Rozdział 14
Harry przeniósł się siecią Fiuu do Dworu Malfoy'ów. Na jego widok Narcyza zamarła i obrzuciła go niepewnym spojrzeniem.
–Dzień Dobry, pani Malfoy – powiedział, przywołując na twarz wymuszony uśmiech i całując wierzch dłoni kobiety. Czarownica momentalnie się rozpromieniła.
– Ach, witaj Harrison! Nie spodziewałam się ciebie tak szybko, przecież z Draco widzieliście się ledwie wczoraj. Nawet nie poinformowałeś o zamiarach odwiedzin – pod koniec w jej głosie zabrzmiała ostrzegawcza nuta, a Harry skrzywił się wewnętrznie.
– Proszę o wybaczenie. Właściwie moje niespodziewane odwiedziny spowodowane są niecierpiącą zwłoki sytuacją, przez którą natychmiast muszę spotkać się z panem Lucjuszem – przyznał. Jakby na zawołanie do salonu wszedł starszy Malfoy, a tuż za nim, w jego cieniu kroczył Draco. Chłopak na widok Snape'a wciągnął cicho powietrze i pobladł na twarzy o kilka odcieni.
– Panie Malfoy... – Harry ukłonił się sztywno przed starszym czarodziejem. Zawsze przebywając w pobliżu Malfoy'ów był wprost przerażony. Jeszcze jako dwunastolatek poznał temperament Lucjusza i jego przywiązanie do tradycyjnych oficjałów.
– Tak właśnie myślałem, że wkrótce do mnie wpadniesz, Harrison.
Coś w wyrazie twarzy blondwłosego mężczyzny sprawiło, że po plecach chłopaka przeszły ciarki. Nie pozwolił by na jego twarzy odmalowała się jakakolwiek emocja, która mogłaby świadczyć o słabości. Nie odważył się także spojrzeć na Draco.
– Zapraszam ciebie i Draco, do mojego gabinetu. Musimy porozmawiać. – Machnięciem ręki Malfoy dał im znak by poszli za nim. Draco niemal natychmiast przeniósł się do boku przyjaciela, a kiedy znaleźli się na korytarzu pozwolił by ich dłonie się o siebie otarły.
Przed oczami Harry'ego zatańczyła wizja jego samego opuszczającego posiadłość. Spojrzał na Dracona i ledwo zauważalnie pokręcił głową.
Kiedy wreszcie znaleźli się w gabinecie, Lucjusz machnięciem ręki zezwolił im na zajęcie dwóch foteli, a sam usiadł po drugiej stronie biurka. Zaczął mówić, a z każdym jego kolejnym słowem, Harry widział jak z twarzy Draco znikają kolory.
***
Severus budził się, czując jak z każdym, nawet najpłytszym oddechem, jego klatka piersiowa protestuje. Miał wrażenie, jakby ktoś zrobił sobie sitko z jego kości, mięśni i ścięgien. Zamroczony umysł nie był w stanie poskładać do kupy szalejących wspomnień i obrazów. Wiedział, że musi o czymś pamiętać, przekazać jakąś wiadomość, pilnować kogoś, ale nie miał pojęcia, o co chodziło.
– Jak on się czuje Poppy? – W mglistych wspomnieniach dopasował barwę głosu do Albusa. Zastanawiało go tylko, co tym razem się stało, że dyrektor pytał o czyjeś samopoczucie uzdrowicielkę? Czyżby znowu jakiś wybuch na eliksirach? Longbottom pomieszał coś w składnikach? Ale w takim razie co z resztą uczniów? Czy jego Ślizgonom nic się nie stało? Co z Harrisonem?
Harrison!!!
Nagła świadomość uderzyła w niego z siłą Błędnego Rycerza i poderwał się do siadu, żałując tego niemal w tej samej chwili. Ostry, rwący ból w klatce piersiowej wyrwał niespodziewany krzyk z gardła czarodzieja.
– Severusie Snape, jeśli zaraz się nie uspokoisz i nie przestaniesz psuć pracy swojego syna, przykleję cię do łóżka! – W tonie głosu Popy nie było ani odrobiny żartu. Kobieta stała nad nim z ramionami założonymi na piersi i wzrokiem, od którego nawet sam ponurak podkuliły ogon i uciekł.
– G.. gdzie jest mój syn? – zapytał, przeklinając się w myślach za to jak słabo brzmiał jego głos. Wezwanie Czarnego Pana okazało się zupełną katastrofą, musiał ostrzec Albusa, musiał chronić swoje dziecko... W polu widzenia Mistrza Eliksirów pojawił się Dumbledore. Severus nigdy jeszcze nie widział go również smutnego i wyglądającego tak... staro.
– Mój chłopcze... Tak mi przykro... – Już od samego tonu głosu czarodzieja, Snape dostał ciarek na plecach.
– Voldemort rzucił na ciebie jakąś klątwę. Przecięła wszystko na swojej drodze, skórę, mięśnie, kości. Rany nie chciały się leczyć normalnymi metodami. Umierałeś, Severusie. Harrison wykorzystał swój dar, żeby znaleźć nazwę klątwy. Najwyraźniej w twoich wspomnieniach dostrzegł również sposób na wyleczenie cię, jednak zaraz po tym jak cię uzdrowił, odszedł. – Dumbledore zawiesił głos, pozwalając by sens jego słów dotarł do Severusa. – Zniknął z Hogwartu i poszedł do Voldemorta
Twarz Severusa poszarzała i przybrała wręcz trupi wyraz. Jego dziecko, jego jedyny syn... Nie mógł znieść myśli, że Harry miałby choć raz zobaczyć Czarnego Pana, nie mówiąc już o tym, by przebywać w jego pobliżu i co najgorsze, być przez niego w jakikolwiek sposób naznaczonym. Dlaczego nie potrafił chronić jedynej rodziny jaka mu pozostała?
W chwili, gdy ta myśl zakwitła w jego głowie, Mroczny Znak dał o sobie znać. Czarny Pan wzywał swe sługi, by przybyły na inicjację rekrutów.
***
Harry stęknął, kiedy brutalnie wrzucono go do celi. Przewrócił oczami, na oddalający się maniakalny śmiech dwójki Śmierciożerców. Czarny Pan kazał go tu wtrącić zaraz po tym, jak został przyprowadzony przez Lucjusza Malfoy'a. Chłopaka chyba najbardziej zaskoczyło, jak bardzo Voldemorta bawiła jego obecność. W chwili, gdy przekroczyli próg sali tronowej, cała uwaga czarnoksiężnika skupiła się tylko na Harrisonie, co prawdopodobnie doprowadzało Lucjusza do szewskiej pasji.
Harry'ego niezbyt to obeszło. Dopóki udało mu się przekonać Czarnego Pana, że nieposłuszeństwo jego ojca wynikało tylko i wyłącznie z obawy o podejrzliwość Dumbledore'a, był w stanie zaakceptować nawet własne tortury. Oczywiście Voldemort nie był zachwycony postawą chłopaka, a skończyło się jedynie na kilku Cruciatusach, co mężczyzna skwitował krótkim „Jaki ojciec, taki syn".
Kiedy teraz o tym myślał, Harry miał wrażenie, że potraktowano go nadzwyczaj łagodnie. Różdżkę pozwolono mu oddać Draco na przechowanie, w końcu i tak nie mógłby mieć jej w celi, a miał ją odzyskać przy inicjacji. Nawet wtrącenie do lochu było bardziej na pokaz, niż mogłoby się to wydawać pozostałym zwolennikom. Chłopak zaczynał powoli rozumieć, w jak chorą i pokręconą grę gra Voldemort. Wśród Śmierciożerców liczyły się jego względy i każdy nowicjusz startował z najniższego schodka. Czarny Pan po prostu nie chciał pokazywać, że ma jakąkolwiek słabość do syna, swego najwierniejszego szpiega i Mistrza Eliksirów.
Gdzieś z najdalszego, ciemnego kąta, dotarło do niego kasłanie.
– Kto tu jest? – zachrypnięty, drżący głos, niemal na pewno należał do kobiety. Harry przez chwilę przysłuchiwał się odgłosom lochów upewniając się, że nikt nie zwróci na nich uwagi.
– Spokojnie, nie zrobię ci krzywdy – powiedział, zbliżając się do wciśniętej w ścianę postaci. Chorobliwie chuda i usiana krwawymi plamami twarz wychyliła się z cienia. Jasne włosy kręciły się i zlepiały ze sobą lśniąc w świetle pochodni od pokrywającego je tłuszczu i krwi. W niebieskich oczach nie było ani odrobiny życia, a przez białka przebijały czerwone żyłki.
Przez chwilę Harry oddychał głęboko nie potrafiąc się uspokoić. Znał tę twarz, mimo że upływ czasu postarzył rysy, a tortury złamały psychikę. Przed sobą miał pierwszą kobietę, która okazała mu jakąkolwiek czułość, kobietę, którą przez kilka lat uważał za matkę, anioła stróża zesłanego mu przez rodziców by się nim opiekował.
– Pani Lorenc... – wyszeptał. Tożsamość więźnia, z którym dzielił celę, pozostawiła po sobie jakąś naprawdę wielką dziurę. Zupełnie jakby nagle otworzyła się z trudem zaleczona rana.
– Kim jesteś? – Z głosu kobiety zupełnie zniknęła dawna delikatność i uspokajające ciepło. – Ty też przyszedłeś mnie dręczyć? Też będziesz się pastwić jak tamci?
Harrison potrafił jedynie pokręcić głową. W tej chwili nie miał pojęcia, co mógłby powiedzieć. Bał się chwili, kiedy będzie zmuszony otworzyć usta. Nagle jakaś myśl błysnęła w jego głowie, echo wspomnienia, które bacznie trzymał zamknięte w najgłębszych czeluściach umysłu.
– Jest tu pani sama? Co z pani dzieckiem? Czy... – Nie zdążył dokończyć pytania. Kobieta zaniosła się histerycznym płaczem i zwinęła w kłębek na podłodze. Harry już nie potrzebował odpowiedzi. Poznał ją w chwili, kiedy dostrzegł mignięcie wręcz zwierzęcego strachu w oczach kobiety.
Nie mając zbytnio pojęcia co robić, podszedł do niej i otoczył ramionami. Przez te kilka lat, dzięki eliksirowi swojego ojca i odpowiedniemu odżywianiu całkiem sporo urósł. Oczywiście Severus stwierdził, że jest to również związane z tym, że po prostu zaczął rosnąć nieco później. W obecnej chwili był nawet pół głowy wyższy od Dracona, co oczywiście niezmiernie irytowało blondyna.
W momencie, kiedy jego dłonie dotknęły placów kobiety, celę wyplenił pełen agonii krzyk. Lorenc szarpała się rozpaczliwie i wrzeszczała, jakby obdzierano ją ze skóry. Dopiero, kiedy jej paznokcie podrapały policzek Harry'ego i chłopak odsunął się z sykiem, zamilkła. Przez chwilę przyglądała się jak chłopak przyciska dłoń do rany i mruczy pod nosem kilka przekleństw.
– Przepraszam, należało mi się – burknął, cofając się pod przeciwległą ścianę. Kobieta zmarszczyła brwi, kiedy kolejne minuty mijały, a on nie wykazywał żadnych chęci zrobienia jej krzywdy.
– Dlaczego tu jesteś? Kim jesteś? Skąd mnie znasz? – Ciekawość przezwyciężyła strach i zbliżyła się kilka kroków, siadają po turecku w kręgu światła. Teraz, kiedy Harry mógł jej się przyjrzeć dokładniej, wyglądała jeszcze gorzej.
Z dżinsowych spodni pozostały jedynie zwisające strzępy i coś co do złudzenia przypominało poszarpane, krótkie spodenki. Koszulka równie podziurawiona, zwisała smętnie na jednym ramiączku i połowicznie zakrywała okolice klatki piersiowej. Wszystko pozwoliło chłopakowi idealnie przyjrzeć się wszystkim ranom, siniakom i bliznom, pokrywającym chorobliwie wychudzone ciało.
– Nazywam się Harrison Snape – zaczął w końcu, widząc, że kobieta czeka na jego ruch. – Znała mnie pani pod innym nazwiskiem, jako dziecko byłem jednym z pani przedszkolnych wychowanków w Little Whinging.
W kobiecie jakby coś nagle drgnęło. Pochyliła się i przyjrzała chłopcu dokładniej. Oczy jej pojaśniały i rozszerzyły z zaskoczenia.
–Harry... Mały Harry z Privet Drive... ten od Dursley'ów – wyszeptała zszokowana. Harry uśmiechnął się półgębkiem, ale kobieta nadal nie przestawała mówić.
– Powiedziano mi, że zniknąłeś niecały rok, po tym jak odeszłam na urlop... Przez pół roku policja cię szukała... Twoje wujostwo... Och Harry, tak mi przykro. Powinnam była coś zrobić, zgłosić to co się z tobą działo w tym domu. Tak nie można. Próbowałam, ale... Wybacz mi dziecko.
W oczach Lorenc błysnęły łzy, teraz już nie obawiała się przytulić chłopca do siebie, a Harry nie protestował. Odkąd pamiętał, jedyną kobietą, która go przytulała, była właśnie jego była przedszkolanka. Pansy nie liczył, bo do zostania kobietą brakowało jej jeszcze kilku miesięcy...
– Znalazłem dom, rodzinę... Ojca, który mnie kocha. – Przez chwilę Harry smakował na ustach te słowa. Przyznanie jak bardzo zbliżyli się do siebie z Severusem przez te lata, przychodziło mu z naprawdę dużą łatwością. Owszem Mistrz Eliksirów nie stracił ani odrobiny swojej mrocznej renomy Postrachu Hogwartu i nadal mówiono, że uwagi na wypracowaniach zapisuje krwią z uczniów, którzy skończyli w eliksirach, ale prywatnie, dla Harry'ego był niczym spełnienie dziecięcych marzeń.
Chłopak zmarkotniał nagle, kiedy przypomniał sobie o powodzie, dla którego w ogóle znalazł się w tym miejscu. Spojrzał na siedzącą przed nim kobietę i oczy zaszkliły mu się lekko.
– Powód dla którego tu jestem, jest... skomplikowany – przyznał w końcu. – Ludzie... a raczej czarodzieje, którzy cię tu uwięzili, chcą żebym do nich dołączył. Jeśli tego nie zrobię, skrzywdzą mojego ojca... mogą go nawet zabić.
Lorenc milczała jedynie patrząc na niego ze smutkiem.
– Oni mordują ludzi... Prawdopodobnie, żeby mnie przyjęli... też będę musiał kogoś zabić. – Niewypowiedziane zawisło między nimi niczym zacięta gilotyna tuż nad karkiem skazańca. Wreszcie, po dłużącej się niemiłosiernie chwili ciszy, kobieta pochyliła się i przygarnęła go do siebie po raz kolejny.
– Mój mąż nie żyje, Harry. Moje dziecko zmarło po prawie trzech dniach bestialskiego znęcania się... a ja musiałam na to wszystko patrzeć. Mnie samej nie oszczędzono w żadnym stopniu. – Jej dłonie uspokajająco gładziły jego włosy i przesuwały się wzdłuż karku. – Jestem już zmęczona, dziecko. Chcę wreszcie móc znowu przytulić moją córeczkę, znowu ucałować męża... Chcę już iść tam gdzie oni są. Jeśli miałabym wybrać, to wolałabym, żebyś to właśnie ty mnie tam wysłał. Bo wiem, że nie będziesz czerpał z tego żadnej chorej przyjemności. Jesteś dobrym dzieckiem, Harry. Najwspanialszym, jakie miałam szansę uczyć. Gdybym mogła, porwałabym cię od Dursley'ów i dała dom, jaki powinieneś otrzymać. Cieszę się, że chociaż będzie mi dane ochronić ten, który sam znalazłeś.
Nie pamiętał, kiedy ostatni raz płakał. Teraz jednak, będąc trzymanym przez Lorenc łkał jak małe dziecko, kurczowo wszczepiając się palcami w resztki jej ubrań. Czas przestał się liczyć, choć wiedział, że nie otrzyma go dużo. Chciał wykorzystać maksymalnie to, co otrzymał. Ostatnią szansę na pożegnanie się z przeszłością. Ostatnią szansę na pozostawienie za sobą piekła dzieciństwa, które go prześladowało.
Kiedy Śmierciożercy zeszli do lochów, zastali go siedzącego w rogu celi z pustym wyrazem twarzy i wzrokiem wbitym w jedną z pochodni. Łzy już dawno wyschły i nie pozostał po nich żaden ślad. Jeszcze kilka godzin temu, zaczerwienione oczy, teraz w żaden sposób nie wskazywały na tę chwilę słabości. Był perfekcyjnym dziedzicem Snape'ów i taki miał pozostać, aż ojciec nie zabierze go z tego piekła na ziemi.
***
Wakacje czas zacząć!!! Jak chcecie to pochwalcie się swoimi świadectwami, osobiście muszę przyznać, że udało się i skończyłam z wyróżnieniem XD Postaram się wrócić do dwóch rozdziałów w tygodniu, choć na początku może być trochę ciężko, dlatego wybaczcie mi, jeżeli nie będzie to egzekwowane w każdy tydzień.
Rozdział betowała nieoceniona CreepyQueen13
Kirasign Bo autorka jest sadystką, która nie potrafi napisać nic innego poza depresyjnymi wyciskaczami łez.
AkagiHayago Może trochę przesadzają, ale, jak już pięknie ujął EvilPL przyjecie Mrocznego Znaku jest jak podpisanie paktu z diabłem, a dodatkowo w przypadku Harry'ego u Albusa dochodzi jeszcze obawa, że chłopak wróci mu w czarnym pudełeczku z zieloną wstążeczką i karteczką "Do dupy była ta twoja przykrywka, Dropsiu. - Lord Voldemort"
Quiasnae Dziękuję za tak pozytywną opinię. Aż mi się mordka cieszy jak czytam takie komentarze. Główny powód dla którego plan Albusa z ukrywaniem Harry'ego działa, jest taki, że wszyscy uważają Harry'ego Pottera za martwego, poza tym nie są w stanie rozpoznać w co najmniej jedenastoletnim chłopcu półtora rocznego bobasa. Jedyną osobą, która tak naprawdę byłaby w stanie poskładać wszytko do kupy, jest Syriusz, któremu myśl, że jego chrześniak i kopia Jamesa ma cokolwiek wspólnego ze Smarkeusem, nie przeszłaby nawet przez myśl.
LunaLenaPotter Yyy... Przepraszam?
Kiraraa-chan To chyba jeden z tych komentarzy, po których wena autorów jest jak z krainy kawą i energetykami płynącej.
EvilPL Stwierdzenie Voldemorta, że potrzebuje kogoś "czystego" odnosiło się bardziej do tego, że nikt nie będzie podejrzewał dzieci o bycie Śmierciozercami. Owszem, Slytherin jest piętnowany jako wylęgarnia popleczników Czarnego Pana, ale nikt tak naprawdę nie podejrzewałby dzieci o zabójstwo, czy szpiegowanie.
Wykorzystanie Sectumsempry nasuwało mi się tutaj samo. Klątwę tak naprawdę znał jedynie Severus ( w kanonie jeszcze Harry, przez podręcznik eliksirów)no i stwierdziłam, że młody, "głupi" Snape, chciałby zyskać uznanie swojego Pana przez pokazanie mu co udało mu się stworzyć, przez co Voldemort również poznał tą klątwę. Wykorzystanie jej na Severusie było dodatkową karą, upokorzeniem. NO bo żaden twórca nie chciałby, by skrzywdził go jego własny "twór".
Co do tego, że Dumbledore mógł zatrzymać Harry'ego. Ten chłopak jest tak uparty jak jego matka! Prędzej przegryzłby komuś gardło własnymi zębami, niż dał się zatrzymać i pozwolił żeby jego rodzina cierpiała. Płacz Dumbledore'a... Tutaj popadamy w dość głupią tendencję Potterowskich ff, gdzie Albus, albo jest diabłem wcielonym pod maską dobrotliwego dziadka, albo sędziwym, wszechwiedzącym "Białym Panem I Władcą" bez uczuć. Pierwszy raz z typowo ludzkim Albusem zetknęłam się w genialnym ficku "Labirynt Kłamstw" dostępnym na ff.net, a po raz drugi zakochałam się w jego postaci przy czytaniu miniaturki "Pierwszy szlaban Harry'ego" i jej kontynuacji "Nowy dom Harry'ego" dostępnych na wattpad i przetłumaczonych przez GingerHP. Po tym jak przeczytałam te opki stwierdziłam, że sama chciałabym stworzyć właśnie takiego Albusa, świadomego swoich błędów, próbującego je naprawić i przed wszystkim czującego.
Jak już pisałam o Syriuszu, tutaj chodzi o podejście. Jeśli miałabym to ująć w bardzo brutalny sposób, to stwierdziłabym, że Łapa bardziej wolałby widzieć syna Jamesa martwego niż jako syna Severusa. Choć do samego Harrisona Snape'a jest nastawiony w dość pozytywny sposób. Lubi dzieciaka i współczuje mu, czuje z nim jakąś więź, ale nie rozumie skąd ona się bierze. Niedługo pojawi się rozdział poświęcony wyłącznie przemyśleniom Syriusza i mam nadzieję, że nakreśli on wtedy nieco wyraźniej kilka spraw.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro