Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział IX Choroba nie wybiera

Nastał wyjątkowo deszczowy, podobnie jak  cały weekend, poniedziałek. Większość minionych już październikowych dni była bardziej zimna, niż mokra. Marinette i Adrien mimo tak sprzyjającej przeziębieniom pogodzie biegali od domu do szpitala, ze szpitala do domu. I tak w kółko.

Nino miał nagłe wezwanie w pracy i musiał z wielkim trudem wyjechać na drugi koniec Francji. Para chciała swojej przyjaciółce jak najbardziej pomóc i chociaż troszeńkę umilić czas spędzany w szpitalu. Nie oszukujmy się, to było sporym wyzwaniem.
Na szczęście udało się wypisać ją ze szpitala już dwa dni później.

Granatowowłosa już wieczorem czuła się źle. Ogólne osłabienie organizmu i stan podgorączkowy dawały jej mocno w kość.
Pechem los zrzucił akurat teraz i akurat na nią niechciane dolegliwości.

Dochodziła szósta, czyli blisko było do godziny pobudki fiołkowookiej. Adrien kręcił się już po mieszkaniu od dobrej godziny. Wszedł do sypialni, próbując najciszej jak tylko mógł wyjąć czyste ubrania z szafy.

— Adrien... — kaszlnęła — Która godzina? — chłopak podskoczył przestraszony.

— Dochodzi szósta. Już nie śpisz? — podszedł do niej i usiadł obok na łóżku.

— Muszę już wstawać w takim razie... Co chcesz na śniadanie? — lekko podniosła głowę.

— O jakim śniadaniu ty mówisz, słońce? Jesteś cała rozpalona. — mówiąc to położył na jej czole dłoń, ocierając ją o policzk. — Zostajesz dzisiaj w domu.

— Nie ma takiej opcji. Muszę iść do pracy. — pomasowała bolący kark — Muszę i koniec.

— Musisz to ty iść do lekarza. Jak się czujesz? Coś się boli? Poczekaj. — wyszedł z pomieszczenia i po chwili wrócił z termometrem w ręce.

— Nie musisz. Nawet jeśli będę miała tą pieprzoną gorączkę i tak do pracy pójdę.

— Pozwól, że to dzisiaj ja trochę się porządzę. — przejechał po jej czole niebieskim swiatełkiem, wydobywającym się z urządzenia. Po chwili dało się usłyszeć krótkie, ale wyraźnie piknięcie.

— Ile? — spojrzała na termometr.

— Trzydzieści siedem i sześć. Idę zadzwonić do twojego szefa, potem do mojego. — chwycił swój telefon i szybkim krokiem ponownie wyszedł z pokoju. Dziewczyna nie miała już nawet szansy się sprzeciwić. Bezsilnie opadła na poduszkę.
Po chwili jednak wstała i wzięła szklankę w dłonie. Zamoczyła usta w zimnej wodzie. Ukojenie z rana.

Podeszła do lustra. Zaczęła się w nim przeglądać, zaczynając od włosów, następnie twarzy i ostatecznie sylwetce.
Blondyn wrócił i podszedł do ukochanej.

— Musze zacząć się zdrowiej odżywiać. — stwierdziła — Spasłam się ostatnio.

— Ja tam nic nie widzę. — spojrzał na jej odkrytą sylwetkę i zaśmiał się.

— Poważnie mówię. — skrzywiła się.

— Nie przesadzasz przypadkiem? — rzucił się na łóżko i spoglądał na dziewczynę. Dosłownie pożerał ją wzrokiem.

— Nie. O co ci chodzi? — zwróciła się do niego i skrzyżowała ręce na piersi.

— O nic, czemu pytasz? — lekko się otrząsnął.

— Nie patrz tak na mnie i przynieś mi jakieś leki, jeśli możesz oczywiście. — wyciągnęła z szafki dresy i luźną bluzkę. Zaczęła się przebierać. Chłopak złapał ją w tali i próbował pocałować. Pstryknęła go w nos i odsunęła od siebie — Bo się zarazisz.

— Mogę się zarazić, będziemy sobie razem chorować i leżeć... Przytulać się... — poruszył znacząco brwiami.

— Agreste! — zrobiła obrażoną minę, a ten zaczął się śmiać i pokierował się do kuchni.

— Pamiętasz, że za tydzień halloween? — krzyknął zza ściany.

— Tak i co w związku z tym? — zapytała.

— Zróbmy imprezę ze znajomymi! — podał dziewczynie listek z tabletkami.

— Adrien, nie jesteśmy już w gimnazjum, żeby się w ten sposób bawić. — stwierdziła.

— Proooszę! — uklęknął na dwóch kolanach i złapała ją za ręce.

— To ja cię proszę, skoro odpuszczam sobie pracę, zapewne do jutra, będę musiała nadrobić wszystko i zostać po godzinach. Nie mam czasu. Ty z resztą też, masz przecież sesje w tym tygodniu.

— Sesje zawsze można przesunąć. Tobie lekarz da zaświadczenie i będziesz na chorobowym. Sprawa załatwiona!

— A pójdziesz za mnie do tego lekarza? Bo ja nie mam zamiaru tam iść, nie potrzebuję.

— Masz gorączkę... — przerwała mu.

— Stan podgorączkowy. — poprawiła go.

— Gorączkę i źle się czujesz!

— Nie jestem tobą i nie umieram przy przeziębieniu. — zaznaczyła.

— To nie jest zabawa, zdrowie to nie zabawa. — chciał postawić na swoim.

— Przestań dobra?! — stanęła na równe nogi.

Dziewczyna udała się w stronę kuchni, mając na celu zrobienie sobie śniadania. Postawiła na najprostszy przepis i wybrała jajecznicę. Wyciągnęła z lodówki jajka, masło i jednego pomidora. Tym razem o wiele bardziej ostrożnie poruszała się po pomieszczeniu, starając się nie zrobić sobie krzywdy. O dziwo jej się to udało.

— Co ty taka ostatnio nerwowa i zrzędliwa, hm? — położył ręce na jej tali i pocałował w bok głowy.

— Może mam powody? — odepchnęła go lekko od siebie.

— Powody powiadasz? Jakie? — oparł się i wyspę kuchenną.

— Może ktoś mnie na okrągło wkurza?

— Nie przesadzasz przypadkiem? Chyba w końcu to zrobię i zapytam. Okres masz czy co?

— Nie odzywaj się do mnie. — sprzedała mu soczystego liścia i wróciła do przyrządzania dania.

— No ej! — rozłożył ręce, a ta wyszła z talerzem i zamknęła się w ich sypialni. — O co jej chodzi ostatnio? — Zapytał sam siebie w głowie.

***

Chłopak próbował się zająć sobą, jednak skryte poczucie winy nie dawało mu
spokoju. W końcu zebrał się w sobie i poszedł do sypialni. Delikatnie zastukał w drzwi. Ostatecznie nie otrzymał jednak żadnej odpowiedzi.

Uchylił drzwi i rozejrzał się po pokoju. Na łóżku słodko spała Marinette. Adrien podszedł do niej o okrył ją kocem, gdyż była odkryta. Ułożył się obok niej i przytulił do jej pleców.

— Zostaw mnie... — mruknęła w poduszkę.

— Nie. — dmuchnął jej lekko w szyję.

— Agreste... — odepchnęła go ramianiem.

— Nie lubię jak tak do mnie mówisz, wiesz? — wzruszyła ramionami — Przepraszam. — poczuł jak fiołkowooka zaczęła się wiercić i obrociła się do niego twarzą.

— A ja nie lubię jak tak się zachowujesz, kocurze ty mój. — pstryknęła do w nos.

— Tak lepiej... — ułożył się na jej brzuchu.
Granatowowłosa zaczęła przeczesywać palcami jego bujną czuprynę. — Mari?

— Tak? — nie przerwała czynności.

— To jak z tą imprezą? Zgodzisz się?

— Najpierw zobaczymy co lekarz powie, dobrze? — uśmiechnęła się.

— Jak to? — podniósł się do siadu.

— Zapisałam się na wizytę, za dwie godziny. Wzięłam wieczorną porę, nie powinno być dużo ludzi.

— Cieszę się, że jednak mnie posłuchałaś.

***

— I co? Mówiłam, że nie umieram! — zaśmiała się i rzuciła na kanapę. — Ale w domu posiedzę...

— Wiesz co to oznacza? — położył się nad nią, przytrzymując jej nadgarstki.

— Nie wiem. — uśmiechnęła się łobuzersko.

— Że robimy imprezę... Kocico. — wbił się w jej usta.

____________________________________

Tym tyrym tym...
Jest tu ktoś kto ogląda Stranger Things? Zrobiłam sobie dziś maraton pierszego sezonu i zaraz biere się za drugi, zrobiłabym to wcześniej, ale stwierdziłam, że trzeba by wam zrobić dobrze (bez skojarzeń, błagam, to ta godzina no).

Wracając, jak tam? Podobało się mam nadzieję? A jak nie to też fajnie xD
Czemu ta Mari jest taka marudna ostatnio... To przez pogodę oczywiście. Nie martwcie się, to nie cionsza... A może? 😈

Okej, odwala mi. Dobranoc!

Głosik? 🛌

Do następnego! ❤️





Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro