Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 23

Zaczęłam mrużyć oczy. Straciłam przytomność po tym, jak Will wypowiedział coś w stylu, że nie chce, aby kobieta na jego rękach mdlała... coś w tym stylu, nie pamiętam. Uniosłam się do pozycji siedzącej i zobaczyłam, że znajduje się w pokoju podobnym do gabinetu pielęgniarskim. 

Rozejrzałam się dookoła i dostrzegłam na blacie mój pokrowiec ze sprzętem do cukrzycy. Wstałam na wyprostowane nogi i zachwiałam się. Dostałam mroczek przed oczami, a po chwili ten okropny biały obraz, co często mam po wstawaniu z łóżka i po omdleniach. 

- Kurwa... - syknęłam i chciałam się czegoś złapać.

Widziałam na biało i nic więcej, ale stałam na nogach, choć ledwo co. Dotknęłam jakiejś szafki, ale gdy tylko chciałam się oprzeć, to wylądowałam na podłodze, a wraz ze mną jakieś rzeczy, wydające z siebie głośny trzask.

- Cholera... - sapnęłam i pomrugałam kilka razy.

I drzwi się nagle otworzyły. Spojrzałam w ich stronę, mrużąc przy tym oczy i dostrzegłam moją wychowawczynie wraz z pielęgniarką.

- Jane, wszystko dobrze?! - podbiegła do mnie nauczycielka i pomogła wstać.

- Tak, wszystko gra - odparłam i uniosłam się na wyprostowane nogi. 

- Całe szczęście, że się obudziłaś... - westchnęła.

- Przepraszam, ile tutaj leżałam? - zwróciłam się do pielęgniarki. 

- Trzy godziny - odpowiedziała i podeszła do mnie ze strzykawką i nieznaną mi substancją w środku. - To ci pomoże - wstrzyknęła mi w ramię.

- Czy mogłabym już pójść? - spojrzałam na nauczycielkę.

- Tak, oczywiście - skinęła głową. - Tylko wszystkie zajęcia się już skończyły na dzisiaj. 

- Rozumiem.

- Słoneczko, jak coś będzie nie tak, przyjdź tutaj, dobrze? - popatrzała na mnie lekarka.

- Oczywiście - skłamałam z serdecznym uśmiechem na twarzy i wyszłam ze swoim pokrowcem.

I stanęłam w miejscu, kiedy weszłam na korytarz. William siedział na ławce zanudzony, wymęczony i chyba śpiący, ale próbował jeszcze kontaktować. Kiedy na mnie spojrzał, jego oczy od razu nabrały życia, co mi przyspieszyło serce.

- Jane? - wstał z krzesła i podszedł do mnie. - Jak się czujesz? - zmierzył mnie całą, a w jego spojrzeniu dostrzegałam troskę? Zmartwienie?

Moje serce jeszcze bardziej przyspiesza, kiedy na mnie tak patrzy, kiedy mnie tak mierzy i przygląda się. Cholera, czy on już widzi moje rumieńce? 

- T-tak, wszystko jest okej - uśmiechnęłam się delikatnie. - Co tutaj robisz? - powolnym krokiem szliśmy w stronę wyjścia.

- A co mam robić? Czekałem.

- Na mnie? - stanęłam w miejscu i spojrzałam na niego nie dowierzając. 

Czy on... naprawdę czekał tutaj na mnie? 

- Też w to nie wierze - uśmiechnął się łobuzersko, na co ja mu z pięści delikatnie przywaliłam w ramię. - Ogólnie to przez ciebie ominąłem nocne podchody, ale co tam - powiedział.

- I to niby moja wina? - prychnęłam z kpiną. - Przecież mogłeś iść, nie trzymałam ciebie tutaj - uśmiechnęłam się.

Jednak wolał zostać i poczekać na mnie.

Dlaczego?

- Wiesz, to przeze mnie tutaj wylądowałaś, dlatego głupio by było, gdybym ciebie zostawił - opuściliśmy budynek.

Aż moje serce znowu zabiło dwa razy szybciej, a brzuch zrobił koziołki. Przecież zawsze miał mnie gdzieś, nawet wtedy, kiedy to on sprawiał mi jakiekolwiek problemy, więc... dlaczego nagle się zainteresował? Zlitował się? Ma poczucie winy? 

- Przecież to nie twoja wina - powiedziałam od razu.

- Wypiłem ci sok - posłał mi takie spojrzenie, jakby był pewien w stu procentach, że to przez to. Nie, to nie przez to.

- Will... - prychnęłam. - Nie ważne, sama cie do tego zmusiłam. To nie twoja wina - uśmiechnęłam się.

- Mów co chcesz, ja wiem swoje - wzruszył ramionami. 

- Ugh, idiota... - burknęłam, przekręcając przy tym oczami.

- Idiotka - mruknął zadowolony.

- Jeszcze jedno słowo, a ty wylądujesz u pielęgniarki.

- Ale nie zapomnij, że to przeze mnie wylądowałaś - rzucił z cwaniackim uśmieszkiem.

W końcu stanęliśmy przed moim domkiem i o dziwo nie paliło się światło, co mnie dziwiło. To znaczy, w niektórych też się nie paliło, ale w takim razie gdzie jest Mia i Caroline? 

- No to... dzięki jeszcze raz - stanęłam przed nim. - A w ogóle, kiedy znalazłeś wyjście po tym, jak zemdlałam? - spytałam.

- Minęło chyba z piętnaście minut - przejechał swoją ręką wzdłuż grzywki, którą od razu postawił w górę.

- I jak przewodnik zareagował? 

- O kurwa - rzucił.

- Co? - zmarszczyłam brwi.

- No zareagował z o kurwą - uśmiechnął się.

- Hahaha, na serio? - uniosłam brwi w górę.

- Nie, na niby - dogryzł.

- Will... - przewróciłam oczami. - Dobra, dziękuje - spojrzałam na niego ostatni raz.

- Nie ma za co - uśmiechnął się.

- To cześć.

- Cześć.

I nic. Dalej stałam na przeciwko niego, gdzie on nawet nie zamierzał zrobić jakiegokolwiek ruchu. Gapiliśmy się na siebie i staliśmy w miejscu.

- Cześć. 

- Cześć - wzruszył ramionami i spojrzał na mnie, nie ukazując przy tym żadnych emocji.

- Dlaczego nie idziesz? - spytałam i z przyzwyczajenia oblizałam dolną wargę, a na koniec ją przegryzłam.

Widziałam, jak spojrzał w tym momencie, kiedy to zrobiłam. Widziałam jego spojrzenie. Widziałam to spojrzenie, którym patrzał na mnie... kiedy mnie pocałował. Działam na niego. Działam na Williama i aż mnie wykręca w żołądku na samą myśl o tym. 

- A dlaczego ty nie idziesz? - powrócił szybko do kontaktu wzrokowego. Piękne, błękitne tęczówki wbiły się w moje czekoladowe.

- No bo... 

- Will, Jwow! - przerwała mi krzykiem Caroline, która zaczęła kierować się w stronę naszego domku.

Spojrzałam ostatni raz w oczy Williama, a później powróciłam na blondynkę. Moje serce dziwnie przyspieszyło i nie wiem czemu. Bo nas zobaczyła? Bo po raz, kurwa mać, kolejny ktoś przerwał nam interesującą wymianę słów? Która na dodatek cholernie mi się podoba.

- Hej - uśmiechnęłam się, kiedy weszła na nasz ganek.

- Cześć, jak się czujesz? Słyszałam, że zemdlałaś... - posmutniała.

- Wszystko jest okej - machnęłam ręką. - Gdzie wszyscy? - spytałam.

- No właśnie przyszłam sprawdzić, czy już w końcu jesteś. Chodźcie do domku Josh'a i Jake'a, bo tam kilka osób siedzi - uśmiechnęła się i ruszyła w ich stronę.

Spojrzałam na Williama, ale ten tylko wzruszył ramionami i także poszedł za dziewczyną. Jak się okazało, w ich domku siedziała ta bardziej towarzyska ekipa. W tym wszystkim dostrzegłam Ashley, która na wejściu zmierzyła mnie i delikatnie się uśmiechnęła.

- Jane! - krzyknął Zack i wtulił się we mnie. 

- Udusisz mnie... - ledwo co powiedziałam.

- Puść ją, bo dopiero co się obudziła - usłyszałam obok głos Will'a. Jego ton teraz nie należał do przyjemnych i do takich, którym zawsze się zwracał do przyjaciela. Był poważniejszy i bardziej zły.

Czemu?

- Już ją puszczam... wybawicielu - blondyn posłał przyjacielowi prowokujący uśmieszek i po chwili mnie puścił.

- Więc gramy w butelkę. Jane, Will, gracie? - spytał Josh.

Aż mnie coś ukuło w sercu i zaniepokoiło. Grać w butelkę? Na dodatek mam patrzeć, jak William całuje się... z jakąś dziewczyną stąd? Jak wypadnie na Ashley, ja chyba się postrzelę na miejscu.

Ale... to chyba najwyższy czas przecież zapomnieć o tym, prawda? Do naszych bliższych kontaktów nie możemy dopuszczać. Poniosło mnie wtedy w lesie, ale nie żałuje. Chciałam tego i co ważniejsze... Will też tego chciał.

On chciał mnie całować.

Aż się cała zgrzałam na myśl o tym, jak doprowadzał mnie do przyjemności swoimi pocałunkami, które obdarowywane były na szyi - najczulszym miejscu. Można je porównać do kolejnego intymnego miejsca u kobiet. Do teraz także pamiętam ciepło, spowodowane przez nasze splecione dłonie.

- Ja mogę.

Spojrzałam na niego i jeszcze bardziej poczułam ból w klatce piersiowej, który rozprowadził się po chwili po całym ciele. On... on od tak chce zagrać... Ale kurwa mać, co mi do tego? Przecież nic do mnie nie czuje, a tylko ja - jak idiotka się zakochałam. 

- Też mogę - powiedziałam z wymuszonym uśmiechem.

- Świetnie! - uśmiechnęła się triumfalnie Caroline i zasiadła w kręgu ludzi na środku pokoju, który o dziwo - jeszcze kilka osób by pomieścił.

- Jakieś zasady? - spytałam i usiadłam po turecku obok Mi'i i... Ashley.

Nie spojrzałam nawet na nią ani nie przywitałam się. Niech spieprza.

- No... faceci nie całują facetów, to wiadomo - zaśmiał się Jake. - Jeśli wy dziewczyny chcecie, nie ma problemu... - uśmiechnął się cwaniacko.

- Z wielką chęcią popatrzymy! - powiedział rozbawiony Zack, który siedział obok Williama.

Błękitne tęczówki nie odrywały ode mnie wzroku, które były na przeciwko mnie. Spojrzałam na niego i specjalnie przegryzłam wargę, posyłając przy tym w pewnym stopniu uwodzicielskie spojrzenie. Widzę to. Widzę, jak wciąga więcej powietrza i jego klatka piersiowa się unosi.

- I trzecia zasada, to jak ktoś nie chce kogoś całować, to po prostu wykonuje jakieś ćwiczenie - dodał Josh.

I butelka ruszyła. Patrzę na szklane naczynie i tylko mam nadzieje, że nie wypadnie na Williama i jakąś dziewczynę. Moje tętno podskakuje, drga i czuje parzącą mnie krew w żyłach. Ten okropny stres i uczucie niepewności mnie okropnie boli.

I nagle padło na Mi'ę i Josh'a. Na sercu od razu mi ulżyło. Spojrzałam na obojga, gdzie Mi'i rumieńce pojawiły się na policzkach, a Josh już był na przeciwko niej. Aż mi się miło zrobiło, kiedy dziewczyna uniosła się, a on delikatnie ujął jej policzek i wpił się w usta. Zaczęli się całować i z każdą sekundą ich pocałunek stawał się namiętny. Wokół chłopcy zaczęli dopingować i podgwizdywać, a dziewczyny rozczulać. Tak, ten widok naprawdę był słodki, poza tym ta dwójka do siebie pasuje. Oderwali się od siebie po chyba piętnastu sekundach i zasiedli na swoich miejscach, ciężko przy tym oddychając. 

Butelka ponownie zaczęła kręcić się wokół własnej osi i po chwili coraz wolniej zakręcać. Moje serce przyspieszyło, kiedy spowalniała w moim kierunku. Zaczerpnęłam więcej powietrza i zamknęłam oczy, gdy po chwili usłyszałam oklaski i podgwizdy. Nie otwierałam ich, nie miałam zamiaru spojrzeć na to, kto się całuje.

A jednak ciekawość przejęła nade mną kontrole i otworzyłam oczy. Przede mną całowała się Ashley i Patrick. Spojrzałam od razu na Caroline i posłałam jej smutne spojrzenie, kiedy jej wyraz twarzy, aż mnie samą zasmucił... Od razu było widać, że jest jej przykro. Nie dziwie się. Ona coś czuje do Patricka, a podobno on coś do niej, halo? Dlaczego nie mógł odmówić..? Jak mi szkoda dziewczyny... 

Oderwali się od siebie po kilku sekundach. Pocałunek ich nie był tak namiętny, jak na przykład Josh'a i Mi'i. Spojrzałam na Patricka, którego wzrok po odsunięciu się od blondynki, poleciał na Caroline. Był jakby... Jakby przepraszał tym wzrokiem i widać poczucie winy. Czemu? Skoro mógł odmówić, to czemu wzięło go na poczucie winy? Żałosne. Caroline za to odwróciła wzrok i widziałam, jak ma szklane oczy. Ja to widziałam i czułam, jak się teraz ona czuje... Aż mnie serce zabolało.

Butelka ponownie poleciała w ruch. Kręci się i kręci, a ja cały czas kręcę myślami wokół tego, aby nie wypadło na Williama. Do cholery jasnej, ma na niego nie wypaść! Patrzę, jak powoli zwalnia i znowu zwalnia niedaleko mnie. Biorę większe wdechy i czekam. Czekam i zamykam ponownie oczy. Nie chce na to patrzeć.

Słysze podgwizdy, czyli butelka musiała się zatrzymać, jak i moje serce w tym samym czasie.

- Ja nie chcę.

Otworzyłam oczy i spojrzałam na Williama, to po chwili na butelkę. William i Ashley. William i Ashley. William i Ashley. 

William i Ashley.

Moje serce aż zakuło. Okropnie zabolało i miażdżyło je coś. 

Ale zaraz... On powiedział ''ja nie chcę''... Spojrzałam na niego, gdy jego wzrok przelotnie spotkał się z moim. Moje serce przyspieszyło. Spojrzałam na Ashley, która siedzi... jakby zła, wkurzona, że on nie chce pocałunku z nią. 

- Jak nie to nie. Nie będę prosić - prychnęła blondynka, a w jej głosie aż było słychać drwinę.

- I dobrze - powiedział dobitnie z zadziornym i prowokującym uśmieszkiem, co spowodowało u mnie delikatny uśmiech.

- Jaką kare wybierasz? - spytał go Josh.

- Cokolwiek - machnął dłonią. 

- Z powodu tego, że mam piłkę... - Josh wstał na wyprostowane nogi i podszedł do swojej torby. - ...robisz dwadzieścia pięć odbić główką - rzucił w jego stronę piłkarską piłkę.

Olivers bez problemu przyjął kare, ale.. czy można to nazwać karą? Oni stąd kochają piłkę, więc nie sadzę, żeby to była dla niego kara. Spojrzałam na Williama, który ze skupieniem odbija piłkę i nie mogłam się napatrzeć. Wszystko z dokładnością i precyzją. Podoba mi się to. William jest piękny.

Skończył swoją ''karę'' i rzucił piłkę na łóżko, gdzie po chwili zasiadł na swoje miejsce. Spojrzał na mnie, a ja na niego. Patrzymy się w swoje oczy i nie odwracamy wzroku, ale nie wiem w sumie czemu to robimy. To mnie już nie krępuje, a dziwnie... podnieca. Jego wzrok przeszywa mnie, a ja nie zamierzam odwracać spojrzenia od błękitnych tęczówek.

Niestety podczas tego nie słyszałam niczego wokół i w ten sposób mój obraz zasłonił Zack i Caroline. Spojrzałam na Patricka, który wręcz miażdżył morderczym i wrogim wzrokiem blondyna, który przysysa się do ust Caro, gdzie ta przy tym oddawała się temu pocałunkowi. I bardzo dobrze, niech fiut wie, jak się ona sama wtedy poczuła.

Oderwali się od siebie po kilku sekundach i zasiedli na miejscu, ale kiedy spojrzałam na Williama, ten już nie patrzał na mnie, a zaczął coś szeptać do przyjaciela. Butelka ponownie poszła w ruch, a ja ponownie weszłam w fazę stresu. 

Kręci się, kręci się i kurwa znowu zwalnia niedaleko mnie. To już trzeci raz. Zabije się, jeżeli wypadnie na niego i jakąś dziewczynę obok. Zamykam oczy, bo coś czuje, że wypadnie na mnie. Zamykam je i zaciągam się mocno powietrzem przez nos.

- Kurwa, to będzie ciekawe - powiedział Jake.

Otworzyłam oczy i spojrzałam na butelkę, która wskazuje na mnie. Spojrzałam na jej koniec z przyspieszonym sercem i momentalnie ono staje w miejscu, kiedy widzę, że wskazuje na Williama.

Kurwa mać.

Spojrzałam na Will'a i czuje, jak cała się rumienie i grzeje. Patrzy na mnie tym swoim tajemniczym i pociągającym spojrzeniem, które mogłabym codziennie obserwować. Wokół nas są podgwizdy i wręcz fascynacja tym. Każdy wokół wiedział, jakie mam relacje z nim, jak nienawidzimy siebie i gardzimy. Teraz będą świadkiem naszego pocałunku, ale... czy do niego dojdzie?

Chcę to powstrzymać, my nie możemy, to niedozwolone i zakazane, ale widzę, jak wstaje na wyprostowane nogi i podchodzi do mnie. Kurwa mać.

- O chuj! Jwow i Will! - powiedział Patrick.

- Aż chcę już to... zobaczyć... - mruknął podejrzliwym tonem Zack.

Spojrzałam na niego, gdy cwaniacko się uśmiecha i spogląda na przyjaciela z dołu, to po chwili patrzy na mnie i mruga jednym okiem. Okej, to było dziwne. 

My nie możemy.

A jednak wstaje. Jednak wciągam mocno powietrze przez usta i przełykam ślinę. Czuje rozgrzewające się ciało i przyspieszające tętno. Moje serce wali jak oszalałe i nie mogę tego powstrzymać. Staje na przeciwko niego tak, że dzielą nas już centymetry. 

Wokół są podgwizdy i jakieś podteksty, ale nie słucham tego, nie słyszę tego, a mam tylko przed oczami jego, Williama. Patrzy w moje oczy, to na usta, które przegryzam. My nie możemy, nie możemy doprowadzać do tego, a to się dzieje. 

Staje na palcach, a on nachyla się nade mną. Owijam ręce wokół jego karku, a on ujmuje mój policzek i nasze usta stykają się ze sobą, ale nie całują. My nie możemy, kurwa mać, a to robimy. Moja klatka piersiowa chodzi w przyspieszonym tempie, ale dostrzegam, że jego także. 

- Nie możemy... - szepcze w jego usta tak, że tylko on mnie słyszy. Wciągam mocniej powietrze, kiedy one ocierają się o mnie w dół i górę.

Chcę go całować.

- Nie mów tego - szepcze w moje usta, a jego dłoń błądzi na moją szyję, to po chwili powraca na policzek.

Chcę, żeby mnie dotykał.

Ja chcę go dotykać.

- Will, my nie możemy... - sapię w jego usta i wciągam więcej powietrza, kiedy całuje moją górną wargę.

- Jane, skończ - szepnął i wplótł dłoń w moje włosy po boku.

- Całujcie się! - usłyszeliśmy czyiś krzyk.

Pocałował mnie.

Wpierw niepewnie, ale kiedy oddałam pocałunek, to od razu nabierał tempa, choć i tak był leniwy i spokojny... to był czuły. Chcę go całować i dotykać, chcę Williama. William jest piękny i zakochałam się w nim, chcę go.

Wokół nas są tylko podgwizdy i jedna, wielka fascynacja tym, że my - wrogowie - całujemy się. Nie obchodzą mnie już inni, a liczy się Will. Jego ciepłe i miękkie wargi całują moje. Jego idealne usta oplatają moje w czuły i namiętny sposób, który sprawia mi ogromne podniecenie i okropne koziołki w brzuchu. Odrywam się do jego ust o milimetr i przekręcam głowę na bok i znowu - tym razem ja - wpijam się w jego usta, które pragnę i to cholernie. 

William smakuje bosko i chcę do tego smaku powracać cały czas. Mięta i jabłko, do tego musiała być fajka, ale nie przeszkadza mi to, smakuje pięknie, William jest piękny. Po chwili oddala się ode mnie i kusi mnie, całując górą wargę. Przekręca głowę w bok i ponownie całuje, tym razem dolną, a przy tym ujął mój policzek. 

Mam delikatnie przymknięte oczy i widzę jego piękny zarys ust, które chcę pocałować, które pragnę całować. Znowu wpijam się w jego usta, a on oddaje z tą samą czułością, którą otrzymuje ode mnie. 

- Boże, oni się całują! Will i Jane! - krzyknął ktoś i słysząc taki delikatny i czysty głos, to musi być Mia.

Nie, nie możemy.

Oddalam się od niego, ale tylko o kilka milimetrów. Jego nosek zaczął muskać moje policzki, a usta szczękę. Kusi mnie. Robi to i on doskonale wie jak działa na mnie. William doskonale o tym wie i wykorzystuje moją słabość.

- Will... - sapię w jego usta tak, że tylko on mnie słyszy.

- Jane, nie mów nic, proszę.

- Will, my nie możemy...

- Gówno mnie to obchodzi.

I po tym ponownie wpił się w moje usta, że ja aż jęknęłam mu w nie. Wokół nas było jeszcze głośniejsze podekscytowanie. Każdy był zafascynowany tym, że się całujemy, a jednocześnie zszokowany. Nie dziwie się. Do tego nie mogło dojść, a dochodzi i powraca i powracać będzie. Chcę go. Chcę Williama. Tak wykurwiście bardzo chcę Williama.

Zakochałam się w nim.

William jest piękny.

~~

Przepraszam :(





Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro