Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

32 - Brak zasięgu

Śnieg zaczął sypać coraz mocniej. Wielkie płatki wirowały w powietrzu, a zimne powietrze przyspieszyło moje kroki, kiedy próbowałam wrócić do hotelu. Stok, na którym próbowałam znaleźć Guk'a, pustoszał. Coraz mniej osób zjeżdżało, nie było wśród nich nastolatka. Zaczynałam się niepokoić. Rozejrzałam się dookoła, ale nigdzie go nie było. Zanim zdecydowałam się pójść za nim, miałam nadzieję, że za chwilę wróci, ale minęło już sporo czasu. Moje myśli zaczęły błądzić, a serce ścisnęło się w klatce.

Szybkim krokiem ruszyłam w stronę hotelu, czując, jak wiatr i śnieg przybierają na sile, jakby miały mnie zablokować. Po drodze spotkałam kilka osób wracających do ciepłego schronienia, ale nie było wśród nich Jeona. W końcu dotarłam do drzwi hotelu, zrzucając śnieg z kurtki, kiedy weszłam do środka. Wewnątrz panowała przyjemna, ciepła atmosfera, a śmiechy i rozmowy niosły się z różnych stron.

Pierwsze, co zrobiłam, to ruszyłam do naszego pokoju. Mei, Kana i ja dzieliłyśmy go wspólnie, ale byłam pewna, że JK będzie w swoim. Może po prostu wrócił wcześniej? Ochłonął i zrozumiał, że potrzebuje odpoczynku? Próbowałam uspokoić narastającą panikę, ale kiedy zapukałam do drzwi jego pokoju, a odpowiedziała mi tylko cisza. Poczułam, jak niepokój zaczyna narastać. Delikatnie otworzyłam drzwi, zaglądając do środka. Pokój był pusty, jego kurtka i rzeczy leżały w nieładzie na łóżku, jakby wyszedł w pośpiechu.

Zamknęłam drzwi, próbując zebrać myśli. Gdzie on mógł być? Zaczęłam rozważać wszystkie możliwe miejsca, do których mógł pójść. Może jednak wrócił na stok? A może jeszcze będzie na sali?

Postanowiłam wrócić w stronę wyciągu, choćby po to, by sprawdzić. Moje serce biło jak szalone, a w głowie pojawiały się najgorsze scenariusze. Może Wu ponownie go zaczepił? Może doszło do kolejnej kłótni? Wszystkie te myśli były jak trucizna, która sączyła się do mojego umysłu, ale starałam się je odpychać. Miałam nadzieję, że po prostu przesadzam.

Wyszłam z hotelu, wracając w stronę stoku. Śnieg padał coraz gęściej, a widoczność była coraz gorsza. Na szczęście znalazłam przed hotelem Mei i Yoongi'ego. Widząc mnie, od razu podeszli bliżej.

— Jungmi, co się dzieje? — zapytała Mei, patrząc na mnie z troską.

— Nie mogę znaleźć Jeongguka — powiedziałam, starając się ukryć drżenie w głosie. — Myślałam, że po tej kłótni zaraz wróci. Sprawdziłam w pokoju, na stoku... po prostu przepadł.

Yoongi zmarszczył brwi, a Mei od razu chwyciła mnie za rękę.

— Spokojnie, to jest JK. Po prostu gdzieś się zaszył na chwilę. Znajdziemy go. — Song próbowała mnie uspokoić, ale ja czułam, jak niepokój coraz mocniej zaciska się na moim sercu.

— Możliwe, że jest gdzieś na stoku — dodał Yoongi, patrząc na mnie z powagą. — Sprawdzę tam. Ty zostań tutaj, może wróci.

Nie czułam się dobrze, zostając w miejscu. Nie chciałam czekać bezczynnie, więc postanowiłam ruszyć razem z nastolatkiem. Śnieg wirował w powietrzu, a widoczność była coraz gorsza. Kiedy dotarliśmy na stok, było już prawie pusto. Wszyscy zdążyli się już pozbierać do hotelu lub innych miejsc, gdzie mogli się ogrzać. Światła wyciągu powoli gasły, a teren stawał się coraz bardziej opustoszały.

Szliśmy wzdłuż wyciągu, nasłuchując jakichkolwiek dźwięków, ale oprócz wiatru, który świszczał w naszych uszach, nie było nic. Poczułam, jak serce mi zamarza od strachu. Co jeśli coś się stało?

— JK! — zaczęłam wołać, choć wiedziałam, że to bez sensu. — Gdzie jesteś?

Suga próbował mnie uspokoić, mówiąc, że pewnie po prostu zgubił się w śniegu, ale nie mogłam się pozbyć myśli, że coś poszło nie tak. Z każdą minutą moje myśli stawały się coraz ciemniejsze.

W końcu, po prawie półgodzinnych poszukiwaniach, wróciliśmy do hotelu, zrezygnowani i zmęczeni. Mei czekała na nas w lobby, a kiedy mnie zobaczyła, od razu podbiegła.

— Nic? — zapytała, a ja tylko pokręciłam głową.

Nie wiedziałam, co dalej robić.

Z każdym krokiem śnieg coraz bardziej utrudniał mi poruszanie się. Zamieć uderzyła znienacka, a białe płatki wirowały w powietrzu, tworząc ścianę, przez którą nie mogłam nic zobaczyć. Serce biło szybko, a w głowie narastała panika. Czułam, jak chłód wdziera się pod kurtkę, przenikając przez warstwy ubrań. Nawet mój oddech stawał się płytszy i szybszy.

Muszę go znaleźć, powtarzałam sobie w myślach, choć coraz trudniej było mi uwierzyć w to, że uda mi się cokolwiek dostrzec w tym chaosie. Jeon gdzieś przepadł, a ja, zamiast wrócić do bezpiecznego hotelu, teraz sama byłam zagubiona.

Szłam dalej przed siebie, choć nie wiedziałam, czy to w dobrym kierunku. Wszystko wyglądało identycznie – drzewa, śnieg, niewyraźne sylwetki budynków, które majaczyły gdzieś w oddali. Każdy krok był coraz trudniejszy, a ja czułam, jak moje ciało zaczyna się trząść z zimna. Wyciągnęłam telefon, próbując sprawdzić zasięg, ale ekran pokazywał tylko jedno: brak połączenia. Żadnej nadziei na wezwanie pomocy.

— Jeongguk! — zawołałam, choć wiedziałam, że mój głos utonie w wietrze. — Gdzie jesteś?!

Nikt mi nie odpowiedział. Próbowałam sobie przypomnieć, gdzie mogłam się zgubić, ale wszystko, co widziałam, zlewało się w jedną wielką, białą plamę. Zamieć zaczęła przybierać na sile, a każdy podmuch wiatru był coraz mocniejszy, rzucając we mnie śnieżnymi igłami. I wtedy zrozumiałam. Gdybym tylko nie oddaliła się tak bardzo od ośrodka, gdybym nie poszła szukać JK sama... Teraz nie tylko on był zaginiony, ale i ja.

Serce zaczęło bić mi coraz szybciej, a myśli, które wcześniej były zdeterminowane, aby odnaleźć chłopaka, teraz krążyły wokół tego, jak ja sama miałabym wrócić do ośrodka. Zaczęłam się obracać w miejscu, próbując znaleźć jakiś punkt orientacyjny, ale wszystko wyglądało identycznie. Gdziekolwiek spojrzałam, były tylko śnieg i drzewa. Nawet ścieżka, którą szłam, zniknęła pod warstwą świeżego puchu. Próbowałam zachować spokój, ale czułam, jak ogarnia mnie strach.

— Mei! Jimin! — próbowałam wołać, licząc na to, że może usłyszą mój głos, choć wiedziałam, że to bez sensu.

Powoli docierało do mnie, że muszę znaleźć schronienie. Nie było sensu błądzić bez celu. Ale gdzie mogłam się ukryć przed tą zamiecią? Nie miałam pojęcia, jak daleko odeszłam od ośrodka, ani gdzie się znajdowałam.

Z każdą minutą zimno stawało się coraz bardziej nieznośne. Śnieg sypał coraz intensywniej, a ja czułam, że z każdym krokiem zapadam się w nim coraz głębiej. Moje nogi zaczynały drętwieć, a palce rąk, mimo rękawic, powoli traciły czucie. Musiałam znaleźć jakieś miejsce, gdzie mogłabym się schronić. Byłam zbyt daleko, żeby wrócić do ośrodka na piechotę, a zamieć nie dawała mi szansy na znalezienie drogi.

— Guk, gdzie ty jesteś? — szepnęłam cicho, już bez siły, bardziej do siebie niż do niego.

Czułam, jak narasta we mnie panika. Co jeśli utknę tu na dobre? Co jeśli nie znajdą mnie na czas? Wszyscy na pewno szukają JK, a ja... ja przecież też jestem zgubiona.

Nagle poczułam, jak nogi zapadają się w coś miękkiego i upadam w głąb śniegu. Leżałam chwilę, wpatrując się w niebo, które zakryte było gęstymi, białymi chmurami. Śnieg osiadał mi na twarzy, a ja czułam, jak ogarnia mnie poczucie bezradności. Próbowałam się podnieść, ale moje ciało zaczynało odmawiać posłuszeństwa. W głowie słyszałam tylko jedno – muszę przetrwać.

Podniosłam się z trudem, otarłam twarz z mokrego śniegu i ruszyłam dalej. Gdzieś w oddali mignął mi jakiś kształt, coś, co wyglądało jak niewielka chatka lub schronienie. Z nadzieją ruszyłam w tamtą stronę, walcząc z wiatrem i śniegiem, który zdawał się być przeciwko mnie.

Z każdą kolejną chwilą czułam, że siły zaczynają mnie opuszczać, a ciało coraz bardziej się buntowało. Jednak nie mogłam się poddać. Musiałam dotrzeć do tego schronienia, choćby po to, by zyskać chwilę wytchnienia i zastanowić się, co dalej.

W końcu dotarłam na miejsce. Powitała mnie mała, drewniana chatka, prawie całkowicie zasypana śniegiem. Z trudem otworzyłam drzwi i weszłam do środka. W środku było chłodno, ale przynajmniej nie wiało. Zamknęłam za sobą drzwi i opadłam na podłogę, próbując uspokoić oddech.

Teraz musiałam przeczekać.

Gdy tylko zamknęłam za sobą drzwi, w środku otuliła mnie cisza. Byłam wyczerpana i cała oblepiona śniegiem. Serce biło mi jak szalone, a oddech ciężki i szybki próbował nadążyć za moim stresem. W pokoju panował półmrok, z ledwością dostrzegałam zarys mebli. Śnieg oblepiał okna, ale co najważniejsze – było ciepło. W kącie chatki zauważyłam małe, tlące się ognisko w kominku, a obok, ku mojemu wielkiemu zdziwieniu, siedział... Jeongguk.

Zamarłam. Przez chwilę nie byłam pewna, czy moje zmęczenie i stres przypadkiem mnie nie zwodzą. Ale nie. To naprawdę był on. JK. Siedział tam, na ziemi, wpatrując się w płomienie, a jego twarz odbijała ciepłe, złote światło. Kiedy usłyszał trzask drzwi, podniósł głowę. Nasze spojrzenia się spotkały.

— Jungmi? — Jego głos zabrzmiał niedowierzająco, jakby nie mógł uwierzyć, że to naprawdę ja.

— Jeongguk... — wyszeptałam, jeszcze zszokowana tym, że go znalazłam. — Co ty tu robisz?

Nie czekał na odpowiedź. Podniósł się szybko, zaskoczony i wyraźnie przejęty, jakby nie spodziewał się, że ktoś może tu dotrzeć. Podszedł do mnie, a jego twarz przepełniało zmartwienie.

— Jesteś cała? — zapytał, jednocześnie sięgając po koc, który leżał niedaleko kominka. — Co ty tu robisz? Jak mnie znalazłaś?

Miałam ochotę się zaśmiać, choć wcale nie było mi do śmiechu. Zgubiłam się, walczyłam ze śniegiem i wiatrem, a potem jakimś cudem znalazłam się w tej chatce, zupełnie nieświadoma, że jest to miejsce, gdzie ukrył się Jeon.

— Szukałam cię — odpowiedziałam, pozwalając mu owinąć mnie w ciepły koc. Jego dłonie były gorące, a ja natychmiast poczułam ulgę, jakby nagle cała walka z zimnem została zapomniana. — Wszyscy cię szukają.

JK przyciągnął mnie bliżej kominka, sadzając na jednym z drewnianych stołków, i szybko podłożył kilka kawałków drewna do ognia, by płomienie rozbłysły mocniej. Od razu poczułam, jak ciepło zaczyna otaczać moje zmarznięte ciało.

— Zamieć przyszła nagle — powiedział, klękając obok mnie. Jego twarz była teraz blisko mojej, a oczy, które zwykle promieniały pewnością siebie, były pełne niepokoju. — Nie chciałem nikogo martwić. Wyszedłem ochłonąć, a potem... zamieć zrobiła się zbyt silna, żeby wrócić. Znalazłem tę chatę i... — Przerwał na moment, przyglądając się mi z troską. — Nie powinienem był się oddalać.

Poczułam, jak jego słowa zaczynają powoli do mnie docierać. Cała ta sytuacja, nagła śnieżyca i to, że znaleźliśmy się tutaj, w tym małym, drewnianym domku, wydawała się tak surrealistyczna. Jednak nie mogłam też kryć, że byłam szczęśliwa, bo znalazłam Jeongguka. Gdy wyruszałam na poszukiwania, obawiałam się najgorszego, ale teraz, siedząc tu z nim, wiedziałam, że nic złego się nie stało.

Jeon usiadł obok mnie na podłodze, opierając się o ścianę, wpatrzony w płomienie. Mimo ciepła kominka i koca, który miałam na sobie, czułam, jak wewnątrz nadal jestem roztrzęsiona. W głowie przewijało się tysiąc myśli – gdzie był, co robił, dlaczego zniknął? Czemu tak się zachował?

Cisza, która zapadła między nami, wydawała się dziwnie ciężka. Przysunęłam się bliżej ognia, próbując rozgrzać zmarznięte dłonie, ale czułam, że muszę zadać mu te pytania. Nie mogłam udawać, że wszystko jest w porządku.

— Dlaczego? — zapytałam w końcu, łamiąc ciszę. — Wszyscy się martwili. Myślałam, że... że coś ci się stało.

JK westchnął, spuszczając wzrok na swoje dłonie, które lekko zacisnął na swoich kolanach. Wyglądał, jakby chciał coś powiedzieć, ale nie wiedział, jak to ubrać w słowa. Ostatecznie podniósł wzrok, spoglądając mi prosto w oczy.

— Przepraszam — jego głos był cichy, niemalże szepczący. — Nie chciałem nikogo martwić, zwłaszcza ciebie. Musiałem... po prostu potrzebowałem chwili na ochłonięcie. Było zbyt wiele myśli w mojej głowie.

Przyglądałam mu się w milczeniu, czując, że za jego słowami kryje się coś więcej. Znałam go na tyle dobrze, by wiedzieć, że rzadko kiedy dzielił się swoimi problemami, ale teraz, w tej chwili, wydawało się, że jest gotów powiedzieć mi więcej.

— Co się dzieje? — zapytałam, nachylając się w jego stronę. — O co chodzi? Jesteś inny od jakiegoś czasu, a teraz... to wszystko. Coś ukrywasz?

Na te słowa jego twarz zbladła lekko, a spojrzenie stało się nieco niepewne. Miałam rację, coś go trapiło. Widziałam to w ciemnych oczach. Nie od razu odpowiedział, jakby ważył każde słowo, które chciał mi powiedzieć.

W końcu spojrzał na mnie, a jego wzrok złagodniał.

— Jungmi... jest coś, czego nie mogę ci jeszcze powiedzieć. Nie tutaj, nie teraz. Ale przysięgam, że kiedy nadejdzie odpowiedni moment, wyjaśnię wszystko. Proszę, uwierz mi.

Słysząc te słowa, czułam mieszankę ulgi i niepokoju. Byłam szczęśliwa, że go znalazłam i że nic mu się nie stało, ale wciąż pozostawało pytanie – co takiego ukrywał? Co było na tyle poważne, że nie mógł mi teraz o tym powiedzieć?

Nie chciałam naciskać. Przyciągnęłam się bliżej, opierając głowę na jego ramieniu. Czułam, jak jego ramiona otulają mnie, a ciepło płynące od niego sprawiało, że powoli zaczynałam się uspokajać.

— Dobrze — szepnęłam cicho. — Poczekam. Ale nie znikaj już tak.

JK lekko się uśmiechnął, delikatnie przytulając mnie mocniej.

— Obiecuję — odpowiedział cicho.

I tak tkwiliśmmy razem w tej małej chatce, otoczeni tylko szumem wiatru za oknem i ciepłem bijącym od kominka, a ja, mimo wszystkich obaw, czułam się bezpieczna w jego ramionach.

Siedzieliśmy blisko siebie, otuleni kocem, podczas gdy płomienie w kominku tańczyły w rytm trzaskającego drewna. Z każdą chwilą czułam, jak powoli odchodzi ode mnie chłód, ale mimo ciepła ognia i koca, to bliskość Jeongguka była tym, co naprawdę rozgrzewało mnie od środka.

Jego ramię owinięte wokół mnie było silne, ale delikatne, a jego oddech ciepły, gdy oparł głowę na moim ramieniu. Serce chłopaka biło tak mocno, że mogłam je niemal poczuć przez ubrania. Każde uderzenie rezonowało w mojej piersi, jakby zdradzało więcej niż słowa, których nie chciał wypowiedzieć. Było w tym coś, co sprawiało, że i moje serce zaczynało bić szybciej. Wiedziałam, że nie powinno tak być. Nie teraz, nie w tej chwili. A jednak...

W jednej chwili poczułam ciepły dotyk jego ust na moim karku. Przez ciało przeszła fala dreszczy, tym razem nie z zimna, lecz z czegoś znacznie bardziej intensywnego. Jego usta były miękkie, delikatne, a każdy pocałunek wydawał się tak niespodziewany i zarazem tak naturalny, jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie.

Przymknęłam oczy, próbując się skupić na oddechu, ale było to trudniejsze, niż myślałam. Jeon przesunął usta z mojego karku na ramię, jego wargi ledwo muskając moją skórę, a ja mimowolnie wciągnęłam powietrze, czując jak cały mój świat zaczyna się obracać wokół tej jednej chwili.

— Jungmi... — wyszeptał cicho, a jego głos był pełen emocji, które starał się ukryć.

Serce biło mi coraz szybciej, nie wiedziałam, co odpowiedzieć. W tej chwili nie chodziło o słowa. Przymknęłam oczy, pozwalając, by ciepło jego ciała i bliskość nas otuliły, a jego dotyk mówił więcej niż jakiekolwiek wyznanie.

Nie chciałam, żeby ta chwila się kończyła. Czułam się bezpieczna, przy nim nic nie miało znaczenia – ani zimno, ani zamieć, ani wszystkie niewypowiedziane pytania, które tkwiły między nami.

Jeon przytulił mnie mocniej, a ja oparłam się o niego, czując, jak nasze serca biją w tym samym rytmie. To była ta jedna, ulotna chwila, w której nie liczyło się nic poza nami.


Od Autorki: Piątek to weekendu początek i... Dzień na pojawienie się Nieidealnej. Co sądzicie o tym rozdziale? 

Czytelniku! Jeżeli podoba Ci się to, co tutaj tworzę, proszę pozostaw po sobie ślad - komentarz i/lub gwiazdkę. To naprawdę motywuje do dalszego tworzenia!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro