Rozdział 8
Remus Lupin zawsze szczycił się niezwykłym opanowaniem. Jego spokój i racjonalność zasługiwały na podziw zwłaszcza z uwagi na fakt, że przecież był wilkołakiem. Życie nauczyło go kontrolować każdą silną emocję z obawy przed wilkiem wewnątrz niego. Radził sobie najlepiej, jak potrafił. Lepiej niż większość osób w jego sytuacji, większość dzieci przemienionych, jeszcze zanim poszły do Hogwartu.
Tylko kilka razy zdarzyło mu się stracić kontrolę... Pierwszy, kiedy dowiedział się o „żarcie" Syriusza na Severusie. To, że przez Łapę Snape znalazł się we Wrzeszczącej Chacie, było dla Remusa niczym czysta zdrada. Tym bardziej bolesna, że dokonana przez najlepszego przyjaciela.
Drugi raz zdarzył się, kiedy otrzymał list od Jamesa, w którym chłopak poinformował go, że Łapa uciekł z domu i trafił do Potterów w ciężkim stanie. Mama Jamesa był w tamtym czasie uzdrowicielką w Świętym Mungu i gdyby nie ona, Syriusz prawdopodobnie mógłby się wykrwawić. Pozostawał wtedy nieprzytomny przez ponad tydzień, a ślady po magicznej chłoście nigdy nie zniknęły z jego pleców. Wilk Remusa po tej wiadomości również pozostawił chłopakowi na długo ślady swojej bytności.
Trzeci raz był raczej powolnym procesem, aniżeli jednorazową sytuacją. Działo się to podczas Pierwszej Wojny, po narodzinach Harry'ego, kiedy wśród członków Zakonu zaczęto podejrzewać szpiega. James i Syriusz stopniowo się od niego odcinali. Rogacz coraz rzadziej pozwalał mu brać swojego syna na ręce, jakby się obawiał, że Remus od razu go zagryzie. Co gorsza, Łapa w żaden sposób nie starał się protestować, a wręcz cały czasu ważnie obserwował Lupina.
Bolało. Każde pełne skrywanego lęku spojrzenie. Każdy grymas, który miał być niepewnym uśmiechem. Każda wymówka, żeby tylko rzadziej pojawiał się w ich domu. To było zupełnie tak, jakby już nie był im potrzebny, jakby zniknęły te wszystkie szczęśliwe lata szkoły.
A potem nadeszło apogeum. Wiadomość o śmierci Lily, Jamesa i maleńkiego Harry'ego była dla niego niczym topór kata odcinający głowę od szyi. Informacja, że stało się to przez Syriusza, że to on był zdrajcą, była równoznaczna z napluciem na martwe ciało. Zaszczuty i zbezczeszczony, tak właśnie się czuł. Równie dobrze mogliby i jego zabić. Nie grało to żadnej roli, już i tak był martwy. Fakt, że dowiedział się o stracie przyjaciół z porannego wydania Proroka, nie mógł już niczego pogorszyć. To było dno, w którym powoli się zagrzebywał.
List z Ministerstwa Magii, z wezwaniem do Azkabanu na ostatnią wizytę, rozdrapał bolesną bliznę ryjącą dziurę w jego sercu. Po dziesięciu latach przyszło do niego zawiadomienie, że ostatnią prośbą Syriusza Blacka było spotkanie z nim. Nie wyjaśniali nic więcej, żadnych powodów, nakreślenia sytuacji. Nic. Jedynie krótka wiadomość, że ewentualna wizyta odbędzie się pod koniec tygodnia.
Pełnia przypadała w środę. Miał idealną wymówkę, by nie stawić się w Ministerstwie. Gdyby chciał, mógłby się wyłgać i nigdy już nie musieć patrzeć na byłego przyjaciela i zdrajcę. Jednak, kiedy nadszedł dzień wizyty, Remus jak na sznurkach ubrał się, wyszedł z domu i pojawił w ministerstwie, gdzie wręczono mu z chłodną obojętnością Świstoklik do Azkabanu.
Kiedy tylko znalazł się w więzieniu, odczuł panujący tam chłód. Dwóch aurorów, których z nim wysłano, wzdrygnęło się i zadrżało. Z górnych pięter dobiegł ich ogłuszający wrzask i zawodzenie rodem z mugolskich horrorów.
– Black powinien być w górnych piętrach – mruknął jeden z nich. Remus skądś go kojarzył, ale nie potrafił sobie przypomnieć, skąd. – Lepiej chodźmy, zanim zjawią się te wysysające duszę pijawki.
Ruszyli w po spiralnych schodach, co jakiś czas mijając zakratowane sześcienne wnęki, w których zwijały się wychudzone postacie. Wszyscy mieli na sobie potargane, więzienne ubrania, a kilkoro było dodatkowo przykutych do ściany. Większość bujała się rytmicznie w przód i w tył pod najdalszą ścianą czasem mrucząc coś do siebie nieskładnie. Pojedyncze osoby wrzeszczały i wiły się w okowach, jakby je ktoś obdzierał ze skóry.
Mijając jedną z cel, Remus musiał odskoczyć, kiedy chude szponiaste dłonie zakleszczyły się na kratach. Podnosząc wzrok, Lupin dostrzegł obscenicznie wręcz wychudzoną twarz, zasłoniętą częściowo tłustymi splątanymi lokami. Rozbiegane spojrzenie, czarne oczy spoczęły na nim i usta kobiety wykrzywiły się w opętańczym uśmiechu.
– Och... Patrzcie go! Wilczek przyszedł spotkać się z przyjacielem?! – Remus ledwo był w stanie rozpoznać Bellatrix Lestrange. Kiedy jeszcze chodzili do Hogwartu, Bella była uznawana za jedną z najładniejszych uczennic, jak zresztą wszystkie siostry Black. Teraz była jedynie wrakiem samej siebie. Przeżarta na wskroś od plugawej magii i oszalała przez wpływ Dementorów. Lupin z trudem odrzucił narastający w sercu strach. Przerażała go myśli, co w takim razie Azkaban musiał zrobić z Syriuszem.
Na odpowiedź nie musiał długo czekać. Zatrzymali się dwa pietra wyżej i teraz Remus mógł w całej okazałości zobaczyć celę Blacka. W gardle go ścisnęło, a żołądek przez chwilę wywinął fikołka i wywrócił się na drugą stronę. W głębi wnęki wilkołak dostrzegł drgający konwulsyjnie kształt. Co jakiś czas względną ciszę przeszywał cichy szloch.
– Mamy zgodę na wpuszczenie cię do środka – odezwał się ten sam Auror co wcześniej. – Jest w takim stanie, że raczej nie powinien stanowić zagrożenia. W razie czego... krzycz.
Posłał Lupinowi krzywy uśmiech i dotknął różdżką krat. Remus na miękkich nogach wszedł do wnętrza celi, cały czas bojąc się podejść bliżej więźnia. Auror pociągnął za ramię swojego odrętwiałego i przerażonego partnera. Kiedy zniknęli na niższym piętrze, Lupin postąpił ostrożny krok do przodu.
– Black... – nazwisko byłego przyjaciela zabrzmiało w jego ustach dziwnie szorstko i niewłaściwie. Miał ochotę zwrócić się do niego na tyle innych sposobów. Łapo, Syriuszu, przyjacielu... kochany.
Mężczyzna odwrócił się gwałtownie i spojrzał na Remusa swoimi szarymi oczami. Po raz kolejny tego dnia w głębi Lupina wezbrał szloch. To już nie był ten uśmiechnięty, pełen życia Syriusz. Nie był to nawet ten załamany, cichy Łapa, który uciekł z rodzinnego domu. To była pusta skorupa z resztkami duszy, jedynie z wyglądu podobna do Syriusza, którego Remus kochał.
Myślał, że będzie czuł satysfakcje, że widok cierpiącego Blacka wreszcie zapełni tę wyrwę, która powstała dziesięć lat temu. Nic takiego się nie stało. Wręcz przeciwnie, stara rana zaczęła krwawić jeszcze mocniej.
– Dlaczego? – wyszeptał, nie odwracając wzroku od tych pustych, szarych oczu. – Dlaczego nam to zrobiłeś?
Syriusz wzdrygnął się na dźwięk jego głosu. Przez chwilę jego oczy nabrały blasku i Remus miał wrażenie, że mężczyzna wreszcie jest świadomy tego, gdzie się znajduje i z kim jest. Źrenice skazańca rozszerzyły się, a usta zaczęły poruszać, przez co wyglądał odrobinę jak ryba wyrzucona w wody na brzeg.
– Remus... – wychrypiał. – Co ty...? Dlaczego...? Gdzie...? Co się...?
Po każdym niedokończonym pytaniu potrząsał głową i brał coraz gwałtowniejsze wdechy. Przez chwilę Lupin obawiał się, że Syriusz może hiperwentylować, a potem Black zamarł zupełnie, jedynie gapiąc się w twarz wilkołaka. Jego twarz stężała, a oczy pochłonął dziwny mrok i żądza mordu. Remus odsunął się pod same kraty, dla bezpieczeństwa zwiększając odległość między sobą a Blackiem.
– Boisz się mnie. – Spomiędzy warg Syriusza wydostało się warknięcie, bardziej przypominające odgłos wydawany przez psa, aniżeli człowieka. Serce Lupina dudniło w zastraszającym tempie uderzając o obolałe po pełni żebra. Black prychnął pod nosem, jakby był w stanie wyczuć zdenerwowanie Remusa.
Nagle jakby otrząsnął się i uniósł głowę. W jego oczach błyszczał obłęd.
– Harry... Gdzie jest Harry? Muszę do niego iść... Muszę go zabrać... – zaczął mruczeć pod nosem. Remus zacisnął dłonie w pięść, z całej siły starając się nad sobą panować.
– Nie mogą zabrać... Nie mogą odebrać... – Z każdym kolejnym słowem Lupin czuł, jak gniew w nim narasta. Lunatyk wewnątrz niego warczał i wił się w pętach.
– Harry...
– On nie żyje! – wrzasnął, w końcu tracąc panowanie nad sobą. – Voldemort zabił ich wszystkich! Przez ciebie! To przez ciebie Lily, James i Harry nie żyją!
Wściekłość ulotniła się w jednej chwili, kiedy oczy Syriusza zaszły mgłą, a zaraz potem łzami. Mężczyzna zaskomlał niczym ranne zwierze i zwinął się ciaśniej w kłębek. Palce wplótł we włosy, ciągnąc za nie i kręcąc głową.
– Nie... Mylisz się... To nie prawda... Harry żyje... – Długie, połamane paznokcie zostawiły na skórze Syriusza długie, czerwone pręgi, kiedy palce z włosów przesunęły się na twarz.
– Musi żyć! – zawył – Widziałem go! Był bezpieczny! Miałem po niego wrócić!
Remus przeklął pod nosem i, porzucając wszystkie postanowienia, z którymi przyszedł do więzienia, rzucił się do przodu, by złapać Blacka za ręce. Stanowczo odciągnął dłonie mężczyzny, zamykając je w silnym uścisku. Z tej odległości, klęcząc tuż przed skazańcem, doskonale widział kryształowe łzy spływające po wychudzonej twarzy.
– Syriusz. Syriusz! – Black w żaden sposób nie zareagował na jego głos, nadal wijąc się i skomląc opętańczo.
– Łapo...
Reakcja była natychmiastowa. Syriusz uniósł wzrok i pełnymi przerażenia i bólu oczami spojrzał wprost na Remusa. Po raz pierwszy Lupin mógł dostrzec w spojrzeniu byłego przyjaciela taką rezygnację i ból. Jakby w tym momencie Syriusz umarł na jego rękach.
– Miał być bezpieczny... Miał być ze mną... – zaszlochał Łapa, łapiąc się wytartego płaszcza wilkołaka. Remus zrezygnował z jakiejkolwiek walki z własnymi odruchami. Nie potrafił patrzeć, jak ważna dla niego osoba stacza się na skraj obłędu. Przyciągnął do siebie mocniej Syriusza i zaczął uspokajająco gładzić go po plecach.
– Mój Harry... Mój chrześniak... Moje Rogasiątko... – Płacz przerodził się w głośny skowyt.
– Mieli być bezpieczni... Wszystko było przygotowane... o wszystko zadbaliśmy... Peter miał ich chronić... Miał siedzieć cicho...
Remus wciągnął gwałtownie powietrze. Nie miał pojęcia, o czym bredzi Syriusz, ale jego słowa coraz bardziej zaczynały przerażać Lupina.
W tej samej chwili celę zalało nagłe zimno, a po kamiennych ścianach zaczęły pełznąć ostre kryształki szronu. Syriusz zbladł gwałtownie i cofnął się jak najdalej od krat. Ukrył twarz w dłoniach, zawodząc cicho i drżąc, jakby co najmniej dostał ataku padaczki. Kiedy chude palce zacisnęły się na pierwszym pręcie, zmrażając go doszczętnie, Remus już zrozumiał, co się dzieje. Przerzucił pełne bólu spojrzenie na Blacka.
Syriusz był kłębkiem nerwów i po raz kolejny ograniczył się do zwinięcia w kłębek i okazjonalnego kiwania w przód i w tył. Dementorzy niemal całkowicie zniszczyli mu psychikę.
Ignorując irytujący głos wewnątrz swojej głowy, który wyzywał go od idiotów, sięgnął na kieszeni po różdżkę.
– Expecto Patronum – szepnął, obserwując, jak srebrna mgiełka nabiera kształtów i przeistacza się w dużego wilka. Dementor zareagował natychmiast, cofając się i znikając na schodach. Patronus podszedł do skulonego w kącie więźnia, przysiadł na zadzie i szturchnął go nosem.
Remus odwrócił wzrok, nie mogą patrzeć na tak bolesną scenę. Dwa dowody jego porażki, dwie postacie budzące najgorsze koszmary, które starał się zepchnąć na samo dno świadomości.
Odwrócił się na pięcie i wyszedł z celi, jedynie przez chwilę wąchając się, zanim zatrzasnął za sobą kraty. Paznokcie wbił sobie mocno w dłonie. Zaciskając oczy i zęby, oparł się dłonią o chłodne kamienie.
Kiedy zniknął, jedynym śladem jego obecności pozostał patronus, nadal siedzący przy Syriuszu i krwawy odcisk dłoni na kamieniach. Black uniósł wzrok i wbił puste spojrzenie w zasychającą krew. Z tego miejsca miał idealny widok na symbol krzywdy, jaką wyrządził swojemu przyjacielowi.
***
Na początek zacznę od fantastycznej wiadomości. Nareszcie mam bete!!! LilyannaEvans bardzo dziękuję, nawet nie masz pojęcia jak ułatwiasz mi życie. Chyba naprawdę załatwię ci ten budyń. Przez chwilę rozważałam nawet zawieszenie na jakiś czas opka, więc naprawdę jest za co dziękować.
A teraz może odpowiedzi na komentarze:
Zuzik612 Dziękuję :*
CreepyQueen13 Rozmyślania nad Polsatem są fajne XD Ale faktycznie, niektórzy wpychają go gdzie popadnie, a następny rozdział pojawia się za... rok. Jej! Moja wena wraca kurierem!!! I to z czekoladą! *BrokenLyra ma coś z Lunatyka i uwielbia czekoladę*
Duqsiyo Co do Severusa... Będzie on miał jeszcze pełno powodów do grania zimnego dupka, więc jeśli lubisz jego kanoniczną wersję to się nie zawiedziesz. Jego postawa się zmieniła, bo nawet Severus nie byłby chyba w stanie zignorować dziecka, które jest jego synem i potrzebuje opieki. W kanonie widać było, że mimo wszytko troszczył się nawet i o Harry'ego ( choć wiadomo jaki miał do niego stosunek) a nawet o Draco. Sevy nadal niezbyt wie jak się obchodzić z dzieckiem, w końcu nikt go tego nie nauczył.
Co do Harry'ego... już mi ktoś zarzucił kiedyś, że lubię go krzywdzić XD
Quiasnae C0 do momentów... No cóż... Co prawda prawdziwa akcja opka zacznie rozkręcać się po przeskoku czasowym, bo Harry musi być nieco starszy, a jednak chciałam opisać budowanie się więzi między Sevem i jego synem, ale nie licz z mojej strony na jakieś mocne wrażenia Drarry. Wattpad już i tak cieszy się dość złą sławą z powodu, często wulgarnych opowiadań, często pisanych przez osoby niepełnoletnie. Przyznaję... Żyjemy w takich czasach, że często dzieci takie coś nie dziwi i niby wszytko jest dla ludzi, ale jednak... Dobra! Koniec! BrokenLyra wpada w tryb dyskusyjny.
EvilPL Dumbledore ma dość Knota ( jak prawie wszyscy) właśnie ze względu na jego manię rządzenia się, poza tym chciał porozmawiać z Severusem na dość poważny temat, a Korneliusz mu to uniemożliwił...
pierozeknope tak jakbyś mnie nie znała... wiesz dobrze, że lubię krzywdzić postacie na wszelkie możliwe sposoby... U mnie nigdy chyb nie pojawi się typowa parodia, czy choćby komedia... #dramaislife
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro