Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział X Wizja

— Co jest do jasnej... Zaraz. — dziewczyna podniosła się i oparła o ośnieżoną ławkę. Całkowicie zdezorientowana rozejrzała się po cichej i pustej ulicy.

Lampki, ozdoby i choinki migotały w oknach. Kolorowe szyldy nawoływały potencjalnych klientów do ostatnich zakupów przed kolacją wigilijną. Świeżo napruszony śnieg osadzony na chodniku i asfalcie błyskał jak miliony kryształków w świetle latarni.

— Jest tu kto? — skrzywiła się.

Przeszła kilka metrów wzdłuż chodnika. Zaglądała przez witryny sklepowe, żeby zobaczyć puste lokale. Energicznie pocierała ramiona i chuchała w zmarźnięte dłonie, by choć odrobinę je rozgrzać. Marzła, ponieważ na sobie miała tylko przykrótkie dresy i cienką koszulkę. Na zewnątrz nie było żywej duszy, nawet zbłąkanego kota.

Przez chwilę zapatrzyła się na latarnie przytwierdzone do żelaznych belek i filarów. Jej zamyślenie przerwały niepokojące odgłosy, gdzieś za nią.

— Kto tu jest? — odwróciła się.

— Bierdoneczka, no proszę. — z wnęki między budynkami odezwał się głos. Damski głos.

— Pokaż się! — fiołkowooka zlękła się, lecz nie dała tego po sobie poznać.

— Pokazać to ja ci mogę moje cztery litery. — Zachichotała złowieszczo. — Ale skoro tak bardzo tego chcesz...

— Nie każ mi czekać! — zza ściany wymaszerowała kobieta o brązowych włosach wystających spod kaptura zasłaniającego twarz. Była kształtnej postury, dość wysoka.

— I co ci to dało? — oparła się biodrem o krzesło, stojące przy kawiarni.

— Kim jesteś? — uniosła się, nie zmieniając pozycji ani miejsca położenia. — Czego chcesz?

— Oj Kropeczko, Biedronsiu... Fe! Aż rzygać mi się chce na te wasze "ksywki"! — zakreśliła w powietrzu cudzysłów.

— Czego chcesz?!

— Ładnie to tak się odzywać do nieznajomych? — uśmiechnęła się i krok po kroku, zaczęła się zbliżać do granatowowłosej.

— Nie zbliżaj się do mnie. — cofnęła się.

— Bez przesady. — wywróciła oczami nie zatrzymując się.

— Słyszałaś co powie... — przerwała gdy zdała sobie sprawę, że za jej plecami nagle znalazła się wysoka ściana.

— Nie pozwolę ci odejść ot tak, o nie, nie, nie. — zachichotała. — Marinette Dupain-Cheng... Pewnie już niedługo Agreste... Pożałujesz. — przybliżyła przedmiot trzymany w ręce do dziewczyny, a platynowe ostrze błysnęło tuż przed jej nosem. Brunetka wydała z siebie dźwięk podobny do śmiechu i poczęła się oddalać. Chcąc skręcić w uliczkę, z której wcześniej wyszła, ostatni raz się odwróciła — Za wszystko.

* * *

Była ciemna i chłodna noc. Zegar cichutko sobie tykał, a oprócz niego słychać było tylko głuchą ciszę. W jednej chwili została zakłócona przez łapiącą oddech Marinette. Zapaliła lampkę nocną i w szeptem powtarzała sobie "To tylko głupi sen, to tylko głupi sen". Już dawno nie miała jakiekolwiek snu, tym bardziej takiego.

Fiołkowooka zbliżyła się do okna i odsunęła firankę. Rozejrzała się po oświetlonej światłem książyca uliczce. Całkowita pustka.

Wzięła głęboki oddech i powoli wypuszczała ustami powietrze. Poczuła nagłą suszę w ustach. Cichym krokiem podreptała do kuchni. Na ślepo nalała sobie wody z kranu i ukoiła pragnienie. Ponownie stanęła przy oknie i spojrzała przez nie. Przez chwilę mignęła jej scena ze snu i ta sama postać. Szklanka z jej rąk wylądowała na podłodze. Huk.

Nagle usłyszała za sobą kroki i czyjeś ciche, niezrozumiałe w pierwszej chwili mamrotanie pod nosem. Serce jej zamarło. Zadrżała i momentalnie zesztywniała. Poczuła na plecach dreszcze, gdyż postać położyła na nich swoje zimne dłonie. W błyskawicznym tempie odwróciła się i już miała zamiar atakować napastnika.

— Odejdź! — zaczęła okładać pięściami czarną sylwetkę.

— Hej, spokojnie! — złapał ją za nadgarstki — To ja!

— Adrien! — dla pewności pogładziła jego policzek i osłabiona wpadła w jego ramiona. Zaczęła łkać w jego koszulkę. Po jej bladej, chłodnej skórze spływały gdzieniegdzie krople zimnego potu. Serce kołatało jej pod piersią, a oddech w leniwym tempie starał się uspokoić.

Po wydającej się ciągnąć w nieskończoność pół godzinie fiołkowooka zasnęła leżąc na udach blondyna. Postanowił się nie ruszać z miejsca i tylko okrył ich oboje kocem. Po pewnym czasie sam odpłynął w objęcia Morfeusza.

Co spowodowało ten sen? Może on był zwykłym koszmarem, ale jeśli nie...

Haj pipul!

Ja wiem, że strasznie daaaaaaawno nie było żadnego rozdziału, ale mój zapał do pisania o Miraculum i same oglądanie jego słabnie z każdym dniem.

Ostatni odcinek (Lalkarka 2) osiągnął maksymalną ilość cringu, jaki mój mózg może znieść. Mam dość tego, że wszystko się ciągnie i ciągnie + wypuszczanie odcinków... Dramat.

No i wiem, że okropnie krótki rozdział, ale taki musiał po prostu być. Wybaczcie te przdeogromne przerwy. Nie mówię kiedy następny, bo sama chciałabym znać odpowiedź na te pytanie 🙋

To tyle, mam nadzieję, że się podobało ^^

Głosik? 🍹

Do następnego! ❤️

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro