Rozdział VII "Przepraszam Cię..."
- Ja... - wybiegła z pomieszczenia i zamknęła się w łazience.
- Marinette?! - krzyknął za nią - Będę o-ojcem? - zapytał sam siebie, otrząsnął się i pobiegł za nią.
Stając pod drzwiami, począł w nie pukać. Wciąż niedowierzał, więc jego mina była nietęga. Wmawiał sobie, że to tylko jakiś głupi żart, ale z każdą sekundą braku odpowiedzi Marinette, tracił nadzieję.
- Marinette, słonko... Otwórz! Porozmawiajmy... - przyłożył czoło do drewna i głośno westchnął. Nagle usłyszał duszony w sobie chichot. Dziewczyna wybuchnęła śmiechem i otworzyła drzwi. Blondyn ujrzał jej czerwoną ze śmiechu twarz.
- Co do...?! - był całkowicie zdezorientowany. - Z cz-czego się śmiejesz?!
- Z tego... Co mówią... - ponownie dostała głupawki.
- No z czego?! - złapał ją za ramiona.
- Z tego co mówią nasze mamy po alkoholu!
- Czekaj, czekaj. Jesteś w ciąży czy nie? - zbladł.
- Co? Nie! Dobrze się czujesz? - zlustrowała go od stóp do głów. - Adrien! - próbowała go złapać widząc, że osuwa się na ziemię.
***
- Adrien! - Emily nie wytrzymała i z całej siły spoliczkowała blondyna.
- Aa! Co jest?! - z krzykiem podparł się na łokciach - Będę ojcem?!
- Nie, idioto! - granatowowłosa podała mu szklankę wody. Przejął ją i oblany potem zrobił łyk. - Wstawaj. - Tom podał mu rękę i razem ze swoją córką podnieśli chłopaka, opierając go o ścianę.
- Mari, podasz mi kluczyki? Musimy się zbierać... Głowa mi pęka.
- Nie ma opcji, że w takim stanie pojedziesz synu.
- Nino z Alyą po nas przyjadą. Ja już zdążyłam upić łyka wina, z resztą boję się jeździć po nocy, zwłaszcza w lodowate miesiące. Dobrze o tym wiesz.
- Ale ja dam sobie radę! - zachwiał się - No dobra, nie dam.
- I po co chcesz się kłócić, hę? - podała mu płaszcz, a swój założyła na siebie. - Dziękujemy za zaproszenie, Emily i przepraszamy za zamieszanie.
- Nic, się nie stało...złociutka... - czknęła i usiadła na szafce.
- Mamo, kładź się już spać. - Adrien odgarnął jej włosy z twarzy i złapał za klamkę.
- Nie pouczaj...starej matki. Ona dobrze wie, co ro... - ziewnęła i zasnęła w pozycji siedzącej.
- Tja, właśnie widzę. - skrzyżował w ręce na piersi. Sabine, która już nieco wróciła do siebie zapewniła, że odprowadzi ją do sypialni z kimś ze służby. Para wyszła z domu, gdy usłyszała jedno, krótkie trąbnięcie.
Mulaci wyszli z auta. Nino pomógł dojść Adrienowi do auta, a Alya zaciągnęła przyjaciółkę na bok.
- Co mu się stało? - skrzyżowała ręce.
- Myślał, że zostanie ojcem. - uśmiechnęła się i skierowała wzrok w ziemię.
- A zostanie? - znacząco poruszyła brwiami i szturchnęła ją łokciem.
- Nie. - odpowiedziała krótko. - A ty? Jak się czujesz? Nino nie panikuje?
- A coś ty, jest tak troskliwy i wydaje się skakać co jakąś chwilę z radości. Fajnego będę miała męża... Też coś planujecie?
- Nie wydaję mi się. Narazie mamy inne rzeczy na głowie. Mówiłam ci.
- Ta, słyszałam to już. Niech Ci będzie...
- Dziewczyny, wsiadać! - okularnik zawołał je przez uchylone drzwi.
Obie poszły i wsiadły do samochodu. Droga była w miarę spokojna. O dziwo zaczął prószyć śnieg. Drobniutki i raczej nietrwały, ale jednak. Męska część siedziała na przednich fotelach, żeńska - na tylnych. Przyjaciółki konwersowały.
- Nino, zatrzymaj się! - Adrien zakrył usta ręką.
- Co jest? - mulat zjechał na pobocze. Zielonooki wybiegł jak poparzony i zwrócił swoją kolacje. Granatowowłosa wyszła z samochodu i podeszła do ukochanego.
- Wszystko w porządku, Adrien? - położyła mu rękę na plecach.
- Ta, lepiej. - oparł się o pobliskie drzewo.
- Co ci jest? Wiesz, że nie masz się czym stresować?
- Wiem, ale coś dalej mnie trzyma. Zachowuję się jak dziecko, jestem tego świadomy... - położył swoją dłoń na oczach i przejechał nią do dołu.
- Nie jestem w ciąży, nie będziesz ojcem. Wszystko jest jak dawniej, nic się nie zmieniło, rozumiesz? Już dobrze? Możemy wracać? - złapała go za rękę.
- Tak, przepraszam. - zacisnął uścisk i razem wrócili do pojazdu.
***
Fiołkowooka stanęła w progu łazienki. Obserwowała blondyna, który w samych bokserkach stał przed lustrem i ochładzał twarz zimną wodą. W jego oczach widać było niepokój i w jakimś stopniu strach. Westchnęła i weszła do pomieszczenia. Położyła mu ręce na ramionach i razem z nim obserwowała odbicie w lustrze. Czuła jak ciężko oddycha i dalej jest poddenerowany.
- Przepraszam cię... - spuścił wzrok.
- Ale za co?
- Za to jak zareagowałem. Tym razem to był fałszywy alarm, ale jakby się to kiedyś stało naprawdę... Chyba cię zraziłem moim zachowaniem. - spojrzał w lustro szukając jej oczu.
- Nie byłaby to moja wymarzona twoja reakcja...gdyby się jakimś cudem to stało... Znaczy, eh... W każdym bądź razie, nie, nie zraziłam się. Jeszcze mamy czas. Oboje rozumiemy, że to jeszcze nie ta pora. Nie masz się o co martwić. - pocałowała go w policzek. - Kocham cię, wiesz?
- Ja ciebie też, Moja Pani. - wbił się w jej usta. Łapiąc oddechy między pocałunkami, zaczęli iść w kierunku sypialni. Powoli stąpając, wymijając postawione na drodze przeszkody. Już mieli zamknąć za sobą drzwi, ale zadzwonił telefon.
Marinette podbiegła po niego i odebrała połączenie. Adrien westchnął zrezygnowany i podszedł do swojej dziewczyny widząc niemałe zakłopotanie na jej twarzy.
- Halo? Alya?
- To ja, Nino. Przyjedźcie do szpitala. Z Alyą jest coś nie tak! - chłopak mówił drżącym głosem.
- Coś nie tak? Ale co dokładnie? - przełączyła na głośnomówiący.
- Podobno i jej, i dziecka życie... Jest zagrożone!
- Co?! - złapała się za usta.
- Już jedziemy, czekajcie na nas! - blondyn wkroczył do akcji. Zapowiada się ciężka i przerażająca noc.
____________________________________
Na początek...
Sto lat Wikitra ❤️
Zdrowia, szczęścia i czego tylko sobie zamarzysz kochanie! 🦌❤️🎈
Tak bardzo chciałabym Ci to powiedzieć na żywo, ale wiesz jak jest :(
(Tak, popłakałam się w tym momencie)
Witajcie kochani!
Tak #Polsat znów xD
I zabijecie mnie wiem 😂
Kosz na zażalenia - - - - > 🗑
Mały maratonik się zrobił, co?
Mam nadzieję, że podobało się wam ❤️
I chce podziękować za pierwsze (jeszcze niecałe) 500 odczytów pod drugą częścią 🍑
Głosik? 🎂
Do następnego! 🎁
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro