Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 23

W kuchni panowała tak gęsta atmosfera, że można by ją kroić nożem. Elizabeth wskoczyła na kolana Harry'ego, kiedy tylko ten zajął swoje miejsce obok ojca i od tego czasu wczepiła się rękami w jego koszulę, ukrywając twarz przed wszystkimi. Kiedy pani Weasley chciała się nią zająć, dziewczynka skrzywiła się i między nimi, a kobietą pojawiła się szklana ściana.

Harry prychnął i pogłaskał dziewczynkę po włosach.

– Daj spokój Eli –zganił ją. – Mówiłem ci, nikt tutaj cię nie skrzywdzi.

Dziewczynka powiodła wzrokiem po wszystkich zgromadzonych przy stole niepewnym wzrokiem. Nagle zatrzymała się przy Syriuszu. Zmrużyła oczy i komicznie przekrzywiła głowę. Na głowie mężczyzny pojawiły się psie uszy. Wszyscy odwrócili się w stronę Syriusza, a od strony bliźniaków i Remusa dobiegło kilka rozbawionych prychnięć.

– Cóż Black, najwyraźniej nawet małe dzieci widzą jakim psem jesteś –zakpił Severus. Syriusz poczerwieniał i starał się przejrzeć się w szybkach kredensu. Wywołało to jeszcze większe rozbawienie Freda i George'a. Harry pokręcił głową z pobłażaniem i rzucił Elizabeth karcące spojrzenie.

– Eli, tak nie można. Nie wolno ci używać tego na prawo i lewo. – Jego głos stał się nieco ostrzejszy i dziewczynka spuściła głowę, ukrywając twarz w jego ramieniu.

– Przepraszam – mruknęła. – Ale nie złość się już na mnie, dobrze?

Uwadze chłopaka nie umknęło nagłe zapowietrzenie się państwa Weasley i wszystkowiedzący uśmiech Dumbledore'a. Odwzajemnił gest dyrektora. Kiedy spojrzał na swojego ojca, dostrzegł jedynie zimną maskę.

Rozumiał to. Nie powiedział Severusowi nic o swoim planie. Nie wytłumaczył się nawet wtedy, kiedy byli już bezpieczni w Kwaterze. Tym razem to on poczuł wstyd. Spuścił głowę zmieszany.

– Przepraszam, że o niczym ci nie powiedziałem – szepnął, nie mając odwagi spojrzeć Severusowi w twarz. Nic, żadnej zmiany, żadnej reakcji. Harry czuł, jak coś boleśnie skręca się w jego trzewiach.

– Porozmawiamy o tym później –odpowiedział Mistrz Eliksirów zimno. – A teraz wytłumacz się. Co tam się stało i jak doszło do... tego.

Przez chwilę Harry czuł, jakby coś ściskało go za gardło. Nie był w stanie wydobyć z siebie głosu. Eli uspokajająco pogłaskała jego włosy i uśmiechnęła się do niego.

– Harry uratował mi życie – powiedziała po prostu, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie. Może właśnie dla niej jest, pomyślał zaskoczony chłopak. Do tej pory jedynie Dumbledore, ojciec i jego przyjaciele z Draco na czele sądzili, że jest zdolny do jakiegokolwiek uczucia. Reszta, nawet wśród Ślizgonów miała go za zimnego, genialnego odludka, niezdolnego do choćby grama ciepłych uczuć.

– Myślę, że nie jest to rozmowa, w której powinny uczestniczyć pewne osoby – wtrącił się wreszcie Dumbledore. Harry wewnętrznie chciał krzyczeć w podzięce. Nie sądził, żeby w obecności Rona był w stanie powiedzieć cokolwiek. Nie pomagały też wręcz przewiercające go spojrzenia pozostałych Weasleyów, poza bliźniakami. Oni już spisali mnie na straty, przemknęło mu przez myśl.

Przywyknął do tego, że jako syn Severusa nie był powszechnie akceptowany. Starsi Ślizgoni, mimo że mieli szacunek do jego ojca, niezbyt przepadli za samym Harry'm. Był w końcu dzieckiem zagadką, nawet informacja, że jego matka była półkrwi i zginęła po zniknięciu Czarnego Pana, nie uspokoiła spekulacji i plotek. Większość czystokrwistych podejrzewała również, że jest bękartem, ale ci, którzy znali jego ojca, byli skłonni mu to wybaczyć. Tłumaczyli to faktem, że matka Harry'ego była już zaręczona z Severusem, a wojna i chęć ochrony ukochanej uniemożliwiła im ślub.

Gryfoni gardzili nim z całego serca. Podobnie jak Ron, przelewali na niego całą nienawiść do nauczyciela eliksirów. Już dawno przywykł do myśli, że nie ma co liczyć na choćby obojętność z ich strony. To było po prostu niemożliwe.

Krukoni i Puchoni byli w kontaktach z nim raczej zimni i oficjalni. Nie szydzili z niego i nie dokuczali, ale też nigdy nie dali mu odczuć, że życzą sobie jego towarzystwa. Uczniowie domu Helgi Hufflepuff czasem byli w tym bardziej dobitni, choć Severus uspokajał go, twierdząc, że są tacy w stosunku do całego domu Slytherina. Nie pomagało to ani trochę.

Z zamyślenia wyrwał Harry'ego głośny protest najmłodszego syna Weasleyów. Ron stanowczo wzbraniał się przed opuszczeniem kuchni, twierdząc, że skoro Harrison może sobie zostać, to on też ma do tego prawo. W końcu jego matka dosłownie wyrzuciła go za drzwi, uciszając wszelkie protesty. Kiedy tylko cała czwórka młodszych Weasleyów opuściła pomieszczenie, Moody machnął różdżką i rzucił, jak Harry podejrzewał, Zaklęcie Wyciszające.

– Mój chłopcze, czy byłbyś teraz tak dobry i wyjaśnił nam całą sytuację? – zwrócił się do chłopca Dumbledore. Młody Snape skinął głową i przez chwilę milczał, czekając aż Eli ułoży się wygodnie na jego kolanach. Kiedy w końcu dziewczynka przerzuciła nogi i usiadła bokiem, kładąc głowę na jego klatce piersiowej, zwrócił się do niej.

– Chyba łatwiej będzie, jeśli sama się przedstawisz, co? – zasugerował. Twarz dziecka pokryła się rumieńcem, ale bez sprzeciwu spojrzała na dyrektora Hogwartu i odezwała się:

– Nazywam się Elizabeth Lorenc, mam dziewięć lat i mieszkam... mieszkałam blisko Londynu razem z moją mamą Rachel, tatą Williamem i psem Czarnym. – Przez chwilę dziewczynka wbijała spojrzenie we własne nogi. – Kilka miesięcy temu na naszej ulicy, w nocy, pojawili się jacyś dziwni panowie. Mieli czarne ubrania i zakryte twarze. Obudziłam się, bo Czarny zaczął strasznie głośno szczekać. Chciałam wypuścić go na podwórko... Kiedy schodziłam po schodach, usłyszałam krzyki i płacz mamy z salonu. Jeden z tych panów wyszedł z pokoju i mnie zauważył. Zaczął do mnie podchodzić, w ręku miał ten dziwny patyk... różdżkę. Czarny cały się zjeżył. Warczał i szczekał. Kiedy ten pan się zbliżył, on skoczył i ugryzł go w nogę... Potem ten pan powiedział coś dziwnego i... zielone światło uderzyło w Czarnego. Upadł na ziemię... Nie ruszał się...

W oczkach dziecka pojawiły się łzy. Mocniej wtuliła się w Harry'ego pociągając nosem. Chłopak przytulał ją i głaskał łagodnie po włosach. Pani Weasley patrzyła na Elizabeth ze współczuciem, prawdopodobnie ledwo powstrzymując się od wzięcia dziewczynki w ramiona.

– Eli, jeśli nie chcesz, to nie musisz dalej mówić – zapewnił dziecko Harry. – Równie dobrze sam mogę dokończyć, naprawdę.

Przez chwilę dziewczynka zagryzała wargę i marszczyła brwi, bijąc się z własnymi myślami. W końcu stanowczo pokręciła głową. Zacisnęła mocniej raczki na koszuli Harry'ego.

– Dam radę... Jeśli ja to powiem, nie będą mieli wątpliwości –stwierdziła. – Tylko... Mogę ?

Harry uśmiechnął się delikatnie, kiedy Eli ułożyła głowę na jego piersi, idealnie w miejscu, gdzie było serce, a palce jej rączki odnalazły jego nadgarstek i zacisnęły się w miejscu, gdzie bił puls.

– Kiedy... kiedy Czarny... przestał się ruszać... – kontynuowała. – Ja.. zaczęłam krzyczeć. Później ten pan złapał mnie za rękę i zaczął szarpać. Bałam się... Wiedziałam, że zrobi mi krzywdę, płakałam. Kiedy zaciągnął mnie do salonu... Tam była mama... i tata, ale... on leżał na podłodze, krzyczał i wyrywał się... Dwóch panów stało nad nim z wyciągniętymi różdżkami. Mama płakała i krzyczała, żeby go zostawili, kiedy mnie zobaczyła zaczęła wołać, że mam uciekać. Nie wiedziałam co robić, więc... ugryzłam tego pana, który mnie trzymał. Puścił... ale zanim zdążyłam uciec inny coś powiedział i... nie mogłam się ruszyć. Bili mnie, kopali, to tak strasznie bolało... a mama ciągle krzyczała.

Drobne ciałko zatrzęsło się, a uścisk rączki wzmocnił. Harry skrzywił się, czując, że jutro może się spodziewać siniaków na ręce. Podniósł wzrok i spojrzał na swojego ojca. Severus był blady, a jego usta zacisnęły się w wąską kreskę. Chłopak dobrze wiedział, jak nienawidził znęcania się nad dziećmi. Zawsze najgorzej znosił zebrania, na których torturowano mugoli i czarodziejów, którzy nie osiągnęli jeszcze pełnoletniości.

Są jedynymi, w których nie potrafię znaleźć żadnej winy, mówił.

– Tata... Kiedy zaczęli mnie kopać, tata podniósł się i powiedział coś dziwnego. Coś odrzuciło jednego z tych panów na ścianę. Zawisnął tam, ale drugi.. odwrócił się i spojrzał na tatę... Był taki wściekły. Warknął te same słowa, które powiedział tamtej, który zabił Czarnego i wskazał różdżką na mamę. Tata krzyknął i rzucił się, żeby ją zasłonić. Widziałam jak w niego też uderza to zielone światło... Zabili go... Tata umarł... Wtedy ten pan, który go zabił zaśmiał się i... powiedział coś dziwnego... Zero litości dla zdrajców krwi i szlam...

Tym razem dziewczynka nie była w stanie kontynuować. Wybuchnęła płaczem tuląc się do Harry'ego. Chłopak otoczył ją ramionami szepcząc uspokajające słowa do ucha. Drżące palce przeczesywały białe kosmyki i przytrzymywały drgające ciałko blisko siebie. Minęło dobre kilka minut, nim dziecko wreszcie uspokoiło się na tyle, by głośny płacz przeszedł w ciche łkanie.

Elizabeth uniosła głowę i zaczerwieniła się ze wstydu, napotykając współczujące spojrzenia. Harry zacisnął szczęki i przygarnął jej głowę do swojej piersi. Wiedział co jak ona się teraz czuje. Sam nienawidził litości. W niczym nie pomagała, a nosiła ze sobą świadomość, jak słaby jesteś.

– Mam dokończyć? – zapytał. Odpowiedziało mu milczące skinienie głowy i ciche czknięcie.

– Elizabeth i jej matkę zabrano do Czarnego Dworu. Obie torturowano przez ponad dwa miesiące. W tym czasie Eli kazano patrzeć jak ginie prawie dziesięciu innych więźniów. Spędziła trzy dni z martwym ciałem matki w celi.

– A jednak nie przeszkodziło ci to w dalszym torturowaniu jej – prychnął Moody. Eli gwałtownie spięła się i uniosła główkę.

–Harry nie zrobił mi krzywdy! – zaprotestowała. – Ocalił mnie! Zabrał! Gdyby go tam nie było oni... zabiliby mnie...

W pomieszczeniu rozległ się trzask pękającego szkła i kilka szybek z kredensu za Szalonookim eksplodowało. Mężczyzna zerwał się na równe nogi, cudem unikając kilku szybujących ku niemu odłamów. Harry posłał Elizabeth pełne dezaprobaty spojrzenie.

– Elizabeth – zbeształ ją, a dziecko wzdrygnęło się, na dźwięk swojego pełnego imienia. – Przeproś w tej chwili.

Dziewczyna wzruszyła ramionami i ukryła twarz w jego szyi, ale poza tym, nawet nie spojrzała w stronę starego Aurora.

– Nie przeproszę – zaprotestowała. – Obraził cię. Nic o tobie nie wie, a i tak uważa, że pozjadał wszystkie rozumy. Jest zarozumiałym bucem!

Harry wypuścił głośno powietrze i zwiesił głowę. Bynajmniej nie delikatnie ściągnął dziewczynkę ze swoich kolan i postawił na ziemi. Palcami podtrzymał jej brodę, zmuszając by na niego spojrzała. Kiedy po ciele dziecka rozeszły się dreszcze, pani Weasley sapnęła oburzona.

–Do pokoju – warknął Harry zimno. – Nie wolno ci wychodzić dopóki nie przeprosisz.

Elizabeth zacisnęła zęby i wykrzywiła się do niego. Nim wyszła tupnęła głośno nogą i trzasnęła za sobą drzwiami. Harry cały czas patrzył za nią, kiedy odchodziła. Ciszę, która zaległa przerwało rozbawione prychnięcie Charliego Weasleya. Po chwili chłopak śmiał się jawnie zwijając na krześle.

– Ta rezygnacja w oczach... –wysapał między kolejnymi atakami śmiechu. – Zupełnie jakby widział mamę, kiedy upomina bliźniaków...

Molly zdzieliła syna w tył głowy, ale nawet to w połączeniu z pełnym dezaprobaty spojrzeniem jego ojca nie podziałało na rudzielca. Czarę przelał cichy śmiech Dumbledore'a. Po chwili śmiech wypełnił kuchnię. Harry, który uśmiechał się kącikami ust, dostrzegł, że jedynymi poważnymi osobami pozostali Moody i Severus. Humor natychmiast go opuścił i wbił spojrzenie w stół, podnosząc się po chwili. W tej samej chwili Severus również wstał.

– Powinienem zajrzeć co u niej... Zanieść śniadanie i... – zająknął się. Z całej siły starał się uniknąć rozmowy z ojcem. Jak na złość w tym samym czasie wyjątkowa opiekuńczość Syriusza dała o sobie znać i mężczyzna postanowił go wyręczyć.

– Ja i Remus z nią porozmawiamy, Harrison – zaproponował Black. –W tej chwili na pewno potrzebuje wsparcia kogoś dorosłego, a powszechnie wiadomo, że nie ma drugiego tak dobrego psychologa jak Luniek.

Harry skrzywił się i już miał zaprotestować, ale ciężki uścisk ojcowskiej dłoni na jego ramieniu była aż nazbyt sugestywny. Posłał w stronę dwóch byłych gryfonów niepewny uśmiech.

– Jeśli mógłbym coś doradzić... Powinieneś pokazać jej się w formie Łapy, Syriuszu –zaproponował. –Twoja psia forma bardzo przypomina Czarnego, psa Eli. To powinno trochę ją uspokoić i może będzie w stanie przespać jeszcze kilka godzin. Nie podejrzewam, żeby ostatnio miała warunki do odpoczynku.

Remus skinął mu głową, dając do zrozumienia, że sobie poradzą. Zaraz po tym, Harry został wyprowadzony z kuchni przez ojca i skierowany do salonu. Kiedy tylko drzwi się za nimi zamknęły, Severus rzucił zaklęcie wyciszające. Chłopak w tym czasie podszedł do okna i zapatrzył się w zalaną bladym światłem słońca ulicę.

– Więc? – mruknął niezobowiązująco, chcąc jak najszybciej mieć to za sobą. Severus natomiast wręcz przeciwnie, nie spieszył się. Zajął jeden z foteli i sugestywnie położył dłoń na podłokietniku drugiego. Nie odezwał się, dopóki chłopak nie zajął wskazanego miejsca.

– Czy Moody ma rację? – Mimo że Harry'emu wydawało się, że jest gotowy na wszystko, chłód w głosie ojca zaskoczył go zupełnie. Przez chwilę wpatrywał się w niego oniemiały, nie rozumiejąc nawet sensu wypowiedzianych słów. Wszystko wewnątrz niego skręcało się w obrzydzeniu. Prychnął i poczuł jak oczy zaczynają go szczypać od napływających łez.

– O którą część ci chodzi? O to, że nie rusza mnie torturowanie ludzi? Że potrafię nie przejmować się zamordowaniem kogoś z zimną krwią? – wyrzucił z siebie, a każde zdanie kończył takim samym nerwowym prychnięciem, coś pomiędzy czknięciem i wypuszczeniem powietrza. Zupełnie jakby nawet jego własne płuca protestowały.

– Naprawdę aż tak źle o mnie myślisz? – Jego głos był niczym więcej jak zduszonym szeptem. – Naprawdę byłbyś w stanie tak o mnie myśleć?

– Nie wiem. – Harry praktycznie słyszał jak coś pęka z trzaskiem wewnątrz niego.

– Nie wiem już co mam myśleć! – krzyknął Severus. – Zawsze powtarzałem sobie, że to nie możliwe, że taki nie jesteś, ale... Zrozum nawet ja wymiotowałem przez pierwszy tydzień przez zebrania Śmierciożerców i to co się tam wyprawiało. Ty... Sposób w jaki stoisz tam, niewzruszony, bez wahania wychodzisz przed szereg... patrzysz w oczy...

–Sprawiam, że krzyczą... – dodał cicho Harry ze smutnym uśmiechem błąkającym się po ustach. – o to chodzi, prawda? Nikt nie potrafił zmusić Elizabeth do wydania z siebie krzyku, przez tygodnie była torturowana i kazano jej patrzeć na cierpienie innych, a jednak nie krzyczała. Wystarczyło jedno moje dotknięcie by zaczęła...

Zwiesił poddańczo głowę. Znowu powróciły słowa bogina... To było jak trucizna powoli wypalająca go od środka.

Jesteś taki sam, jak oni wszyscy... Niczym nie różnisz się od Voldemorta... Jesteś takim samym potworem jak on.

– Jestem potworem... – Nawet nie dotarło do niego co powiedział. Czuł się pusty, zupełnie wyprany z wszelkich uczuć, zawieszony między iluzją a rzeczywistością. Ostre wciągnięcie powietrza przez jego ojca wyrwało go z tego dziwnego transu. Podniósł głowę i w tym momencie coś mokrego opadło na jego dłoń. Podniósł ją do twarzy i przez chwilę z upiorną wręcz fascynacją przyglądał się kropli łzy na skórze. Przez chwilę obracał dłonią, patrząc jak ciecz spływa i pozostawia po sobie srebrzystą linię.

– Harry... – Nawet nie zauważył, kiedy Mistrz Eliksirów kucnął przed nim i położył mu dłonie na kolanach.

–Synku. – To jedno słowo przepełnione było jak wielką czułością i smutkiem, że Harrison przez chwilę nie potrafił uwierzyć, że wydobyło się z ust Odwiecznego Postrachu Hogwartu. Podniósł głowę i po raz pierwszy dostrzegł łzy w oczach swojego ojca.

– Nigdy tak o sobie nie mów... – szepnął Severus. Wyciągnął rękę i starł ślady łez z policzków chłopca.

– Jeśli ktoś tutaj zasługuje na miano potwora, to ja za to, że musiałeś tak cierpieć.

Nagle spiął się wyraźnie i przez chwilę wyglądał jakby go spetryfikowano. Harry zmarszczył brwi odrobinę zaniepokojony tak nagłą i niespodziewaną reakcją.

– Kominek przepuścił Draco na Spinner's End. Pod względem fizycznym bariery nie wychwyciły niczego niepokojącego, ale... – Chłopak wiedział, do czego zmierza jego ojciec. Draco nie wysyłał do niego żadnego listu z informacją o tym, że chce się zjawić. To było do niego nie podobne, zwłaszcza, że przez ostatnie kilka tygodni nie pisał właściwie wcale.

Oboje bez słowa podnieśli się i wyszli z salonu. Już po chwili płomienie na kuchennym kominku zapłonęły jaskrawą zielenią.

***

Betowała CreepyQueen13

Rozdział wyszedł dość długi, co mnie naprawdę zaskoczyło, bo ostatnio nie potrafię wyjść poza 1500 słów... ale to chyba lepiej dla was. Sprawa Q&A ciągle aktualna, napiszcie mi co o tym sądzicie. 

FenryrLokesPati-16-ravenclaw Nic już nie będę zdradzać. Co do tego, że Severus mógłby być ojcem chrzestnym Eli... Interesujący pomysł, ale biedak nie radzi sobie już z jednym dzieckiem... po co dokładać mu kolejne? 

Quiasnae Moody będzie jeszcze miał swoje... długie pięć minut. Jeszcze nie pokazał na co go naprawdę stać. Tak jak mówiłam, Sev nie będzie się za bardzo mieszał do spraw z Eli. Po pierwsze i tak ma pełno problemów na głowie, a poza tym ma już własne skrzywdzone dziecko. Raczej nie jest typem, który otwierałby sierocińce XD

Pati-16-ravenclaw Eli ma zaledwie dziewięć lat, przez długi czas znosiła rzeczy po których odpadłby nie jeden dorosły. Jej nieufność w stosunku do innych wywodzi się właśnie z tego, że już raz została skrzywdzona. Nie łatwo jest się przełamać po czymś takim. 

ZosieteQ Severus ją udusi, posieka i doda do eliksirów XD A tak na poważnie... niczego nie zdradzę. 

vampireinhogwart5 Cieszę się, że art się podobał. Planuję jeszcze kiedyś, gdy akcja się rozwinie wstawić jeszcze co najmniej jeden, tym razem z Harrym i Draco. W temacie czarnego psa, myślę że dużo już się teraz wyjaśniło. Cieszę się, że Eli przypadła ci do gustu. Dodając swoje własne postacie zawsze boje się, że wyjdą mdłe i bez osobowości XD 
Co do Rona... on zatrzymał się na psychice dziesięciolatka, któremu ktoś zabrał zabawkę... 

AlexRedds Nie... Aż tak bym nie namieszała. Potterów i Evansów zostawmy tam gdzie są... (dwa metry pod ziemią) 

tysia150 Dziękuję za tak miłe słowa <3 



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro