.★• 18 •★.
-Mario Götze-
Ale mi głupio tak się z nim teraz przytulać. Nie zrozumcie mnie źle. Bardzo się cieszę, że jesteśmy tak blisko, ale to wszystko moja wina. Oparłem głowę o ścianę prysznica. Chyba muszę wyłączyć myślenie. Obtarłem łzy, które spływały mi po policzkach.
- Mario! - usłyszałem głos Kimmicha. Dreszcz mnie przeszedł. Popatrzyłem na swoje mokre ciało i aż mnie coś obrzydziło. Kurwa idioto wszystko jest już dobrze. Przestań ryczeć. - Jesteś tu? - widziałem sylwetkę, która przeszła koło mojego prysznica.
- Jestem! Jeszcze nie skończyłem - próbowałem brzmieć jak najbardziej normalnie. Oparłem głowę o dłoń. Weź się w garść.
- Coś Cię trapi? - przyłożył rękę do drzwiczek. Położyłem swoją po drugiej stronie szkła. - Mów. Jesteśmy sami - nie widziałem jego twarzy, ale mogę się założyć, że delikatnie się w tedy uśmiechał.
- Uhh.. wspomnienia - powiedziałem prawdę. - Mógłbyś zamknąć oczy? Chciałbym wyjść - zacząłem bawić się rękami. Nie czuję się pewnie.. co się ze mną dzieję?
- Zamknę oczy - ręka zniknęła. Wyszedłem z kabiny prysznicowej i owinąłem ręcznik wokół bioder.
- Możesz otworzyć - miałem na twarzy ślady po łzach. Wciąż nie mogłem się opanować. Przyciągnął mnie do siebie i mocno przytulił. Popłakałem się. Pierwszy raz od dawna. Położyłem podbródek na jego głowie, gdy z moich oczu wypływało morze łez. Był przy mnie w tedy.. był.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro