Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 27

Dzisiaj przyjeżdża William. Minęło wreszcie trzy tygodnie. Pierdolone, męczące i nie do zniesienia trzy tygodnie i już go dzisiaj zobaczę. O ile oczywiście będę mieć odwagę polecieć do niego i rzucić się na szyję, bo tego pragnę od miesiąca i tygodnia. Kurwa, ja go nie widziałam miesiąc i tydzień, dlaczego to był najgorszy okres w moim życiu? Na dodatek mam za sobą okropnie burzliwy okres, który powodował jeszcze większe huśtawki mojego nastroju i byłam naprawdę nie do zniesienia.

Za tydzień będzie marzec i za oknem nie ma w ogóle śniegu, pogoda robi się coraz cieplejsza i dochodzi dziennie do trzynastu-piętnastu stopni. To chore - jeszcze miesiąc i tydzień temu chodziłam w kurtce i był śnieg, a teraz? Minął miesiąc i tydzień i nie widzę tego ani nie chodzę w tym.

Jest sobota i dzisiaj przychodzi do mnie Zack, żeby się czegoś poduczyć. Nie jestem specem w nauce, ale pomagam mu. Najgorsze jest to, że naprawdę dzisiaj nie mam głowy do niczego, bo on przyjeżdża. Denerwuje się, kurwa.

- Jane, zejdź na dół! - usłyszałam głos mojej rodzicielki.

Sapnęłam z dezaprobatą i zastopowałam muzykę z Youtube. Skierowałam się do salonu, gdzie mama i tata już stali przyszykowani i gotowi do wyjścia.

- Mam nadzieję, że kluczy tym razem nie zgubisz - mruknęła rozbawiona.

- Mamo... - przekręciłam oczami. - Wracacie w poniedziałek wieczorem? 

- Tak i pamiętaj, żebyś odebrała paczkę jutro! 

- Wiem, wiem... - westchnęłam i oparłam się o framugę drzwi ze znudzenia. 

- Pani Foster jutro przyjdzie około dziesiątej - spojrzała na mnie. - Wpłaciłam ci pieniądze na konto, jeżeli będziesz czegoś potrzebowała. Zakupy także zrobiłam, więc się niczym nie przejmuj.

- Mamo, nie zostaje pierwszy raz w domu sama... - przewróciłam oczami.

Rodzice często wyjeżdżali na jakieś spotkania biznesowe, ale nigdy nie trwały one dłużej niż cztery dni. Zawsze tylko znikali na dwa, trzy dni maksymalnie. Nigdy mi to nie przeszkadzało, nie miałam o to pretensji. Czasami nawet lubiłam być sama w domu, ale mama nigdy nie lubiła mnie zostawiać. Zawsze chciała być jak najdłużej ze mną.

- Alkohol masz w szafce w łazience! - szepnęła rozbawiona tylko po to, aby wkurzyć ojca. 

- Dzięki! - odszepnęłam jej roześmiana.

- Hej, hej! Ja wszystko słyszę! - wtrącił się tata. - Żadnego alkoholu ma mi tutaj nie być! Jak wrócimy, dom ma być w takim samym stanie jaki teraz panuje, rozumiemy się? - skarcił mnie tym swoim ojcowskim spojrzeniem.

- Ach, zapomniałabym! - mama złapała się za głowę. - Insulinę kupioną masz w szafce w łazience, pamiętaj o dawkach!

- Mamo, dobrze, pamiętam...

- Dobrze, skarbie, my już się zbieramy. Będziemy dzwonić! - przytuliła mnie i pocałowała w policzek. 

- Dobrze... - wymamrotałam zmęczona jej gadaniem.

- Zero alkoholu - stanął przede mną ojciec. - I zero towarzystwa męskiego! - dodał. 

- Kolega dzisiaj do mnie przychodzi... - powiedziałam niewinnie.

- Marnie, zostajemy - zwrócił się poważniejszym tonem do mamy.

Wybuchłam śmiechem. Dlaczego jego ojcowska troska mnie tak śmieszy? Jest to śmieszne, nie denerwujące, a śmieszne.

- Oj, boże, Alan! - skarciła go. - Daj spokój i chodź już! 

- Mam wyjechać z myślą, że do mojej córki przychodzi jakiś chłopak? I na dodatek będą sami? Jak on się nazywa? Kto to? Po co przychodzi? Ile ma lat? - spojrzał na mnie srogo.

Zaśmiałam się ponownie.

- To Zack, znacie go... - zaczęłam. - Przyjaciel Williama.

- Och, Zack! Ten blondyn, pamiętasz? - odezwała się mama. - Przystojny chłopak, nie powiem nie - spojrzała na mnie zadziornie.

- Hej, ja tutaj jestem najprzystojniejszy! - zaśmiał się ojciec.

- Tato, jaki ty jesteś skromny... - prychnęłam.

- Po co on do ciebie przychodzi? - spytał.

- Będziemy się uczyć.

Nie wiem czemu, ale spojrzał na mnie, jakby się przesłyszał. Pomrugał kilka razy, a mama się tylko zaśmiała. Co w tym dziwnego? 

Kurwa.

Dopiero teraz zrozumiałam, jak to zabrzmiało. Moi rodzice nie należą do tych, którzy są nieobeznani w takich tematach. Naprawdę czasami się dziwie, ile oni już wiedzą i jacy spostrzegawczy są. Przeraża mnie myśl; co oni wyprawiali w moim wieku...

- Uczyć czego?! - krzyknął zdenerwowany. - Wdż w praktyce?! 

- Alan! - skarciła go mama.

Zarumieniłam się i nie odezwałam. Naprawdę mnie rozwala bezpośredniość mojego ojca...

- Marnie, zostajemy! - powiedział stanowczo.

- Chodź albo seksu nie będzie.

- Miłego weekendu, księżniczko - uśmiechnął się ojciec i pocałował mnie w głowę.

Zaśmiałam się ponownie, choć poczułam te lekkie skrępowanie. Moi rodzice naprawdę nie mają zahamowań... Co oni wyprawiali w moim wieku? I do cholery jasnej, gdzie moja mama miała te kolczyki, bo dalej to mnie zastanawia! 

Wyszli z domu i po usłyszeniu odpalającego się silnika auta, poleciałam do swojego pokoju i wyciągnęłam paczkę czerwonych marlboro. Otworzyłam okno i odpaliłam fajkę. Po chwili mój telefon zadzwonił, a na wyświetlaczu pokazała się Rachel.

- Halo? - odebrałam i zaciągnęłam się.

- Cześć, wychodzimy gdzieś dzisiaj? - spytała.

- Zack do mnie przychodzi.

- Aaa... Zack... - westchnęła podejrzliwie, na co zmarszczyłam brwi. - I co będziecie robić? 

- Ruchać się.

- Jane... - jęknęła z dezaprobatą.

- Zadajesz głupie pytania - prychnęłam. - Uczyć się, a co? 

- Umm, to dobrze - odparła.

- Chel... Wiesz może, o której przyjeżdża Will? - spytałam niepewnie.

- Nie pisał w ogóle do ciebie? - zdziwiła się.

- No właśnie, kurwa mać, nie! - rzuciłam zdenerwowana i zaciągnęłam się mocno.

William od kiedy wyjechał nie pisał do mnie, nie dzwonił, nic. Ja także nie miałam odwagi. Nie kontaktowałam się z nim przez miesiąc i tydzień, kurwa mać. Wszystko we mnie się gotuje i tylko czekam na moment, kiedy to wybuchnie. Będzie taki moment? 

- Dzisiaj powinien być około dziewiętnastej, ale lot może się opóźnić - powiedziała. - Jane... - dodała niepewnie.

- Co? - zaciągnęłam się.

- Nie powiesz mu, co nie? - mruknęła.

- Popierdoliło ciebie? - rzuciłam poważniejszym tonem. - Nie ma mowy.

- Ale nie wiesz, czy on do ciebie też coś czuje.

- Nie czuje. Nic.

Kiedy to powiedziałam, aż mnie serce zabolało. Okropne uczucie odwiedziło mnie, jakby ktoś wbijał w moją klatkę piersiową tysiąc ostrzy, a palce zdrętwiały i przez sekundę miałam wrażenie, że papieros jest okropnie ciężki i zaraz go upuszczę, a co dopiero telefon.

Powiedziałam Rachel całą historię moją i Williama, ale dalej nie mogę stwierdzić, od jakiego to momentu się zaczęło wszystko. Święta? Prezent? Sylwester? Urodziny? Powiedziałam jej, że pocałunek podczas gry w butelkę nie był pierwszy. Była zszokowana, bo mówiła, że Will jej tego nie wspominał, ale kurwa... dlaczego miałby? Nie dziwie się, bo gdyby nie wiedziała, że jestem w nim zakochana, to bym jej tego nie powiedziała.

Wspomniałam jej nasze rozmowy, nasze bliższe kontakty i reakcje na siebie. Ja widzę, jak William reaguje na mnie i to także opisuję. Powiedziałam też, co mi powiedział na wycieczce, będąc pijanym, a następnego dnia powtórzył to wszystko. Jej stwierdzenie na ten temat - zakochał się we mnie. 

Nie wierze w to i nie chcę sobie robić beznadziejnych nadziei. Poza tym... jakby to wyglądało? Ja i William? Gdzie jego matka jest moją ciocią? Mój ojciec jego wujkiem, choć nigdy nie usłyszałam, żeby na niego tak powiedział. Oni siebie nie lubią, wiem o tym. 

- Porozmawiaj z nim o tym - odezwała się w słuchawce.

- Ta, i co jeszcze? - prychnęłam. 

-Bo ja mu powiem - i nagle stała się poważniejsza.

- Rachel, nie wpierdalaj się w to. 

- To z tym coś zrób. 

- Nie, nic nie będę robić i proszę, żebyś ty też nic nie robiła.

I nagle usłyszałam dzwonek do drzwi. Odgasiłam papierosa i wyrzuciłam przez okno, które po chwili zamknęłam.

- Musze kończyć, Zack przyszedł - powiedziałam.

- Jane, porozmawiaj z nim, proszę... - rzekła błagalnym tonem.

- Paaa... - przedłużyłam i się rozłączyłam.

Skierowałam się do głównych drzwi i otworzyłam. Zack z czarującym uśmieszkiem, typowym dla hollywoodzkiego uwodziciela, stał oparty o framugę drzwi. Przeczesał swoją blond czuprynę i posłał mi szarmanckie spojrzenie. 

- No hej... - przywitał się i zabrzmiał jak prawdziwy uwodziciel.

- Cześć - uśmiechnęłam się i wpuściłam go do środka. - Co dzisiaj tym razem? - spytałam i skierowałam się do swojego pokoju, a on kroczył tuż za mną.

- Matematyka - powiedział. 

Poszliśmy do mojego pokoju, ale naprawdę nie miałam siły na nic. Nie mam głowy dzisiaj, żeby cokolwiek robić i uczyć. Usiadłam na łóżku, gdzie on po chwili do mnie dołączył i wyciągnął swój zeszyt od matematyki.

- Tylko dzisiaj nie długo, bo siły nie mam. Przepraszam... - powiedziałam.

- Nie no co ty, rozumiem - uśmiechnął się. - Dla mnie w sumie to lepiej - dodał rozbawiony.

- Od czego chcesz zacząć? - spojrzałam na jego zadania.

- Ułamki? - brzmiało to bardziej na pytanie.

- Dobrze - wzruszyłam ramionami.

$$$$$$$$$$$$$$$

- Ja pierdole, nie rozumiem tego... - warknął i opadł plecami na łóżko.

Wstałam z krzesła i usiadłam obok niego, zabierając także jego bazgroły. Dałam mu najprostsze przykłady, a on nawet czterech nie umiał zrobić z tego, co tutaj widzę.

- Co tutaj pisze? - wskazałam na drugi przykład.

- Cztery - powiedział, jakby był tego pewien.

- Jak ja tu widzę osiem! 

- Oj, boże no! To jest trudne! - jęknął i ponownie opadł na plecy.

- Nie nauczysz się, jak będziesz miał takie podejście - przekręciłam oczami. 

- Zack miał dwa lizaki. Jane zjadła mu jednego, a później dokupiła mu dwa. Pomnożyła je przez osiem i odjęła trzy. Ile metrów musi Zack przejść, żeby obliczyć pole kwadratu - powiedział.

- O czym ty mówisz? - prychnęłam i spojrzałam na niego.

- Pokręcone, co? - spotkał się z moim spojrzeniem.

- No, a do czego zmierzasz? - spytałam.

- Tak pokręcona matematyka dla mnie jest - wzruszył ramionami.

- To chyba na dzisiaj koniec, bo od godziny nic nie robisz - powiedziałam.

Nie odezwał się już, a wpatrywał w sufit z założonymi rękoma za głowę. Wstałam z łóżka i usiadłam na krześle, a przy okazji sprawdzałam coś na telefonie i oczywiście musiałam także sprawdzić wiadomości. Chciałabym zobaczyć cokolwiek związane z napisem William.

Między nami trwała cisza, a tylko od czasu do czasu zerkałam na niego, gdy ten ani trochę nie zmienił swojej pozycji. Powoli zaczynałam się krępować tym wszystkim, nie wiem czemu. Cały czas myślę o Williamie i o tym, jak nasze spotkanie po miesiącu i tygodniu będzie wyglądać. Jak? Teraz aktualnie siedzę w moim pokoju z jego przyjacielem. To dziwne, prawda? Dziwne.

- Jane? 

- Tak? - odstawiłam telefon na biurko i spojrzałam na niego.

- Nie będziesz zła? - spytał i spojrzał na mnie przelotnie, uśmiechając się przy tym.

- Nie, co? - wstałam na wyprostowane nogi i się przeciągnęłam.

- Wyobraziłem sobie coś.

- Co? - usiadłam na łóżku obok niego. 

- Ale to jest nie w porządku wobec pewnej osoby - uśmiechnął się.

- Mów o co chodzi... - przewróciłam oczami.

- Wyobraziłem sobie ciebie. Teraz, w tym łóżku. 

Zaczęłam się rumienić, a moje serce przyspieszało. 

- Pode mną - spojrzał mi rozbawiony w oczy.

- Zack! - usiadłam na niego okrakiem i zaczęłam bić po klatce piersiowej. - Jak mogłeś w ten sposób o mnie pomyśleć?!

- Nie wiem! Tak jakoś mi się nasunęło! - bronił się, będąc cały czas rozbawiony. 

- Wy faceci serio myślicie tylko o jednym - uśmiechnęłam się.

- A wy dziewczyny niby nie? - złapał za moje nadgarstki i zrzucił z siebie. Teraz to on siedział na mnie okrakiem.

- Nie - mruknęłam niewinnie.

Oczywiście, że tak. Nie tylko faceci myślą w ten sposób o płci przeciwnej. Kobiety nie są święte, także mają swoje seksualne fantazje. Pierwsze co, to jak kobieta zobaczy przystojnego policjanta, to chce, żeby ją skuł i przesłuchał. Jak doktora, to chce, żeby ją przebadał. Jak sklepikarza, to chce, żeby pomógł jej z doborem towaru, ale najlepiej, to na zapleczu. Jak nauczyciela, to chce, żeby ją nauczył czegoś, a najlepiej na jego biurku. Czasami do głowy kobiet przychodzą myśli, żeby z obcym facetem uprawiać przygodny seks, ale do tego się nie przyznają, bo wyjdą na dziwki. W ogóle kobiety się nie przyznają do swoich myśli. Są bardziej skryte i wstydliwe, a mężczyźni walą prosto z mostu - bezpośrednie i szczere dranie, bez których kobieta nie da rady żyć.

- Jasne... - uśmiechnął się podejrzliwie blondyn. - Pewnie myślisz, ile by twoja cipka pomieściła centymetrów - zaśmiał się.

- Zack! - jęknęłam z dezaprobatą. - Jesteś okropny... - prychnęłam rozbawiona.

 - No powiesz mi, że nie. Wy dziewczyny też nie jesteście święte! Ja już znam was doskonale! 

- Czyli twoja siostra też tak myśli? - mruknęłam zadziornie.

Przez chwilę się nie odezwał i dostrzegłam, jak rumieni, co było urocze. Jego siostra ma dwanaście lat i jest dla niego oczkiem w głowie, a jak to straszy brat - nie pozwoli żadnemu chłopakowi dotknąć swojej młodszej siostrzyczki.

- Ona ma dwanaście lat! - przyszpilił moje nadgarstki po bokach głowy. - Ona nawet się nigdy nie całowała! - prychnął.

- I co z tego? Ale można mieć fantazje.

- W wieku dwunastu lat?! - nie dowierzał.

- Ja miałam w wieku jedenastu o koledze dwa lata starszym... - zarumieniłam się.

- I co? - spytał rozbawiony. - Robiłaś sobie palcówki do jego zdjęć z wyobrażeniami, że to jego palce ciebie dotykają? 

- Jesteś obrzydliwy! - uśmiechnęłam się z nie dowierzeniem. - Złaź ze mnie!

- Przeproś wpierw - nakazał.

- Zack! - próbowałam się wyrwać, ale w żadnym stopniu nie dawałam rady.

Odpuściłam i jęknęłam pod koniec, na co on się zaśmiał pod nosem. Zamknęłam na moment oczy i zaczerpnęłam więcej powietrza, bo naprawdę nie mam siły się z nim sparingować. Poczułam nagle lekki powiew na skórze, a ciężar na dolnej części partii zmniejszył się. Otworzyłam oczy i dostrzegłam parę niebieskich, które wpatrują się we mnie.

Za blisko. Zack jest za blisko, co jest do cholery jasnej? Czuje, jak się rumienie, a klatka piersiowa przyspieszyła i mało brakuje, a będzie się stykać z jego. Jest nachylony nade mną zbyt blisko. Nasze twarze dzielą kilka centymetrów, czemu to robi? 

- Zack... - sapnęłam. 

Nie odezwał się, a zaczął przybliżać swoje usta do moich. O mój boże, co my wyprawiamy?! Ja nawet nie mam zamiaru się sprzeciwiać! Co? Nie! Chwila, nie możemy, kurwa mać. Dlaczego czuje, jakbym... zdradzała Williama? Czuje się źle, bo chcę tylko z nim tak, chcę go tylko całować. To jest jego przyjaciel...

Zamknęłam oczy i odwróciłam głowę w bok. Miękkie wargi pocałowały mój policzek. 

- Jane... - odsunął się ode mnie, a po chwili zszedł i usiadł na krawędzi łóżka. - Przepraszam... - dodał po dłuższej chwili ciszy.

Nie odpowiedziałam, a uniosłam się i wciągnęłam więcej powietrza. Nawet na niego nie spojrzałam. Odwróciłam głowę w bok i przegryzłam policzek. Dlaczego to zrobił? Dlaczego chciał mnie pocałować? Zack? Przyjaciel Williama, chciał mnie pocałować? Co jest, do cholery jasnej?!

- Nie chciałaś? - spytał.

Tak, kurwa mać, nie chciałam. Chciałam tylko z twoim przyjacielem się dotykać, całować, dotykać wszędzie i całować wszędzie. Pragnę tylko twojego przyjaciela, a nie ciebie. 

- Ja... - zrobiłam chwilową pauzę. - Ja nie chciałam...

- Ze względu na Williama? - przerwał mi.

Momentalnie poczułam uścisk w klatce piersiowej. Spojrzałam na niego i przegryzłam policzek, ale nie ukazałam żadnych emocji. Dlaczego to powiedział? Owszem - powiedział jak jest, ale czemu? Skąd przyszło mu to do głowy, skoro... on nic nie wie o mnie i Williamie... Prawda? 

- C-co? - wydusiłam z siebie. - Dlaczego tak uważasz? - wstałam i aż poczułam drżące nogi.

- Widzę, jak na siebie spoglądacie, Jane - także wstał.

- Nie rozumiem o czym mówisz... - zarumieniłam się i odwróciłam od niego wzrok.

- Doskonale wiesz - wstał z łóżka i stanął obok mnie. - Jane, nie musisz tego ukrywać. Czujecie coś do siebie.

- Nie! Zack, my nienawidzimy siebie, więc skąd ci to przyszło do głowy? - powiedziałam i ukrywałam swoje zakłopotanie. Mam nadzieje, że go nie widzi.

- Jane, to dla ciebie jest nienawiść? - prychnął. - Między wami jest inaczej niż wcześniej i nie wypieraj się już tego! - uniósł swój ton.

Dlaczego się nagle zdenerwował? Jest zły, że nie przyznam się mu o moich uczuciach, którymi darzę Williama? Bo nie przyznam się, że kurwa mać, jestem w nim zakochana? Dlatego jest zły? On nie powinien się w to wtrącać! I co z tego, że to jego przyjaciel, nie powinno go to obchodzić!

- Zack, nie wpierdalaj się w to! - krzyknęłam.

- To przestań! - wkurzył się.

- Ale co?! 

- Przestań mojego przyjaciela uwodzić!

Że co?

- C-co..? - spojrzałam na niego zszokowana i zrobiłam mały krok w tył.

Jak uwodzić? Co? Jak ja... nie uwodzę Williama... I dlaczego tak stwierdził? Przecież on nic nie wie! On nie wie nic o nas, więc dlaczego tak powiedział... On nic nie wie, prawda? 

Czy Will, kurwa, mu coś nagadał o nas? 

- Nie ważne - powiedział i spoważniał nagle. - Nie ważne, zapomnijmy o tym.

- Zack, o co ci chodzi?! Na początku chcesz mnie pocałować, a później mówisz, że uwodzę twojego przyjacie...

Nie dokończyłam, bo Zack ujął moje policzki i wpił się w usta, uciszając mnie tym samym. Jęknęłam przez tą gwałtowność i nie odwzajemniłam go, ale nie odtrąciłam blondyna. Jego ciepłe i miękkie wargi były połączone z moimi, a ja nawet nie zamierzałam go odtrącić, dlaczego? Bałam się? Potwierdziłabym w pewnym stopniu jego hipotezę na temat tego, że to przez Williama nie chciałam go całować? 

Czuje okropną zdradę, wyrzuty sumienia i rozdarte serce. Czemu? Przecież mnie z Williamem nic nie łączy nawet... To ja się w nim zakochałam jak idiotka i to ja oczekuje jakiegoś... cudu? Nadziei? Po prostu chcę Williama.

Nie, nie, nie, nie, nie. Will - to on powinien mnie całować, a nie jego przyjaciel.

Położyłam ręce na jego torsie i odepchnęłam od siebie. Spojrzał na mnie zaskoczony, a jednocześnie miał jakiś błysk w oku, którego po chwili zamaskował pod tą powagą.

- Zack, co ty robisz?! - krzyknęłam na niego zszokowana i zdenerwowana.

- Uświadamiam sobie i tobie jednocześnie pewną rzecz. Chyba nie muszę tłumaczyć jaką, prawda? - powiedział stanowczym tonem.

Zmarszczyłam brwi i spojrzałam na niego gniewnie. Doskonale wie, jaką rzecz uświadamia. Skąd on to wie? Czyżby zauważył już dawno, czy... Czy rozmawiał z Williamem? 

Kurwa mać.

- Miłego dnia, Jane - wyminął mnie i skierował się do wyjścia.

Nawet na niego nie spojrzałam, a wciągnęłam więcej powietrza. Jak ja na Zack'a spojrzę przy Williamie? Jak ja na Williama spojrzę? To ja zjebałam czy Zack? 

$$$$$$$$$$$$$$$

Jest godzina dwudziesta pierwsza i dwie godziny temu Will przyjechał, a ja nawet nie mam odwagi iść do niego. Kurwa mać, no boję się mu spojrzeć w oczy. Czuję, jakbym go zdradziła, ale przecież nie jesteśmy razem... Dlaczego to czuje? 

Wyszłam spod prysznica i obserwuje swój nadgarstek, na którym zostały tylko białe blizny po cięciu się. Nie ma ani jednej. Obiecałam - i nie pocięłam się już więcej. Obiecałam mu tego nie robić i tego nie zrobiłam, choćbym nie wiadomo jak była załamana. 

Patrzę na siebie w lustrze i przeczesuje mokre włosy, ale nie czeszę ich. Nigdy nie czeszę. Na swoje usta nakładam balsam o smaku brzoskwini i wychodzę z łazienki w samych czarnych spodenkach i białej koszulce na ramiączkach. 

Podchodzę do biurka, gdzie leży paczka czerwonych marlboro i wyciągam jedną fajkę. Schodzę do kuchni i odpalam papierosa, a przy okazji wlewam nektaru bananowego do szklanki i piję wszystko. Kuchnię oświetla jedynie mała lampka w ścianie nad kuchenką. Niewiele tak naprawdę daje tego światła, a pozostałe pomieszczenia są nieoświetlone, nawet korytarze. Ciemność panuje u mnie w domu, ale nie przeszkadza mi to.

Palę papierosa i czuje stres w brzuchu, a nawet nie wiem czym jest spowodowany. Wykręca mnie, okropnie mnie wykręca. Dlaczego nie poszłam się z nim przywitać? Czekam na pierdolony poniedziałek? Dopiero w szkole mam go zobaczyć? Aż takim tchórzem jestem? Tak, jestem pierdolonym tchórzem. 

Bałam się przyznać do tego, że jestem w nim zakochana, a jak do tego doszło - chcę, żeby zniknęło to uczucie, ale kłócę się dalej ze sobą i pragnę go. Wiem, że to, co robimy nie powinno mieć miejsca, a jednak... ciągnie mnie do niego. Chcę go całować, dotykać i mieć codziennie obok siebie. Móc spojrzeć na niego, wysłuchać i rozmawiać. William jest piękny i chcę tego, ale jednocześnie nie mogę. 

Moją ciszę i rozmyślenia przerwał dzwonek do domu. Odgasiłam papierosa w zlewie pod wodą i wyrzuciłam go do śmietnika. Poprawiłam swoje włosy i skierowałam się do głównych drzwi. Otworzyłam je i zamarłam.

- Cz-cześć... - szepnęłam i gapiłam się w niego, jakbym zobaczyła ducha.

Moje serce przyspieszyło, a w brzuchu aż ścisnęło. Wyglądał tak pięknie. William stoi przede mną. Przyszedł do mnie. On do mnie przyszedł, a ja głupia nie miałam odwagi. William stoi przede mną.

I nawet się ze mną nie przywitał, a po prostu wszedł do domu, delikatnie mnie popchnął do tyłu, gdzie aż się zachwiałam, zamknął drzwi i pociągnął mnie do siebie. Wpił się z gwałtownością i zachłannością w moje usta, na co moje ciało od razu zareagowało podnieceniem. Przywarł mnie do ściany i nie odrywał swoich ust od moich.

Całuje go, on całuje mnie. Jego idealne usta pożerają moje z namiętnością, zachłannością, tęsknotą. Tęskniłam za nim. Oddaje się pocałunkowi, który powoli staję się bardziej brutalniejszy i erotyczny. Dłonie Williama zaczynają błądzić po całym moim ciele.

Przeszedł mnie przyjemny dreszcz, kiedy jego dłonie zaczęły sunąć po mojej talii, dotykał mi bioder i ud. Przejeżdżał także wzdłuż mojego dekoltu, ramion i szyi. Podniecam się coraz bardziej. Przede mną jest William i mnie właśnie dotyka i całuje.

Czuje, jak powoli robię się mokra. Kurwa mać, nie widziałam go, nie czułam go przez miesiąc i tydzień. Chcę go, pragnę go, chcę go dla siebie. Do brutalnych pocałunków dołączyliśmy języki, które prowadziły między sobą wojnę. Podniecało mnie to, cholernie, okropnie, strasznie. Mój brzuch szaleje od uczuć, których teraz doznaje. Jestem cała mokra, a moje sterczące sutki prześwitują przez cieniutką koszulkę na ramiączkach, które jedno z nich opadło na ramię. 

Ściągam z niego cienką kurtkę, w której do mnie przyszedł. Co ja robię? Dlaczego ja mu ją ściągam? Na dodatek on mi w tym pomaga, nie odrywając się od moich ust. Jego kurtka niedbale została rzucona na podłogę. 

Złapał mnie za pośladki, nie za uda, a pośladki i podniósł. Od razu owinęłam nogi wokół jego bioder i dałam się prowadzić. Nawet nie wiem, gdzie idziemy, po prostu go całuje i zatracam się w tym. Pragnę go, zajebiście go pragnę. Ale mam teraz... czego chcieć więcej? 

Nie zamieniliśmy żadnych słów, a po prostu rzuciliśmy się na siebie jak wygłodniałe zwierzęta. Pieprzyć to. Jego usta przeplatają się z moimi, a języki na przemian próbują się zdominować. Wplątuje dłonie w jego czarne, puszyste włosy, które już są dłuższe i na moment nie przestaje całować. 

Nawet nie zauważyłam, kiedy znaleźliśmy się w moim pokoju. Postawił mnie na ziemie i mocno przyszpilił do ściany obok. Jęknęłam, a on przegryzł mi wargę i pociągnął do siebie. Zaczął całować moje policzki, szczękę i zjeżdżał w dół. Zachłannie dorwał się do mojej szyi, na której pozostawiał mokre ślady i delikatne ugryzienia. Jego dłonie cały czas sunęły po moim ciele, które domagało się tylko jednej rzeczy. Chciałam go.

Pieprzyć to.

Pieprzyć wszystko.

Chcę Williama.

Teraz.

Złapałam go za kroczę i delikatnie ścisnęłam. Przez chwilę przeczuwałam, że na ten mój krok zamarł w miejscu, ale po chwili wydał z siebie warknięcie i zaczął robić mi malinkę na szyi. Jego dłonie także powędrowały wyżej. 

Dotknął mojej prawej piersi, a ja nawet się nie sprzeciwiałam. Czułam jego ciepłą dłoń, która ujmuje moją pierś. Tak bardzo o tym marzyłam, żeby mnie William dotykał. Chciałam być jego, a żeby on był mój.

Ścisnął moja pierś, a ja jeszcze bardziej jego nabrzmiałego penisa, który robi się coraz twardszy. Czułam go. Czułam jego męskość w dłoni, która domaga się chyba tego samego co ja. Chwyciłam za skrawek jego koszulki i zaczęłam mu ją zdejmować. 

Na chwilę oderwał się ode mnie i pomógł mi, niestety ja szybko złączyłam nasze usta. Chciałam go, tak szalenie go pragnęłam, ale mam go już, mam Williama. 

Ściągnął z siebie koszulkę i rzucił ją niechlujnie na podłogę. Przyparł mnie znowu do ściany, a ja dłońmi zaczęłam dotykać całego jego nagiego ciała. Jego mięśnie, które mocno były zarysowane, które były aż żelazne. Podniecał mnie. Jego usta spoczęły na moich, które żarliwie całować. Te pocałunki były pełne pożądania, erotyzmu, namiętności, byliśmy spragnieni siebie.

- Jane... - oderwał się ode mnie. 

- Will... - sapnęłam.

Moja klatka piersiowa unosi się w przyspieszonym tempie, a serce niemiłosiernie obija się o nią. Czuje, jak tracę grunt pod nogami. To chore uczucie, które pierwszy raz odczuwam. Nigdy takiego podniecenia nie czułam jak teraz. Nigdy takiego zatracenia nie czułam jak teraz. Tak cholernie pragnę Williama.

- Jane, jesteś tego pewna? - spytał zdyszany i schował twarz w zagłębieniu mojej szyi. Czułam jego ciepły i przyspieszony oddech na skórze, po której przeszedł dreszcz. Jego dłonie spoczęły pod moja koszulką, a między kciukami i pozostałymi palcami trzymał cienki materiał koszulki. Czekał tylko na znak i odpowiedź, kiedy będzie mógł ją zdjąć ze mnie.

- Chcę tego... - sapnęłam i przegryzłam wargę. - Will, proszę... - jęknęłam i złapałam go krocze. 

Ściągnął ze mnie koszulkę jednym ruchem.

Byłam bez stanika. 

~~

Maratonów nie będzie u mnie, przepraszam.

Jeden rozdział pisze pół dnia, więc to serio niemożliwe.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro