Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział XVI O włos od tragedii

— Co tu robisz...? — przymrużyła ponownie oczy odsuwając się od chłopaka.

— Chciałem przeprosić, ale... Widocznie nie mam już za co. — stwierdził, a po jego policzku spłynęła zagubiona łezka smutku. Smutku nie do opisania.

— Od kiedy za nami idziesz? — podeszła bliżej niego, zostawiając pomiędzy nimi dystans.

— Od paru, parunastu minut. — padł zrezygnowany na kolana.

— Adrien... — złapała się za głowę, by zaraz potem zachwiać się z bólu. Upadając poczuła tylko siłę męskich ramion i blondyna, którego zaczęły otaczać Czarne Duchy.

— Chłopie, nie daj się! — krzyknął niebieskooki do opierającego się złu chłopaka. — Cholera, Mari. Obudź się! Słyszysz? Marinette!

Niebo ponownie stało się szare i pochmurne, jak na październikową pogodę przystało. Wszystkie zjawy zniknęły w oka mgnieniu, zamykając się w niewinnym dwudziestodwulatku.

Luka widząc pogarszający się stan swojej przyjaciółki począł biec ile sił w nogach do jego mieszkania. Po drodze detransformował się, wbiegając przez uchylone drzwi. Ku jemu zdziwieniu zastał tam już całą grupę bohaterów. Antybohaterów, którzy tylko czekali, by dopaść tą dwójkę.

Mężczyzna zbladł, wciąż nie puszczając dziewczyny, którą od zawsze tak bardzo kochał. Granatowowłosa na szczęście oddychała i nie traciła koralowego koloru ust. Wyglądała na zwykle spiącą, marszcząc przy tym czoło z bólu, który siedział w jej głowie.

— Luka... — wymamrotała — Widzę go. — odkaszlnęła.

— Kogo? — spojrzał w tęczówki przez uchylone powieki.

— Jego... — Ponownie zapadła w sen.

Grupa nowych antagonistów z przerażającymi uśmiechami na twarzy zbliżała się do nich z wciągniętymi na w prost rękami. Lekko poturbowani, z zadrapaniami na twarzy i kostkach.

— Pani ich pragnie. Pani ich pragnie. — mamrotali swoimi spękanymi ustami. Luka natychmiast zorientował się, że nie chodzi tylko o ich Miracula, ale i o nich samych. Delikatnie zaczął się wycofywać, by zaraz puścić się pędem ze schodów. W jego głowie panował chaos. Które miejsce w Paryżu, w tym momencie, może być najbezpieczniejsze?

Mieszkanie dwójki zakochanych? Odpada.

Luwr? Odpada.

Rezydencja Agreste? Odpada w stu procentach.

— Katakumby. — wyszeptał pod nosem.

Słysząc za sobą okropne i zachrypnięte głosy, powtarzające w kółko to samo jedno zdanie goniły się z nim dość długo. Nastał moment, gdzie musiał wskoczyć do odcinka Sekwany. Zastanawiał się nad tym bardzo poważnie, ale było to jedyną opcją.
Faktem było to, że Marinette niczego nieświadoma mogła się zachłysnąć wodą.
Niestety, to była ostateczność.

Luka objął swoją dłonią usta i nos fiołkowookiej i nabierając powietrza zniknął pod wodą. Oczy dziewczyny momentalnie się otworzyły, a ta zaczęła się krztusić i panikować. Niebieskowłosy przepraszającym wzrokiem zaczął ją przyciskać do swojego torsu i jedną ręką zrywać kłódkę z jednej z zalanych studzienek kanalizacyjnych. Nie dość, że miał do dyspozycji tylko jedną kończynę, w drugiej musiał także utrzymać szamotającą się Marinette.

Po dłużących się parunastu sekundach nagle zapadł spokój. Granatowowłosa przestała się jakkolwiek ruszać i bezwładnie zwisała w rękach chłopaka, z na w pół otwarymi ustami.

Dwudziestotrzylatek z wyjątkowymi dużymi i pojemnymi płucami sam powoli zaczął tracić świadomość, jak i nadzieję. Wpakował siebie, a przede wszystkim Marinette w ogromne niebezpieczeństwo. Do wody już wskakiwały uodpornienione na brak tlenu potwory. W tym samym wyrazem twarzy, z tym samym wypowiadanym zdaniem, z którego wychodziły same pęcherzyki powietrza.

W tej sekundzie nabrał wezbrała w nim ogromną adrenalina. Momentalnie metal puścił, a on wpadł z nieptrzytomną dziewczyną do kanałów. W tedy nadarzył się dla nich cud. Wszystko zadziało jak próżnia i woda została równo za ścianami rowu, co nie miało prawa mieć miejsca w tej sytuacji.

Luka działając pod resztą strachu zatrzasnął klapę i biegiem pognał do nieruszającej się Marinette.

— Marinette! — potrząsnął nią, a echo krzyku rozniosło się po tunelach. — Mari!

W buzi dziewczyny wciąż tkwiła woda, więc przechylił jej głowę tak, by mogła swobodnie wypłynąć. Nie czując oddechu zaczął uciskać jej klatkę piersiową. Po tym wszystkim nabrał w usta dużo powietrza i złączył je z jej wargami, wdmuchując powietrze. Dwukrotnie. I to wystarczyło.

Z jej gardła wyprysnęła fontanna mieszanki wody ze śliną. Dziewczyna ocknęła się równo z tym i obróciła się na bok, zwracając resztę wody i początków jedzenia z jej żołądka. Ponownie opadła na plecy dysząc i wpatrując się w niebieskoookiego.

— Dzięki Bogu. — odetchnął przerażony i oparł ją na swoich kolanach, samemu przylegając plecami do ściany. . Z głębi dającego wrażenie niekończącego się korytarza dochodziły coraz głośniejsze głosy. Głosy ludzi.

— Szybko, tu ktoś jest!

— Biegusiem, ludzie! — rudowłosa kobieta jako pierwsza wyłoniła się zza zakrętu. Zaraz za nią blondynka i brunet, trzymający się za ręce.

— Marinette? — Niebieskooka zszokowana otworzyła usta. Granatowowłosa podniosła się z kolan i podeszła do dziewczyny kilka kroków. Kobietę stojącą obok także rozpoznała.

— Felicia, Ilaya. Co tu robicie? — wpadła pierwszej w ramiona.

— Wyczułam, że coś się dzieje. Rozumiesz. Natychmiast pognałam z Azerem do mojego dziadka. Pamiętasz go?

— Mistrz Fo, tak. Pamiętam. Czekaj, Azerem? — spojrzała na chłopaka stojącego tuż na nimi. Luka podszedł spokojnym krokiem do całego towarzystwa i oparł ręce na ramionach fiołkowookiej.

— Mój narzeczony. — uśmiechnęła się — Zabrałam po drodze ze sobą Ilayę i w ten oto sposób się tu znaleźliśmy.

— Moment. Znacie się? — zlustrowała obie wzrokiem.

— Dowiesz się wszystkiego, obiecuję. — Powiedziała obiecującym tonem.

— Marinette, jest wiele rzeczy, których jeszcze nie wiesz, bo w tedy byłaś jeszcze za młoda. — Ilaya dołączyła do rozmowy swoim niskim, kobiecym głosem. — Gdy całe te bagno się skończy, wszystko, bez wyjątku ci wyjaśnimy.

— Teraz po prostu się skupcie, Biedronko i Viperionie. — Wyciągnęła z kieszeni nowoczesnych ubrań wisiorek z piórkiem.
Rudowłosa dotknęła spinki w kształcie księżyca na swoich włosach. Azer, dość cichy do tego czasu chłopak, stanął przed dwójką bohaterów w nowej odsłonie, razem z dziewczynami. Kolibra, Laguny i Modliszki.

— A teraz do boju! — krzyknęła kolorowooka, otwierając przy tym magiczny portal na zewnątrz.

Czeeeeść!
Komuś przed chwilą obiecałam rozdział, więc jest punkt dziewiąta!

No to szo, podobało się?

W tym tygodniu mam dużo do zrobienia, postaram się na weekend coś ogarnąć.
NIC NIE OBIECUJĘ!

Głosik? 😈

Do następnego!

🦗🦅🐦


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro