Rozdział 4
•JULIA•
Weszłam do domu i poczułam cudowny zapach pieczonego ciasta. Babcia. Moje ciało rozluźniło się, a emocje zaczęły opadać. Bardzo cieszyłam się na przyjazd babci, bo ogromnie za nią tęskniłam. Była mi bardzo bliska, tak samo jak dziadek Frank. Mieszkaliśmy u nich zaraz po śmierci rodziców i byli dla nas wielkim wsparciem. Wiem, że zawsze mogę na nich liczyć. Męczyła mnie myśl, że będę musiała ich okłamać w sprawie mojego wypadku, ale nie chciałam ich martwić.
-Cześć- powiedziałam z entuzjazmem wchodząc do kuchni, w której byli dziadkowie.
-Cześć kochanie- babcia przytuliła mnie i spojrzała z grymasem na moją ranę- Zed dzwonił i mówił, że zemdlałaś na treningu. Musisz się natychmiast położyć, a ja już gotuję Ci regeneracyjną zupę.
-Oh babciu- wtuliłam się w nią i poszłam przywitać się z Frankiem.
Cieszyłam się, że Zed załatwił sytuację, ale byłam zła, że przez mój mały wypadek będę musiała odpuścić sobie wszystkie treningi przez najbliższy miesiąc. Wzięłam na ręce mojego kota i położyłam się z nim w salonie. Po chwili ogarnął mnie sen, z którego wybudził mnie dźwięk telefonu.
Wiadomość od Crissa: "Będę u Ciebie o 8 p.m."
Słucham? Nie wiedziałam co mam myśleć o tej wiadomości, ale byłam przyzwyczajona do niespodzianek Crissa, a fakt, że mnie uprzedził przed swoim przyjściem był dla mnie sporym zaskoczeniem. Nie wiem czego ode mnie chciał, ale jestem pewna, że nie martwił się o moje zdrowie.
Criss zawsze był tajemniczy i dlatego mnie pociągał. Pamiętam jak próbowałam wbić się na imprezę studentów, sprytnie omijając bramki i ochroniarzy razem z Sarą. Wtedy zwrócił na mnie uwagę, a ja byłam z siebie dumna, że osiągnęłam swój cel. Związek z nim to wszystkie moje wzloty i upadki, jednak to też moja ciemna strona. Najlepsze imprezy, wyścigi, alkohol, papierosy, narkotyki.
Ja uzależniłam się od niego, a on od kokainy. Przed którą nie byłam w stanie go uchronić. Rozeszliśmy się bo stracił nad wszystkim kontrolę. On wyjechał, ja zostałam. Wyjechał i miał przestać brać, ja miałam zapomnieć, ale nie jestem pewna czy przestałam go kochać.
Chciałabym odstawić go na bok, wymazać wszystkie wspomnienia z pamięci. Przez te dwa miesiące bez niego, myślałam, że mi się udało. Wciąż nie jest mi obojętny, chociaż chciałabym, żeby było inaczej.
Poszłam do swojego pokoju i wzięłam szybki prysznic. Zerknęłam na zegarek, który wskazywał 6:20 p.m. Miałam jeszcze trochę czasu, więc włączyłam swój komputer i zaczęłam przeglądać internet. Do mojego pokoju wpadł bez pukania mój brat:
-Musimy pogadać- przewróciłam oczami okazując swoje poirytowanie jego zachowaniem, ale nie odezwałam się, bo wyglądał na zdenerwowanego.
-O co chodzi?- zapytałam i zauważyłam, że ma rozcięte knykcie i z ran sączy się krew- Gdzie byłeś?
-Wyjeżdżam. Razem z Marą. Wrócimy tuż przed świętami.
-Ale Zed..
-Daj mi dokończyć.- warknął, a ja przełknęłam ślinę, gryząc się w język- Zostaniesz w domu z dziadkami. Jeśli coś będzie się działo masz informować Aarona. O wszystkim.
-Zed, o co chodzi?
-Nie mam teraz czasu na wyjaśnienia, zrobię to kiedy wrócę. Obiecaj mi, że nic nie odwalisz i nie spotkasz się z Crissem.
-Zed- jęknęłam.
-Nie, Julia. Obiecaj. Chciałbym Ci powiedzieć co się dzieje, ale nie mogę. Proszę Cię tylko, żebyś nie robiła głupstw. Criss nie jest odpowiednim chłopakiem dla Ciebie, dobrze o tym wiesz.
-Co Ci się stało?- spytałam spoglądając na jego rękę.
-Musiałem wyjaśnić kilka spraw- powiedział jakby to było coś normalnego, podszedł do mnie i pocałował w czoło- Bądź grzeczna.
Czułam się źle, bo wszyscy wciąż coś przede mną ukrywali. Byłam zła, że mówili mi co mam robić, a czego nie. Nie byli ze mną szczerzy, a oczekiwali ode mnie zrozumienia. Chciałam im zrobić na złość. Pokazać, że sama potrafię o siebie najlepiej zadbać. Może to dobrze, że Zeda nie będzie. Będę miała okazję oderwać się od jego tajemnic.
Poszłam do łazienki i zajęłam się moim makijażem. Wymieniłam opatrunek i nakleiłam plaster na ranę, od razu wyglądałam lepiej. Zamaskowałam cienie pod oczami korektorem i poprawiłam rzęsy maskarą. Umyłam zęby i podkreśliłam usta moją ulubioną szminką.
Otworzyłam szafę i zaczęłam zastanawiać się co ubiorę. Przymierzyłam nowe jeansy, ale rozmyśliłam się i zdjęłam je w poszukiwaniu innych. Stałam w samej bieliźnie przed szafą już dobre 15 minut i wciąż nie wiedziałam co na siebie założyć.
-Kompletnie nie mam w co się ubrać- jęknęłam rozkładając ręce w akcie desperacji.
-Jak dla mnie, tak wyglądasz oszałamiająco- usłyszałam głos Crissa i poczułam jego usta błądzące po moim karku.
-Criss- mruknęłam- Wystraszyłeś mnie.
-Dobrze wiesz, że nigdy nie pukam- powiedział i obrócił mnie w swoją stronę tak, że staliśmy naprzeciwko siebie.
Złączył nasze usta w namiętnym pocałunku, a ja od razu mu uległam. Jeżeli brałby udział w konkursie na najlepszy pocałunek, jestem pewna, że byłby na prowadzeniu.
-Czuję, że tęskniłaś- mruknął zadowolony odciągając nas od siebie i poprawił mi dłonią włosy.
-Muszę się ubrać- obróciłam się w stronę szafy i udałam oburzoną.
-Mówiłem, że mi to nie przeszkadza- rzucił i położył się na moim idealnie pościelonym łóżku.
Kontynuowałam wybieranie mojej stylizacji. Za plecami słyszałam jak Criss wzdycha i wierci się na łóżku. Bawiło mnie jego zachowanie, jest niecierpliwy jak małe dziecko.
-Przysięgam, że jeśli natychmiast czegoś na siebie nie włożysz, nie opuścisz tego łóżka do rana- wyrzucił z siebie ostrzegawczym tonem i klepnął mnie w pośladek.
-Criss- uderzyłam go koszulką, którą trzymałam w ręce, a on rzucił tylko ramionami i uśmiechnął się szelmowsko.
Założyłam na siebie białą koszulkę i szare rurki sięgające mi przed kostkę. Na stopy wcisnęłam czarne trampki.
-Dokąd wychodzimy?- zapytałam.
-Niespodzianka, weź kurtkę.
-Cały Criss- powiedziałam do siebie i przewróciłam oczami.
-Mówiłaś coś?- zapytał, a ja pokręciłam przecząco głową na co westchnął- Cała Julia.
Z poduszek na łóżku uformowałam swoją sylwetkę i nakryłam je kocem, wyglądało to dość realistycznie i było moim sprawdzonym sposobem na oszukanie Zeda. Pomimo tego, że nie ma go w domu postanowiłam zachować wszelkie środki bezpieczeństwa, kto wie czy moja babcia nie postanowi sprawdzić w nocy czy zgasiłam światło albo cokolwiek innego nasunie jej instynkt babci.
Criss stał oparty o okno balkonowe i uśmiechnął się dumnie kiedy oznajmiłam mu, że wszystko gotowe i możemy wyjść. Był dziś w zaskakująco dobrym humorze, nie kłócił się ze mną (jeszcze) i nawet starał się być miły. To dla mnie i dla niego nowość.
Zgasiłam światło i opuściliśmy mój pokój wychodząc przez balkon. Ta czynność była dla nas rytuałem. Criss nigdy nie wszedł do mojego domu normalnie, zawsze wdrapywał się po drabinie i wchodził przez mój balkon. Nie przeszkadzało mi to. Z początku nawet uważałam to za bardzo romantyczne, niczym z historii Romea i Julii. Miał swoje nawyki, których nigdy nie zmieniał, jakby nigdy nie zbaczał z obranej sobie ścieżki.
Doszliśmy do auta, które było zaparkowane dwie ulice od mojego domu- "dla bezpieczeństwa". Criss otworzył mi drzwi i dopilnował, żebym zapięła pasy. Byłam zaskoczona do tego stopnia, że nie odezwałam się ani słowem, co rzadko mi się zdarza. Ruszyliśmy i jechaliśmy przez opustoszałe o tej godzinie miasto.
-Jak się czujesz? Jak głowa?- zapytał Criss i spojrzał na mnie z widocznym przejęciem.
Rozchyliłam z zaskoczenia wargi.
-Nie udawaj, że Cię to obchodzi- odpowiedziałam oschle.
-Obchodzi- wycedził przez zaciśnięte zęby- Martwię się o Ciebie.
-W co Ty grasz do cholery, Criss?!- wrzasnęłam, a samochód zatrzymał się na środku drogi z piskiem opon, a moje ciało zatrzymał pas bezpieczeństwa.
Chłopak oddychał ciężko wpatrując się pusto w drogę przed nami. Ściskał dłońmi kierownicę tłumiąc w sobie agresję, czekałam aż wybuchnie. Byłam przyzwyczajona i zaniepokoiło mnie, że muszę czekać tak długo. Przeczesałam dłonią włosy i oparłam się łokciem o szybę, przyglądając się gołym drzewom. Criss uderzył pięścią w kierownicę, a ja drgnęłam wystraszona dźwiękiem klaksonu, który wypełnił całe auto.
-Staram się, walczę ze sobą, pracuję. Dla Ciebie, a Ty kurwa nic nie widzisz- krzyczał, ale nie tak jak zwykle, słyszałam jak drży mu głos i jak głośno oddycha- Wracam. Nowy, zmieniony ja. Tak jak sobie chciałaś. Zależy mi na Tobie, cholernie mi zależy, rozumiesz?
Ścisnął moją dłoń, a ja splotłam nasze palce. Wzięłam głęboki oddech i spojrzałam na Crissa. Patrzył na mnie palącym wzrokiem, czekał aż coś powiem, przerwę niezręczną ciszę, ale nie mogłam. Chciałam wierzyć w każde słowo, które wypowiedział, we wszystko co robi i w to, że się stara. Część mnie powtarzała, że ludzie tacy jak on się nie zmieniają, a druga łaknęła jego obecności jak powietrza.
-Criss..- szepnęłam ściskając mocniej jego dłoń.
-Po prostu we mnie uwierz- powiedział spokojnym tonem, którego jeszcze nigdy nie używał wobec mnie.
Wypełniły mnie iskierki nadziei i lekko się uśmiechnęłam na znak, że wszystko będzie dobrze. Odpięłam swój pas i obróciłam się na fotelu w kierunku Crissa. Przybliżyłam swoją twarz do jego i złączyłam nasze wargi w pocałunku, chłopak położył swoją dłoń na moim karku i delikatnie go masował. Wplotłam swoje palce w jego włosy, a jego druga dłoń wędrowała po moim udzie.
Przeniosłam się na fotel Criss tak, że siedziałam teraz na nim okrakiem. Uśmiechnął się do mnie zadowolony z mojego pomysłu. Jego dłonie przeniosły się na moją talię i pośladki, a usta na moją szyję. Wtuliłam się w niego i wdychałam jego zapach, od którego wirowało mi w głowie. Czułam jak moja skóra płonie pod jego dotykiem. Moje wargi piekły od czekania na jego pocałunek.
-Nie tutaj, skarbie- powiedział w moje usta zadowolony Criss, a ja miałam ochotę uderzyć go czymś bardzo ciężkim.
Przewróciłam aktorsko oczami udając oburzoną, że odmówił MI. Byłam przekonana, że to zepsuje jego dobry humor, jednak myliłam się, a z jego twarzy nie schodził uśmiech. Zeszłam z niego i usiadłam na swoim fotelu krzyżując ręce na piersiach.
-Pasy- warknął, a ja niechętnie je zapięłam, na co odwdzięczył się szerokim uśmiechem- Niespodzianka nie może czekać.
Podjechaliśmy pod duży, szary dom w nowoczesnym stylu z wielkimi oknami. W środku paliły się kolorowe światła i wśród nich tańczyli ludzie. Muzyka z domu przedostawała się aż do auta. Spojrzałam pytająco na Crissa.
-Witaj w moim domu- odparł radośnie.
-Twoim domu?
-Moim- powiedział i dał mi szybkiego całusa- Mówiłem, że wróciłem.
Byłam w ogromnym szoku. Miałam ochotę wejść do mózgu Crissa i zapytać czy przypadkiem się nim z nikim nie wymienił. Chłopak złapał mnie za rękę i pociągnął do środka. Wnętrze robiło wrażenie i ilość ludzi w środku również. Koledzy Crissa natychmiast nas namierzyli i podeszli, aby się przywitać. Chłopak gasił ich chłodnym spojrzeniem kiedy powitalny uścisk ze mną zajmował im zbyt długo. Wręczono mi do ręki kubek z alkoholem, który szybko znalazł się w moim organizmie, żeby dodać mi odwagi, bo jak nigdy czułam się nieswojo na imprezie.
-Mam dla Ciebie prezent- powiedział entuzjastycznie Criss- Zaczekaj tutaj i nigdzie się nie ruszaj.
Stałam oparta o blat kuchenny, a w ręku trzymałam kolejny kubek z trunkiem. Kręciło mi się w głowie, a przez za głośną muzykę słyszałam tylko szum w uszach. Postanowiłam nie mieszać tabletek z alkoholem, więc musiałam liczyć wyłącznie na jego lecznicze działanie.
Obok mnie szybko pojawił się Criss z butelką alkoholu w ręce.
-Tequila, kochanie- pocałował mnie zadowolony i zaczął rozlewać trunek do kieliszków- Prosto z Meksyku.
Przystąpiliśmy do naszego rytuału picia tequili. Polizałam sól, którą Criss nasypał mi na dłoń i poczułam, że nie smakuje tak jak powinna.
-Criss to nie jest sól- wrzasnęłam plując do zlewu, kiedy on już kończył swoją kolejkę zagryzając trunek limonką.
-Nowy sposób picia, skarbie- powiedział zadowolony- Zwariowałaś? Nie marnuj tego.
Zbliżył się do mnie i jego usta nachalnie wbiły się w moje.
-Teraz smakujesz jeszcze cudowniej.
Odepchnęłam go od siebie i przepłukałam usta alkoholem z kubka.
Byłam wściekła na Crissa za to co zrobił, czułam się okłamana.
-Wychodzę- rzuciłam i poszłam w stronę wyjścia przeciskając się przez ludzi.
Szum i hałas rozsadzał mi głowę, a zawroty nie pomagały mi szybkim opuszczeniu domu. Criss wołał za mną, że mam się nie wygłupiać i zostać, jednak szybko przestał i rzucił tylko krótkie "pieprzyć to" na pożegnanie.
W złości wybrałam numer do Aarona, bo nie miałam zamiaru iść do domu na nogach.
-Wszystko w porządku?- odezwał się cichy głos Aarona.
-Przyjedź po mnie, natychmiast- powiedziałam łamiącym się głosem i wybuchłam płaczem.
Jak mogłam uwierzyć, że cokolwiek się zmieniło.
_________________________
hej hej hej
nowy, świeżutki rozdział
Mam nadzieję, że się Wam spodoba i dacie znać w komentarzu.
Dziś bez szczególnej akcji, nikt nie umarł (jeszcze :D).
Może w kolejnym rozdziale będzie jakaś niespodzianka? Zobaczymy ;)
Do następnego, xo
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro