Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 27


Harry był delikatnie mówiąc przerażony. Kiedy tylko wkroczył do ciemnej, wilgotnej i przesyconej odorem śmierci sali tronowej, na jej środku dostrzegł skuloną, odzianą w czarne szaty Śmierciożerców postać. Voldemort siedział, wyjątkowo zrelaksowany, na swoim tronie, a u jego stóp zwijała się Nagini. Zarówno czarnoksiężnik jak i wąż nie wydawali się zainteresowani drżącym i jęczącym czarodziejem przed nimi.
Harry z lekką obawą zbliżył się do Śmierciożercy. Dopiero kiedy stał niecały krok od niego, Voldemort podniósł na niego wzrok. Czerwone oczy zalśniły przerażającym, pełnym sadyzmu błyskiem. Nagini syknęła leniwie odwracając wielki łeb i zerkając w tym samym kierunku co jej pan.

– Ach... Harrison Snape, mój ulubiony nowicjusz... – Chłopak wzdrygnął się na dźwięk głosu Czarnego Pana. Wyminął drżącego na podłodze nieszczęśnika i przyklęknął na stopniu, pochylając się, by pocałować rąbek szaty Voldemorta. Zmarszczył zaskoczony brwi, kiedy materiał został wysunięty z jego palców.

– Wstań dziecko. – Ton czarnoksiężnika złagodniał niespodziewanie. Gdyby nie jego wygląd Harry'emu łatwiej byłoby pomylić go z charyzmatycznym, przystojnym Tomem Riddle'em, ze wspomnień ojca.

– Jesteś moim ulubieńcem, Harrisonie – kontynuował Voldemort. – Tak jak kiedyś był nim twój ojciec. To chyba u was dziedziczne. Wiesz, że znałem brata twojej babki? Byliśmy na jednym roku w Hogwarcie. To właśnie po nim twój ojciec odziedziczył imię. Zmarł właściwie w ostatnim ataku popleczników Grindelwalda. Twoja babka, Eileen, była tylko dwa lata od nas młodsza. Prawdziwe oczko w głowie Severusa. Zresztą, ona sama nie widziała świata poza nim. Może to właśnie jego śmierć wywołała u niej tak wielkie szaleństwo, że związała się z mugolem.

Przez chwilę Czarny Pan milczał, a Harry z zaskoczeniem odkrył, że na jego twarzy widać coś na kształt żalu.

– Ja i Severus... Byliśmy przyjaciółmi, o ile naszą relację można tak nazwać. – Białe wargi wygięły się w imitacji dziwnie przygnębiającego uśmiechu. – Kiedy na pierwszym roku Ślizgoni dowiedzieli się, że nie jestem czystej krwi, odrzucili mnie. Nie miałem pojęcia, że moja matka była czarownicą. Wiedziałem, że muszę być czymś lepszym, niż te wszystkie rozwrzeszczane, nic nie warte mugolaki, które z roku na rok coraz bardziej psuły Hogwart... Ale nie miałem na to dowodów. To Severus pomógł mi je odnaleźć. Uważał, że żaden mugol, czy mugolak nie mógłby być tak inteligentny. Był pierwszą osobą, która dowiedziała się o moim darze wężomowy. Nigdy mnie nie zdradził, a jego śmierć była chyba jedną z tych, które najmocniej odczułem. Ty.. bardzo go przypominasz.

Harry mocniej pochylił głowę. Co ciepłego rozlało się po jego ciele. Jego ojciec niewiele wiedział na temat rodziny matki. Wyparli się Eileen w chwili, gdy wyszła za Tobiasza Snape'a, a z samym Severusem nie chcieli mieć nic wspólnego. Ród Prince'ów umarł razem ze śmiercią pradziadka Harrisona.

– Nie zasługuje na tak ciepłe słowa, mój panie – szepnął, nie ufając własnemu głosowi. Voldemort zaśmiał się ochryple.

– Mądry z ciebie dzieciak, Harrisonie – stwierdził. – A także pojętny uczeń, z tego co mi wiadomo. Zainteresowałeś mnie. Zarówno twój charakter, wiedza i spostrzegawczość, ale też unikatowe zdolności. Chcę cie szkolić, uczyć byś kiedyś przewyższył swego ojca, a nawet dorównał bratu swej babki.

Zimny dreszcz przeszedł przez plecy chłopaka. Uniósł głowę patrząc wprost w krwistoczerwone tęczówki. Powinien czuć strach, a paradoksalnie narastała w nim ekscytacja.

– Rozumiem, że będzie to dla ciebie ciężkie, biorąc po uwagę wszędobylski nochal tego maniaka dropsów, dlatego pozwól, że dam ci małą zachętę. – Uśmiech Czarnego Pana momentalnie stał się o wiele bardziej drapieżny. – Nie ukrywam, że Lucjusz Malfoy ostatnimi czasy dość mocno działa mi na nerwy. Zaledwie w ułamku przypomina swojego ojca, Abraxasa, a i jego musiałem kiedyś stosownie utemperować. Zapewne sam już do tego doszedłeś, ale podział zadań między ciebie a Dracona nie był przypadkowy. Dobrze wiem, że młody Malfoy spanikuje i nie będzie w stanie zabić Dumbledore'a. Wtedy miałbym pretekst do pozbycia się go. Lucjusz straciłby swoje jedyne dziecko, swojego dziedzica... To byłaby doprawdy satysfakcjonująca kara.

Harry zacisnął dłonie w pięści walcząc z narastającym przerażeniem i wściekłością. Wizja martwego ciała Draco była jak najgorszy koszmar. Prędzej sam wepchnąłby się między blondyna i lecącą Avadę niż pozwolił go skrzywdzić. Voldemort musiał chyba dostrzec emocje w jego oczach, bo zaśmiał się po raz kolejny i długimi, bladymi palcami unieruchomił mu szczękę.

– Nie denerwuj się. Zauważyłem już wyjątkową zażyłość między tobą i synem Lucjusza. Powiedziałbym nawet, że to coś więcej niż zwykła przyjaźń. Malfoy'owi włos z głowy nie spadnie. Cofnę zadanie Dracona, jeśli ty zrobisz coś dla mnie  – zapewnił go Czarny Pan. Harry przełknął głośno ślinę. Klął na siebie w myślach, że pozwolił, by jego relacja z Draco wyszła na światło dzienne.

– Co tylko zechcesz, mój panie... – wycharczał przez zaciśnięte gardło. Blade palce Voldemorta pogładziły jego policzek.

– Uspokój się. Nie leży w moim interesie wyrządzenie ci jakiejkolwiek krzywdy, a do tego zapewne doprowadziłaby śmierć Dracona. – Voldemort delikatnym szarpnięciem poderwał go z kolan i odwrócił w stronę nadal kwilącego z bólu Śmierciożercy. Harry wzdrygnął się, kiedy nagle przez jego głowę przeszło, że prawie zapomniał o tym nieszczęśniku. Zamrugał kilkakrotnie widząc twarz Dołohowa.

– Chciałbym ci teraz coś pokazać, Harrison. – Sykliwy głos Voldemorta rozbrzmiał tuż koło jego ucha, a dłonie czarnoksiężnika spoczęły na jego ramionach, unieruchamiając go i dociskając do ziemi. Przez chwilę w pomieszczeniu słychać było jedynie jęki Dołohowa, a potem drzwi do sali tronowej otworzyły się z głośnym skrzypieniem. Temperatura w pomieszczeniu spadła o dobre kilka stopni. Oddech Harry'ego zamienił się w drżącą mgiełkę.

Dołohow szarpnął się na podłodze i zaczął zawodzić boleśnie. Ścuany i kamienie najbliżej drzwi, pokryły kruche macki szronu, które powoli zaczęły pełznąć w stronę Śmierciożercy. Antonin wrzasnął jakby ktoś go obdzierał ze skóry. Harry zatrząsł się po raz kolejny. Czuł jakby coś trzymało go za gardło. W głosie słyszał krzyki i błagania o pomoc. Całe ciepło uciekało z jego ciała.

Kiedy na progu pomieszczenia pojawiła się postać odziana w postrzępione, czarne szaty z kapturem, uścisk Voldemorta już nie przyciskał go do podłogi, a uniemożliwiał osunięcie się na nią.

– Przyglądaj się uważnie, Harrisonie – pouczył go Czarny Pan, zupełnie jakby nie dostrzegał reakcji chłopaka na obecność Dementora. – Może również dostrzeżesz coś interesującego...

Harry nie miał najmniejszej ochoty na to patrzeć. Kiedyś przez przypadek wpadła mu w ręce książka o Dementorach, a Remus ostatecznie rozwiał wszelkie jego wątpliwości na ich temat. Pocałunek Dementora był rzeczą, której za nic w świecie nie chciałby oglądać.

Stworzenie z każdą chwilą było coraz bliżej Dołohowa, a mężczyzna zdzierał sobie gardło swoimi krzykami. Harry'ego jednak najbardziej przeraziło, że dementor właściwie zupełnie zignorował mężczyznę i go ominął. Teraz kreatura była niecałe dziesięć stóp od niego.

Szron pokrywał podłogę pod stopami, a drżący oddech ulatniał się w postaci gęstych kłębów. Nie zwracał już uwagi na to, co dzieje się wokół niego. W głowie raz po raz słyszał przerażający, kobiecy krzyk, prośby i błagania.

Nie Harry! Błagam, tylko nie Harry! Zabij mnie zamiast niego! – I tak ciągle i w kółko. Wkrótce dołączyły też do tego szyderstwa wuja, śmiech Dudley'a, oskarżenia Rona. Harry nie miał już pojęcia co jest rzeczywiste. Przez mgiełkę strachu, przygnębienia i zimna przedarł się ból, kiedy jego ciało głucho uderzyło o podłogę. Z całych sił starał się walczyć z ulatującą świadomością. Nie chciał stracić przytomności na oczach Voldemorta, nie mógł okazać takiej słabości.

Głosy i krzyki urwały się nagle, a wraz z nimi zniknęło zimno. Harrison stał się w pełni świadomy tego, że klęczy na podłodze z twarzą ukrytą w dłoniach i łka jak małe dziecko. Voldemort stał koło niego, ale o dziwo na twarzy czarnoksiężnika nie było złości czy obrzydzenia. Była tak samo niewzruszona jak zawsze.

– Panie... Błagam... Panie... – jęki Dołohowa nie urwały się nawet na moment. Tym razem z czerwonych oczach błysnęło zirytowanie. Jeden, właściwie leniwy ruch różdżką i wymruczana inkantacja. Rozbłysk zielonego światła i martwe ciało Śmierciożercy padające na podłogę.

– Znudziły mnie jego skomlenia – prychnął Czarny Pan. – Dasz radę ustać na nogach?

Harry poczerwieniał na twarzy słysząc to pytanie. Czy naprawdę będzie teraz traktowany jak małe dziecko potrzebujące opieki rodzica, bojące się własnego cienia i nie zdolne do samodzielnego zadbania o siebie? Jak w takim stanie mógł chronić Dracona? Voldemort musiał wyczuć jego obawy bo uśmiechnął się kpiąco.

– Nie masz powodów do wstydu, moje dziecko – uspokoił. – Dementorzy nie należą do istot... przyjemnych, a sądząc po twojej reakcji, było to pierwsze spotkanie jakie miałeś okazję odbyć. Powiedziałbym, że poradziłeś sobie wręcz niesamowicie zważywszy na odległość, która was dzieliła i twoje przeżycia z dzieciństwa. Biorąc pod uwagę, że byłeś dla Dementora bardziej interesujący niż złamany, skomlący o życie mężczyzna, który pół swojego życia poświęcił mordowaniu, spodziewałem się, że prawie na pewno zemdlejesz.

Harry nie był w stanie wydobyć z siebie słowa. Gardło miał zaciśnięte i obolałe trochę tak, jakby to on krzyczał a nie Dołohow. Voldemort zignorował jego milczenie.

– Powinieneś już iść. Odpocznij trochę. Podobno czekolada pomaga. Wykorzystaj resztę wakacji. – Czarnoksiężnik wykonał jakiś niezidentyfikowany ruch dłonią, jakby próbował nadać swoim słowom bardziej trywialny wydźwięk. Nim Harry zdążył zapytać o umowę, Voldemort go uprzedził.

– Nie martw się o młodego Malfoy'a. Dopóki sam mi się czymś nie narazi, jest bezpieczny – zapewnił go. – Z Lucjuszem rozliczę się osobiście.

Harry pochylił głowę w niemym podziękowaniu i chwycił za ukrytą w kieszeni szaty broszkę. Świstoklik przeniósł go bezpośrednio do domu Na Spinner's End, skąd kominkiem mógł dostać się do Kwatery Głównej. Kiedy tylko wypadł z kominka na kamienną podłogę kuchni otoczyły go znajome ramiona.

Draco przycisnął go do siebie nie zwracając uwagi na mały tłumek gapiów, a potem gruntowanie obejrzał z każdej strony. Chwycił drżące, zmarznięte dłonie w swoje własne.

– Salazarze, jesteś zimny jak lód – jęknął. Ktoś z tyłu machnął różdżką i już po chwili Harry'ego okrył miękki, wełniany koc. Czując ciepło i wiedząc, że jest bezpieczny, pozwolił sobie zemdleć w ramionach przyjaciela.

***

Chwilka poświęcona na relację Voldemorta i Harry'ego. Nie, nie będę bawić się tutaj w tomarry, choć relacja dawnego Severusa (tak, jest to postać wymyślona przeze mnie, a gdyby ktoś był ciekawy, to zainspirowałam się przy tworzeniu jej Zevim Prince'em z Ulubieńca Losu) i Voldemorta jest nieco... skomplikowana. 

Chciałabym podziękować teraz wszystkim od których wyszły te wspaniałe życzenia i ciepłe słowa. Naprawdę cieszę się, że ze mną jesteście i, że rozumiecie w jak nieciekawej jestem teraz sytuacji. W tym momencie nawet nie byłoby przesadą, gdybym część czytelników nazwała swoją prywatną wattpadową rodzinką  <3 

Dla zainteresowanych obecnie remontuję pokój ( stare meble, które pamiętają jeszcze kilkutygodniową mnie idą pa pa, a całe ściany przemalowuję na zielono z brązowymi dodatkami) więc może zmiana otoczenia ( tak, jestem duszkiem, który wychodzi z pokoju tylko dlatego, że nie chce umrzeć z głodu) pomoże mi w powrocie dawnej psychiki i weny. 

Pati-16-ravenclaw Dziękuję. Nie zapomnę to tym i naprawdę jest mi miło, że wychodzicie z takimi propozycjami. Na ogół nie potrafię rozmawiać z ludźmi, więc pisanie jest dla mnie swoistą metodą komunikacji ( mimo że nie bezpośrednią)

TheMilcia Też mam taką nadzieję. Dziękuję. 

ancyk123 Już kiedyś pisałam. Łapa i jego logika jest moim swoistym przejawem sadyzmu w stosunku do czytelników. Jego przemyślenia powstały tylko po to, żebyście walili głową w mur XD

Askija9 To się było tak kuszące a ja akurat nic nie jadłam :D

Quiasnae Syriusz nawet gdyby ktoś pomachał mu aktem urodzenia Harry'ego w tej chwili by tego nie zrozumiał. Żyje faktem, że jego najlepszy przyjaciel miał syna, kogoś w kim tkwiła choć odrobina Jamesa i, mimo że go to boli, nie chce zrezygnować z tej myśli.  Zauważ, że całą winę przelał na Lily nawet jeśli bardzo go to bolało i próbował ją usprawiedliwiać. James był jego światełkiem w tunelu i do teraz stara się, żeby nic tego światła nie zanieczyściło.  *odbiera pozytywną energię i szczerzy się do komputera jak osioł*

Dziamelia3435 Dziękuję <3 <3 <3 

Auraya6473 Cieszę się, że opowiadanie zbiera tak pozytywne opinie <3 

FenryrLokes No chyba nie spodziewaliście się po mnie prostego "Harry Potter to syn Severusa Snape'a"? Tak łatwo to nie ma. To opoko jeszcze trochę pociągnie... Wręcz mam wrażenie, że wyjdzie jeszcze raz takie i skończy się na mniej więcej 60 rozdziałach XD Przyznam, że w kwestii zdrobnień posiłkowałam się anime Nanatsu no taizai, gdzie na główną bohaterkę wołano właśnie raz Eli a raz Lizzy. Z kolei to drugie zdrobnienie kojarzy mi się z kolejnym anime Kuroshitsuji, za którym nie przepadam, jak również za postacią o tym imieniu, więc chciałam by było... mniej osobiste. 

NapewnoNieMugol Wolfstar jest choć dość subtelne. Osobiście uwielbiam ten parring i est to jedyny, który uznaję wręcz za kanon ( pozwólcie mi żyć w błogich marzeniach, że Tonks była dla Lunia jedynie pocieszeniem po śmierci Syriusza) Ta dwójka jest razem zbyt urocza.  

vampireinhogwart5 Dziękuję <3

Sylka2000 WOW! Nie powiem szczerzyłam się jak głupia czytając ten komentarz. Od słowa opowiadanie aż mnie zatkało, ale sama często tak mam jak próbuję coś napisać i siedzę później dwie godziny próbując znaleźć synonimy XD Naprawdę się cieszę, że tak pozytywnie to odebrałaś i mam nadzieję, że cię nie rozczaruję <3 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro