Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 25

William

Minęło trzy dni, odkąd nie ma Jane. Wyjechała na dwa tygodnie na wyspy i kurwa mać jej nie widziałem, nie pożegnała się nawet. Co z tego, że za dwa tygodnie ją z powrotem zobaczę? Nie pożegnała się. 

Jestem zły, sfrustrowany, rozdrażniony i czuje się... samotny. Nie ma jej tylko te pierdolone trzy dni, a ja już za nią tęsknie. Chcę ją dotknąć, pocałować, dotykać wszędzie, po prostu mieć ją przy sobie. Dlaczego Jane zaczęła mi się tak okropnie podobać? Podoba mi się.

Denerwuje mnie jedna rzecz - kręci się wokół niej Zack. Nie jestem głupi i wiem, że on już coś podejrzewa między nami, ale dlaczego w takim razie się wokół niej kręci? Denerwuje mnie to, wkurwia. Jestem... zazdrosny o Jane? 

Każdy z klasy już wie, że całowałem się z Jane tamtej nocy grając w butelkę. Każdy jest zdziwiony i jednocześnie tym podekscytowany? Zajarany? Co w tym fajnego? No tak, nienawidzimy siebie, a jednak pocałowaliśmy. Czy my zrobiliśmy jakiś krok do przodu? Przecież pocałowaliśmy się publicznie, a ona przecież mogła powiedzieć nie, bo były zasady, a jednak... chciała. 

Ona chciała mnie pocałować, nie odmówiła, kurwa mać. Ona chce tego tak samo jak ja. 

Jest poniedziałek, godzina dwunasta i siedzę na szkolnej stołówce, ale kurwa mać chcę, żeby ten czas przyspieszył i żeby minęło te dwa tygodnie, do cholery jasnej. Wracaj, kurwa mać, wracaj mi tutaj.

- Willy! 

Przewróciłem oczami, kiedy tylko usłyszałem radosny głos Chel. Dosiadła się do mnie, a zaraz obok niej pojawił się Logan, z którym przybiłem sobie dość głośną piątkę. Blondynka usiadła gwałtownie na ławkę, a czerwona taca z jej jedzeniem prawie wylądowała na ziemi. 

- Hej i nie mów tak do mnie - burknąłem obojętnie. Nie mam ochoty nawet z Rachel rozmawiać.

- Boże, Will, ty od soboty jesteś jakiś rozdrażniony - skarżyła się, marszcząc brwi.

- No, Will... - mruknął Zack, który uśmiechał się cwaniacko. Ja już znam ten jego uśmiech. 

- Zamknij się - warknąłem w jego stronę.

- Jak w ogóle było na wycieczce? Mówcie! - z hukiem położyła obie otwarte dłonie na blat stołu.

- Fajnie - rzuciłem, chcąc jak najszybciej zignorować temat.

Brakuje jeszcze chyba najgorszego. Żeby Rachel dowiedziała się o pocałunku. Jak ona się dowie... Nawet nie chcę o tym myśleć, co sobie pomyśli, co będzie gadać i jak bardzo mocno będzie mnie męczyć i Jane. Nie, nie wstydzę się tego. Po prostu Rachel to moja i jej przyjaciółka, znamy się od dzieciństwa, zawsze byliśmy razem, ale ja i Jane nienawidzimy siebie, więc skąd nagle pocałunek? To pokręcone.

- Może by tak jakieś szczegóły? - uniosła jedną brew w górę. - Co robiliście? Piliście tam? - uśmiechnęła się.

Od razu z Zack'iem zacząłem się uśmiechać, a Logan spojrzał na nas i także się roześmiał. To chyba było głupie pytanie ze strony Rachel, bo odpowiedź jest już prosta.

- A jak myślisz? - spytałem i spojrzałem na nią zadziornie.

- Pewnie tak - powiedziała. 

- I masz racje - wtrącił się Zack.

- No dobra, a co robiliście? Podobno były gorące źródła! I jak? - zachwycała się.

- Rachel, my nie jesteśmy baby, żeby gadać o takich sprawach - Zack przekręcił oczami i całe szczęście, to on uratował mnie z tej sytuacji.

- Jezu, z wami nie można o niczym rozmawiać! Jane wyjechała, ale nawet przez telefon nie zdążyła mi wszystkiego powiedzieć! - wkurzyła się blondynka. - Jak wy nie powiecie, to ja spytam kogoś innego! - wzięła swoją tackę i wstała.

- Przejdzie jej - powiedział Logan i napił się swojego soku. - Will, jesteś kapitanem szkolnej drużyny piłkarskiej, tak? - spytał.

- Ta, co jest? - spojrzałem na niego.

- Jest wolne miejsce? 

- Zależy... - mruknąłem cwaniacko. 

Odeszło od nas dwóch chłopaków, a w tym Liam - skurwiel, który wpakował Jane do ust tabletkę na jej urodzinach. Skurwiel.

- Nie no pytam na poważnie. Nie mam co robić, a za dwa, trzy miesiące zaczyna się już sezon, bo jest cieplej, tak? A moje umiejętności, jeśli chodzi o piłkę nożną nie są złe.

- Coś się ogarnie. Powiem trenerowi i to załatwimy.

- No, dzięki, stary - uśmiechnął się.

Chwile jeszcze porozmawialiśmy, aż w końcu zerwałem się ze stołówki z Zack'iem i poszedłem zapalić papierosa. Rachel już się nie zjawiła, a pewnie jak to ona, poleciała popytać kogoś innego. Ona zawsze w takich sprawach nie odpuszcza i chce wiedzieć jak najwięcej. 

O kurwa mać.

Co, jak będzie rozmawiać z Ashley? Mi'ą? Caroline? Cleo? O kurwa mać. Nie, nie, nie, proszę, żeby tylko nikt nie wspominał o pocałunku, proszę. Zacząłem panikować i nerwowo rozglądać się po wszystkich, żeby tylko ją dostrzec i zobaczyć, czy z kimś już przypadkiem nie rozmawia. 

- Pali się czy co? - spytał rozbawiony Lutcher, który mi się przygląda.

- Zaraz szlug, a co? - spojrzałem na niego, jak gdyby nigdy nic.

- Naprawdę nie jesteś sobą... - pokręcił głową z nie dowierzeniem. 

- Mam okres, to dlatego - odparłem kpiąco.

I nagle dostrzegłem Chel. Chel z Mi'ą i Carolinę. Kurwa mać. Nie chcę z nią konfrontacji, nie chcę z nią o tym rozmawiać, słuchać jej. Szarpnąłem Zack'a za koszulkę i wyprowadziłem ze szkoły z drugiego wyjścia. Śniegu nie było za wiele już, ale dalej było zimno na dworze. Ludzie i tak w krótkich ciuchach stali i się trzęśli, ażeby tylko zapalić papierosa.

- Will? Stary, co ty wyrabiasz? - spytał.

- Ukrywam się. Ninja na mnie poluje, ćśśś... - zacząłem z niego żartować, ale po części mówić prawdę.

Tą ninją była Rachel. Ona będzie na mnie polować, wiem o tym. Będę ja ignorować, to najlepsze wyjście!

- Jesteś pojebany, naprawdę... - prychnął i pokręcił głową.

- Dużo ludzi mi to mówi - wzruszyłem ramionami i odpaliłem papierosa. Znajdowaliśmy się na szkolnej palarni, gdzie dostrzegłem Ashley z dziewczynami z naszej klasy. 

Jeszcze jej brakowało...

Nie przepadam za nią, nie lubię jej, ale lubię wkurzać Jane. Wiem, że jej nie lubi. Wiem, że jest zazdrosna, widzę to. Jane jest zazdrosna i to jest bardzo słodkie. Jane jest słodka i bardzo piękna.

Powiedziałem jej to wreszcie. Powiedziałem, że jest piękna i lubię ją dotykać. Kiedy byłem pijany jakoś łatwiej mi to poszło i wyrzuciłem to z siebie. Kiedy dostrzegłem jej reakcje, jej przyspieszone tętno, oddech, jej rumieńce, wiedziałem, że następnego dnia muszę jej to znowu powiedzieć. I powiedziałem. I nie żałuje.

Kurwa mać, nasze relacje naprawdę stają się coraz... bliższe, bliższe i bliższe. Powinniśmy przestać? Nie możemy? Nie, pieprzyć to. Chcę tego, tak okropnie chcę jej.

- Ja już wiem.

Spojrzałem na Zack'a i zaciągnąłem się powoli. 

- Co? - wypuściłem dym z ust.

- Zachowujesz się tak, bo nie ma jej - spojrzał na mnie przelotnie, zaciągając się przy tym.

- Pieprzysz głupoty... - prychnąłem od razu.

Kurwa.

- Will, kurwa mać, nie okłamuj już samego siebie. Widzę to, jak na nią patrzysz - rzucił.

- Głupi jesteś.

- Ty głupszy.

- No i mamy głupiego i głupszego - uśmiechnąłem się.

- Jesteś o nią zazdrosny, kiedy przy niej jestem.

Zamurowało mnie. Nie spodziewałem się, że to powie, a najbardziej tego, że to zauważył. Spojrzałem na niego i przestałem ciągnąć papierosa, którego aktualnie trzymam w buzi. Nie, nie, nie, on próbuje to siłą ze mnie wyciągnąć, dlatego mnie okłamuje teraz.

- Nie jestem. Możesz się za nią wziąć. Nienawidzę jej, a ona mnie - wzruszyłem ramionami.

- I na koniec tej bajki były smoki? Nie rozśmieszaj mnie. Ty na nią patrzysz inaczej i ona na ciebie - dalej trzymał się swojej wersji. Najgorsze jest to, że to prawidłowa wersja.

Ale... czy Jane patrzy na mnie tak jak ja na nią? Nie, na pewno nie. Chociaż z drugiej strony widzę, jak jej ciało reaguje na mnie, jak ona sama reaguje na mnie. Ale czy to na pewno to? Nie wydaje mi się, żeby od tak przestała widzieć we mnie tego wroga, którym zawsze dla niej byłem. Ona mnie dalej nienawidzi. Ale nie dziwie się - ja też nienawidzę siebie.

- Zack, nie wpierdalaj się - warknąłem i zdeptałem papierosa butem. 

- Tchórz.

- Zamknij ten pysk, dobrze ci radzę. 

Tracę cierpliwość. Tracę ją i czuje, że zaraz wybuchnę. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że to mój przyjaciel, który sprowadza mnie do końca granic tej cierpliwości. Naprawdę jestem agresywny, kiedy jej nie ma, kurwa. Może lepiej wrogów trzymać blisko siebie? 

- Will, przyznaj... Zakochałeś się.

Spojrzałem na niego i cały się spiąłem. Jak mógł to stwierdzić? Zauważa tylko to, że na nią patrze i jestem zazdrosny, dlatego już twierdzi, że się zakochałem? Nie, nie, nie! Nie, kurwa mać, na pewno nie... 

- Naprawdę... - zrobiłem pauzę i zamknąłem na moment oczy. - Radzę ci się zamknąć - spojrzałem mu gniewnie w oczy.

- Zakochałeś się... - pomrugał kilka razy i wyglądał na takiego, co właśnie sobie to uświadomił.

Nie!

- Zamknij się! - wrzasnąłem, na co zwróciłem uwagę kilku ludzi wokół, a w tym dziewczyny z naszej klasy. - Ty nic nie wiesz, Zack! Nic! Więc radzę ci ten pysk zamknąć! - rzuciłem zdenerwowany.

Moje serce bije, ale nie wiem czemu. Powiedział, że się zakochałem i od tamtego momentu szalenie ono bije. Czemu? Czemu, kurwa mać? 

Nie, na pewno nie.

- Will, to prawda! Ty się zako...

I nie pozwoliłem mu już dokończyć. Moja pięść wylądowała na jego policzku. Zachwiał się i złapał za obolałe miejsce, spoglądając na mnie jednocześnie zszokowany. Ludzie wokół nas się zebrali, jakby oglądali jakieś zwierzęta w zoo. Poczułem ścisk w klatce piersiowej, bo znowu skrzywdziłem bliską mi osobę. Pierwszą była Jane, którą zawsze krzywdziłem, a teraz mojego najlepszego przyjaciela skrzywdziłem, Zack'a. 

- Zack... - powiedziałem już spokojniejszym tonem. Ja naprawdę to zrobiłem, kurwa mać.

- Serio..? - prychnął i oblizał swoją wargę, z której sączyła się krew. - Aż tak bardzo nie chcesz dopuścić do świadomości tego, że się zakochałeś? - prychnął.

Znowu zacisnąłem pięści i przegryzłem wewnętrzną część policzka, jak to zawsze Jane robiła, żeby się uspokoić albo odstresować. Pomagało, ale nie do końca. Adrenalina w moich żyłach nie zbyt pozwoliła mi odczuć jakikolwiek ból.

- Zack, jeszcze jedno słowo... - syknąłem wrogo. - Naprawdę nie chcę się kłócić...

- Tak? - zrobił krok w moją stronę.

- Chłopaki, ogarnijcie się... - powiedziała Cleo, która stała obok Ashley i innych palących dziewczyn z naszej klasy.

- Zamknij się, Cleo - warknąłem w jej stronę, nie spuszczając z oczu Zack'a. 

- Okłamujesz samego siebie, Will... - powiedział poważniejszym tonem Lutcher.

- Nie wpierdalaj się w to.

- Ktoś powinien ciebie uświadomić o tym, że się zakochałeś - przejechał po raz kolejny dłonią po zakrwawionej wardze.

Złapałem go za koszulkę i przyciągnąłem do siebie. Jesteśmy w podobnym wzroście, ale teraz to on miał głowę wyżej, bo go delikatnie uniosłem. Nie chce mu zrobić krzywdy, ale do cholery jasnej nie panuje nad sobą.

 Proszę, wracaj.

- Naprawdę mnie już wkurwiasz, wiesz? - syknąłem i posłałem mu wrogie spojrzenie.

- Tylko to masz do powiedzenia? - uśmiechnął się kpiąco. - A gdzie ''Tak, wiem, Zack, masz rację...''? 

Odepchnąłem go od siebie z całej siły. Wylądował na brudnej ziemi, pełnej papierosów i przemoczonego śniegu, którego już w ogóle nie ma. Spojrzał na mnie rozczarowany i prychnął ponownie pod nosem. 

- Will, co ty robisz?! - usłyszałem ten jej piskliwy głos.

- Zamknij się! - wrzasnąłem na Ashley.

- William po prostu nie panuje nad emocjami - odezwał się Zack, którego od razu zmroziłem wzrokiem. - Nie ma pewnej osoby, która mogłaby nad nim samym zapanować - powoli się unosił z ziemi.

Nie chciałem już tego słuchać. Odwróciłem się i poszedłem prosto do szkoły. Mam ich wszystkich w dupie. Zack'a także. Pierdolcie się wszyscy. Nie ma Jane i jestem jebanym idiotą. Co ja wyrabiam? Dlaczego to się ze mną dzieje? Dlaczego wtedy, kiedy jej nie ma mi odbija? 

Pierdolcie się wszyscy.

Akurat zabrzmiał dzwonek na lekcje. Otworzyłem swoją szafkę i wyciągnąłem plecak i ruszyłem prosto do wyjścia, a tam do auta. Nie mam już siły na nic.

$$$$$$$$$$$$$$$

Nie chcę być sam ze sobą, nie lubię. Wszystko próbuje robić, żeby tylko na moment nie pozostać w bezruchu. Po szkole jeździłem bez celu po okolicy. Raz podjechałem pod jej dom, zapaliłem papierosa i wróciłem z powrotem do jazdy po mieście. W domu byłem na osiemnastą, gdzie rodziców dalej nie ma i pracują do późna, gdyż rodzina Hendersonów pojechała sobie na wakacje, gdzie ona się ze mną nawet nie pożegnała. Suka.

Od osiemnastej albo słucham muzyki, albo gram na gitarze, albo próbuje nowe kawałki utworzyć i złączyć w całość. Nic mi nie wychodzi, kurwa mać.

Siedzę na łóżku, przed sobą mam kartki z nutami, a sam próbuje dopracować do końca mój utwór, którego komponuje już drugi miesiąc. Niestety moją grę przerwały otwierające się drzwi z głośnym hukiem, a do mojego pokoju weszła Rachel.

O nie, o nie, o nie, o nie, o nie.

Panikuje jak jakaś cipa.

Dlaczego jestem spanikowany? Dlaczego przeraża mnie ten jej wzrok? Jej morderczy wzrok na mnie? O mój boże, dziewczyno przestań.

- Will! - krzyknęła, a jej głos rozniósł się po całym domu.

- Rachel, uspokój się - odstawiłem gitarę na bok.

- Całowałeś ją! - wskazała na mnie, a jej wyraz twarzy był zszokowany i nie dowierzający. - A ona całowała ciebie! Całowaliście się! - cały czas krzyczała.

- Chel, proszę... - jęknąłem z dezaprobatą i przetarłem twarz rękoma. - I co z tego? - uniosłem wzrok na nią i westchnąłem.

- Co z tego?! - zrobiła krok w moją stronę. - Ty się pytasz co z tego?! - zrobiła większe oczy. - Will, kurwa mać!

Okej, teraz to ja zrobiłem większe oczy i pomrugałem kilka razy. Już dawno nie widziałem takiej Rachel. Takiej ostrej, ciętej, zezłoszczonej, wkurwionej, wściekłej. Dlaczego przejęła się tym, że pocałowaliśmy się? To nasza sprawa i to my powinniśmy się tym zadręczać, a prawda jest taka, że... powtórzyłbym to bez żadnego problemu. Jane chyba też.

- Co? - spytałem, nie wiedząc o co jej chodzi i chyba jeszcze bardziej ją zdenerwowałem, bo przekręciła oczami, zacisnęła usta i odwróciła wzrok.

- I dowiaduje się to od dziewczyn z waszej klasy?! - krzyknęła zła. - Mieliście zamiar to ukryć?! Wy, moi przyjaciele?! Całowaliście się i mieliście to skrywać w tajemnicy?! Co jeszcze przede mną ukrywacie?! 

- Chel, to była tylko zwykła gra w butelkę... - przekręciłem oczami z zirytowania.

- Nie pierdol! Były zasady! Mogliście odmówić! Ashley odmówiłeś! - wymieniała wszystko jak poparzona. - I te wszystkie sytuacje, przy których was nakryłam... Ta wasza bliskość... Jak na siebie patrzycie... - nie spoglądała na mnie, a wplątała swoje dłonie we włosy i zaczęła wzrokiem błądzić po podłodze i wszystko sobie przypominać.

Nie wierze w to, że ona się tym przejmuje. Czemu aż tak? Przecież to my powinniśmy mieć wyrzuty sumienia. To my powinniśmy się tym zadręczać. To my powinniśmy przestać to robić. A co robimy? Brniemy w to dalej, dalej i dalej i chcemy więcej. 

Pragnę Jane, ja chcę ją.

Nie obchodzi mnie to, co mówi Rachel. Nie obchodzi mnie to, że zjedzie teraz mnie jak prawdziwą szmatę albo i gorzej. Mam to gdzieś. Jakbym chciał, to już dawno bym przestał to robić z Jane, a jednak nie przestaje, bo chce tego. Najgorsze będzie to, jak Chel zacznie rozmawiać z Jane, kiedy ta wróci. Czy nagada jej tak, że Jane... mnie zostawi? 

Dlaczego stwierdziłem, że zostawi?

- Wy... Wy ukrywacie to przede mną... - spojrzała na mnie nagle i wyglądała na taką, jakby dostała olśnienia. - Czujecie coś do siebie... Ty do Jane, a ona do ciebie! 

- Nie! - krzyknąłem.

- Okłamujecie mnie! 

- Z czym niby?! Bo nie powiedzieliśmy ci o pocałunku?! - wkurzyłem się. - Chel, jak mieliśmy ci to powiedzieć? ''No słuchaj, całowaliśmy się, ale dalej pozostaniemy wrogami''? - prychnąłem. - I mieliśmy mówić po to, żebyś teraz opierdalała nas?

Przez chwilę się nie odezwała, a zacisnęła usta i zmarszczyła brwi. 

- P-po prostu mnie okłamywaliście! To wszystko już ciągnie się od waszych urodzin albo ooo, nie zdziwię się, gdyby i wcześniej! - krzyknęła triumfalnie.

- Myślisz się - pokręciłem sprzecznie głową. - Między nami niczego nie ma! I zrozum, że to był tylko pocałunek!

- Ale już nie potrafisz mi wyjaśnić tamtych sytuacji, na których was nakryłam! Wy czujecie coś do siebie i nie mów, że nie! Will, wiesz o tym, że nie możecie?! 

Nie odezwałem się, a zacisnąłem szczękę wraz z pięściami. Kurwa mać, dlaczego to powiedziała? Dlaczego musiała mnie dobić? Racja, my nie możemy - jej ojciec jest kuzynem mojej matki i nie mam pojęcia, czy jestem w jakimś stopniu powiązany rodzinnie z Jane. Nigdy moja mama mi tego nie mówiła, że to moja kuzynka albo ktoś z rodziny. Poza tym nigdy nie powiedziałem do Alana wujku. On mnie nie lubi, wiem to. Też za nim nie przepadam i nie mam zamiaru zwracać się tak do niego. 

- Wyjdź stąd - odezwałem się chłodniejszym tonem.

- Wy... - zrobiła większe oczy. - Wy jednak... Wy jednak coś do siebie czujecie... Will, przecież...

- Rachel, zamknij się.

Zrobiła jeszcze większe oczy i pomrugała kilka razy.

- Okłamywaliście mnie! - jej głos się łamał, dlaczego? Co się jej nagle stało? - I co teraz?! Zajmiecie się sobą i mnie będziecie mieć w dupie! - w jej oczach dostrzegłem łzy. 

Co? Co ona gada? Dlaczego to mówi? O co jej chodzi? Boże, dlaczego mam masę pytań w głowie, na które nie umiem odpowiedzieć? Dlaczego Rachel tak reaguje? Mieć ją w dupie? Co kurwa? 

- Chel, o czym ty mówisz? - zmarszczyłem brwi. - My nic...

- Tyle lat się przyjaźnimy... - widziałem jej łzy, było jej przykro, ale czemu? - I teraz... T-teraz będziecie sobą zajęci... Będziecie mnie mieć gdzieś... - odwróciła wzrok.

- Rachel, o czym ty mówisz? - podszedłem do niej i złapałem za ramiona. - Przecież nic między nami nie ma! Nie mamy ciebie gdzieś! - zmusiłem, by na mnie spojrzała. Jej niebieskie oczy, załzawione oczy spojrzały na mnie smutnie. - Dlaczego tak mówisz..? - spytałem spokojniej.

- Bo... - łzy zaczęły z niej cieknąć, a płacz nie pozwalał na mówienie. - Boje się... T-tak zawsze jest z przyjaźnią, że... No bo we trójkę się przyjaźnimy, a wy... wy do siebie coś poczuliście... Więc mnie zostawicie i zajmiecie sobą... - załkała i wtuliła się we mnie.

- Boże, to nie prawda! - przytuliłem ją od razu.

Dlaczego tak twierdzi? Przecież między mną, a Jane niczego nie ma...

Kurwa, kogo ja okłamuje.

Jest. Jest i kurwa będzie. Chcę tego, chcę Jane i mam to gdzieś, że w jakimś stopniu jest moją rodziną. Mam to gdzieś, że Rachel tak mówi, chociaż to nie prawda i tak na pewno nie będzie. Jest naszą przyjaciółką i zawsze nią pozostanie. 

- Rachel, proszę... Nie smuć się i nie wymyślaj głupot... - pocierałem jej plecy, żeby chociaż w jakimś stopniu ją uspokoić.

Chciałbym teraz ją dotykać.

- Ale... czy wy coś do siebie czujecie? - odsunęła się ode mnie i pociągnęła nosem.

- Nie.

- T-to dlaczego... te wszystkie sytuacje, na których was nakryłam... Pocałunek... - załkała.

- Pocałunek to po prostu było przez grę i nic więcej - wzruszyłem ramionami. - Sytuacje, na których nas nakryłaś może i wyglądały dwuznacznie, ale tak naprawdę nic nie znaczyły, serio.

- Możesz mi coś obiecać..? - spojrzała na mnie.

- Tak? 

- Nawet jeśli... - zrobiła pauzę i zamknęła na chwilę oczy. - Coś do siebie poczujecie... - otworzyła oczy. - To nie macie prawa mnie zostawić na boku - przyłożyła palec wskazujący do mojej klatki piersiowej.

- Obiecuje.

Nie wiem czemu, ale moja serce przyspieszyło, kiedy tak zareagowała. Już wiem, o co jej chodzi, dlaczego była taka zła. Rachel po prostu się boi, że od niej się odwrócimy. Nigdy tego nie zrobię, a już zwłaszcza Jane. 

$$$$$$$$$$$$$$$

Dochodzi godzina dwudziesta druga i znowu czuje się nieswojo. Jestem sam w domu, rodziców nie ma - dalej w pracy - a Chel już dawno poszła. Od czasu do czasu sprawdzam telefon i patrzę, czy przypadkiem nie dostałem czegoś od Jane. Na portalach społecznościowych jej także nie ma. Niepokoi mnie to i chociaż chcę usłyszeć to, że jest bezpieczna i wszystko jest w porządku.

Biorę gitarę do ręki i kończę utwór. Niestety wszystko zostało znowu przerwane, bo do mojego pokoju wszedł Zack. Nie odezwałem się ani ja na początku, ani on. Po prostu odłożyłem gitarę na bok i spojrzałem na niego, gdy ten usiadł przy biurku i zakręcił się na krześle. Jane zawsze to robiła.

Dalej cisza trwała między nami. Podszedłem do biura, na którym była paczka czerwonych marlboro i wyciągnąłem jedną fajkę wraz z popielniczką. Wystawiłem papierosa w jego stronę, a on od razu ją przyjął i już po kilku sekundach palił ze mną.

Czuje wyrzuty sumienia. Zraniłem mojego przyjaciela i wiem, że jest rozczarowany, że jest mu przykro, ale jak to każdy facet - nie przyzna się do tego. Każdy mężczyzna jest zbyt dumny. 

- Czy my zachowujemy się jak małżeństwo? - prychnąłem rozbawiony. 

- Można też porównać do zachowań u bab - uśmiechnął się.

- Nie, nie jesteśmy laskami. Jesteśmy facetami i możesz mi oddać, stary - nadstawiłem policzek w jego stronę. - Tylko lekko, proszę - uśmiechnąłem się zadziornie.

- Co ty - machnął dłonią. - Jak pierdolnę, to trzy dni bez muzyki będziesz tańczył - zaśmiał się, a ja wraz z nim.

- Dobra, stary, przepraszam za tamto - spoważniałem po dłuższej chwili. - Po prostu... 

- Po prostu nie ma Jane, wiem - powiedział tak, jakby był tego pewien.

Cisza.

Nie odezwałem się, a zaciągnąłem mocno. 

- Will... - westchnął i strzepnął popiół do popielniczki. - Jestem twoim przyjacielem, nie ojcem, dlatego nie będę ci kazań prawił. Po prostu uważam, że twoje zachowanie jest dziecinne - spojrzał na mnie. - Wypierasz się tego, a wiesz jak już jest.

Wypieram? Tak. Boje się tego. Boje się tego okropnie, ale czuje, że to już to i nie powstrzymam tego. Tego już nie kontroluje i to jest silniejsze ode mnie. To uczucie.

- Zack.

- No? - zaciągnął się i zlustrował mnie całego.

Spojrzałem na niego i wpierw mocno, ale to mocno i głęboko się zaciągnąłem.

- Zakochałem się.

~~


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro