Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

38 - Słodko-gorzka prawda

Nie miałam pojęcia, ile czasu minęło, odkąd zostałam porwana. Godziny mieszały się ze sobą, a ciemność w tym wszystkim była moim jedynym towarzyszem. Bez okna, bez zegara, nie mogłam ocenić, czy jest dzień, czy noc. Umysł krążył w kółko, próbując zrozumieć, co się wydarzyło. Niestety każda próba była jak szarpanie się w pułapce. W końcu pogrążyłam się w bezdennej rozpaczy.

Siedziałam na zimnej podłodze, plecami opierając się o ścianę. Byłam wyczerpana, ale nie mogłam spać. Czułam, jak zmęczenie wgryza się w moje kości, jednocześnie adrenalina i strach nie pozwalały mi na odpoczynek. Zastanawiałam się, co robi Jeongguk? Czy wiedział już, co się stało? Czy mnie szukał? W sercu chciałam wierzyć, że tak, ale co, jeśli nie? Co, jeśli nie uda mu się mnie znaleźć?

Zaczęłam rozpaczać. Łzy płynęły po moich policzkach, jedna po drugiej, w rytmie zaciśniętych, słabych pięści. Bezradność przejęła kontrolę nad moim ciałem. Nigdy nie czułam się tak bezsilna. Byłam sama. Zupełnie sama.

Nikt mnie tu nie uratuje — myślałam. Nawet nie wiedziałam, gdzie jestem ani kto tak naprawdę mnie porwał. Jedyna pewność była taka, że to ma związek z Jeon'em. W głowie rozbrzmiewały mi słowa barczystego, obleśnego mężczyzny:

Jeongguk wisi nam sporo pieniędzy.

Czy to wszystko jego wina? Czy przez jego błędy teraz cierpiałam?

Próbowałam nie myśleć o tym w ten sposób. Wiedziałam, że Guk by mnie nie zostawił. Był silny, a ostatnio i opiekuńczy. Starał się mnie chronić przed Wu, a nawet przed własnymi demonami. Ale teraz? Czułam, jakbym traciła wiarę. Gdzie on był? Czy zdołał mnie odnaleźć?

Rozpaczałam w tej ciszy, która była tak przytłaczająca, że aż bolesna. Myśli przeplatały się z bolesnymi wspomnieniami. Wszystko, co przeżyliśmy razem, teraz wydawało się odległe, jakby należało do innego życia. Nasze pierwsze spotkanie, wszystkie ciche rozmowy, nawet pocałunki, to wszystko teraz zdawało się ulotne, niemal nierealne.

W pewnym momencie moje ręce, które od dłuższego czasu były związane, zaczęły drętwieć. Próbowałam poruszyć palcami, ale nie czułam ich. Nawet ból stał się otępiający, jakby ciało powoli akceptowało stagnacje.

Nie wiedziałam, ile jeszcze wytrzymam. Każda chwila dłużyła się jak godziny. Czy to były dni? Tygodnie? Straciłam poczucie rzeczywistości. Bez światła, bez kontaktu z kimkolwiek. W końcu zaczęłam się zastanawiać, czy to wszystko nie jest jakimś koszmarem? Może wcale mnie nie porwali. Może zaraz się obudzę, wstanę z łóżka, zobaczę uśmiechniętą Mei i usłyszę kolejną kłótnie Jimina z Taheyung'iem? Ale za każdym razem, gdy otwierałam oczy, otaczała mnie ta sama przerażająca ciemność.

Zaczęłam szeptać do siebie, starając się utrzymać resztki zdrowego rozsądku. Mówiłam sobie, że muszę być silna. Musiałam wytrzymać. Jeongguk po mnie przyjdzie. Na pewno. Przecież mnie kochał, prawda? Kochał mnie i nie pozwoliłby, żeby coś mi się stało.

Ale potem pojawiała się ta przerażająca myśl. A co, jeśli mnie nie znajdzie? Co, jeśli ci ludzie postanowią mnie skrzywdzić, zanim on tu wkroczy? Co, jeśli zostanę tu na zawsze? Z każdą chwilą w tej przeklętej samotności czułam, jak mój strach narasta, przeradzając się w istną panikę.

Zatopiłam twarz w dłoniach i zaczęłam płakać jeszcze mocniej. Nie mogłam tego kontrolować. Łzy płynęły bez końca, a ja byłam uwięziona w tej niekończącej się spirali strachu i beznadziei.

— Jeongguk... gdzie jesteś? — wyszeptałam, czując, jak mój głos słabnie. W końcu zamilkłam, nie mając już siły na nic więcej. Pozostała mi tylko cisza i ciemność, a z każdym upływającym momentem czułam, jak nadzieja gaśnie.

Nagle zbudziłam się, choć nie byłam pewna, czy to sen, czy rzeczywistość. Ciemność, która wcześniej mnie otaczała, zaczęła się zmieniać. Poczułam wibracje pod stopami, jakby ziemia zaczęła drżeć. Zdezorientowana rozejrzałam się, próbując zrozumieć, co się dzieje. I wtedy to usłyszałam. Huk. Głośny, przeciągły, jakby ktoś wyważył drzwi lub rozbił ścianę. Moje serce zaczęło bić szybciej. Co to mogło być? Czy to oznaczało, że przyszedł koniec? Że ci ludzie postanowili zrobić ze mną coś ostatecznego?

Zaczęłam drżeć. Ciało reagowało na dźwięki, mimo że umysł jeszcze nie do końca pojmował, co się dzieje. Słyszałam kroki, ciężkie, szybkie, zbliżające się w moją stronę. Czy to porywacze? Może wrócili, by mnie wykończyć? Ale zaraz... te kroki były inne. Szybsze. Mocniejsze. Jakby ktoś... biegł.

I wtedy zobaczyłam pierwsze błyski światła. Przez moment musiałam zmrużyć oczy, bo moje ciało było już przyzwyczajone do ciemności. Migające, jasne światło wdarło się do pomieszczenia. Coś się zmieniało. Widziałam zamazane kształty. I wtedy, jakby w jednej chwili, wszystko zaczęło nabierać sensu. Gdzieś w oddali usłyszałam krzyki.

— Znaleźliśmy ją! Jest tutaj! — Te słowa rozbrzmiewały echem w mojej głowie, ale wydawały się nierealne, jakby były częścią mojego snu.

Nie mogłam się ruszyć. Ciało było jak z ołowiu, ale serce zabiło mocniej. Czy to możliwe? Czy ktoś po mnie przyszedł? Czy to już koniec?

Huk rozbrzmiał jeszcze głośniej, a drzwi do tego więzienia w końcu ustąpiły. Wpadło światło, oślepiające i jasne. Czułam, jak oczy pieką, próbując dostosować się do nowej rzeczywistości. Silne ręce złapały mnie za ramiona, unosząc mnie z zimnej podłogi. Mówiłam coś, ale nie pamiętam co. Słowa były chaotyczne, a myśli rozproszone. Z każdą chwilą wszystko stawało się coraz bardziej niewyraźne.

Zamknęłam oczy, próbując zapanować nad tym, co czułam. Strach, ulga, dezorientacja – wszystko to mieszało się w jeden wielki chaos. Słyszałam głosy, ale były zniekształcone, jakby oddzielała mnie od nich szklana bariera. I wtedy, nagle, pośród tego całego zamieszania, zobaczyłam coś, co sprawiło, że moje serce przestało bić na ułamek sekundy.

Jeongguk.

Stał tam, z trudem przeciskając się między ratownikami, a jego oczy rozbłysły pełne desperacji. Był inny niż zwykle. Jego twarz, pokryta kurzem, a spojrzenie miało w sobie dziką, niepohamowaną determinację. Mój wzrok się z nimi spotkał. Przez moment czułam, jakby cały świat się zatrzymał lub przestał płynąć. Tylko on i ja.

— Jungmi! — usłyszałam wreszcie jego głos, wyraźny, donośny, z uczuciem ulgi. Jednak moje ciało było zbyt słabe, by odpowiedzieć. Zanotowałam, jak zbliża się do mnie, a jego ramiona zaczynają mnie obejmować. Ten dotyk był tak ciepły, jakbym znalazła się w bezpiecznej przystani po miesiącach najgorszego sztormu.

Nim zdążyłam zareagować, wszystko zaczęło mi się rozmywać. Światło, które wcześniej mnie oślepiało, zaczęło blednąć. Czułam, jak ciało ponownie się poddaje zmęczeniu, a wszystkie te emocje, które gromadziłam w sobie przez ten czas, opadają niczym ciężkie kamienie.

Jeszcze jeden huk, jeden krzyk, a potem wszystko zniknęło. Ciemność ogarnęła mnie ponownie, ale tym razem czułam spokój. Wiedziałam, że Jeongguk jest tuż obok. Zanim całkowicie straciłam świadomość, poczułam ostatni raz jego dotyk, jego ramiona wokół mnie, a potem... nastała cisza.

Cisza, ale nie samotność.

Kiedy otworzyłam oczy, pierwsze, co zobaczyłam, to biały sufit. Nie wiedziałam, gdzie jestem, ani co się dzieje. Powoli, z trudem zaczęłam przypominać sobie wydarzenia sprzed... No właśnie, nie wiedziałam, ile czasu minęło. Wydawało się, że śniłam, ale obraz był zbyt realny. Czułam chłód pomieszczenia, zapach szpitalnych środków czystości i delikatny szum aparatury monitorującej moje parametry życiowe. Miałam wrażenie, że ciało waży tonę. Każdy ruch był trudny, a jednocześnie czułam się lekka, jakbym unosiła się w powietrzu.

Odwróciłam głowę w bok i wtedy go zobaczyłam. Jeon siedział na krześle przy moim łóżku, głową opartą o złożone ręce na mojej kołdrze. Spał, choć na jego twarzy malowało się zmęczenie i stres, które były widoczne nawet w czasie snu. Jego ubranie było pomięte, a pod oczami miał cienie. Musiał być tu przez cały czas. Odruchowo wyciągnęłam rękę, chcąc dotknąć jego ciemnych włosów, ale ból w ramieniu przypomniał mi, że moje ciało jeszcze nie doszło do siebie.

Cicho wciągnęłam powietrze, a dźwięk ten wystarczył, by Jeongguk poruszył się i otworzył oczy. Na chwilę wyglądał, jakby nie wiedział, gdzie jest, ale gdy jego wzrok napotkał moje spojrzenie, natychmiast się ożywił.

— Jungmi! — wykrzyknął, ale jego głos był pełen ulgi, a nie paniki. Podniósł się, pochylając nad moim łóżkiem. — Jesteś przytomna... Daj mi chwilę, zaraz zawołam lekarza.

Zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, nastolatek już biegł do drzwi, wołając personel. W jego głosie słyszałam tak wiele emocji — radość, ulgę, ale i napięcie, które nosił w sobie przez te wszystkie dni. Lekarz wszedł do sali niemal natychmiast, a Jeongguk stał obok, nie spuszczając ze mnie wzroku, jakby bał się, że mogę znowu zniknąć.

Doktor zaczął mnie badać, sprawdzał moje reakcje i delikatnie pytał, jak się czuję. Byłam zdezorientowana, zmęczona, ale mozolnie zaczynałam sobie przypominać. Z każdym pytaniem, czy dotknięciem lekarskich rąk, moje wspomnienia wracały jak odłamki szkła, składające się na całość obrazu.

— Była pani więziona przez kilka dni. Głodowano panią, ale nie ma poważnych obrażeń wewnętrznych. Ma pani lekki wstrząs mózgu. Na szczęście nie ma trwałych urazów. To cud, że odnaleźli panią w odpowiednim czasie — mówił z powagą w głosie.

Poczułam, jak łzy zaczynają napływać mi do oczu. Żyłam. Udało mi się przetrwać. Ale to nie była tylko moja zasługa. Spojrzałam na Jeongguk'a, który stał obok, a jego oczy były pełne troski i ulgi. To dzięki niemu jeszcze żyję.

Lekarz zakończył badanie, notując coś w swoim kajecie, i powiedział, że reszta zależy od mojego odpoczynku. Na końcu wspomniał, że psychiczne skutki mogą wymagać terapii, ale fizycznie byłam na drodze do pełnego powrotu do zdrowia.

Kiedy doktor wyszedł, drzwi sali otworzyły się ponownie i do środka weszli moi rodzice. Mama rzuciła się w moją stronę, a ojciec podszedł spokojniej. W jego oczach widziałam niepokój, który musiał w sobie tłumić przez te dni. Domyśliłam się, że mama płakała. Jednak teraz wydawało się, że jej łzy były inne. Pełne szczęścia i ulgi.

— Moje dziecko... moje kochane dziecko... — szeptała, ściskając moją dłoń tak mocno, że prawie czułam ból, ale nie przeszkadzało mi to. — Bałam się, że cię stracimy...

Ojciec stał tuż za nią, położył rękę na jej ramieniu, próbując ją uspokoić, choć sam ledwo powstrzymywał emocje.

— Jungmi, jesteśmy tak wdzięczni, że jesteś cała i zdrowa — powiedział z cichą siłą w głosie. — Wszyscy cię szukali, każdy robił wszystko, by cię odnaleźć.

Mama spojrzała na Jeongguka, który teraz stał nieco z boku, jakby nie chciał przeszkadzać.

— Jeongguk... On cały czas tu był. Nie ruszył się stąd. Czuwał nad tobą, nawet kiedy my już nie mieliśmy sił...

Spojrzałam na chłopaka. Guk spuścił wzrok, jakby zawstydzony tym, co właśnie usłyszał. Jednak wiedziałam, że to prawda. Był przy mnie cały czas. Uratował mnie. Czułam w sobie tak ogromną wdzięczność, że nie potrafiłam nic powiedzieć. Spojrzałam na niego z pełnią emocji w oczach, które nie potrzebowały słów, by wyrazić, co czuję.

Mama przyglądała się nam z lekkim uśmiechem na twarzy, ocierając łzy.

— Jesteśmy tak szczęśliwi, że jesteś z powrotem. A to, że miałaś Jeongguk'a przy sobie... to błogosławieństwo — powiedziała cicho, a JK tylko kiwnął głową, jakby nie wiedział, co odpowiedzieć.

Kiedy rodzice wyszli porozmawiać z lekarzem, przy okazji dając nam chwilę prywatności, nastolatek usiadł ponownie na krześle obok. Jego dłonie delikatnie ujęły moją, a ciemne oczy były pełne emocji, których nie potrafił ukryć.

— Jungmi... — zaczął cicho, ale nie dokończył. Nie musiał. Jego obecność, to, że tutaj był, mówiło wszystko. Spojrzałam na niego, a łzy, które wcześniej powstrzymywałam, zaczęły spływać po moich policzkach.

— Dziękuję — szepnęłam, choć wiedziałam, że to słowo nigdy nie odda w pełni tego, co czułam. I nie musieliśmy nic dłużej mówić, ponieważ ponownie byliśmy razem.

— Tak się martwiłem... — powiedział łamiącym głosem, a ciemne oczy zaszkliły się, jakby Guk miał się zaraz rozpłakać. — Myślałem, że cię stracę...

— Nigdzie się nie wybieram — odpowiedziałam, głaszcząc jego dłonie. Choć nawet ta czynność powodowała ból, ponieważ do żył miałam podłączoną kroplówkę. Od zawsze nie cierpiałam wbitych wenflonów.

JK przybliżył się i delikatnie musnął usta, jakby obawiała się, że zaraz rozpadnę się i pokruszę. Oddałam pieszczotę nieco bardziej zachłannie, a wtedy usłyszałam jego gardłowy jęk.

— Nie możesz mnie prowokować — jego ton był niemal błagalny. — Zaraz zrobię coś, czego będziemy oboje żałować...

Chciałam zaprotestować i doszczętnie się oddać tej słodkiej przyjemności. Pragnęłam sprawdzić, jak daleko jesteśmy w stanie się posunąć. Jednak uszanować jego decyzję i to, że znajdowaliśmy się w szpitalu. Wciąż miałam uraz do zbyt intymnych chwil i wiedziałam, że nie powinniśmy się z tym śpieszyć.

Następnego dnia, gdy naliczyłam już kilka prób przekonania mnie do jedzenia przez Jimin'a i patrzeniu na łzy biednej Mei, poczułam ciężar, który od dawna wisiał nade mną, zaciskając pętlę strachu i wstydu. Było to uczucie, którego nie mogłam już dłużej tłumić, choć przez cały ten czas starałam się udawać, że go nie ma. Prawda o tym, co zrobił Yifan, ciążyła mi jak kamień na piersi, nawet w tej chwili. Przez tyle miesięcy ukrywałam to przed światem, przed rodzicami, a przede wszystkim przed sobą. Ale po tym, co przeszłam, nie mogłam już dłużej milczeć.

Siedziałam w szpitalnym łóżku, trzymając w dłoniach kubek wody. Jednak myśli były daleko stąd. Jeongguk siedział obok mnie, jego bliskość była dla mnie jak kotwica, ale wiedziałam, że to nie wystarczy. Czekała mnie trudna rozmowa. Coś, co musiało w końcu zostać powiedziane.

Kiedy przyszli rodzice, spojrzałam na nich, czując, jak strach zaczyna ściskać mi gardło. Mama usiadła obok mojego łóżka, a tata stanął za nią, spoglądając na mnie z niepokojem w oczach. Wiedziałam, że muszę to zrobić teraz. Zbyt długo unikałam prawdy.

— Mamo, tato... — zaczęłam, próbując zapanować nad drżeniem w głosie. Spojrzeli na mnie, gotowi do rozmowy, choć nie mieli pojęcia, co chcę powiedzieć.

— Jest coś, o czym muszę wam powiedzieć. Coś, co miało miejsce, zanim jeszcze spotkałam Jeongguka... Coś, co wydarzyło się, gdy byłam na imprezie u Yifana.

Rodzice natychmiast spoważnieli, a mama spojrzała na mnie z troską i niepokojem. Jeon delikatnie ujął moją dłoń, jakby chciał mi dodać sił, a ja poczułam, że nie jestem sama. Wzięłam głęboki oddech i w końcu wypowiedziałam to, co tak długo w sobie dusiłam.

— Yifan... on mnie skrzywdził. Tamtej nocy w Seulu... Byłam nieprzytomna. Nie wiedziałam, co się dzieje, aż było za późno. Wykorzystał mnie.

Słowa wyszły z moich ust jak krew z rany, bolesne i brudne, a ja poczułam, jak moja siła ulatuje z każdym kolejnym zdaniem. Mama zakryła usta dłonią, a w jej oczach pojawiły się łzy. Tata zacisnął pięści, jego twarz zmieniła się na surową i pełną gniewu, jakiego nigdy wcześniej nie widziałam. W ciszy, która nastała, czułam, jak ciemność, która przez tyle miesięcy tkwiła we mnie, zaczyna odchodzić, choć ból w sercu był nadal intensywny.

— Och, kochanie... Dlaczego nam tego nie powiedziałaś wcześniej? — szepnęła mama, jej głos drżał, a ja zobaczyłam, jak bardzo cierpi. Poczułam wyrzuty sumienia, że przez tak długi czas trzymałam to w tajemnicy.

— Bałam się — odpowiedziałam żałośnie, czując, jak łzy zaczynają napływać mi do oczu. — Wstydziłam się. Myślałam, że to była moja wina. Nie chciałam, żebyście patrzyli na mnie inaczej.

Tata podszedł do mnie i usiadł na brzegu łóżka, kładąc mi rękę na ramieniu. Czułam jego wsparcie i siłę ochrony własnego dziecka.

— To nie twoja wina, Jungmi. Nic, co zrobił ten chłopak, nie było twoją winą. I teraz... musimy my coś z tym zrobić.

— Zgłoszę to na policję — powiedziałam, choć w moim głosie słychać było wątpliwość. To była trudna decyzja, ale wiedziałam, że tak trzeba. Nie mogłam dłużej milczeć, nie mogłam pozwolić, by Wu dalej krzywdził innych tak jak mnie.

— Tak... Tak, zgłosimy to — powiedział tata, a jego głos był pełen determinacji. — Pójdziemy do sądu. Zrobimy wszystko, co w naszej mocy, by sprawiedliwość została wymierzona.

Jeongguk siedział cicho przez cały ten czas, ale teraz jego głos przebił ciszę.

— Moja mama będzie cię reprezentować. Jest najlepsza w tym, co robi. Pomoże ci.

Spojrzałam na niego z wdzięcznością, choć nie byłam pewna, czy dam radę przejść przez to wszystko. Poczułam jednak, że mam wsparcie, którego wcześniej mi brakowało. Nie byłam już sama w tej walce. Miałam rodziców, miałam Jeongguka i jego matkę, która po telefonie od syna, obiecała mi pomóc.

Gdy czas na wizytę się skończył i rodzice wyszli z pokoju, dając nam trochę prywatności, JK wstał, podchodząc bliżej mojego łóżka. Spojrzał na mnie z taką troską, że nie mogłam powstrzymać się od łez.

— Jestem z tobą — powiedział cicho, a jego słowa były jak obietnica. Pochylił się i delikatnie pocałował mnie w usta. Był to pocałunek pełen emocji, troski, ale i determinacji, by razem przez to przejść.

Kiedy odsunął się na chwilę, spojrzał mi głęboko w oczy, a ja poczułam, że mimo wszystkiego, co mnie spotkało, teraz mam siłę, by stawić czoła temu, co nadejdzie. Ale byłam zadowolona, że zrobiłam ten pierwszy, siedmiomilowy krok w stronę przyszłości.


Od Autorki: Piątek to i kolejny rozdział Nieidealnej. Jeszcze tylko dwa, więc za tydzień pożegnamy się z tą historią, aby stworzyć kolejną, wspaniałą podróż z Fałszywą Prawdą, na którą Was teraz już zapraszam ^^

Czytelniku! Jeżeli podoba Ci się to, co tutaj tworzę, proszę pozostaw po sobie ślad - komentarz i/lub gwiazdkę. To naprawdę motywuje do dalszego tworzenia!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro