Rozdział 18
Syriusz stał w progu sypialni i przyglądał się postaci Harrisona pogrążonej we śnie. Chłopiec dosłownie kulił się na maleńkim kawałku dwuosobowego łóżka, podwijając kolana pod brodę i obejmując je ramionami. Wyglądał w tym momencie tak drobno, niepozornie. Łapa miał ochotę podejść i przytulić go do siebie, chronić.
Już od ich pierwszego spotkania dzieciak stał się dla niego niejako zastępstwem za Harry'ego. Przejmująco zielone oczy ułatwiały mu zadanie, kiedy zostawał za to zrugany przez Dumbledore'a czy Remusa. Black dobrze wiedział, że nie ma prawa przelewać swoich uczuć do zamordowanego chrześniaka, na dziecko Smarkeusa.
Gdyby James o tym wiedział, pewnie oberwałby klątwą tak mocno, że nie obudziłby się przez miesiąc. Porównywać słodkiego, małego Harry'ego i dziecko, którego ojcem był Snape, było dla Syriusza jak profanacja. Zbezczeszczenie pamięci o najlepszym przyjacielu, duchowym bracie i jego pierworodnym.
A jednak z każdym zerknięciem na tego czarnowłosego chłopca zastanawiał się, jak w jego wieku wyglądałby Harry? Jak by się uczył? Z kim przyjaźnił? Dla Syriusza jasnym byłoby, że syn Jamesa byłby w Gryffindorze. Może zaprzyjaźniłby się z Ronem i bliźniakami? Z bliźniakami na pewno, w końcu gdzieś musiały by ujść jego huncwockie geny.
Harrison był... inny. Na początku Łapa wręcz się go brzydził. Myślał, że chłopiec będzie podróbką swojego ojca. Równie pyszałkowaty i spaczony czarną magią, a jednak, dzieciak go zadziwił. Nie, kiedy rzucił nim o ścianę swoją magią, ani kiedy z wręcz beznamiętną miną powiedział o śmierci swojej matki. To stało się gdzieś pomiędzy, kiedy mały, drobny i niepozorny jedenastolatek opadł na kolana przy swoim ojcu, bojąc się o niego i gotów chronić swoją rodzinę za wszelką cenę.
W Syriuszu coś w tedy drgnęło. Przypomniał sobie podobnego chłopca w wieży Gryfonów. Wystraszonego pierwszorocznego o najpiękniejszych złotych oczach, jakie Black kiedykolwiek widział.
Remus niewiele różnił się od Harrisona i może również dlatego Syriusz nie potrafił chłopca nienawidzić.
– Zgubiłeś się Black? – zimne, ciche syknięcie tuż za jego plecami sprawiło, że mimowolnie sięgnął w stronę różdżki. Powstrzymał się w ostatnim momencie i spokojnie odwrócił do stojącego w korytarzu Snape'a.
– Chciałem tylko zobaczyć, jak się czuje – wyjaśnił, podnosząc ręce w poddańczym wyrazie. Po pierwszych czterech przekleństwach dotarło do niego, żeby nigdy nie stawać między Severusem i jego synem. Snape oddałby za dzieciaka własne życie i działało to również w drugą stronę.
– Czułby się o wiele lepiej, gdybyś znowu nie wpadł na swój świetny pomysł robienia żartów. – Black przez chwilę obawiał się, że ilość jadu w głosie Mistrza Eliksirów mogłaby zabić. – Jeszcze się nie nauczyłeś, że te twoje śmieszne kawały mogą kogoś skrzywdzić?! Nawet zabić! Mało ci było ostatnim razem?! Musiałeś jeszcze zabawić się kosztem mojego dziecka?!
Zza pleców Syriusza dobiegło ciche kwilenie i Harrison zwinął się w ciaśniejszy kłębek. Otaczające kolana ramiona, osłaniały teraz głowę.
Severus skrzywił się i klnąc pod nosem podszedł do łóżka i usiadł na brzegu. Z wyraźnym wahaniem wyciągnął przed siebie rękę w próbie pogładzenia włosów chłopca. Dziecko odsunęło się od dotyku z cichym piskiem.
– Skończyłeś już oglądać przedstawienie? – warknął Snape, a kiedy się odwrócił, przez moment Syriusz mógł dostrzec w jego oczach przejmujący ból. Mrucząc pod nosem przeprosiny wyszedł z sypialni i zamknął za sobą drzwi.
Nie miał pojęcia, dlaczego Snape oskarża go o to co się stało. Owszem, nie sprawdzili jeszcze wszystkich pokoi, po prostu nie było na to czasu. Przez ostatnie lata przenosili się z Remusem z miejsca na miejsce, nigdzie nie mogąc zostać na dłużej. Owszem, zapomniał oznaczyć niesprawdzonych pokoi jakimś ostrzeżeniem, ale nie jego winą było, że dzieciak pałętał się wszędzie, zamiast po prostu znaleźć pokój z właściwą tabliczką.
Przystanął przy feralnej sypialni i zamarł wpatrzony w oznaczającą go tabliczkę.
– O nie... – jęknął, a gdzieś w głębi jego gardła zaczął narastać warkot. – Stworek!!!
Swoim krzykiem najprawdopodobniej postawił na nogi wszystkich w domu, ale w tej chwili w ogóle go to nie obchodziło. Kiedy skrzat pojawił się przed nim, miał ochotę rozszarpać mu gardło. Jak on śmiał?! Jak mógł?!
– Co to jest?! – wrzasnął wskazując stworzeniu tabliczkę z imieniem i nazwiskiem Harrisona. Na korytarzu pojawiła się już całkiem spora grupa osób. Jak przez mgłę do Syriusza dotarło, że w pasie obejmuje go Remus. W tej chwili jedynie siła wilkołaka powstrzymywała go od rzucenia Stworkiem przez całą długość korytarza i rozwalenia mu czaszki na przeciwległej ścianie.
– Pan rozkazał Stworkowi przygotować pokoje dla Pana Snape'a i panicza Snape'a. Stworek tylko wypełniał polecenia pana.
Coś w Syriuszu pękło i fala gniewu rozlała się po całym jego umyśle niszcząc wszelkie moralne hamulce.
Black obawiał się, że gdyby nie nadludzka siła Remusa, nie skończyłoby się jedynie na śmierci skrzata. Lupin wręcz wywlókł go z korytarza i wrzuci do ich wspólnej sypialni, która kiedyś była sypialnią rodziców Łapy.
– Syriusz, dość! – warknął wilkołak i całym ciężarem ciała przygniótł przyjaciela do materaca. – Uspokój się w tej chwili! Stworek chciał cię wyprowadzić z równowagi! Nie pozwól mu się cieszyć z osiągnięcia celu!
– Mógł go skrzywdzić! – Z gardła Syriusza wydobył się przeciągły warkot. –Co gdyby w tamtej sypialni było coś gorszego niż bogin?! Co gdyby Harrisonowi stała się krzywda?!
Remus zszedł z niego i usiadł na brzegu łóżka. Lekko nieobecny wzrok utkwił w swoich dłoniach.
–Ten chłopiec to nie Harry, Syriuszu. Nie zastąpi ci chrześniaka – szepnął. Black nie potrafił już zliczyć, jak często słyszał te słowa, jak często był upominany o przywiązywanie się do dzieciaka.
– Remus... sam widziałeś te oczy... – W tej jednej chwili coś wyraźnie złamało się w wilkołaku. Jego oczy błysnęły intensywnym złotem, a z pomiędzy warg wyrwał się głośny, groźny warkot.
– Ten chłopiec, to nie Harry! Przestań przelewać na niego swoje niewykorzystane pokłady uczuć ojca chrzestnego! On się boi! Jest zagubiony! Nie dokładaj mu jeszcze swoich własnych oczekiwań Syriuszu! – wybuchnął. Zwinięta w pięść dłoń, uderzyła w stojące pod ścianą lustro. Na gładkiej tafli pojawiła się siateczka pęknięć, a odłamki szkła pospadały na ziemię rozbijając się i zaśmiecając podłogę.
Remus podniósł wzrok z powrotem na przyjaciela i w jego oczach Syriusz nie mógł dostrzec nic prócz bólu. Łapa dobrze wiedział, jak bardzo na Lupinie odbiło się ostatnie szesnaście lat. Już w roku, kiedy urodził się Harry, nie było dobrze. Sam częściowo przyczynił się, co takiego stanu rzeczy. Odsunął się od Remusa, zostawił go, choć jeszcze w szkole przysięgał, że wilkołactwo nigdy nie wpłynie na ich ocenę Lupina. Później było tylko gorzej. Całkowite odcięcie się od Lunatyka, zdrada Petera, zamordowanie Lily, Jamesa i Harry'ego...
Syriusz do teraz przeklinał się za to co wtedy zrobił. Za to jak się spóźnił. Kiedy dotarł do Doliny Godryka znalazł martwe ciała przyjaciół i nic poza tym. Żadnego śladu Harry'ego. Siedząc w Azkabanie, jego jedynym ratunkiem przed szaleństwem była chęć zemsty na Glizdogonie i myśl, że jego chrześniak musi być bezpieczny. Pierwsza po tak wielu latach samotności, rozmowa z Remusem złamała w nim resztki nadziei.
A potem pojawił się Harrison Snape i Syriusz poczuł jak pustka w jego duszy zmniejsza się choć minimalnie. Na początku sama myśl, że dziecko Smarkeusa mogłoby zastąpić mu chrześniaka, była wręcz... obrzydliwa. Patrzył na dziecko, przez pryzmat jego ojca.
Potem, kiedy chłopak zdecydował się udać do Voldemorta, by ratować Snape'a, Syriusz zdał sobie sprawę z kolejnej rzeczy. Martwił się o to dziecko, szalał ze zmartwienia na myśl, że coś złego mogłoby go spotkać. Miał ochotę rozerwać Albusowi gardło za pozwolenie by Harrison opuścił bezpieczny Hogwart.
– Znowu to robisz – mruknął Remus, w jego głosie nadal pobrzmiewała wściekłość. – Znowu próbujesz na siłę ubrać Harrisona w skórę Harry'ego Pottera.
Lupin mruknął jeszcze coś pod nosem, przyciskając ranną rękę do piersi i wyszedł. Drzwi za nim zatrzasnęły się z taką siłą, że Syriusz obawiał się, czy nie wylecą z zawiasów. Stał na środku pokoju, niezdolny by poruszyć się choć milimetr. Część niego chciała biec za przyjacielem i wszystko mu wytłumaczyć, a część trwać przy swoim i, tak jak w czasach szkoły, obrazić się na Lupina.
***
Krótka informacja... Jako, że CreepyQueen13 wyjechała/wyjeżdża, następne 2/4 rozdziały nie będą betowane. Jeśli wychwycicie jakieś błędy, po prostu napiszcie mi to w komentarzu pod akapitem gdzie ten błąd się znajduje, będę je poprawić na bieżąco.
Jak zawsze wszelkie przemyślenia, dyskusje, teorie co dalej, mile widziane.
RoxennSnape Dalej będzie tylko gorzej XD A tak na poważnie... sama nie mam pojęcia, co prawda ogólny szkielet fabuły mam jakoś rozpisany i ukształtowany, ale detale tak naprawdę wychodzą w praniu.
MishaLecter6 Skąd ja to znam... U mnie pojawia się też ten problem, że moje ukochane książki na wattpad wychodzą tylko raz w tygodniu lub pojawiają się nieregularnie T_T Co do dramy z Ronem... to jest Wiewiór... ff bez dramy z nim w roli głównej to jak tort bez świeczek, niby jest, ale jednak czegoś brakuje ( oczywiście żartuję w tym momencie)
Dzamelia3435 Jak na razie moja wena żyje własnym życiem... Zmuszenie jej do współpracy to jak zachęcenie moich psów do kąpieli... bez użycia siły nie przejdzie... Na chwilę obecną po tygodniu grzecznego posłuszeństwa wyrwała się na wolność i szaleje każąc mi pisać wszytko inne oprócz Niemej Duszy... Ja z nią zwariuję T_T
Niallowapizza Właśnie dowiedziałam się czegoś nowego! *BrokenLyra jest totalnym nieogarem* Ale przynajmniej teraz wiem jak to fachowo nazywać XD
ancyk123 Cieszę się, że poprzedni rozdział się podobał, mam cichą nadzieję, że ten też XD Dziękuję <3
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro