2. Wyznanie Lily
To co zobaczyłem w przedziale Lily, rozbiło mnie na tysiące kawałeczków.
Rudowłosa siedziała na podłodze, plecami oparta o siedzenia. Głowę miała schowaną między kolanami, a w dłoni ściskała jakąś kartkę. Płakała.
-Hej.- zacząłem niepewnie.
- Spadaj P-Potter.- wyszlochała.
-Co się stało? Ktoś ci coś zrobił?- w momencie znalazłem się obok niej. Delikatnie zacząłem głaskać jej ramię.
-Nie twój interes.
-Lily.- dopiero teraz podniosła głowę i spojrzała mi w oczy.- Co się stało?
Przez chwilę była cisza. Ona wpatrywała się we mnie, a ja w nią. Chciałbym aby ta chwila trwała wiecznie, a jednocześnie chciałem żeby już mi powiedziała. W końcu zrezygnowana odwróciła wzrok i zaczęła opowiadać.
- Ostatnio w mojej rodzinie nie było dobrze.- pociągnęła nosem.- Na początku lipca....zmarła moja babcia.- jej oczy zaszkliły się.- Już wtedy między mną a rodzicami coś zaczęło się psuć. Zawsze traktowali mnie i Petunię...
-Twoją siostrę tak?
-Tak. Zawsze traktowali nas równo. Zwracali na mnie więcej uwagi zaraz po moim powrocie do domu bo byli ciekawi co tam w Hogwarcie. Wtedy Petunia schodziła dla nich na drugi tor. Było mi przykro z tego powodu. Z czasem zaczęłyśmy się od siebie oddalać. Ona zaczęła robić się zazdrosna i mnie wyzywała. Dlatego rodzice wysyłali ją od razu na początku wakacji na obozy letnie, aby nie odczuła zbytnio tego odtrącenia. Jednak gdy w tym roku wróciłam do domu po roku szkolnym nie zastałam moich rodziców na peronie King's Cross. Musiałam zamówić taksówkę aby wrócić. Stojąc pod drzwiami własnego domu, zauważyłam że światło w pokoju Petuni jest zapalone. Ostrożnie zapukałam do domu.
- Oh...to już dzisiaj.- mruknęła na powitanie Petunia.- MAMO! TA WIEDŹMA STOI POD DRZWIAMI. CO MAM ZROBIĆ?
Z głebi korytarza wyszła mama i...- tu Lilcia całkowicie się rozpłakała. Przytuliłem ją i cierpliwie czekałem aż się uspokoi. Musiało minąć trochę czasu zanim to się stało. - Kazała mi się wynosić. Powiedziała, że nie mam tu czego szukać i, że spakowała już moje rzeczy. Poszłam na górę po walizki i zeszłam na dół. Nawet się ze mną nie pożegnali. Nie mam pojęcia co Petunia im nagadała ale to musiało być coś strasznego. Ostatnie dni czerwca i kilka pierwszych lipca, spędziłam więc u mojej świętej pamięci babci. Niestety potem dostała zawału i zmarła mi w ramionach.
- Gdzie potem zamieszkałaś? Nadal w domu babci?
- Niestety nie, nie jestem jeszcze pełnoletnia. Na szczęście jeszcze przed śmiercią zdążyła zmienić kilka rzeczy w testamencie i odziedziczyłam po niej majątek. Nie było tego niewiadomo ile ale wystarczyło na wynajęcie hotelu na Pokątnej na całe wakacje. Teraz dostałam list od rodziców, że mam nie wracać na święta i wakacje. Napisali jeszcze, że rzeczy których nie wzięłam wyślą pocztą tylko mam im dostarczyć sowę.
-Ojej...Lily tak mi przykro. To straszne! Jeśli to ci jakoś pomoże to możesz do mnie przyjechać na święta i wakacje. Moja mama na pewno się ucieszy z tego, że wreszcie jakaś kobieta prócz niej samej zagości w naszym domu. Zawsze chciała mieć córkę.- mrugnąłęm.
- Nie chcę robić problemów...
-Daj spokój! Gościć ciebie to przyjemność.
- Dziękuję Rogacz. Nie wiem co bym bez ciebie zrobiła.- dziewczyna przytuliła się do mnie. Poczułem, że moja koszulka robi się mokra. Oh nie...ona znów płacze.
- Csiii...nie płacz już. Nie ma co. Naprawdę.
I w tym momencie jak gdyby nigdy nic do przedziału wszedł zadowolony z siebie Łapa. Widząc nas zagwizdał.
-Hoho Rogasiu, Evans chyba jest twoja.- roześmiał się.
Twarz dziewczyny pokryły rumieńce wstydu, moją gniewu.
- Wyjdź.- syknąłem.
-Okej, okej. Już mnie nie ma.- uniósł ręce w geście obronnym.
Jednak nadal stał w tym samym miejscu co przed chwilą.
-Wyjdź, bo rozerwę podusię na strzępy.- zagroziłem.
-O nie! Błagam. Już wychodzę.- i czym prędzej wyszedł z przedziału.
Lilcia roześmiała się. Miło było znów zobaczyć jej uśmiechniętą twarz, nim znów przysłoni ją jakiś problem.
********************
I oto kolejny rozdział. Nudnawy troszkę ale starałam się. Obiecuję, że w przyszłym będzie się działo :3
Lumos Czarodzieje !🔮🔮🔮🔮🎆🎆🎆🎆💡💡💡💡
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro