Rozdział III Nieporozumienie
Adrien
Gdy się obudziłem, obok mnie nie było Marinette. Za mgłą słyszałem, że rozmowia z kimś przez telefon. Problem w tym, że nie wyglądało to na zwyczajne pogaduszki
– Ja naprawdę...tak mi przekazano! Dobrze...to nie moja wi... Nie miałam na to wpływu! Jest opcja... Jak to? Proszę dać mi ostatnią szansę! Prosz... Dobrze. Do widzenia.
Coś spadło na ziemię. Ewidentnie coś się stało niedobrego. Ściągnąłem z siebie kołdrę i powędrowałem w kierunku ukochanej.
– Coś się stało?
– Tak! – z impetem przesunęła krzesło.
– Hej! Spokojnie. Dowiem się co?
– Moja praca wisi na włosku! Pieprzona Sylvia... Urgh!
– Jak to? Czegoś nie zrobiłaś?
– Miałam mieć spotkanie prawda?
– No tak?
– Ale przekazano mi, że zostało odwołane! Jak się okazuje, wcale nie było! Spring przyjechał chwilę po tym, jak wyszłam z firmy! – biegała wkurzona po pomieszczeniu.
– Kto ci to przekazał?
– Sekretarka, a kto?! – krzyknęła z wyrzutem.
– Ej, nie krzycz na mnie! To może powiedz szefowi, jak było, a nie! – skrzyżowałem ręce na piersi.
– Myślisz, że mi uwierzy? Przecież dobrze wiem, że ma romans ze swoją menadżereczką i wszystko co powie jest dla niego święte!
– Proszę cię, uspokój się. Wymyślisz coś, jestem tego pewien. – próbowałem załagodzić sytuację, ale chyba wyszło na opak.
– Mogę stracić pracę i pewnie to się stanie!
– Nie krzycz na mnie, prosiłem!
– A jak tobie coś nie idzie, to ja muszę słuchać twojego narzekania? O nie, nie, kochany!
– Uspokój się, to nie moja wina! Mogłabyś się na mnie nie wyżywać?! Opanuj się, kobieto!
– Tak nie będziemy rozmawiać, wychodzę!
– Gdzie znowu?
– Nie musisz wszystkiego wiedzieć!
Coś przeszło przeze mnie. Coś, co kazało mi ją zatrzymać. Stanąłem za nią i objąłem. Czułem jak po moich przedramionach spływają jej pojedynczo kapające łzy. Przez krótką chwilę próbowała się wyrwać. Na szczęście odpuściła i przestała się szamotać.
– Przepraszam! – wtuliła się we mnie i położyła głowę na ramieniu – Ja nie powinnam...
– No już, ćśś... – głaskałem ją dłonią po głowie.
Wziąłem ją na ręce i przeniosłem na kanapę. Posadziłem ją sobie na kolanach i złapałem za policzki. Zmusiłem też, żeby spojrzała mi w oczy, ale szybko spuściła wzrok. Westchnąłem i przyłożyłem swoje czoło do jej.
– Będzie dobrze, tak?
– Mhm... – lekko pokiwała głową.
– Pamiętasz o tej niespodziance, o której Ci mówiłem?
– Ale przecież to był twój wcześniejszy przyjazd.
– Poczekasz tu moment? – zadzwonił mój telefon, jakby na zawołanie. Jednak to był Nino.
– No idź, to pewnie ważne. – na jej twarzy ukazał się delikatny uśmiech.
Przeszedłem do innego pokoju.
Marinette
Nie powinnam się tak zachowywać. Akurat też teraz musiał się obudzić, ale to i tak mnie nie usprawiedliwia.
Wyszedł z kuchni. Nie dało się nie podsłuchać ich rozmowy. Adrien zbyt głośno mówi! Tak, tak właśnie było.
– Wiedziałem, że się zgodzi! No ja zawsze mam rację...czas na mnie? Mówiłem Ci już... Tak, tak mówiłem. No i co z tego, hę? To przestań, może kiedyś. Nie, że nie chcę, ale sam rozumiesz... W sumie czemu nie? Tylko jest jeden problem, Mari...
Dlaczego on mówi o mnie?
Dlaczego akurat w tym momencie musiała przejechać straż pożarna i wszystko zagłuszyć?!
Marinette, uspokój się. Nie wkładaj wszędzie tego zakichanego nosa!
Są jakieś zajęcia, żeby się z tego wyleczyć?
Nie? Kurczę, szkoda... W sumie nie tylko takie by mi się przydały.
– Przekażę jej i do ciebie napiszę, zgoda? No cześć! – odłożył słuchawkę i wrócił do mnie.
– Na co za wcześnie? – skrzyżowałam ręce na piersi.
– Na co za wcześnie? – zapapugował.
– Na co jest dla nas za wcześnie i na co czas na ciebie? – próbowałam się czegokolwiek dowiedzieć.
– Podsłuchiwałaś? – zrobił wścipską minę.
– Za głośno mówisz, poza tym mam...
– Przestań proszę cię, to nic ważnego. Zmieńmy temat, Alya i Nino zapraszają nas dzisiaj do siebie. Ewidentnie twoja przyjaciółka ma ci coś do, że tak powiem...powiedzenia.
– Nie ma problemu, możemy iść.
– Ja dzisiaj ugotuję coś dobrego, zgoda?
– Dobrze. – zaczął zmierzać w stronę kuchni. – Adrien!
– Coś nie tak? Chcesz mi pomóc? – odwrócił się i szczerze uśmiechnął.
– Przepraszam cię jeszcze raz. – spuściłam głowę.
– Wybaczam ci, słońce.
– I odpowiadając na drugie pytanie...nie miałbyś nic przeciwko?
– Skądże. Ale tylko wtedy, jeśli będziesz bardzo uważać.
– To oczywiste! – złapał mnie pod udami i przeniósł w podskokach do kuchni.
Posadził mnie na blacie i pocałował w kącik ust, po czym się w nie wbił. Odwzajemniłam to.
Mam nadzieję, że ten dzień nie będzie jednak tak tragiczny i poprawi mi się humor. Jedno jest pewne, jutro trafię na dywanik. Czarno to widzę, ale miejmy nadzieję, że jakoś się to potoczy. Nie mogę stracić pracy, zwłaszcza kiedy mi tak dobrze idzie!
W sumie to nie nowość, że gdy coś się układa, zaraz musi się zepsuć. No, ale życie to nie bajka. Nikt tego nie obiecywał.
Swoją drogą ciekawe co takiego Alya ma mi do powiedzenia. Jeśli dobrze mi się zdaję, Adrien wiedział o tym czymś wcześniej.
Oj Alya, bój się mnie i mojego kazania. Że ja nie wiedziałam wcześniej?!
Już jej współczuję.
Adrien wymyślił naleśniki. Umówiliśmy się, że ja nie ruszam się nagrzanej patelni, wręcz omijam ją szerokim łukiem.
Oczywiście wróciły stare czasy i my, jak i cała kuchnia była w mące. Tęskniłam za tym, nie za sprzątaniem.
Zjedliśmy przepyszny obiad i zaczęliśmy się przygotowywać na dzisiejsze wyjście.
Co wy tam wykombinowaliście wszyscy?
____________________________________
Siemanko!
Troszkę nie było rozdziału, ale uwierzcie mi, po tym całym strajku wszyscy chcą nagle wszystko nadrobić!
Nie mam wolnego dnia, a te które miałam "wolne" okazały się bym jednymi z najgorszych w moim życiu. Nie będę się zagłębiać w szczegóły.
Trzymajcie kciuki za mnie na pisaniu jutrzejszego sprawdzianu z tego gów...chemi znaczy się 😇
Mam nadzieję, że nie przeszkadza wam taka długość rozdziału i się podobało?
Jak myślicie, na co zgodziła się Alya?
Na co jest za wcześnie według Adriena?
( ͡~ ͜ʖ ͡°)
Głosik? 🍩
Do następnego! ❤️
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro