Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 20

Voldemort uśmiechnął się pod nosem, kiedy do Sali Tronowej wkroczyły dwie postacie, ubrane w czarne płaszcze z maskami na twarzach. Wyrysowane na nich misterne wzory połyskiwały w świetle świec. Szczególnie niższa, drobniejsza postać zainteresowała Czarnego Pana.

Harrison Snape. Chłopak miał coś w sobie. Coś, czego Voldemort nie potrafił dostrzec w żadnym innym swoim słudze. Czuł do młodego Ślizgona dziwny sentyment i pewien stopień zrozumienia. Lucjusz wystarczająco dobrze poinformował go o historii chłopca.

Matka, czarownica półkrwi, którą Severus poznał podczas szkolenia na Mistrza Eliksirów, ukryła przed narzeczonym, że ma urodzić mu dziecko i obawiając się wciągnięcia w wojnę, odcięła się od rodziny i zamieszkała w małej wiosce na obrzeżach Anglii. Zginęła po jego klęsce, podczas łapanek Śmierciożerców, kiedy dostała się pod krzyżowy ogień. Zaledwie półtoraroczny Harrison, został odnaleziony przez Dumbledore'a i ukryty u mugolskich krewnych, by kiedyś posłużyć jako karta przetargowa dyrektora. Cudownie odnaleziony, kiedy poszedł pierwszy raz do Hogwartu. Płochliwy, zdystansowany i aż nazbyt ostrożny, przez maltretowanie, jakiego doświadczył ze strony byłych opiekunów za sprawą swojej magii.

To było to. Fakt, że chłopak przeżył to samo co on w młodości, że z pierwszej ręki doświadczył tego, jak groźni dla czarodziei są mugole, sprawiał, że Voldemort czuł do niego swoiste przywiązanie. Nigdy nie powiedziałby tego głośno, ale inicjacja Harrisona wywarła na nim szczególne wrażenie. Nie zawahał się, zmusił ofiarę by to jego, Czarnego Pana błagała o życie. Kontrolował swoje uczucia na tyle, by nie dać się opętać żądzy władzy, jaką niosło sprawianie cierpienia drugiej osobie, uzależnienie jej od własnej woli.

Odmowa Severusa była dla niego obrazą i przez chwilę rozważał skatowanie jego pierworodnego syna i zrobienie z niego przykładu dla reszty. Jednak jedno spojrzenie na chłopaka zupełnie wyrzuciło tę myśl z jego głowy. Magia nastolatka była niezwykła, ale determinacja widoczna w oczach... To było coś zupełnie innego. Dotychczas u Śmierciożerców dostrzegał pragnienie potęgi, władzy lub przymus i ciążące na nich ambicje rodziców. Z Harrisonem było inaczej. Jego oczy, tak podobne do Avady, pełne były determinacji, chęci chronienia kogoś i pasji. Voldemort wiedział, że jeśli znajdzie tę konkretną osobę, Harrison może stać się najwierniejszym z jego sług.

Zastanawiało go także, co takiego chłopak zrobił swojej ofierze. Nie rzucił zaklęcia, Czarny Pan był tego niemal pewien, a jednak kobieta wiła się, krzyczała i prosiła o litość już od samego początku, by później wprost błagać o śmierć. Co było tak strasznego, że wolała umrzeć niż musieć to znosić.

Kojarzył ją. Wytrzymała morderstwo męża, tortury szlamowatej córki i własne. Nigdy nie prosiła, nie płakała. Krzyczała lub milczała. Raz nawet odważyła się opluć jednego z jego Śmierciożerców. Nie była jedną z tych, którzy szybko się łamią. Chłopak dokonał czegoś, co nie udało się całemu Wewnętrznemu Kręgowi.

Oczywiście Voldemort dopuszczał do siebie myśl, że mugolka była już zmęczona, ale było to mało prawdopodobne. Tamtego dnia patrzył jej w oczy. Widział niegasnącą iskrę życia, satysfakcję odbijającą się w tęczówkach. Nie tak wyglądały osoby gotowe się poddać.

Intrygowało go to.

Tymczasem Severus i jego syn zajęli już swoje miejsca. Voldemorta nie zaskoczyło, że młody Snape, niemal instynktownie odnalazł wśród wszystkich tych Śmierciożerców Draco Malfoy'a. Uważnie obserwował tę dwójkę ostatnim razem i widział jak mocna łączy ich więź. Napięcie młodego Malfoy'a, podczas inicjacji Harrisona można by zrzucić na nerwy, ale Czarny Pan i tak wiedział swoje... i rzadko się mylił.

Nagini wśliznęła się po oparciu tronu i osiadła na jego ramionach.

Ten wężyk się mnie nie boi – wysyczała. – Czuje, jak wszyscy panikują na mój widok, a on jest spokojny.

Gdyby nie obecność kilkudziesięciu Śmierciożerców, Voldemort uśmiechnąłby się na pretensję w głosie towarzyszki. Z czułością pogładził ją po łbie.

– Moi wierni Śmierciożercy – zaczął i dostrzegł, jak kilka osób wzdryga się na dźwięk jego głosu. Dobrze, pomyślał. Niech się boją, niech drżą. Strach jest najmocniejszym łańcuchem, którym mogę ich do siebie przykuć.

– Dziś będziemy gościć po raz kolejny, specjalnego gościa, który Wewnętrznemu Kręgowi jest już bardzo dobrze znany... – Kiedy mówił, do Sali Tronowej sprowadzono dziewięcioletnią dziewczynkę. Białe włosy miała brudne i posklejane od krwi. Za duża koszula zwisała smętnie przy kostkach i urywała dłonie dziecka. Upadła, kiedy tylko dwoje wleczących ją Śmierciożerców rozluźniło uchwyt na jej ramionach.

– Zasady są takie same, ale dla niedoinformowanych przypomnę. Macie złamać, nie zabijać. – Machnięciem ręki Voldemort rozpoczął pierwszą tego dnia rundę tortur. Dziecko nie krzyczało i nie płakało. Jedynie wijące się na podłodze ciałko i całkowicie napięte mięśnie świadczyły, że odczuwa ból. Upór małej szlamy wręcz wyprowadzał Voldemorta z równowagi. Nic na nią nie działało. Nawet zamknięcie w celi z martwym truchłem jej matki.

Kiedy wreszcie przypadła kolej młodego Snape'a, Voldemort zaczął uważniej przyglądać się chłopakowi. Po raz kolejny nie rzucił żadnego zaklęcia. Wyszedł z półkręgu, jaki słudzy Czarnego Pana utworzyli wokół dziewczynki i podszedł do zwiniętego w kłębek ciałka. Wystarczyło, że jego ręka zacisnęła się na nadgarstku dziecka, a salę przeszył niewyobrażalny wrzask.

Od strony Śmierciożerców dobiegły odgłosy głośno wciąganego powietrza, a z gardła Voldemorta wydobył się głośny, opętańczy śmiech. Harrison tymczasem nie odsuwał się od krzyczącej szarpiącej się dziewczynki. Dopiero teraz, kiedy Czarny Pan przyjrzał mu się dokładniej, dostrzegł, jak zielone oczy zachodzą mgłą. Chłopak wyglądał, jakby był w pomieszczeniu obecny jedynie ciałem i Voldemort z odrazą porównał ten obraz, do widoku osób obdarzonych Pocałunkiem Dementora.

Krzyk dziewczynki urwał się z chwilą, kiedy młody Snape pościł jej nadgarstek i wycofał się na swoje miejsce. Zachwiał się przytytym – co prawda delikatnie, ledwo zauważalnie, ale jednak.

Śmierciożercy nie dali dziecku czasu na odpoczynek i już po chwili drobne ciało zaczęło drżeć od kolejnych rzucanych na nie Cruciatusów. W pewnym momencie Voldemort zdał sobie sprawę, że wszystko to wyjątkowo go nudzi. Wręcz z niecierpliwością wyczekiwał, kiedy po raz kolejny przyjdzie kolej Harrisona Snape'a. Odezwał się w nim, dawno zapomniany, nastoletni głód wiedzy, cecha, która sprawiła, że swego czasu był najlepszym uczniem Hogwartu.

Do rzeczywistości przywołała go nagła cisza, jaka zapadła w pomieszczeniu. Powiódł wzrokiem po zgromadzonych, a potem przerzucił go na małą szlamę. Nie ruszała się. Jeszcze przed chwilą drżała i trzęsła się, a teraz była zupełnie nieruchoma. Nawet jej klatka piersiowa nie unosiła się pod wpływem oddechu.

– Severusie... –Mężczyzna podszedł do nieruchomego dziecka. Pochylił się sprawdzając puls i mruknął coś pod nosem.

–Martwa, mój panie – zawyrokował. W jednej chwili Voldemort stracił całe panowanie nad sobą. Obrzucił wściekłym spojrzeniem ostatniego Śmierciożercę, który torturował dziewczynkę. Dołohow kulił się w sobie i mamrotał nieskładne błagania.

– Panie ja... ja nie chciałem... To był tylko Cruciatus... – Mężczyzna opadł na kolana i na czworakach próbował dostać się do podnóża tronu. Szybkie Zaklęcie Torturujące sprawiło, że zaczął wrzeszczeć i wić się na podłodze.

– Kazałem wam jej nie zabijać! – wysyczał Czarny Pan, podnosząc się ze swojego miejsca. – Czy ty masz pojęcie, czego w tej chwili mnie pozbawiłeś?! To dziecko było mi potrzebne! Mieliście je złamać! Nie potraficie nawet poradzić sobie z dziewięcioletnią gówniarą?!

Antonin jęczał i skomlał u jego stóp. Kiedy Voldemort przerwał zaklęcie, Śmierciożerca próbował jeszcze doczołgać się i ucałować szatę swego pana. Został za to nagrodzony kolejnym Cruciatusem i mocnym odepchnięciem, przez które przetoczył się pod nogi innych popleczników.

– Wynoście się! Zabierzcie to truchło sprzed moich oczu i wynoście się! – wrzasnął Czarny Pan. Niekontrolowana, dzika magia wręcz rozsadzała salę od wewnątrz. Nikt nie odważył się ruszyć ciała dziecka. Zniecierpliwiony czarnoksiężnik odtrącił je stopą. Kątem oka dostrzegł, jak Harrison wpatruje się w szlamę i łapie na materiał szaty ojca. Krótka wymiana spojrzeń, skinienie głową starszego Snape'a, proste zaklęcie i ciało uniosło się do góry, lewitując za nimi.

–Harrison! – warknął jeszcze Voldemort, kiedy chłopak był już na progu komnaty.

– Tak, mój panie? – Przez chwilę Czarny Pan smakował słowa Ślizgona. Nie brzmiały tak służalczo i nie były tak przepełnione strachem, jak błagania Dołohowa jeszcze chwilę temu. Wypełniał je szacunek, który schlebiał Voldemortowi o wiele bardziej.

– Spodziewaj się mojego wezwania w najbliższym czasie. Chcę z tobą omówić misję twoją i młodego Maloy'a. Masz przybyć sam – zaznaczył czarnoksiężnik, odprawiając Snape'a gestem.

Kiedy Sala Tronowa opustoszała, Voldemort opadł z powrotem na swoje siedzisko. Nagini owinęła się wokół jego ramion i syczała mu do ucha uspokajające słowa. W tej chwili tylko pociecha Chowańca powstrzymywała Czarnego Pana od wezwania z powrotem, którego z niekompetentnych sług i zamordowania go na miejscu, by posłużył za kolację dla wiernej, wężowej towarzyszki.

– Chłopiec przyjdzie? – zainteresowała się wężyca. Kąciki ust Voldemorta uniosły się w kpiącym uśmiechu, kiedy gładził jej łeb.

– Przyjdzie moja droga. Oni zawsze przychodzą – wymruczał.

***

Mam nadzieję, że rozdział się podobał. Obiecany art mojego autorstwa najwyraźniej przypadł wam do gustu, więc pojawi się już w następnym rozdziale. Jakieś przemyślenia co do tej części? Pomysły po co Voldemortowi małe dziecko? Co z tym wszystkim ma wspólnego Harrison? 

Dzamelia3435ancyk123FenryrLokes Mówiłam, że Draco też ma swoje momenty... 

Pati-16-ravenclaw Dziękuję. Bardzo zależało mi, żeby nie było zbyt schematyczne. Ostatnimi czasy sporo siedziałam w Severitusach i fabuła miała właściwie niezmienną bazę: mały Harry maltretowany przez wujostwo, Albus zmusza Severusa, żeby odwiedził chłopca, Sevy wbija na chatę, "O NIE! JAK ONI TAK MOGĄ TRAKTOWAĆ DZIECKO?!" – zupełna zmiana nastawienia i nagle Snape jest ojcem roku, ... ostatnia aktualizacja... rok temu..., BrokenLyra wpada w szał.
I tak bez końca... 

MishaLecter6 Spoko, jak wejdę w ten konkretny wątek, to na pewno się odezwę, żeby potem nie było wtopy XD Nie ma za co, zawsze jestem otwarta na propozycje. Kłótnia jak, kłótnia... będzie jeszcze lepiej, jak Harruś faktycznie weźmie się za spełnianie gróźb... 

MartynaPotter Powinnam stworzyć osobny tag do moich opowiadań #totalnadepresjaisadystycznepodejsciedozyciorysupostaci

ancyk123 Harry mimo wszystko przez kilka lat całkiem dobrze wyrobił sobie charakter ( w czym maczali też łapki Ślizgoni) Syriusz... Jest po prostu Syriuszem, sama czasem zastanawiając się nad jego postacią zerkam na czarną listę postaci do odstrzału z podziałem na opki i zastanawiam się, gdzie jeszcze go dopisać XD

user92385191 Dziękuję <3 

FenryrLokes A to będzie niespodzianka. Nie, nikt z osób które wymieniłaś... 

Kaoitsune Harry bad boy... ? Może częściowo. Ja nadal widzę go jako chłopca, który po prostu zbyt szybko musiał dorosnąć i irytują go osoby pokroju Rona, które wręcz wyczerpują poziom zrozumienia dla nastolatków. Co do księżniczki, faktycznie. W końcu żaden książę nie da oczerniać swojej damy... Toż to ujma na honorze. 

MafiosoZHogwartu Zawsze podziwiałam tę kobietę za to jak potrafiła ogarnąć całą tę rudą menażerię. W mojej głowie zawsze trochę kojarzyła mi się z moją babcią. "Jak sięga po wałek do ciasta, to znaczy, że już jest źle i trzeba wiać."
Uf... dobrze, że ja mam spokój, bo wena przychodzi zwykle o 1 w nocy i wtedy bez kawy ani rusz. 

BeataBorzckaiza1314 Dziękuję >_<  Do rewelacji chyba mu jeszcze brakuje, ale i tak cieszą mnie tak pozytywne opinie.

user07054229 (niedługo w końcu zapamiętam ten ciąg liczb XD) Będzie WIELKIE BUM!!! 



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro