Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 2: Przyjęcie

"nie umiem powiedzieć czy kochałam naprawdę 
 zostawiam tajemnicę rozstań powrotów namiętności
 boleść krzywd i nadzieje wzruszeń"*

Młody mężczyzna stojąc przy ogromnym oknie w swoim apartamencie automatycznie zapinał guziki białej koszuli. Od pięciu lat robił to każdego ranka. Jego życie było monotonne i nudne. Jako nastolatek zawsze marzył o wolności, nie chciał całych dni spędzać za biurkiem - tak jak robił to jego ojciec.

Niestety realia nie odpowiadały jego wyobrażeniom z dzieciństwa.
Całymi dniami przesiadywał w swoim gabinecie wypełniając papiery lub chodząc na spotkania biznesowe. Sam nie pamiętał, kiedy ostatni raz wyszedł gdzieś z przyjaciółmi lub umówił się na randkę. Skąd też docinki Jeana mówiące o jego rzekomym byciu "gejem, który nie może znaleźć faceta". Samego Jaegera nigdy nie interesowali mężczyźni, zawsze skupiał się na kobietach i ich... atutach.

Owszem chciał znaleźć swoją drugą połówkę, ale musiał sam przed sobą przyznać, że zwyczajnie nie miał na to czasu. Ciągle tylko siedział w firmie oraz na spotkaniach biznesowych.
Miał pod sobą kilkadziesiąt lub więcej ludzi, lecz jednak wolał być pewny, że wszystko jest w porządku i sam nadzorować ich pracę. Musiał jak najlepiej wywiązywać się z tego co robił, być profesjonalny i poważny, nie mógł śmiać się z byle powodu. Choć... Sam już nawet nie pamiętał, kiedy ostatnio się uśmiechnął. Jego życie przez ostatnie cztery lata kręciło się tylko i wyłącznie wokół firmy odziedziczonej po ojcu. Przez pierwszy rok co jakiś czas wieczorem wpadał do klubu. W większości przypadków zawierał chwilowe i dość namiętne znajomości z różnymi kobietami. Ot tak, jednorazowe przygody. Nigdy nie wiązał z nimi jakiś poważniejszych planów. Nie wyobrażał sobie nawet aby jego znajomość z przyszłą żoną zaczęła się od numerku w kiblu.

Skończywszy zapinać guziki oraz zawiązawszy krawat, z cichym westchnieniem odsunął się od okna i skierował na korytarz, aby ubrać buty. Nie chciał jechać na tą kolacje, od lat marzył o spędzeniu wigilii w domu, w towarzystwie rodziny i przyjaciół. Niestety co rok musiał jeździć na różne przyjęcia charytatywne.
Ostatni raz spojrzał w lustro by poprawić na żelowane włosy i wziąwszy kluczyki wyszedł z mieszkania.

~*~

Zjechał windą na podziemny parking wieżowca, w którym mieszkał. Rozglądając na boki kierował się do czarnego nissana stojącego w przeciwległym końcu. Miał całkiem sporo aut, każde po wielu tuningach, ale dziś postanowił pojechać qashqai'em.
Z piskiem opon wyjechał na drogę prowadzącą do rezydencji państwa Bozado - organizatorów przyjęcia.

~*~

Gdy dojechał na miejsce wszechstronna sala była już pełna gości. Lecz ku jego szczęściu nigdzie nie widział tej małej, głupiej spierdoliny - zwanej też Levi Ackerman.
Wolnym krokiem podszedł do miejsca, w którym stał obejmujący w pasie Armina Jean oraz Hange. Widok tej ostatniej nie napawał go zbytnim optymizmem. Z doświadczenia wiedział, że gdzie jest ta wariatka tam i Ackerman. Choć musiał przyznać, iż Zoe jest najlepszą lekarką w całym mieście.
W swoim czasie zajmowała się również jego ciotką, niestety zbyt późno zdiagnozowanego nowotworu nawet ona nie była w stanie wyleczyć.
Pamiętał, że podczas ich pierwszego spotkania palił papierosa oparty o ścianę szpitala a Ona zapytała czy w przyszłości będzie mogła leczyć jego raka płuc.

Arlelt widząc zbliżającego się do nich Jaegera z entuzjazmem zaczął do niego machać. Zielonooki uśmiechnął się półgębkiem na ten gest. Ten niewysoki blondynek był jednym z jego niewielu przyjaciół. Niebieskooki nigdy nie traktował go jak kogoś lepszego z powodu pochodzenia czy firmy, którą miał przejąć. Dla niego był tylko Erenem, takim samym jak on czy inny z ich rówieśników
-To ja zostawiam was samych - rzuciła z przebiegłym uśmieszkiem Hange. Zdziwieni mężczyźni popatrzyli na odchodzącą Zoe. Fakt, iż porzuciła wypowiedź w połowie zdania był co najmniej dziwny
-A tak z innej beczki; Eren masz już jakiegoś chłopaka na oku? - palnął Jean przyciągając do siebie Armina
-Ha. Ha. Ha. Dawno się tak nie uśmiałem koniu. - odgryzł się Jaeger z kamienną miną. Odkąd pamiętali dogryzali sobie w ten sposób. Lecz jak to mawiała zawsze jego mama; kto się czubi ten się lubi.

Czas upływał im na bezsensownych pogaduszkach i dogryzaniach. Powoli zjeżdżali się pozostali goście. Czasami ktoś z nich podszedł do ich trójki, aby zamienić kilka zdań lub zapytać o coś. W większości byli to starzy znajomi Państwa Jaegerów.
Gdy Eren był pochłonięty rozmową Jeanem o najbliższych zmianach w swojej firmie, ten z pokerową miną nagle zaczął wpatrywać się w schody. Skołowany Jaeger spojrzał z wyrzutem na przyjaciela, ale ten nic sobie z tego nie robiąc odwrócił go twarzą do drzwi wejściowych

- A oto i Ackerman. 

~*~

Grrr... Gdyby nie fakt iż w piątek ze szkoły zabrała mnie karetka rozdział mieli byście już wczoraj lub nawet w piątek wieczorem  > . < 

Nie chcę pisać dla anonimków więc proszę o komentarze i do nexta

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro