Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 4




JULIA•

Weszłam do domu i poczułam cudowny zapach pieczonego ciasta. Babcia. Moje ciało rozluźniło się, a emocje zaczęły opadać. Bardzo cieszyłam się na przyjazd babci, bo ogromnie za nią tęskniłam. Była mi bardzo bliska, tak samo jak dziadek Frank. Mieszkaliśmy u nich zaraz po śmierci rodziców i byli dla nas wielkim wsparciem. Wiem, że zawsze mogę na nich liczyć. Męczyła mnie myśl, że będę musiała ich okłamać w sprawie mojego wypadku, ale nie chciałam ich martwić.

-Cześć- powiedziałam z entuzjazmem wchodząc do kuchni, w której byli dziadkowie.

-Cześć kochanie- babcia przytuliła mnie i spojrzała z grymasem na moją ranę- Zed dzwonił i mówił, że zemdlałaś na treningu. Musisz się natychmiast położyć, a ja już gotuję Ci regeneracyjną zupę.

-Oh babciu- wtuliłam się w nią i poszłam przywitać się z Frankiem.

Cieszyłam się, że Zed załatwił sytuację, ale byłam zła, że przez mój mały wypadek będę musiała odpuścić sobie wszystkie treningi przez najbliższy miesiąc. Wzięłam na ręce mojego kota i położyłam się z nim w salonie. Po chwili ogarnął mnie sen, z którego wybudził mnie dźwięk telefonu.

Wiadomość od Crissa: "Będę u Ciebie o 8 p.m."

Słucham?  Nie wiedziałam co mam myśleć o tej wiadomości, ale byłam przyzwyczajona do niespodzianek Crissa, a fakt, że mnie uprzedził przed swoim przyjściem był dla mnie sporym zaskoczeniem. Nie wiem czego ode mnie chciał, ale jestem pewna, że nie martwił się o moje zdrowie.

Criss zawsze był tajemniczy i dlatego mnie pociągał. Pamiętam jak próbowałam wbić się na imprezę studentów, sprytnie omijając bramki i ochroniarzy razem z Sarą. Wtedy zwrócił na mnie uwagę, a ja byłam z siebie dumna, że osiągnęłam swój cel. Związek z nim to wszystkie moje wzloty i upadki, jednak to też moja ciemna strona. Najlepsze imprezy, wyścigi, alkohol, papierosy, narkotyki.

Ja uzależniłam się od niego, a on od kokainy. Przed którą nie byłam w stanie go uchronić. Rozeszliśmy się bo stracił nad wszystkim kontrolę. On wyjechał, ja zostałam. Wyjechał i miał przestać brać, ja miałam zapomnieć, ale nie jestem pewna czy przestałam go kochać.

Chciałabym odstawić go na bok, wymazać wszystkie wspomnienia z pamięci. Przez te dwa miesiące bez niego, myślałam, że mi się udało. Wciąż nie jest mi obojętny, chociaż chciałabym, żeby było inaczej.

Poszłam do swojego pokoju i wzięłam szybki prysznic. Zerknęłam na zegarek, który wskazywał 6:20 p.m. Miałam jeszcze trochę czasu, więc włączyłam swój komputer i zaczęłam przeglądać internet.   Do mojego pokoju wpadł bez pukania mój brat:

-Musimy pogadać- przewróciłam oczami okazując swoje poirytowanie jego zachowaniem, ale nie odezwałam się, bo wyglądał na zdenerwowanego.

-O co chodzi?- zapytałam i zauważyłam, że ma rozcięte knykcie i z ran sączy się krew- Gdzie byłeś?

-Wyjeżdżam. Razem z Marą. Wrócimy tuż przed świętami.

-Ale Zed..

-Daj mi dokończyć.- warknął, a ja przełknęłam ślinę, gryząc się w język- Zostaniesz w domu z dziadkami. Jeśli coś będzie się działo masz informować Aarona. O wszystkim.

-Zed, o co chodzi?

-Nie mam teraz czasu na wyjaśnienia, zrobię to kiedy wrócę. Obiecaj mi, że nic nie odwalisz i nie spotkasz się z Crissem.

-Zed- jęknęłam.

-Nie, Julia. Obiecaj. Chciałbym Ci powiedzieć co się dzieje, ale nie mogę. Proszę Cię tylko, żebyś nie robiła głupstw. Criss nie jest odpowiednim chłopakiem dla Ciebie, dobrze o tym wiesz.

-Co Ci się stało?- spytałam spoglądając na jego rękę.

-Musiałem wyjaśnić kilka spraw- powiedział jakby to było coś normalnego, podszedł do mnie i pocałował w czoło- Bądź grzeczna.

Czułam się źle, bo wszyscy wciąż coś przede mną ukrywali. Byłam zła, że mówili mi co mam robić, a czego nie. Nie byli ze mną szczerzy, a oczekiwali ode mnie zrozumienia. Chciałam im zrobić na złość. Pokazać, że sama potrafię o siebie najlepiej zadbać. Może to dobrze, że Zeda nie będzie. Będę miała okazję oderwać się od jego tajemnic.

Poszłam do łazienki i zajęłam się moim makijażem. Wymieniłam opatrunek i nakleiłam plaster na ranę, od razu wyglądałam lepiej. Zamaskowałam cienie pod oczami korektorem i poprawiłam rzęsy maskarą. Umyłam zęby i podkreśliłam usta moją ulubioną szminką.
Otworzyłam szafę i zaczęłam zastanawiać się co ubiorę. Przymierzyłam nowe jeansy, ale rozmyśliłam się i zdjęłam je w poszukiwaniu innych. Stałam w samej bieliźnie przed szafą już dobre 15 minut i wciąż nie wiedziałam co na siebie założyć.
-Kompletnie nie mam w co się ubrać- jęknęłam rozkładając ręce w akcie desperacji.
-Jak dla mnie, tak wyglądasz oszałamiająco- usłyszałam głos Crissa i poczułam jego usta błądzące po moim karku.
-Criss- mruknęłam- Wystraszyłeś mnie.
-Dobrze wiesz, że nigdy nie pukam- powiedział i obrócił mnie w swoją stronę tak, że staliśmy naprzeciwko siebie.

Złączył nasze usta w namiętnym pocałunku, a ja od razu mu uległam. Jeżeli brałby udział w konkursie na najlepszy pocałunek, jestem pewna, że byłby na prowadzeniu.

-Czuję, że tęskniłaś- mruknął zadowolony odciągając nas od siebie i poprawił mi dłonią włosy.

-Muszę się ubrać- obróciłam się w stronę szafy i udałam oburzoną.

-Mówiłem, że mi to nie przeszkadza- rzucił i położył się na moim idealnie pościelonym łóżku.

Kontynuowałam wybieranie mojej stylizacji. Za plecami słyszałam jak Criss wzdycha i wierci się na łóżku. Bawiło mnie jego zachowanie, jest niecierpliwy jak małe dziecko.

-Przysięgam, że jeśli natychmiast czegoś na siebie nie włożysz, nie opuścisz tego łóżka do rana- wyrzucił z siebie ostrzegawczym tonem i klepnął mnie w pośladek.

-Criss- uderzyłam go koszulką, którą trzymałam w ręce, a on rzucił tylko ramionami i uśmiechnął się szelmowsko.

Założyłam na siebie białą koszulkę i szare rurki sięgające mi przed kostkę. Na stopy wcisnęłam czarne trampki.

-Dokąd wychodzimy?- zapytałam.

-Niespodzianka, weź kurtkę.

-Cały Criss- powiedziałam do siebie i przewróciłam oczami.

-Mówiłaś coś?- zapytał, a ja pokręciłam przecząco głową na co westchnął- Cała Julia.

Z poduszek na łóżku uformowałam swoją sylwetkę i nakryłam je kocem, wyglądało to dość realistycznie i było moim sprawdzonym sposobem na oszukanie Zeda. Pomimo tego, że nie ma go w domu postanowiłam zachować wszelkie środki bezpieczeństwa, kto wie czy moja babcia nie postanowi sprawdzić w nocy czy zgasiłam światło albo cokolwiek innego nasunie jej instynkt babci. 

Criss stał oparty o okno balkonowe i uśmiechnął się dumnie kiedy oznajmiłam mu, że wszystko gotowe i możemy wyjść. Był dziś w zaskakująco dobrym humorze, nie kłócił się ze mną (jeszcze) i nawet starał się być miły. To dla mnie i dla niego nowość. 

Zgasiłam światło i opuściliśmy mój pokój wychodząc przez balkon. Ta czynność była dla nas rytuałem. Criss nigdy nie wszedł do mojego domu normalnie, zawsze wdrapywał się po drabinie i wchodził przez mój balkon. Nie przeszkadzało mi to. Z początku nawet uważałam to za bardzo romantyczne, niczym z historii Romea i Julii. Miał swoje nawyki, których nigdy nie zmieniał, jakby nigdy nie zbaczał z obranej sobie ścieżki. 

Doszliśmy do auta, które było zaparkowane dwie ulice od mojego domu- "dla bezpieczeństwa". Criss otworzył mi drzwi i dopilnował, żebym zapięła pasy. Byłam zaskoczona do tego stopnia, że nie odezwałam się ani słowem, co rzadko mi się zdarza. Ruszyliśmy i jechaliśmy przez opustoszałe o tej godzinie miasto.

-Jak się czujesz? Jak głowa?- zapytał Criss i spojrzał na mnie z widocznym przejęciem.

Rozchyliłam z zaskoczenia wargi.

-Nie udawaj, że Cię to obchodzi- odpowiedziałam oschle. 

-Obchodzi- wycedził przez zaciśnięte zęby- Martwię się o Ciebie.

-W co Ty grasz do cholery, Criss?!- wrzasnęłam, a samochód zatrzymał się na środku drogi z piskiem opon, a moje ciało zatrzymał pas bezpieczeństwa.

Chłopak oddychał ciężko wpatrując się pusto w drogę przed nami. Ściskał dłońmi kierownicę tłumiąc w sobie agresję, czekałam aż wybuchnie. Byłam przyzwyczajona i zaniepokoiło mnie, że muszę czekać tak długo. Przeczesałam dłonią włosy i oparłam się łokciem o szybę, przyglądając się gołym drzewom. Criss uderzył pięścią w kierownicę, a ja drgnęłam wystraszona dźwiękiem klaksonu, który wypełnił całe auto. 

-Staram się, walczę ze sobą, pracuję. Dla Ciebie, a Ty kurwa nic nie widzisz- krzyczał, ale nie tak jak zwykle, słyszałam jak drży mu głos i jak głośno oddycha- Wracam. Nowy, zmieniony ja. Tak jak sobie chciałaś. Zależy mi na Tobie, cholernie mi zależy, rozumiesz?

Ścisnął moją dłoń, a ja splotłam nasze palce. Wzięłam głęboki oddech i spojrzałam na Crissa. Patrzył na mnie palącym wzrokiem, czekał aż coś powiem, przerwę niezręczną ciszę, ale nie mogłam. Chciałam wierzyć w każde słowo, które wypowiedział, we wszystko co robi i w to, że się stara. Część mnie powtarzała, że ludzie tacy jak on się nie zmieniają, a druga łaknęła jego obecności jak powietrza.

-Criss..- szepnęłam ściskając mocniej jego dłoń. 

-Po prostu we mnie uwierz- powiedział spokojnym tonem, którego jeszcze nigdy nie używał wobec mnie.

Wypełniły mnie iskierki nadziei i lekko się uśmiechnęłam na znak, że wszystko będzie dobrze. Odpięłam swój pas i obróciłam się na fotelu w kierunku Crissa. Przybliżyłam swoją twarz do jego i złączyłam nasze wargi w pocałunku, chłopak położył swoją dłoń na moim karku i delikatnie go masował. Wplotłam swoje palce w jego włosy, a jego druga dłoń wędrowała po moim udzie. 

Przeniosłam się na fotel Criss tak, że siedziałam teraz na nim okrakiem.  Uśmiechnął się do mnie zadowolony z mojego pomysłu. Jego dłonie przeniosły się na moją talię i pośladki, a usta na moją szyję. Wtuliłam się w niego i wdychałam jego zapach, od którego wirowało mi w głowie. Czułam jak moja skóra płonie pod jego dotykiem. Moje wargi piekły od czekania na jego pocałunek.

-Nie tutaj, skarbie- powiedział w moje usta zadowolony Criss, a ja miałam ochotę uderzyć go czymś bardzo ciężkim. 

Przewróciłam aktorsko oczami udając oburzoną, że odmówił MI. Byłam przekonana, że to zepsuje jego dobry humor, jednak myliłam się, a z jego twarzy nie schodził uśmiech. Zeszłam z niego i usiadłam na swoim fotelu krzyżując ręce na piersiach. 

-Pasy- warknął, a ja niechętnie je zapięłam, na co odwdzięczył się szerokim uśmiechem- Niespodzianka nie może czekać. 

Podjechaliśmy pod duży, szary dom w nowoczesnym stylu z wielkimi oknami. W środku paliły się kolorowe światła i wśród nich tańczyli ludzie. Muzyka z domu przedostawała się aż do auta. Spojrzałam pytająco na Crissa.

-Witaj w moim domu- odparł radośnie.

-Twoim domu?

-Moim- powiedział i dał mi szybkiego całusa- Mówiłem, że wróciłem. 

Byłam w ogromnym szoku. Miałam ochotę wejść do mózgu Crissa i zapytać czy przypadkiem się nim z nikim nie wymienił. Chłopak złapał mnie za rękę i pociągnął do środka. Wnętrze robiło wrażenie i ilość ludzi w środku również. Koledzy Crissa natychmiast nas namierzyli i podeszli, aby się przywitać. Chłopak gasił ich chłodnym spojrzeniem kiedy powitalny uścisk ze mną zajmował im zbyt długo. Wręczono mi do ręki kubek z alkoholem, który szybko znalazł się w moim organizmie, żeby dodać mi odwagi, bo jak nigdy czułam się nieswojo na imprezie. 

-Mam dla Ciebie prezent- powiedział entuzjastycznie Criss- Zaczekaj tutaj i nigdzie się nie ruszaj. 

Stałam oparta o blat kuchenny, a w ręku trzymałam kolejny kubek z trunkiem. Kręciło mi się w głowie, a przez za głośną muzykę słyszałam tylko szum w uszach. Postanowiłam nie mieszać tabletek z alkoholem, więc musiałam liczyć wyłącznie na jego lecznicze działanie. 

Obok mnie szybko pojawił się Criss z butelką alkoholu w ręce.

-Tequila, kochanie- pocałował mnie zadowolony i zaczął rozlewać trunek do kieliszków- Prosto z Meksyku. 

Przystąpiliśmy do naszego rytuału picia tequili. Polizałam sól, którą Criss nasypał mi na dłoń i poczułam, że nie smakuje tak jak powinna.

-Criss to nie jest sól- wrzasnęłam plując do zlewu, kiedy on już kończył swoją kolejkę zagryzając trunek limonką.

-Nowy sposób picia, skarbie- powiedział zadowolony- Zwariowałaś? Nie marnuj tego.

Zbliżył się do mnie i jego usta nachalnie wbiły się w moje. 

-Teraz smakujesz jeszcze cudowniej.

Odepchnęłam go od siebie i przepłukałam usta alkoholem z kubka. 

Byłam wściekła na Crissa za to co zrobił, czułam się okłamana. 

-Wychodzę- rzuciłam i poszłam w stronę wyjścia przeciskając się przez ludzi.

Szum i hałas rozsadzał mi głowę, a zawroty nie pomagały mi szybkim opuszczeniu domu. Criss wołał za mną, że mam się nie wygłupiać i zostać, jednak szybko przestał i rzucił tylko krótkie "pieprzyć to" na pożegnanie. 

W złości wybrałam numer do Aarona, bo nie miałam zamiaru iść do domu na nogach.

-Wszystko w porządku?- odezwał się cichy głos Aarona.

-Przyjedź po mnie, natychmiast- powiedziałam łamiącym się głosem i wybuchłam płaczem.

Jak mogłam uwierzyć, że cokolwiek się zmieniło. 

_________________________

hej hej hej

nowy, świeżutki rozdział 

Mam nadzieję, że się Wam spodoba i dacie znać w komentarzu. 

Dziś bez szczególnej akcji, nikt nie umarł (jeszcze :D).

Może w kolejnym rozdziale będzie jakaś niespodzianka? Zobaczymy ;)

Do następnego, xo 








Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro