Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 21

Aportowali się na Grimmauld Place. Harry zaraz po wyjściu poza bariery Czarnego Dworu wziął bezwładne ciało dziewczynki na ręce. Severus nie rozumiał dlaczego to robi, ale nie chciał kłócić się z synem, kiedy ten zaznaczył, że wracają do domu Blacków.

Prawie cały Zakon zebrał się w holu, kiedy weszli do środka. Molly pisnęła cicho na widok Harry'ego z brudnym, zakrwawionym ciałem na rękach. Chłopak jakby nic sobie z tego nie robiąc, wyminął tłoczącą się zgraję i skierował się schodami na górę. Zanim zamknął za sobą drzwi, usłyszał jeszcze przekrzykujące się głosy i żądania natychmiastowej odpowiedzi.

Ułożył dziewczynkę na swoim łóżku i delikatnie odsunął splątane i zlepione krwią kosmyki włosów.

– Już dobrze – szepnął. – On już cię nie skrzywdzi. Udało nam się.

Delikatne światełko zamigotało wokół dziecka i już po chwili jej klatka piersiowa zaczęła się poruszać a niebieskie oczy, szeroko otwarte wpatrywały się czujnie w Harrisona. Dziewczynka odsunęła się na drugi koniec łóżka, starając znaleźć jak najdalej od niego.

Harry uśmiechnął się półgębkiem i podszedł na drugi koniec pokoju, by usiąść w kącie pod ścianą. Dziecko cały czas nie spuszczało z niego wzroku. Coś trzasnęło na korytarzu i już po chwili drzwi do sypialni otwarły się z hukiem, a w progu pojawili się bliźniacy.

Dziewczyna z piskiem zeskoczyła z łóżka i wczołgała się pod nie. Harry westchnął i resztkami samokontroli zmusił się do zachowania spokoju.

– Harrison... – zaczął Fred.

–Zwierciadło informacji i nasza mała wtyczko... – włączył się George.

– Oświeć nas...

–Jaki jest powód tego zamieszania na dole? – ostatnie pytanie wypowiedzieli jednocześnie. Harry nienawidził, kiedy tak robili. W tym momencie cały jego zmysł orientacji gdzieś się gubił, a jego umysł wrzeszczał, że zaraz zwariuje przez te dwa klony. Mimo wszystko prychnął i pokręcił głową uśmiechając się półgębkiem.

– A od kiedy to potrzebujecie informacji ode mnie na temat, który możecie sami „usłyszeć"? – zakpił. – Prawdopodobnie głównym tematem dyskusji jest ona.

Wskazał skuloną pod łóżkiem dziewczynkę. Dwójka rudzielców schyliła się, by dokładniej przyjrzeć się dziecku i obaj jednocześnie gwizdnęli przeciągle.

– To jest...

– Dziecko. – Po raz kolejny wzajemnie dokańczali swoje wypowiedzi. – Bardzo brudne i zmaltretowane...

– Dziecko.

Harry miał ochotę aż im zaklaskać. Po raz kolejny siłą zmusił się do zachowania spokoju. W tej chwili marzył jedynie o tym, żeby się położyć i odpocząć.

– Dacie radę zabrać z kuchni dodatkową porcję obiadu? Dobrze by było, żeby znalazło się coś lekkiego, ale głównie chodzi mi o ciepłe jedzenie. Dwójka rudzielców uśmiechnęła się do siebie i już po chwili zniknęli z trzaskiem.

Harry tymczasem usiadł na podłodze bliżej łóżka. Cały czas trzymał ręce na widoku i różdżkę przezornie zostawił na komodzie. Był gotów czekać tak długo, aż dziewczynka mu nie zaufa. Za każdym razem, kiedy ich wzrok się spotkał, uśmiechał się delikatnie.

W końcu dziecko nieśmiało podpełzło bliżej, na tyle, że jej głowa wystawała za ramę łóżka. Między nimi nagle pojawiła się stojąca w płomieniach szata i maska Śmierciożercy. Harry natychmiast zrozumiał i ściągnął płaszcz, który miał na sobie. Najciszej i najwolniej jak mógł, podniósł się i podszedł do komody. Ukrył wszystko w najniższej szufladzie, pod szkolnym mundurkiem.

Dziewczynka uśmiechnęła się nieśmiało i całkowicie wypełzła spod łóżka, siadając na piętach. Przez chwilę przekręcała główkę, przyglądając się Harry'emu, jakby był jakimś niebywale ciekawym okazem. Po chwili za plecami chłopca pojawiły się śnieżnobiałe skrzydła. Snape zaśmiał się krótko.

– Nie jestem żadnym aniołem, mała – prychnął. – Mam na imię Harry. Miło mi cię poznać Elizabeth.

– Eli! – Głos dziewczynki, mimo że lekko zachrypnięty był jedną z najsłodszych rzeczy, jakie Harry usłyszał w swoim życiu. Już po chwili blada twarzyczka upodobniła się do przejrzałego pomidora i dziecko ukryło twarz w dłoniach.

– Cała jesteś brudna... – mruknął Ślizgon. – Choć, umyjemy cię, a później coś zjesz. Nie możemy pozwolić, żebyś wzięła eliksiry na pusty żołądek. Mogłabyś się od tego pochorować.

Dziewczynka skinęła głową, ale kiedy tylko spróbowała wstać, nogi się pod nią ugięły. Jęknęła cicho i ponowiła próbę z tym samym skutkiem. Harry pokręcił głową i podszedł do niej wyciągając rękę.

– Chodź, zaniosę cię –zaproponował. Eli spojrzała na niego jakby właśnie mocno ją obraził. Nadęła policzki i pokręciła głową. Wyglądała przy tym naprawdę uroczo.

– Nie bądź uparta – zganił ją. – Nie dojdziesz sama do łazienki. Przecież nie zrobię ci krzywdy.

Dziewczynka oblała się szkarłatnym rumieńcem. Przez chwilę wbijała spojrzenie w podłogę, a potem wyciągnęła rękę ku Harry'emu. Snape podniósł ją z ziemi i opadł o swoje biodro. Zaniepokoiło go, jak lekkie było dziecko.

Ostrożnie zabrał ręcznik i przybory toaletowe, które Stworek musiał schować do komody i wyszedł na korytarz. Z dolnego piętra nadal docierały do niego podniesione głosy. Najszybciej jak mógł przemknął do łazienki i posadził Eli na ubikacji. Dziewczynka posłusznie czekała, aż napełni się wanna z wodą i z zainteresowaniem rozglądała po pomieszczeniu.

Kiedy wreszcie wody było na tyle, by nie czuła się zawstydzona, Harry wlał do niej jasny płyn z małej buteleczki. Niemal natychmiast na powierzchni zaczęła się tworzyć opalizująca kolorowa piana.

Eli pisnęła i klasnęła w dłonie. Drobne rączki wyciągnęły się w stronę puszystych mydlin i nabrały ich odrobinę. Już po chwili pienista mgiełka pomknęła w stronę twarzy Harry'ego.

***

Kiedy Elizabeth była już wykąpana, wyglądała o wiele lepiej. Harry prowizorycznie dopasował na nią swoje rzeczy i już po chwili dziewczynka stała przed nim w białej koszuli i spodniach ze smoczej skóry. Palcami bosych stóp miętosiła puchowy dywan, a kropelki wody skapywały z jej wilgotnych, białych włosów. Snape owinął je w ręcznik, nie chcąc używać przy dziecku magii tak długo, aż nie będzie to absolutnie potrzebne.

Eli nadal wzdrygała się ze strachem na sam widok różdżki i Harry ani trochę jej się nie dziwił. Sam przez prawie cztery lata ogromnie bał się małych, ciemnych przestrzeni, przypominających mu komórkę pod schodami. Dziecko i tak radziło sobie z wszystkimi przeżyciami całkiem nieźle.

W sypialni, na stoliku przy łóżku już czekały na nich dwie porcje obiadu. Elizabeth uniosła lekko głowę do góry, zaciągając się zapachem ciepłego jedzenia. Harry posadził ją na łóżku, samemu zajmując miejsce na podłodze. W pewnym momencie dziewczynka przestała jeść i zagryzła wargi, wpatrując się w przeciwległą ścianę.

– Eli? Co się stało? – Snape odłożył swój talerz i usiadł koło dziecka. W niebieskich oczkach mignęły łzy.

– Co się teraz ze mną stanie? – zapytała cicho Elizabeth. – Nie mam nikogo... Nikt się mną nie zaopiekuje...

Głos dziewczynki łamał się coraz bardziej, z każdym wypowiedzianym słowem. Wydarzenia z Czarnego Dworu powoli w pełni do niej docierały i zaczynały przygniatać. Histeria wydawała się zbliżać z każdym kolejnym, drżącym oddechem.

Harry ostrożnie wyciągnął rękę i przyciągnął ją do siebie. Drobne ciałko oparło się o jego klatkę piersiową, a ramiona zacisnęły wokół pasa. Gorące łzy dziecka moczyły jego koszulę. W tej jednej chwili Elizabeth tak bardzo przypominała chłopcu, jego samego. Porzuconego, przerażonego, drżącego z zimna na placu zabaw podczas burzy. Delikatnie kołysał dziewczynką, gładząc jej włosy.

Doskonale pamiętał, jak wyglądały jego pierwsze doświadczenia z przejawami czułości. Severus do teraz zawsze obejmował go zbyt ciasno, kurczowo przyciskał go do siebie, czasem wręcz odcinając dopływ powietrza do płuc. Jego dotyk był sztywny i podszyty dziwną, irracjonalną obawą. Harry jednak nigdy nie zamieniłby tego na nic innego. Przez gesty ojca zawsze przemawiało niedoświadczenie, ale pokazywało to tylko, jak bardzo Mistrz Eliksirów go kochał. Nawet wiedząc, że nie ma wiedzy do zajmowania się tak „trudnym" dzieckiem, jakim był Harry i tak przyjął na siebie tę odpowiedzialność.

– Eli, uspokój się – szepnął wprost w białe, wilgotne włosy dziewczynki. – Nie płacz już. Wszystko będzie dobrze. Nie pozwolę, żeby ktokolwiek cię skrzywdził. Znajdziemy kogoś, kto się tobą zaopiekuje. Już moja w tym głowa, żebyś nie została sama.

Dziecko wyraźnie rozluźniło się po jego zapewnieniu. Harry nie miał pojęcia, dlaczego tak mu ufała. Czym w jej mniemaniu różnił się od tych wszystkich Śmierciożerców, którzy ją skrzywdzili, który odebrali jej wszystko co kochała?

– A teraz czas spać. Musisz porządnie odpocząć – stwierdził, starając się by jego głos brzmiał pewnie i stanowczo.

– Harry? – Spojrzenie lśniących od łez, niebieskich oczu, było utkwione w jego twarzy. Drobna rączka wyciągnęła się i musnęła jego policzek.

– Tak, mała?

– Zostaniesz me mną? – Błagalny ton dziecka obudził niechciane wspomnienia ciemności, zimna i komórki pod schodami.

– Co tylko zechcesz, mała. – Dziewczynka pozwoliła się przykryć kołdrą i przesunęła się, by zrobić na łóżku miejsce dla Ślizgona. Harry leżał praktycznie na krańcu materaca, starając się zostawić dziecku jak najwięcej przestrzeni. Ku jego zaskoczeniu, Eli szarpnęła za rago ramię, zmuszając go do przybliżenia się i ułożyła główkę na jego klatce piersiowej.

–Tak jest lepiej – stwierdziła. –W ten sposób czuję jak bije ci serce, czuję, że jesteś żywy.

Iskra czułości błysnęła w zielonych tęczówkach. Objął dziecko ramieniem, otaczając je niczym najcenniejszy skarb. Cisza, jaka między nimi zapadła, nie była ani trochę przytłaczająca.

– Harry? – Eli delikatnie przekręciła główkę, patrząc na jego twarz z dołu.

– Tak mała?

– Dziękuję... za wszystko.

Harry w życiu nie spodziewałby się, że dziewczynka wyciągnie się jeszcze bardziej i delikatnie pocałuje go w policzek.

– Byłbyś genialnym starszym bratem. – To jedno zapewnienie przegoniło cały strach, jaki od kilku dni zaciskał się na sercu Harrisona. Ciepło małego ciałka tuż przy nim uspokajało w najbardziej irracjonalny sposób z możliwych. Spokojny, łaskoczący oddech przeganiał wizje mrocznej przyszłości, a widok rozluźnionej przez sen twarzyczki napełniał nową nadzieją

***

Obiecałam wam art, a wiec oto i on... Wybaczcie, jeżeli coś wygląda... dziwnie, nienaturalnie... no ogólnie jest do bani. Jestem na etapie żmudnego uczenia się rysowania... 

Teraz czekam na wasze pomysły co do niego.

ximtherealslimshady Dziękuję <3 

Kirasign Bardzo dziękuję. No cóż... Harry zawsze ma u mnie przerąbane. 

FenryrLokes Mały spojler... Tak umie i jest to dla niego bardzo przydatne, dlatego woli zostawić to dla siebie. Co do lekcji u Voldzia... Kto wie. 

MafiosoZHogwartuLisoong Cóż... Mój mózg też nie pracuje, ale ważne, że wyobraźnia jest na swoim miejscu, a wena nareszcie wróciła z urlopu XD

ancyk123SaraHaratym Cieszę się. Jak zawsze next jest, a rozdziały pojawiają się w soboty i wtorki <3  

MishaLecter6 No cóż... Tym razem Ron potocznie mówiąc znajdzie się między młotem a kowadłem XD Voldi ma swoje plany względem dziewczynki i może ten rozdział podpowie nieco więcej. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro