadków o obowiązku mówienia prawdy, za składanie fałszywych zeznań zgodnie z art. 233 § 1 grozi odpowiedzialność karna do 8 lat pozbawienia wolności. Czy zrozumieli Państwo treść pouczenia? - spytał ten sam mężczyzna co przedtem, uzyskując ciche potwierdzenie - Oskarżonego proszę o powstanie, proszę powiedzieć sądowi jak się Pan nazywa, ile ma Pan lat, czym się Pan zajmuje oraz czy był Pan karany.

Wstałem z miejsca, zakładając dłonie za plecami w eleganckim wyglądzie. Gotowałem się w tym garniturze, ale miałem nadzieję, że nie było tego po mnie widać.

- Nicolas Coccinele, lat 25. Jestem sprzedawcą w sklepie "Biedronka". Nigdy nie byłem karany, wysoki sądzie - przedstawiłem się, starając się uspokoić swoje bijące mocno ze stresu serce. Usiadłem na swoje miejsce po usłyszeniu polecenia sądu.

Akt oskarżenia został odczytany, a Kenzjeb uśmiechał się bardziej dumnie niż kiedykolwiek. Myślał, że wygra. Był o tym głęboko przekonany, uznał że ma asa w rękawie, ale nie wie co go czeka.

Wczoraj w nocy zadzwoniła do nas Robin, powiedziała że włamała się do domu Kendalla (chcę wiedzieć jak ona to godzi z byciem prawniczką), gdzie zebrała całą resztę płyt, kontakty do ofiar Kendalla (bo jak się okazuje, były jeszcze trzy osoby. Dwie kobiety, jeden mężczyzna). Skontaktowała się z ofiarami, przejrzała wszystkie płyty, podała mi wszystkie zeznania jakie miałem dzisiaj powiedzieć i wyjaśniła cały proces osądu.

Już pomijam fakt, że Ryan starał się mi pomóc wszystko zapamiętać i ogarnąć w jedną noc.

Sprawa sądowa przechodziła według scenariusza Robin. Na początku miałem powiedzieć czy rozumiem oskarżenia, czy się przyznaje, a potem złożyć swoje zeznania. Powiedziałem wszystko to, co miałem powiedzieć według Robin.

Powiedziałem jak wyglądała moja "napaść", powiedziałem jak wyglądała moja kradzież, powiedziałem też o związku moim z Kendallem.

- Chce Pan powiedzieć, że był Pan związany z Panem McDonelly? Czy to ma jakiś związek z zarzutami rzuconymi w Pana stronę? - zapytał sąd, na co ja wyprostowałem się bardziej.

- Tak, wysoki sądzie - powiedziałem, nie spuszczając wzroku z twarzy mężczyzny przede mną - Pan McDonelly groził mojemu partnerowi, podpalił i okradł jego mieszkanie, a policja nie chciała interweniować - wyjaśniłem, spoglądając kątem oka na Robin - Przyznaję, że wziąłem sprawy w swoje ręce, wysoki sądzie, ale mam dowody na to, że to Pan McDonelly powinien być na moim miejscu.

- Sprzeciw! - krzyknął Kendall, burząc się na swoim miejscu. Wysoki sąd uniósł dłoń, nie spuszczając ze mnie wzroku.

- Oddalam. Proszę przekazać wysokiemu sądowi dowody - powiedział mężczyzna w czarnej tunice, a drzwi do sali otworzyły się na oścież.

Do sali sądowej, gęsiego zaczęli wchodzić powoli ludzie, których kompletnie nie kojarzyłem. Każdy z nich trzymał kilka płyt, szli w stronę sądu, a na samym końcu szedł Ryan ze swoim stosem CD. Miał bardziej poważną minę niż zwykle, patrzył pusto w plecy osoby przed sobą.

Prawdziwy dzień osądu. Dzisiaj Ryan pokaże światu jak strasznym człowiekiem jest Kendall McDonelly, jak został wykorzystany i jak odbierze swoją zasłużoną zemstę.

Każdy z ludzi odłożył swój stos płyt na katedrze sędziego, po czym odchodził w stronę wyjścia. Kendall patrzył z nienawiścią na każdą twarz z ludzi, groził im wzrokiem, jednak nikt na niego nie spojrzał.

Dopiero kiedy blondyn spojrzał na mnie, puściłem mu szeroki, wredny uśmiech, napawając się chwilą jego słabości. Cudowne.

Sędzia patrzył zdumiony na stos płyt z napisanymi imionami. Spojrzał na ludzi wokoło, aż w końcu jego wzrok skupił się na Kendallu.

- Sąd musi zapoznać się z materiałem dowodowym, zarządzam przerwę - powiedział wysoki sąd, wstając ze swojego miejsca i z pomocą trójki ludzi, wziął płyty ze sobą do oddzielnego pokoju. Robin bez słowa poszła za nimi.

Wypuściłem z płuc wdech, który wstrzymywałem od dłuższego czasu. Przeczesałem dłońmi włosy, starając się uspokoić nerwy. Czułem się zestresowany bardziej niż powinienem, przecież nie miałem za bardzo czym się stresować, nie? Wszystko przecież się ułoży, już idzie dobrze, sąd ogląda materiał dowodowy, wszystko idzie według planu.

Zdjąłem okulary, masując nasadę nosa. Tak, właśnie dlatego nie pracuję umysłowo, tylko w sklepie jakim jest Biedronka. Nie daję sobie rady ze stresem.

Na swoich oczach poczułem czyjeś małe, zimne dłonie, które zabraniały mi cokolwiek zobaczyć. Uśmiechnąłem się, kładąc swoje ręce na małych dłoniach.

- Żab-

- Csii, wyciągam z ciebie stres - powiedział stojący za moimi plecami Ryan, delikatnie składając na moim czole pocałunek.

- I to ja jestem dziwny? - zapytałem, śmiejąc się pod nosem przez powagę w głosie chłopaka.

- Ja tylko ci dorównuje dziwnością, abyś nie czuł się samotny - odpowiedział z łatwością czarnowłosy, powoli odkrywając moje oczy. Stał nade mną z wyczekującym wyrazem twarzy - Jak się czujesz?

- To zależy - mruknąłem, przyglądając się szczegółom jego twarzy - Czy skoro widzę anioła-

- Nawet nie kończ - zaśmiał się radośnie, całując mnie w nos z czułością - Biorę to za odpowiedź, że czujesz się lepiej.

- A źle się czułem?

- Jeśli siedzenie w miejscu jak na skazanie i z kijkiem w tyłku uznasz za dobre samopoczucie, to nie, coś ty - uśmiechnął się głupio, przechodząc wokoło mojego krzesełka, aby stanąć u mojego lewego boku.

- Sugerujesz, że potrzebuję więcej twojej pomocy?

- Nie zaprzeczam - odpowiedział, chowając dłoń w kieszeni czarnych spodni, wpasowanych do czarnej koszuli i czerwonego krawata.

Wciąż mnie bawi, że Ryan bardzo dba o to, aby jego ubrania na zewnątrz były w ciemnych barwach, ale jak tylko wchodzi do domu, zakłada najbardziej kolorowe i najluźniejsze ubrania jakie jest w stanie znaleźć. To z jakiegoś powodu pasuje do jego charakteru.

- To może pójdziemy gdzieś, gdzie będziemy-

- Koniec przerwy, zapraszam na swoje miejsca - przerwał mi w pół zdania sędzia, wychodząc z kilkorgiem ludzi z pomieszczenia. Robin usiadła obok mnie, a Ryan wyszedł z sali.

Przyznam szczerze, sposoby Ryana na zrelaksowanie mnie bardzo pomogły. Czułem się spokojniejszy, bardziej wiedziałem że to wygramy i damy sobie radę. Co miałoby nam teraz przeszkodzić?

- Sąd uznał, że jest to wystarczający dowód na osądzenie Kendalla - szepnęła mi Robin, ściskając moje ramię - Ma zamiar ogłosić werdykt szybciej, przerywając normalny przebieg sprawy, bo wzburzyła go najbardziej sytuacja z szesnastoletnią Caroline.

- Chwila, co!? - odszepnąłem do niej, otwierając szerzej oczy - Nie mówiłaś nic o tym - syknąłem do dziewczyny, na co ta poklepała mnie po plecach.

- Bo wiedziałam jak zareagujesz - odpowiedziała, siadając prosto - Skup się teraz, później pogadamy.

Według proroctwa Robin, sędzia zakończył sprawę o wiele wcześniej niż było planowane. Wstał ze swojego miejsca, biorąc drewniany młotek w dłoń, jego wzrok skupił się z determinacją na właścicielu Lidla.

- Skazuję pana Kendalla McDonelly na dziesięć lat więzienia i grzywnę, która będzie odszkodowaniem dla pokrzywdzonych w postaci pięciu milionów złotych polskich - zarządził sąd, uderzając młotkiem o podstawkę trzy razy.

Kendall otworzył szerzej oczy, wstał szybko z miejsca i zaczął wyklinać swojego prawnika, potem sędziego, mnie, Robin...

- Jestem niewinny! Wrobili mnie! Nie mam nic z nimi wspólnego! Cholerne bachory, naprawdę wysoki sąd im wierzy? Proszę przynajmniej przesłuchać któregoś ze świadków! Zgłaszam Ryana Froscha na świadka, ten... - wyklinał chwilę pod nosem - Niech odpowie! To przez niego tutaj jesteśmy, on chce mnie zniszczyć, ten chciwy, zdradziecki-

- Podjąłem decyzję - odpowiedział sąd, patrząc jak policja otacza z tyłu Kendalla, aby złapać go w kajdanki. Robin położyła dłoń na moim ramieniu.

- Zluzuj, wiem że chcesz go uderzyć, ale nie znajdę ci alibi jak jest tyle świadków - szepnęła do mnie, patrząc z uwagą na rozgrywającą się scenę. Pokiwałem głową, starając się nie skupiać na wyzwiskach rzucanych w stronę mojego chłopaka.

- NIE! - opierał się Kendall, wyrywając z rąk policjantów - To nie miało tak być! Nick! Nick! Wiem, że tego nie chcesz, przecież tyle razem dobrego przeszliśmy! - próbował krzyczeć w moją stronę blondas, a jego nadgarstki nareszcie zostały skute przez kajdanki.

- Proszę z nami, panie McDonald.

- McDonelly, NAZYWAM SIĘ McDONELLY! - krzyknął na policjanta Kendebil, wyrywając się z uścisku policjantów - Żywcem mnie nie weźmiecie! Zapamiętajcie to sobie! Wrócę, WRÓCĘ I MNIE POPAMIĘTACIE! - wykrzykiwał w przestrzeń, ciągnięty przez policjantów do wyjścia. Wysoki sąd pokręcił głową i podszedł do ławy przysięgłych.

Poczułem... Niesamowitą ulgę. Z chwilą, kiedy Kendall znikł za drzwiami, z chwilą kiedy ten popierdolony okres naszego życia się zakończył, poczułem niezwykłą ulgę i szczęście. Znaczy, było jakieś niepokonane uczucie, że to jeszcze nie koniec, że coś jeszcze się zadzieje, ale przynajmniej widok Kendalla odchodzącego z naszego życia był w pewnym stopniu uspokajający. Robin wyglądała na dumną z samej siebie.

- Nie wierzę, że to koniec - powiedziałem, wstając z miejsca - Trudno mi uwierzyć, że Kendall... To koniec z Kendallem w naszych życiach. Po tylu miesiącach.

- Mam pomysł co zrobić, abyś bardziej w to uwierzył - powiedziała Robin, zbierając ze stołu papiery - Ale może Ci się to nie spodobać.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro