Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział V Obrona

Nadszedł poniedziałek. Ten poniedziałek, w którym miałam prawdopodobnie stracić pracę. Nawet tak dobry weekend, pomijając fakt, że się poparzyłam, nie pozwolił mi przestać o tym myśleć.

Zdenerwowana stanęłam przed gabinetem szefa. Wzięłam głęboki oddech i zapukałam.

– Proszę! – odezwał się głos zza drzwi.

Lekko je uchyliłam i niepewnym krokiem podeszłam bliżej.

– Pani Dupain-Cheng. – był bardzo poważny – Czy zdaje sobie Pani sprawę, że przez Panią mogliśmy stracić szansę na współpracę z wielką osobistością? Na szczęście udało się ustalić drugi termin spotkania, ale nie to już nie pani je przeprowadzi.

– Rozumiem, jednak nie stało się to z mojej winy. – próbowałam nie tracić głowy.

– Doprawdy? – odłożył wcześniej miętolony długopis i złączył palce.

– Otrzymałam wiadomość od sekretarki, że spotkanie zostało odwołane. Chwilę wcześniej zostałam zamknięta w sali wykładowej. Moim zdaniem tu powinna zostać ukarana pani Sylvia, nie ja. Zostałam wprowadzona w błąd.

– Oczywiście porozmawiam z Panią Carol. Narazie nie wyciągnę konsekwencji wobec pani, ale proszę się pilnować na przyszłość.
Może pani wracać do swoich obowiązków, dziękuję. – rozłożył spowrotem kartki i udał, że je czyta.

– Do widzenia. – czasami mam ochotę mu wygarnąć, jak zupełnie bez szacunku traktuje swoje pracownice. Wyszłam z pomieszczenia i odetchnęłam z ulgą mimo, że moja sytuacja w każdej chwili może się skiepścić.

Udałam się do swojego gabinetu. Spojrzałam na biurko, na którym leżała niebieska teczka, a na niej karta z napisem

Chciałaś zobaczyć, Anna :)

Dokładnie zaczęłam przeglądać jej projekty. Co chwilę w głowie wzdychałam, podziwiając jej twory.

– Ta dziewczyna ma wielki talent! – powiedziałam sama do siebie. – Zasługuje na o wiele wyższe stanowisko. Ciekawe, czy mogłabym jakoś jej w tym pomóc...chociaż teraz jak mogę w każdej chwili pożegnać się z tą pracą, niewarto chyba ryzykować.

Po kilkunastu minutach skończyłam podziwiać szkice i zabrałam się za swoją robotę. Dziesiątki maili do napisania, ocenienie kilku innych projektów i w końcu to, co lubiłam robić najbardziej - projektować.

Przeniosłam na większy stół kilka kartek, kawę i ołówek. Zaczęłam bazgrać pierwsze kreski.

Nagle zaczęłam myśleć nad majówką. Jak narazie nie mieliśmy żadnych planów, a przecież zwykle Adrien rezerwował je już na początku jesieni. Możliwe, że jeszcze nadejdzie czas na takie planowanie, aczkolwiek marzą mi się góry i kąpiel w jeziorze. Mieszkać w drewnianym domku to świetna rzecz. A w grupie to już w ogóle.

Teraz jak o tym myślę, moglibyśmy większą ilością osób się wybrać na taki wypad. Ogniska, grille, jakieś głupie zabawy i wspominki szkolnych czasów. Będę musiała to obgadać z Adrienem, Alyą i resztą.

Lustrowałam mój szkic. Zdałam sobie sprawę, że poszłam odrobinę w starożytność. Sukienka zawierała elementy, które rzuciły mi się w oczy podczas misji sprzed kilku lat. Ciekawe czy kiedykolwiek jeszcze będę mogła założyć mój czerwony w czarne kropki strój. I chyba już wiem, co będę robić po powrocie z pracy.

Reszta mojego dnia w pracy minęła dość szybko, co nie zdarzało się zbyt często. Oczywiście były momenty, że wszystko dłużyło mi się niemiłosiernie, ale koniec końców przetrwałam.

Wróciłam do domu i od razu przebrałam się w coś mniej eleganckiego. Wybrałam najzwyklejsze jeansy i szary t-shirt w białą, drobną krateczkę. Przez głowę przełożyłam czarną bluzę z kotami na rękawach, na to jeszcze grubą, zimową już kurtkę. Ponownie wybyłam z domu.

Ruszyłam w stronę starszych kamienic. W witrynach sklepowych coraz więcej pojawiało się świątecznych ozdób i tego typu rzeczy, a przecież był dopiero październik. Z roku na rok wystawiają je wcześniej. Czy to oznacza, że również mam w tym momencie planować swoje święta, niepomijając najmniejszych szczegółów? No, nie wydaje mi się.

Stanęłam przed bardzo dobrze znanym mi budynkiem. Weszłam na klatkę schodową i udałam się pod odpowiedni numer. Nacisnęłam dzwonek raz, drugi. Mistrz Fu nie odpowiadał.

– Może wyszedł na spacer? – powodziałam sama do siebie.

Chciałam się z nim spotkać, jak i z Tikki. Dawno mnie tu nie było, tak samo długo się nie widziałyśmy. Możecie wierzyć lub nie, ale Paryż jako tako już nie potrzebuje superbohaterów. Przynajmniej nie tak bardzo, jak kiedyś. Oczywiście zdarzają się wyjątki, ale naprawdę rzadko. Właściwe mogłabym zliczyć na palcach jednej ręki nasze interwencje z ostatnich kilku lat.

Chwilkę jeszcze postałam pod drzwiami, miejąc wciąż nadzieję. Nie czekałam już i zebrałam się do powrotu do domu, gdzie zapewne czekał już Adrien.

Postanowiłam przejść się po kolorowym jesiennym parku. Żółte i czerwone liście wirowały wraz z ciepłym wiaterkiem. Tak jakby chciały zatańczyć dla innych swój specjalny taniec. Ostatnie ptaki świergotały i szykowały się do spóźnionych podróży do ciepłych krajów na zimę.

Wiewiórki biegały z drzewa na drzewo, robiąc zapasy na najzimniejszą porę roku.
Dzieciaki zbierały brązowe, dorodne kasztany i żołędzie. Zapewne po to, by robić z nich korale i małe ludziki.
Na ławkach przesiadowało wielu ludzi, cieszących się nadchodzącą jesienią i cudowną panoramą złotego miasta miłości.

W pewnym momencie ujrzałam na swojej drodze znajome twarze, których dłuższy czas nie widziałam. Ivan razem z Mylén szli za rękę, śledząc wzrokiem małego psiaka rasy bloodhound. To co mnie z lekka zszokowało, to to, jak się zmienili. Ivan ewidentnie schudł i nabrał masy mięśniowej, a sylwetka Mylén wydawała się być szczuplejsza. Z twarzy również się zmienili, ale nie jakoś znacznie.

– Kogo moje oczy widzą? – przyspieszyłam odrobinę kroku.

– Marinette! – czekoladowooka podeszła bliżej i mnie przytuliła. Czarnowłosy zaraz dołączył. – Jak my się dawno nie widzieliśmy!

– Tak, to prawda. Trzeba by zorganizować jakieś spotkanko, nie uważacie?

– Ja jestem jak najbardziej za! Kiedy? – podekscytował się od razu.

– Ivan, spokojnie. – zaśmiałyśmy się obie.

– Więc, gdzie idziecie? – spytałam.

– Zmierzamy do mojej mamy na kolację, a ty?

– Wracam do domu. Muszę zrobić obiad...w sumie to już kolację. Mam nadzieję, że Adrien nie umarł z głodu! – zażartowałam.

– Wy dalej razem, hm? Szczęścia! Nie będziemy cię zatrzymywać. Do następnego! – zaczęli powoli iść w swoją stronę.

Pasowali do siebie jak ulał od początku. Nie dziwię się, że dotychczas nic ich nie rozdzieliło. Pewnie i mieli gorsze momenty, jak w każdym związku, ale byli silni i przeszli to. Pozazdrościć im tylko!

Weszłam zmarznięta do domu. Ściągnęłam buty i kurtkę, po czym udałam się do salonu. Na kanapie siedział mój ukochany i z uśmiechem wpatrywał się we mnie.

– Cześć? Coś mam na twarzy? – zaśmiałam się i dosiadłam obok niego.

– Nie, dlaczego? Jak Ci poszło w pracy?

– Jak narazie jest w porządku, za jakiś czas się okaże. Potem ci opowiem... Muszę zrobić Ci obiad, pewnie jesteś głodny. – zaczęłam wstawać, ale blondyn mnie zatrzymał.

– Już o to zadbałem. – w tym samym momencie usłyszeliśmy dzwonek do drzwi. Po chwili Adrien uchachany wrócił do mnie z pizzą w rękach.

– No pięknie! – zaśmiałam się, a on usiadł na kanapie i włączył telewizor.

– Co oglądamy?

– Może... – szepnęła tytuł mu do ucha tak, żeby nikt nie usłyszał mimo, że byliśmy sami. Zaproponowałam film, który był naszym pierwszym obejrzanym po ostatecznej walce z Władcą Ciem. W każdym z nas zostało to wspomnienie, jak i pewien znak na naszym ciele. W moim przypadku to niewielka blizna na ustach, w jego blizna nad brwią.

Zauważyłam, że Adrien całując mnie w kącik ust, prawie zawsze wybiera sobie ją za cel. To kochane. Emocje, które w tedy nami władały...do dziś pamiętam to uczucie.

– Chciałem to zaproponować. – włączył film i objął mnie ramieniem. Przykryłam nas kocem i wtuliłam się w niego.
Spojrzeliśmy sobie głęboko w oczy. Chciałam coś powiedzieć, ale Adrien wbił się w moje usta. Spowrotem przylgnął do mnie i bez słowa kontynuowaliśmy seans. W końcu oboje zasnęliśmy.

____________________________________

Hejka!

Troszkę rozdziału nie było, ale za mną już kilkudniowa wycieczka no i przede mną poprawianie i nadrabianie sprawdzianów po chorobie. Sami rozumiecie...

Jako, że już za niedługo, a dokładniej za 19 dni wakacje, rozdziały będą częściej!

Macie już jakieś plany?

Rozdział może mało "dynamiczny", ale kroczek po kroczku zmierzamy do pewnych wydarzeń...NO SPOILERS!


Mam nadzieję, że się podobało ❤️

Głosik? 🌯(@Wikitra dla ciebie kebabik, bo już będziesz widziała 😂)

Do następnego! 🎈

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro