Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

20 - Zaskakujący powrót

Po tym nieprzyjemnym spotkaniu zrozumiałam, że nie chciałam tu być. Moja sukienka, choć piękna i elegancka, zaczęła krępować ruchy. Jasne perły wisiały na szyi, przypominając mi, jak bardzo nie pasuję do tego miejsca. Sufit był wysoki, a światła rozbłyskiwały nad głowami tańczących gości, tworząc iluzję magicznego świata, do którego nie miałam szansy się wpasować. Jedynym powodem, dla którego się tu pojawiłam, był Park. Przyjaciel, który dzisiejszego wieczora potrafił wyciągnąć mnie z najgłębszych otchłani umysłu i swoim dobrym humorem sprawić, że zapominałam o wszystkim innym.

— Może jeszcze zatańczymy? — zapytał, przysuwając się bliżej. Uśmiechnął się, a ja poczułam, jak stres powoli mnie opuszcza. Wiedziałam, że z nim będę bezpieczna.

Kiedy ponownie ruszyliśmy na parkiet, świat na chwilę zniknął. Byliśmy tylko my i muzyka, która delikatnie niosła nas przez tłum. Nie musiałam martwić się o to, kto jeszcze jest w sali, ani o to, co może się wydarzyć. Park trzymał mnie blisko, a jego dłoń na moich plecach dawała mi poczucie spokoju.

Jednak, gdy muzyka ucichła, poczułam dreszcz, który przeszedł po moim ciele. Wiedziałam, że coś jest nie tak, zanim jeszcze go zobaczyłam.

— Jungmi? — usłyszałam głos, który kiedyś był mi dobrze znany, ale teraz budził we mnie jedynie niepokój. Wu Yifan.

Przystanęłam, zmrożona. Obróciłam się powoli, próbując przygotować się na to, co miało nadejść. Yifan ponownie stał kilka kroków przede mną, uśmiechając się z wyższością, jakby cała ta sytuacja była jedynie jego rozrywką.

— Nie zamierzasz przede mną uciekać całą noc, prawda? — zapytał, a jego ton był na tyle głośny, że kilka osób obróciło się w naszą stronę.

Mój oddech przyspieszył, a serce zaczęło bić jak oszalałe. Jimin zauważył moją reakcję i natychmiast się zbliżył.

— Wszystko w porządku? — spytał z troską.

— Tak — odpowiedziałam cicho, ale nie mogłam oderwać wzroku od Yifana. W jego oczach widziałam coś, co znałam aż za dobrze – pogardę i chęć kontroli. Wiedziałam, że nie mogę dać się w to wciągnąć.

— Idę do toalety — powiedział Park, ściskając moją dłoń. — Zaraz wrócę, dobrze?

Kiwnęłam głową, choć wiedziałam, że to nie był najlepszy moment. Kiedy Jimin zniknął w tłumie, Yifan zrobił krok w moją stronę. A potem kolejny.

— Co, boisz się? — zapytał, a jego głos stał się miękki, ale też bardziej niebezpieczny. — Widzisz, Jungmi, myślałem, że się zmieniłaś. Ale chyba się myliłem. Nadal jesteś beznadziejna. I brzydka jak wtedy.

Jego słowa były jak ostrze, które wbijało się głęboko w moje wnętrze. Wiedział, jak mnie zranić. Wiedział, które słowa wypowiedzieć, aby wywołać we mnie najgłębszy ból.

— Odsuń się — wyszeptałam, starając się zachować resztki godności. Ale on tylko się zaśmiał.

— A jeśli nie chcę? Co, jeśli po prostu lubię cię dręczyć? — Jego głos ociekał sarkazmem.

Spróbowałam zrobić krok w tył, ale Yifan natychmiast to zauważył i zablokował mi drogę. Zacisnęłam pięści, czując narastającą wściekłość i bezsilność. Gdzie był Jimin? Dlaczego to wszystko musiało się teraz dziać?

Próbowałam zachować spokój, ale słowa Wu odbijały się echem w mojej głowie, jakby chciały mi przypomnieć każdy bolesny moment, który przeżyłam z jego powodu. Jego dłonie, kiedyś tak znajome, teraz zdawały się być jedynie narzędziem do zadawania bólu. Stał przede mną, z tą samą pogardą, której w nim nienawidziłam.

Musiałam stamtąd wyjść. Znaleźć sposób, by uwolnić się z tego koszmaru. Jednak Yifan nie zrezygnował z dalszego dręczenia, stał przede mną, jego uśmiech był coraz bardziej drapieżny. Starałam się go ignorować, ale podszedł jeszcze bliżej, na tyle, że mogłam poczuć jego oddech na skórze.

— Wychodzimy — powiedział nagle, łapiąc mnie za ramię.

— Co ty robisz? — próbowałam wyrwać się z jego uścisku, ale był zbyt silny. Jego palce wbiły się w ramię, sprawiając ból. Zaczął ciągnąć mnie w stronę wyjścia.

— Chodź. Potrzebujemy pogadać — syknął, kierując mnie w stronę wyjścia. Spojrzałam wokół, szukając pomocy, ale niestety tłum był zbyt zajęty sobą, by zauważyć, co się dzieje.

— Puść mnie! — wyrzuciłam z siebie, próbując stawić opór, ale Wu zignorował mój krzyk. Wyprowadził mnie z sali na zewnątrz, gdzie czekał jego samochód.

Serce biło mi jak oszalałe, a panika zaczęła rozprzestrzeniać się w moim ciele. Nie mogłam na to pozwolić. Nie mogłam znowu być jego ofiarą.

— Wsiadaj do środka — rozkazał, otwierając drzwi samochodu.

Spróbowałam cofnąć się, ale jego uścisk był zbyt mocny. Wiedziałam, że muszę coś zrobić, zanim będzie za późno. Z całych sił spróbowałam wyrwać ramię z mocnego uścisku, kopiąc go w nogę. Wu zaskoczony moim oporem, na chwilę poluzował uchwyt.

— Ty mała... — zaczął, ale nagle usłyszałam czyjeś kroki zbliżające się do nas z boku.

— Hej! — rozległ się głos, który przebił się przez szum w mojej głowie.

Spojrzałam w stronę, z której dochodził dźwięk, i zobaczyłam Jeongguk'a, który szedł w naszym kierunku z wyraźnym gniewem na twarzy. W jego oczach była determinacja, jakiej wcześniej u niego nie widziałam. Yifan puścił moje ramię i odwrócił się w stronę Jeon'a.

— Czego chcesz? To nie twoja sprawa — prychnął, ale w jego głosie dało się wyczuć napięcie.

JK zignorował jego słowa i stanął między nami, odgradzając mnie od prześladowcy. Jego dłoń delikatnie dotknęła mojego ramienia, jakby chciał się upewnić, że nic mi nie jest.

— Jungmi, wszystko w porządku? — zapytał spokojnie, ale jego spojrzenie wciąż było wbite w Yifana.

— Nie, nie jest — odpowiedziałam, czując, jak łzy napływają mi do oczu. W końcu miałam dość udawania silnej. — On próbował mnie zaciągnąć do samochodu.

Jeon spojrzał na Yifana z wyraźną pogardą.

— Odsuń się od niej. Teraz — powiedział, a jego głos był tak zimny, że nawet ja poczułam dreszcz. Poznałam już na tyle Guk'a, ale pierwszy raz widziałam go w takim stanie.

Wu zawahał się, patrząc na Jeon'a, który stał naprzeciwko niego z wyraźną gotowością do walki. Przez moment wydawało się, że zamierza coś zrobić, ale w końcu westchnął ciężko, rzucając mi ostatnie, pełne gniewu spojrzenie.

— Jeszcze się spotkamy. Szybciej niż myślisz — syknął, zanim odwrócił się na pięcie i odszedł, zostawiając nas na pustym chodniku.

Gdy zniknął z pola widzenia, poczułam, jak moje nogi tracą siłę. Jeon złapał mnie w porę, przytrzymując mocno, a jednocześnie delikatnie.

— Już po wszystkim — powiedział cicho, tuląc mnie do siebie. — Nic ci się nie stanie.

Pozwoliłam sobie na chwilę słabości, opierając się o niego i zamykając oczy. Wiedziałam, że teraz mogę czuć się bezpieczniej, że mogę, choć na chwilę zaufać, że mnie ochroni.

— Dziękuję — wyszeptałam, a on tylko przytulił mnie mocniej, nie mówiąc już nic więcej. Jego twarz była pełna troski i złości.

— Chodźmy stąd — powiedział, ściskając moją dłoń mocniej i nakładając swoją marynarkę na ramiona. — Zmarzniesz.

Nie protestowałam. Pozwoliłam Jeongguk'owi zaprowadzić się w inne miejsce, zostawiając za sobą Yifana i wszystko, co z nim związane. Przez cały czas czułam na sobie ciężar przeszłości, jakby Wu wiedział, że choć teraz odchodzę, to wciąż nie jestem wolna od jego wpływu.

Ale wiedziałam jedno — nie dam mu więcej satysfakcji. Nawet jeśli musiałabym walczyć z tymi demonami jeszcze tysiąc razy, nie pozwolę, żeby mnie zniszczył.

Wydawało się, że wszystko już się zakończyło, że koszmar się skończył. Z Jungkook'iem u boku czułam, jak powoli odzyskuję spokój. Szliśmy w stronę wyjścia, jego ręka wciąż wspierała mnie na ramieniu. Wydawało się, że najgorsze mamy już za sobą. Jednak wtedy usłyszałam za sobą głośny, pełen gniewu krzyk Yifana.

— Jungmi! — krzyknął, a w jego głosie pobrzmiewała wściekłość. — Uciekasz z nim? Biedak najwidoczniej jest ślepy, skoro chce taką dziewczynę jak ty. Ale chłoptasiu poczekaj, aż się napije. Wtedy jest łatwa...

Jego słowa uderzyły jak fala, a napięcie, które zaczęło ustępować, wróciło ze zdwojoną siłą. Poczułam, jak Dżej Kej się zatrzymuje, a ciało mu sztywnieje. Jego uścisk na moim ramieniu zelżał, a ja wiedziałam, co zamierza zrobić, zanim jeszcze to się stało.

— Jeon, nie — próbowałam go powstrzymać, chwytając za rękę. Ale było już za późno.

Guk puścił mnie i odwrócił się w stronę Yifana. W jego oczach nie było już ani śladu opanowania, tylko czysta furia.

— Co powiedziałeś? — zapytał, idąc w stronę Wu, a jego głos brzmiał niebezpiecznie cicho.

Yifan uśmiechnął się drwiąco, zadowolony, że udało mu się sprowokować Guk'a. Zrobił krok w jego stronę, nie ustępując ani o cal.

— Słyszałeś, co powiedziałem. W sumie i bez alkoholu Jungmi daje z przyjemnością... – rzucił, a jego głos był pełen pogardy.

To wystarczyło, żeby Jungkook stracił resztki opanowania. W jednej chwili rzucił się na Yifana, uderzając go w twarz z taką siłą, że ten zatoczył się do tyłu. Wszystko działo się tak szybko, że ledwo mogłam to ogarnąć. Wu, choć zaskoczony, natychmiast odzyskał równowagę i odpowiedział ciosami. W mgnieniu oka obaj byli w pełnym zwarciu, wymieniając ciosy na oślep.

— Przestańcie! — krzyknęłam, biegnąc w ich stronę. Serce waliło mi jak młot, a strach ściskał gardło. Wiedziałam, że muszę ich rozdzielić, zanim stanie się coś naprawdę złego.

Podbiegłam do nich, chwytając Jeon'a za ramię i próbując go odciągnąć od Wu. Był jednak zbyt zaślepiony wściekłością, by mnie słuchać. Yifan z kolei nie zamierzał ustępować. Jego pięści zderzały się z ciałem Jeongguk'a, a w jego oczach widziałam czystą nienawiść.

— Kookie, proszę! — błagałam, ciągnąc go z całych sił. Wiedziałam, że jeśli ich nie rozdzielę, to skończy się to tragicznie.

Po chwili udało mi się wytrącić Jungkook'a z równowagi na tyle, że oderwał się odprzeciwnika i spojrzał na mnie. Jego oddech był ciężki, a twarz wykrzywiona w gniewie, ale moje słowa w końcu do niego dotarły.

— Jungmi... — zaczął, ale nie dokończył. Wykorzystałam ten moment i pociągnęłam go jeszcze mocniej, próbując odciągnąć go od Yifana.

Wu, mimo że otrzymał sporo ciosów, nie wyglądał na gotowego do poddania się. Ale zanim zdążył rzucić kolejną prowokację, zauważyłam, że w końcu pojawiło się kilku ludzi, którzy zbliżali się do nas, zapewne zaniepokojeni hałasem.

— Chodźmy stąd — powiedziałam do Guk'a, czując, że jego ciało powoli się rozluźnia. Wiedziałam, że nie mogę pozwolić, by ten konflikt eskalował dalej.

Jeon spojrzał jeszcze raz na Wu, a potem odwrócił się, łapiąc mnie za rękę. Bez słowa zaczęliśmy się oddalać, zostawiając Yifana z jego porażką i narastającą wściekłością.

Przez całą drogę moje serce biło tak szybko, że wydawało się, że zaraz wyskoczy mi z piersi. W końcu, gdy byliśmy już na bezpiecznej odległości, Jeongguk przystanął, a jego dłoń opadła na moją twarz.

— Przepraszam — wyszeptał. — Nie powinienem był dać się sprowokować.

Spojrzałam na niego, widząc, jak gniew powoli ustępuje miejsca wyrzutom sumienia. Wzięłam głęboki oddech, próbując uspokoić swoje własne emocje.

— To nie twoja wina — odpowiedziałam, ściskając jego dłoń. — Ważne, że jesteśmy bezpieczni. Chodź, znam dobre miejsce, w którym dojdziesz do siebie.


Od Autorki: To taki mały suprajs, a na kolejny, dwudziesty pierwszy, zapraszam jutro, w piątek.

Czytelniku! Jeżeli podoba Ci się to, co tutaj tworzę, proszę pozostaw po sobie ślad - komentarz i/lub gwiazdkę. To naprawdę motywuje do dalszego tworzenia!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro