Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 10

- Sto lat! Sto lat, sto lat, laska! - usłyszałam krzyk mojej mamy, gdy wpadła do pokoju.

Jęknęłam z dezaprobatą i przekręciłam się na łóżku, zasłaniając bardziej kołdrą. Dlaczego ona musi zawsze robić takie wejścia? Co roku, kurwa! Ojciec cierpliwie czeka, jest spokojny, a ta pełna energii i chyba kocha budzić mnie z rana! 

- Wstawaj, wstawaj! - była pełna radości. - Moja córka ma dzisiaj osiemnaste urodziny! 

- Mamo... - wymamrotałam. - Daj mi spać... - sapnęłam i spojrzałam na nią, mrużąc jedno oko.

- Oj nie, moja droga - odsłoniła rolety, a białe światło wpadło mi do pokoju. 

- Mamooo... - zmarszczyłam brwi i zasłoniłam się kołdrą.

- Hej, wstawaj! - uśmiechnęła się i podeszła do mojego łóżka. Szarpnęła za kołdrę i zsunęła ją ze mnie. 

- Ugh... - sapnęłam, odpuszczając dalszej walki z nią i wstałam z łóżka.

- Wszystkiego najlepszego, skarbie moje! - od razu wtuliła się we mnie. 

- Dziękuję, kocham cię - odwzajemniłam gest.

- Tak się cieszę! - zachwycała się. - Dzisiaj jest twój dzień! 

I Williama.

- Tak, wiem, mamo - wywróciłam oczami.

- Ogarniaj się i schodź na dół. Z ojcem mamy dla ciebie prezent - skierowała się do wyjścia.

Po sprawdzeniu telefonu i wiadomości na Facebooku, gdzie była masa życzeń i oczywiście moje śmieszne zdjęcia i filmiki - poszłam do toalety zrobić ze sobą porządek. Rozczesałam włosy, wyszczotkowałam zęby i przemyłam twarz wodą. Pęcherz także miałam ogromny i myślałam, że się posikam, kiedy widziałam strumyk wody z kranu. Nienawidzę mojej choroby, która zwie się cukrzyca. Przez nią zawsze mam pełny pęcherz z rana.

Wróciłam się do pokoju i otworzyłam szafę, wyjmując od razu jakieś czarne legginsy i białą koszulkę pumy z kotem. 

Zakładając koszulkę spojrzałam na nadgarstek i powróciłam myślami do wczorajszego wieczoru. Zrobiłam to, zrobiłam to znowu i wróciłam tam, robiąc sobie krzywdę. Kilka czerwonych kresek widnieje na mojej skórze, a wszystkie z jego powodu. On był tym powodem, przez którego to zrobiłam - zraniłam siebie. 

Ale on mnie przeprosił. Pierwszy raz mnie przeprosił i pierwszy raz zrobiło mi się miło, kiedy to powiedział, kiedy powiedział tak szczere i z żalem słowo ''przepraszam''. On przyszedł tam, dobrze wiedział, że tam ja przyjdę. Zapamiętał, do jakiego miejsca uciekałam przez ostatnie dwa lata. 

Obiecaliśmy coś sobie. Dotrzymam obietnicę, obiecałam mu i jej nie złamię. Jego wczorajszy dotyk sprawił, że znowu poczułam to dziwne uczucie w sercu i podbrzuszu. Jego ton głosu, jego prośby, to jak do mnie mówił także to sprawiało. 

Skierowałam się do salonu, gdzie znajdują się już moi rodzice. Nie czułam się jakoś podekscytowana, wyjątkowa teraz... Czułam się normalnie. Są moje urodziny to są. Teraz nie czuję się przy nich jak ta mała dziewczynka, która zachwycona swoimi urodzinami czeka na prezenty, czeka na życzenia, czeka na swój dzień. Ja czułam się normalnie.

Jedynie, co zmienia ten dzień to fakt, że mam urodziny z Williamem. 

- Hej - uśmiechnęłam się delikatnie na wejściu.

- Jane, wszystkiego najlepszego! - podszedł do mnie tata i uściskał. - Mam nadzieję, że moja księżniczka cieszy się tak samo jak ja i mama - spojrzał na mnie i przeczesał moje włosy.

- Czuję się normalnie - wzruszyłam ramionami.

Jęknął z dezaprobatą. 

- To może ten prezent to zmieni? - odezwała się mama. Jej głos był taki... piękny, troskliwy, milutki, ciepły... Kocham moją mamę.

Spojrzałam w jej stronę i dostrzegłam, że trzyma jakiś segregator w dłoni i wymachuje nim. Podeszłam do niej i chwyciłam niepewnie za prezent i usiadłam z rodzicami na kanapie, gdzie oni po bokach, a ja w środku.

- Mam nadzieję, że będziesz zadowolona - rzekła tym pięknym, melodyjnym tonem.

Nie wiem czego się spodziewać, ale trochę bije mi serce i ściska w brzuchu. Wzięłam głębszy wdech i otworzyłam na pierwszej stronie. Od razu się rozczuliłam, gdy zobaczyłam siebie, mającą parę miesięcy. To album ze zdjęciami, ze wspomnieniami, ze wszystkim dotychczas.

Przewróciłam kartkę na drugą stronę i rozczulałam się za każdym, obejrzanym zdjęciem. Moje zdjęcie w objęciach mamy, która chyba jest już zmęczona mną, niańczeniem mnie. Kolejne to znowu ja, ale troszeczkę starsza. Byłam w samych majtkach i trzymałam w dłoni jakąś zabawkę, a twarz miałam całą uwaloną od czekolady, jak i ręce. 

Kolejne, kolejne i kolejne, a ja miałam łzy w oczach ze wzruszenia. Były także moje zdjęcia i Williama, z którym albo się biłam, albo to ja mu dokuczałam. Jest jedno, które najbardziej mnie wzruszyło i dotknęło. Tak dziwnie zabiło w sercu, kiedy zobaczyłam, jak na siłę się z nim przytulam. Nasz wyraz twarzy był bezcenny. 

Dokładnie pamiętam ten dzień, kiedy kazali nam się przytulić... Wtedy mieliśmy po dziesięć lat i byliśmy odwiecznymi wrogami numer jeden. Uśmiechnęłam się pod nosem spoglądając na te zdjęcie i wracając do tych wspomnień. 

I kolejne zdjęcia, jak już miałam te trzynaście, czternaście, szesnaście lat. Każde dla mnie było ważne, każde zdjęcie od razu coś znaczyło, wracałam z nimi do wspomnień. To chyba jeden, z najlepszych prezentów jakie dostałam. 

- Jejku... - zamknęłam segregator, a kilka słonych łez spłynęło ze mnie. - Kocham was... 

- Alan, czy ty to widzisz..? - rozczuliła się mama i przytuliła mnie. - Nasza córcia się wzruszyła! - uśmiechnęła się. - Skarbie, my ciebie też kochamy! - pocałowała mnie w głowę.

- Już dawno nie widziałem ciebie płaczącej, co jest? Żeby taka twardzielka płakała? - dogryzł mi tata i poczochrał włosy.

- Każdy ma swoje... słabe strony - uśmiechnęłam się.

- Wszystkiego najlepszego, skarbie mój - ucałowała mnie mama. 

- Kocham was - przytuliłam ich oboje.

O mój boże, co mnie wzięło na takie czułości? 

- My ciebie też skarbie kochamy, pamiętaj o tym - powiedziała mama.

- A jak tam nastawienie na urodziny? - zapytał ojciec. - Tym razem pozwolę ci na jedno piwo i trzy drinki.

Hahaha.

Zapomniałeś pomnożyć to razy dziesięć.

- Hah, dziękuję - prychnęłam. - Jestem dobrze na nie nastawiona.

- A masz już prezent dla Williama? - mruknęła mamusia.

O kurwa mać.

Zapomniałam o prezencie. Zapomniałam o tym, kurwa. Najważniejsza rzecz dla tego gnojka na to jego święto, a ja zapomniałam o tym! Cholera jasna! 

- Jeszcze nie - spojrzałam na nią i zagryzłam wewnętrzną część policzka.

- To na co czekasz? Idź i wymyśl coś! - poganiała mnie gestem ręki.

- Mam jeszcze czas, spokojnie.

Rok temu dostał ode mnie zwiędłą różyczkę, którą i tak znalazłam w śmietniku. Tym razem... chcę mu dać normalny prezent i chyba już wiem jaki. Może go wyrzucić, może go podrzeć, ale chcę mu go wręczyć, żeby powrócił do wspomnień. Mam nadzieję, że tak samo jak ja zapamiętał ten dzień.

$$$$$$$$$$$$$$$

Dochodziła już godzina piętnasta, a ja po zakupach z Rachel siedziałam w jednej z restauracji w centrum handlowym. Zajadałyśmy się obiadem i gadałyśmy o moich urodzinach.

- Cieszę się, że będę na twoich i jego. Dobrze zrobiliście - uśmiechnęła się.

- To ze względu tylko na ciebie.

- Wiem, dlatego się cieszę, że w jakimś stopniu potrafiliście się dogadać z tą kwestią. Tyko proszę... nie psujcie sobie humoru, dobrze? - spojrzała na mnie z nadzieją.

- Bądź spokojnej myśli, Chel - uśmiechnęłam się. - Nie zamartwiaj się tym, czy będziemy się kłócić, czy nie. Ty masz się dobrze bawić.

- Ale chciałabym razem z wami, a wasze humory są dla mnie ważne tego dnia. 

- Spokojna głowa, laska! - uspokajałam ją. - Nie pokłócimy się, obiecuję.

Zrobię to dla niej i dotrzymam obietnicy. Poza tym też nie chcę się z nim kłócić. Dzisiejszego dnia chcę zburzyć nasz mur nienawiści i dobrze się bawić, nawet z nim. Chcę tego, chcę się zajebiście bawić na tych urodzinach z nim.

- A jak tam z prezentem? - mruknęła i spojrzała na mnie podejrzliwie.

- Coś tam już mam, ale nie wiem, czy będzie zadowolony. Trudno, najwyżej go podrze - wzruszyłam ramionami.

- Podrze? To znaczy?

- Zdjęcie.

- Zdjęcie? - pomrugała kilka razy. - Jakieś symboliczne? Znaczące? 

- Dla mnie tak, nie wiem jak dla niego. 

- Na pewno mu się spodoba - uśmiechnęła się. - W ogóle, to ładną sukienkę sobie kupiłaś na dzisiaj.

- Czyli mam powiedzieć tobie to samo? - spojrzałam na nią zadziornie. - Ty masz taką samą, Chel, tylko inny kolor - prychnęłam.

- No wiem! - uśmiechnęła się szeroko.

- Przychodzisz z Loganem? - spytałam.

- Tak i jeśli nie będzie problemu, to będę z nim wracać.

- Coś ty! Nie ma żadnego problemu. Czyli mam rozumieć, że albo ty idziesz do niego na noc, albo on do ciebie? - uśmiechnęłam się cwanie.

- On do mnie - zarumieniła się.

- Ooo... - mruknęłam. - A gumki macie?

- Jwow... - wywróciła oczami i jeszcze bardziej spaliła się ze skrępowania.

- No co? Przecież wiem, że już uprawialiście seks - uśmiechnęłam się.

Już do końca ją dobiłam. Opadła głową na blat i jęknęła z dezaprobatą, a ja zaśmiałam się triumfalnie.

- A kiedy mu dasz prezent? - spytała.

- Chyba po urodzinach, nie wiem - wzruszyłam ramionami. - Może jutro.

I zaczęłyśmy znowu plotkować o głupotach, kobiecych sprawach i innych sprawach. Czas nam szybko zleciał, dlatego i ja, i ona wróciłyśmy do swoich domów, a tam już szykowałyśmy się na moje urodziny. 

$$$$$$$$$$$$$$$

Zaczęłam szykować się na ostatnią chwilę tak naprawdę.  Kiedy wróciłam do domu, to zamiast robić jakikolwiek krok w stronę ogarnięcia się do urodzin, to rozmawiałam z rodzicami i tak mi zleciały trzy godziny, a za półtorej godziny mam być w klubie, pięknie, kurwa. 

Wpadłam do pokoju i rozebrałam się, od razu kierując się do łazienki. Wykonałam piętnastominutowy prysznic i po wyjściu ubrałam na siebie bieliznę, susząc przy tym włosy. Naprawdę miałam mało czasu, a wyszykowanie się na własne urodziny i to jeszcze w stylu kobiety jest trudne. 

Po wysuszeniu tych długich włosów, które chyba zetnę na łyso, zabrałam się za makijaż. Nałożyłam jedynie dwa cienie na powiekach - jasny i brązowy, podchodzący już pod czerwony. Tusz do rzęs, puder, podkreśliłam kości policzkowe i usta wiśniową pomadką. Skierowałam się do pokoju i teraz czas na kreację.

Wyciągnęłam sukienkę z torby i wskoczyłam w nią. Jest koloru wiśniowego, idealnie pasuje mi do ust. Ma jedwabisty materiał i czuję się w niej bardzo wygodnie, pomimo krótkiej długości. Sięga do po połowy ud, ale i tak jest bardzo elegancka. Ma odkryte plecy do połowy, wycięcie w serek na dekolcie i jest rozkloszowana w dole. Buty, to czarne koturny na wysokim obcasie, pasujące idealnie do sukienki. 

Dodatki to był tylko naszyjnik od Williama i trzy bransoletki, w tym jego. Musiałam zakryć ten nadgarstek, bo cięcia są naprawdę widocznie, a moi rodzice chyba muszą być głupi, że dzisiaj rano tego nie zauważyli. 

Stanęłam przed lustrem i zmierzyłam siebie całą. Wyglądam bardzo ładnie i przyzwoicie, dlatego byłam dumna z siebie i z tego, co ze sobą zrobiłam. Poprawiłam jeszcze włosy, które zostawiłam wyprostowane i rozpuszczone.

- Kurwa! - syknęłam sama do siebie, od razu sprawdzając godzinę.

Jestem spóźniona.

Na własne urodziny.

Wrzuciłam telefon do torebki i skierowałam się do wyjścia, gdy naglę moje urządzenie zaczęło dzwonić. Wyciągnęłam go z powrotem, schodząc przy okazji na dół i zmarszczyłam brwi, gdy na wyświetlaczu był William.

- Halo? - odebrałam.

- Jesteś już w klubie? 

- Umm... Nie, ale już wychodzę z domu.

- Idealnie. Przyjadę po ciebie, bo ja też się spóźniłem, ahahaha - zaśmiał się.

- Naprawdę? - prychnęłam.

- Hej, ty też się spóźniłaś.

- Ale jestem dziewczyną i ja mogę! 

- Oczywiście, księżniczko - zakpił sobie, a ja przekręciłam oczami z irytacji. - Będę za dwie minuty pod twoim domem.

- Pa - rozłączyłam się.

Obydwoje się spóźniliśmy na swoje urodziny, pięknie. Co robią goście? Ile ich już przybyło? Jak bardzo mocno się nudzą? Nagle mój telefon znowu zadzwonił, ale tym razem była to Rachel.

- Halo? - mój głos był niewinny. Wiedziałam, że ta blondyna jest wkurwiona na mnie.

- Gdzie jesteś? - spytała, a o dziwo jej głos był... spokojny, łagodny, opanowany? 

- Umm... Jadę z Williamem do klubu... A ty? 

- W klubie. 

- Rachel... Przepraszam...

- Za co? Laska, wyluzuj, to twoje i jego urodziny! - uspokajała mnie. - Jeśli się spóźnicie, to okej.

- Będziemy za piętnaście, dwadzieścia minut.

- Idealnie - mruknęła, jakby coś knuła... - To pa! - rozłączyła się szybko.

Zmarszczyłam brwi i spojrzałam na ekran telefonu. Co do chuja? Ona coś planuje? Wrzuciłam telefon z powrotem do torebki i założyłam na siebie kurtkę. Po chwili usłyszałam pukanie do drzwi. Wzięłam ostatni raz głęboki wdech i otworzyłam za klamkę. 

Stał tam on. Oparty o framugę drzwi, z pewną siebie i łobuzerską postawą. Wyglądał... niesamowicie, bardzo pociągająco i seksownie. Zmierzyłam go całego i zachwycałam się nim, zachwycałam się Williamem. Moje serduszko zabiło kilka razy szybciej.

Czarne spodnie opinały jego nogi. Biała koszulka z jakimś nadrukiem, a na to nałożona dresowa-jeansowa kurtka z kapturem. Na głowie miał czarnego snapbacka i jezu... wyglądał cholernie pociągająco.

Kurwa, dlaczego ja tak o nim myślę?!

Na początku się nie odezwaliśmy, bo była chwila na spoglądanie na siebie. Zmierzył mnie całą i cały czas gapił się w każdy szczegół mojego ciała. Wszystko lustrował, wszystko analizował co, gdzie i jak. Zagryzł nawet wargę, co ten widok od razu spowodował koziołki w moim brzuchu.

Kurwa.

- Chodźmy lepiej - odezwałam się i wyminęłam go.

Czułam, jak się gapi na mnie, jak nie odwraca tego wzroku i cały czas podąża nim za moją osobą. Czułam się... fajnie? Satysfakcje czułam. Dziwne. Jednocześnie to wywoływało u mnie rumieńce na policzkach.

Wsiedliśmy do jego samochodu i w ciszy jechaliśmy do celu. Krępowałam się, czułam się dziwnie. 

Nawet sobie życzeń nie złożyliśmy.

Było mi... trochę przykro? Tak, czułam przykrość z tego powodu, ale ja mu sama nawet tego nie powiedziałam, więc co mam oczekiwać? Jestem idiotką.

Zapuścił jakiś kawałek w radiu, a ja od razu zaczęłam nucić pod nosem. Wzrok wlepiłam w obraz za oknem i dzisiejsza pogoda nie należy do najgorszych. Nie wieje, śnieg jest mięciutki, gładki, biały. Pięknie kruszył i dalej dodawał tej świątecznej atmosfery, nie dając o sobie zapomnieć. 

- Dlaczego się spóźniłeś? - przerwałam tę niezręczną ciszę i spojrzałam na niego.

- Musiałem coś załatwić - był skupiony na drodze. - A ty? Dlaczego księżniczka się spóźniła? - na jego twarzy namalował się łobuzerski uśmieszek.

- Szykowanie zbyt długo mi zajęło - zmarszczyłam brwi i przegryzłam policzek.

Czy on, kurwa, prowokuje? 

W końcu dojechaliśmy na miejsce. Przyszła mi myśl, żeby zrobić krok w stronę niego. Nie jest to nie wiadomo jakie, ale bardzo stresujące dla mnie. Czuje się dziwnie i jednocześnie mam wahania, czy to zrobić, czy jednak odpuścić. 

Pieprzyć to.

Wysiedliśmy z samochodu, a muzyka z klubu w ogóle nie docierała do nas. Była cisza, cisza, cisza i tylko cisza. Halo, co się dzieje? Dlaczego nie ma muzyki, skoro jest po czasie? 

William zaczął kierować się w stronę klubu, ale wzięłam głęboki wdech i zebrałam w sobie odwagę.

- Will.

Odwrócił się w moją stronę i spojrzał wyczekująco. Podeszłam do niego i staliśmy naprawdę blisko siebie. Przyglądał mi się z zdezorientowaniem, jakby nie wiedział, jakie mam zamiary. Serce wali mi jak szalone przez tę bliskość, przez niego, przez Williama.

- Jane? - spytał.

Weź się w garść!

- Wszystkiego najlepszego, Will... - rzekłam łagodnym, melodyjnym i miłym tonem. 

Zanim cokolwiek zdążył powiedzieć, stanęłam na palcach i obdarowałam jego policzek czułym pocałunkiem.

Dlaczego to zrobiłam?

$$$$$$$$$$$$$$$

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro