Rozdział XVII Niegrzeczny Kocurek
Piątka bohaterów po kolei wyskoczyła z jasnego, magicznego okręgu, znajdując się przy samym luwrze. Minęło zaledwie kilka minut, a miasto było w coraz to gorszym stanie. Niby niewiele się zmieniło, jednak ruiny same zamieniły się w ruiny siebie. Szaro-pomarańczowe chmury przysłaniały słońce i jakiekolwiek światło.
— My już wyjaśniliśmy skąd, co i jak. Teraz wy. Marinette? — Laguna poprawiła kosmyk włosów opadający na jej czoło — Co tu się tak w ogóle odwaliło?
— Władca Ciem, powrócił. Tylko, że to nie jest na pewno też poprzedni. — zastanowiła się — Ktoś się chce kontynuować tą idiotyczną grę.
— Ktoś, kto kiedyś miał lub wciąż ma układy z Agresteami. — dodał Luka.
— Czyli... Nie podejrzewacie nikogo? Nic wam nie przychodzi do głowy? — zapytała Felicia pod postacią Kolibra.
— Cóż... Nie. — wzruszyła ramionami. — Ruszajmy. Po mieście krąży Adrien. Tak naprawdę nie wiem, czy jest zaakumanizowany czy w najgorszym wypadku opętany. Czarne Duchy skumulowały się w nim, wszystkie.
— Czarne Duchy? Czyżby nasz Tatusiek... — Azer wtrącił się i przeszkodził Ilayii.
— Lub Mamusia.
— Co ty za głupoty wygadujesz? — Felicia zbulwersowała się. — Matka? Od kiedy kobieta się bierze za taką brudną robotę?
Wszyscy spojrzeli i zmierzyli wzrokiem Ilayę.
— No co? — wybuchnęła śmiechem.
— Masz żywy przykład, stoi obok ciebie. — Złapał ją za ramię.
— Ilaya jest wyjątkiem, okej?
— Gadki szmatki, ruszamy!
Na znak Luki wszyscy puścili się biegiem, niektórzy skacząc po dachach.
Prawie wszyscy się rozdzielili, by w jak najszybszym czasie uratować swoich przyjaciół. Jedynie Ilaya niby przypadkiem przyłączyła się do Biedronki. Swoją umiejętnoścą przekonywania wyciągnęła od niej wszystko to, co ją męczyło w środku. W skrócie: Adrien, ostatnie kłótnie, Luka.
Trzy tematy, a jednak tak obszerne.
W głowie granatowowłosej gdzieś z tyłu rodził się obraz końca świata. Może w tym momencie się dziwicie, że przecież tylko Paryż przechodzi kataklizm, ale skoro tak szybko antagoniście udało się przejąć całe miasto, to niewiele mu zajmie przejęcie państwa, okolic, Europy i w końcu całego świata. Co jak co, ale koniec świata nie nastąpi przez jedną osobę, ewentualnie przez wszystkich ludzi. Ale to co mam teraz na myśli możecie sami sobie dopowiedzieć.
Szkoda, że w tym przypadku chyba będzie inaczej.
— Sprawdzałaś w starej kryjówce Władcy Ciem? — zapytała rudowłosa.
— Nie. Już mówiłam, to nie jest ojciec Adriena. — prychnęła.
— Czy przypadkiem nie na to namawiał cię Luka? — lekko się zezłościła na dziewczynę.
— Byliśmy w drodze, ale zobaczył nas właśnie wtedy Adrien. — zarumieniła się — Przytulałam Lukę. — przyłożyła sobie w czoło otwartą dłonią.
— Przez to został...zaduchowany? Nie mam pojęcia jak to nazwać, matko.
— Wiesz, nie wiem. Może to przez to, ale jak ci wspominałam jesteśmy aktualnie pokłóceni. — spuściła smutno wzrok.
— Nie będę wtrącać nosa, tam gdzie nie trzeba, ale powiedzmy, że jakoś poznałam Adriena i pewnie bardzo go to dotknęło. — skrzywiła się. — Stój!
— Co jest?! — kolorowooka złapała ją za ramię.
Obie zagięły swój wzrok w górę, dążąc do dachu najwyższego w mieście wieżowca. Na jego czubku stał Adrien pod mroczną postacią i zerkał w dół. Pod budynkiem krążyli najbliżsi mu Paryżanie, a wśród nich Kagami, Nino czy Alya. Wokół jego oczu i czoła utrzymywał się cień, niezależnie od różnego padania światła.
— Adrien! — dziewczyna wyprzedziła głosem dłoń swojej kompanki.
— Siedź cicho! Zdurniałaś z tej miłości do reszty? — krzyknęła szepcząc. Oczy granatowowłosej zaszkliły się — Teraz już wiem, że wam się poukłada. Wy jesteście dla siebie stworzeni! Dam sobie rękę uciąć!
— Adrien, zejdź proszę! Daj spokój! — zarzuciła swoim jojem, które zahaczyła o antenę satelitarną. Przeskoczyła duży odcinek między budynkami.
Kobieta stanęła przy kocurze, wciąż jednak zachowując odpowiednio duży dystans. Jego żółte teraz oczy zmierzyły ją od stóp do głów z mocno wyczuwalną pogardą. Laguna tylko złapała się palcami u nasady nosa i z podirytowaniem obserwowała sytuację.
Biedronka powtrzymując łzy rzuciła krótko:
— Kocham cię. Czemu to robisz? Chcę Ci pomóc. — spuściła wzrok i podeszła do niego niepewnie, słysząc za plecami głos koleżanki, karzący się zatrzymać. Ta jednak nie słuchała i szła dalej. Gdy podniosła głowę spotkała tylko ten sam wzrok, który zlustrował ją kilkanaście sekund temu.
— Marinette. Wiecznie bez winy, co? Myślisz, że znowu Ci się upiecze? Po raz nty się nabrałem na te twoja słodkie oczka i zachrypnięty głosik. Jak dobrze, że to już koniec. — zaśmiał się i zwrócił się do swoich nowych poddanych.
— Przestań! — upadła na kolana — Nie mów tak!
— Ciemnoduszni! Zbierzcie się w sobie i przyprawadźcie mi pozostałych niewiernych! — dziewczyna złapała go za rękę, ale z ogromną siłą ją odtrącił, łamiąc jej przedramię. — Oj, jak mi przykro! — Rzucił się w dół.
Fiołkowooka wydała z siebie najgłośniejszy i przerażający krzyk, który rozniósł się na wszystkie strony. Zapewne był on spowodowany także zranieniem ręki, ale przyćmił go niewyobrażalny ból w samym sercu. Kurczowo złapała się za pulsującą kończynę i spojrzała na biegnącą w strachu Ilayę, a po jej policzkach strużkami spływały słone łzy.
— Pożałujesz tego, Agreste! — wydarła się na całe gardło — Ty skrzywiony samolubie! — wybuchnęła perlistym śmiechem.
— Wstawaj! Nic ci nie jest? — dziewczyna wstała — Mogę się dowiedzieć, co się tak bawi?
— Mój owoc mi złamał rękę! Ty śmieciu... — skrzywiła się i znów zalała się łzami. — Co ja mam, do cholery, zrobić?
— Po pierwsze, odpuścić sobie przez rękę i dać się zająć tym mnie. — skarciła ją.
— W życiu. — wyrwała jej się jęcząc z bólu — Niegrzeczny kocurek zasłóżył na ostre lanie.
— Mówisz? — obie usłyszały za sobą męski i ciężki głos. — Nie był bym taki pewny, kochanie.
— Agreste, daj sobie pomóc! — trącił proszącą Ilayę w brzuch, jednocześnie strącając ją w przepaść między wieżowcami.
— Ilaya! — rzuciła się, by ją ratować. Przeszkodził jej jednak zielonooki zagradzając jej drogę — Nie poznaję cię! Co w ciebie wstąpiło!
— Ja tylko robię to, co muszę. Przestań się opierać! — potrząsnął nią.
— Zostaw mnie! — zaczęła wbijać mu w skórę paznokcie.
— Nie czuję już żadnego bólu. — zdumił się — Teraz dopiero widzę, ile straciłem będąc Czarnym Kotem i zadawając się z tobą!
— O czym ty mówisz?! — przełykała gorzkie łzy.
— Mogłem tyle osiągnąć, bez ciebie, mojego durnego ojca i matki, która zniknęła ot tak! Czy to jakiś spisek?! Wszyscy o tym wiedzieli, tylko nie ja?! — zmarszczył gniewnie brwi — Wszystko zepsuliście, a ty w szczególności! Mogło być tak pięknie!
— Nie mów tak! — błagała go wzrokiem i kiwała przecząc jego słowom.
— Bo co? Co miałaś na celu mieszając mi tamtego dnia w głowie?! Tamten dzień, zwykły dzień. I nagle pojawiłaś się ty — dziewczyna moich snów. W mojej głowie byłaś tylko ty i mama. Co z tego?! I tak nie pomogłaś mi w niczym! Straciłem tylko czas na przejmowanie się tak pustą i... Dlaczego?! — oczekiwał szybkiej odpowiedzi, którą już sam sobie wykreował — Mów!
— Ja... Nie chciałam! To nie moja wina! — nie potrafiła znaleźć słów — Adrien, kocham cię! Błagam, nie wygaduj tych bzdur! Daj sobie pomóc i zakończymy to chore bagno!
— Po co niszczyłaś moje już i tak spieprzone życie, Marinette?! — ścisnął jej ramiona dwa razy mocniej, zaciskając zęby ze złości.
— Nie chciałam! — wokół nastała cisza, a echo jej krzyku rozniosło się wszerz, zagłuszając ją. Jej mokra od łez twarz zbladła i upadła na ziemię. Wysunęła się z jego ramion, a on nawet nie próbował jej złapać. Było mu wszytko jedno.
Niebo zaczęło błyskać, zerwał się silny wiatr, który zaczął roznosić zapach przygnębienia. Blondyn, jakby przez podmuch zimnego powietrza, otrzeźwiał i zdezorientowany począł rozglądać się wokół siebie. W końcu zauważył leżącą granatowowłosą bohaterkę, ale nim zdążył do niej podbiec, coś zaczęło ciągnąć ją ku górze. Bezwładnie leciała piersią do przodu, nie odzywając się ani ruszając, w ogromną chmurę gęstego dymu.
Witam!
Wróciłam, że tak powiem xD
No i walnęłam Polsata, bo przecież bez tego nie jestem sobą xD
Od razu przyznam się, że płakałam pisząc końcówkę, ale mniejsza...
Muszę was zmartwić, ale do końca zostały zaledwie trzy rozdziały :')
Nie wiem, kiedy ten rok minął 😂
Dobzie, mam nadzieję, że się podobało i koniecznie napiszcie, co sądzicie o tym wszystkim ^^
Ja spadam spać, jutro próbny angol i nk hah
Życzcie mi powodzenia! ❤️
Głosik? 🎄
Do następnego misiaczki! 🔥
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro