Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

100000

(Opowiada Iruka)

Siedziałem na łóżku gładząc włosy Hatake. Rozmyślałem. On wtulił się we mnie i objąwszy w pasie zasnął. Musiał być faktycznie wykończony. Kompletnie nie miałem pojęcia co z tym fantem zrobić. Wtedy do pokoju weszła Maruna. Zobaczyła, że nie śpię i podeszła.

- Nie śpisz? Jak się czujesz? Czy on ci za bardzo nie przeszkadza?

- Maruna. Odpowiesz mi na kilka pytań?

- Jeśli tylko będę potrafiła.

- Naprawdę tak długo spałem? To dzisiaj nie jest sobota?

- Naprawdę, Iru...

- I on tu siedział cały ten czas?- zapytałem z czystym niedowierzaniem. 

- Tak. Od wtorku, kiedy to świrował i niejako zmusił mnie do zdradzenia twojego adresu. Kiedy przyjechaliśmy byłeś kompletnie nieprzytomny. Zero kontaktu. Lekarz powiedział, że jeszcze jeden, dwa dni i mógłbyś umrzeć z odwodnienia i przegrzania. Ciężko to przyznać, ale wygląda na to, że ten facet uratował ci życie. Od tamtej pory siedzi przy twoim łóżku i nie sposób było go wygonić. Na jeden telefon załatwił ci najlepszego lekarza z prywatnymi wizytami w domu. Chyba nikt nigdy nie widział go tak przejętego i zmartwionego. Chyba prawie w ogóle nie sypiał. A nawet jeśli go zmorzyło to każda nierówność twojego oddechu, każdy najcichszy jęk, wyrywały go z tej drzemki. Z naszej krótkiej i trochę dziwacznej rozmowy wywnioskowałam, że on się w tobie zakochał po uszy. Świata poza tobą nie widzi.

- To miłe z jego strony i nie chciałbym go zranić, ale... bardzo się boję. Nawet gdybym chciał, to nie wiem czy dam radę się przełamać. Za bardzo się boję.

- Iruka? Czy ty cokolwiek do niego czujesz?

- Nie wiem. Czasem mam takie wrażenie jakby coś mnie do niego przyciągało. Jest taki piękny. I potrafi być naprawdę miły. Jak tylko o nim pomyślę to robi mi się gorąco, ale zaraz mam te uderzenia paniki. Kompletnie nie wiem co robić.

- To może daj mu szansę? Wiesz, że zawsze będę obok i zawsze możesz do mnie przyjść z każdą sprawą. Spróbujmy małymi kroczkami. Najpierw będziemy cię oswajać z jego obecnością. Jakaś kolacja, wspólny lunch... co ty na to?

- Nie wiem. A co jeśli ja się na niego otworzę, a on potraktuje mnie jak wszystkich innych swoich partnerów przede mną? Drugi raz tego nie przeżyję.

- Iruka? Tylko mi nie mów, że ty go wciąż kochasz?

- Chyba nie, ale... czasami tęsknię. Do tych dobrych czasów, kiedy byliśmy szczęśliwi.

- Czas najwyższy, by wspomnienia zastąpił ktoś prawdziwy, a on się naprawdę stara.

- Maruna? Mam prośbę.

- Jaką, kochanie?

- Marzę o prysznicu. pomożesz mi się uwolnić, ale tak by go nie obudzić? Musi być naprawdę wykończony.- powiedziałem nie przestając gładzić jego zaskakująco przyjemnych włosów.

- Dobrze. Jesteś taki kochany.

Maruna podeszła i pomogła mi się spod niego wyplątać. Wyślizgnąłem się z łóżka. Położyliśmy go na nim a ja pierwszy raz od kilku dni stanąłem na nogach. Czułem, że strasznie się pode mną trzęsą. Niebiosa! Jaki ja muszę być osłabiony. Jednak bardziej chciałem wziąć jednak ten prysznic, więc nie mogłem się teraz poddawać. Stałem tak dobrą chwilę przyzwyczajając nogi do wysiłku. Kiedy przestały się tak trząść, ruszyłem powoli w stronę drzwi asekurowany przez Marunę. Widziałem ,że nie podobał jej się ten pomysł, ale na szczęście nic nie powiedziała. Zbyt długo się znamy. Ona po prostu wiedziała, że nie zrezygnuję z tego. Dotarłem wreszcie do drzwi, które ona przede mną otworzyła.

- Czekaj.- powiedziałem nagle sobie uzmysławiając, że nie mogę przecież po prysznicu włożyć tej samej piżamy!

- Co się stało?- zapytała z troską przypatrując mi się.

- Muszę się wrócić po piżamę. Ta jest brudna.- jęknąłem.

- Spokojnie. Przyniosę ci. Jakaś konkretna? Gdzie je trzymasz?

- Ech. Ostatnia szuflada w komodzie. Obojętnie. Wszystkie prawie takie same.- westchnąłem zrezygnowany.

Marunie nie trzeba było dwa razy powtarzać. Dobrze, że nie miałem tam nic wstydliwego. Po chwili wróciła niosąc komplet w ciemną kratkę. Sięgnąłem po nią.

- O, nie, kochanie. I tak ledwo się na nogach trzymasz. Zaniosę ci ją. Nie bój się. Nie będę się narzucać.- powiedziała i nie czekając na mnie poszła do łazienki.

Westchnąłem ciężko po raz kolejny i podążyłem za nią.

Wszedłem do środka. Maruna już tam wszystko zdążyła przygotować. W wannie stał mój bambusowy stołeczek. Słuchawka prysznica zdjęta. Piżama leżała w pobliżu, a czysty ręcznik wisiał na poręczy obok wanny.

- Jakbyś czegoś potrzebował, to wołaj. Będę w kuchni i na pewno cię usłyszę.

- Dobrze.- powiedziałem i odwróciłem się dając jej do zrozumienia, że powinna wyjść.

Wyszła zamykając za sobą drzwi do łazienki. Powoli rozebrałem się i nie bez trudu wszedłem do wanny. Usiadłem na stołeczku z nieukrywaną ulgą. Chyba bym tyle nie ustał pod prysznicem, a nie chciałem brać kąpieli, bo dla nich to by za długo trwało. Jeszcze tylko tego mi brakowało, żeby mi do łazienki wbiegali jak jestem kompletnie nagi i nie mam się jak i czym zakryć. Znów westchnąłem pod nosem i puściłem wodę. Czułem się dziwnie słaby. Słuchawka prysznica wydawała się być taka ciężka. Jednak chłodna woda, która spływała po mnie była tak niesamowicie przyjemna, że nie szkoda mi było wysiłku. Wycisnąłem trochę żelu do mycia. Powolnymi ruchami namydliłem się cały. Wokół zapachniało igliwiem. Lubię w sumie ten zapach wilgotnego lasu iglastego. Zmoczyłem jeszcze raz włosy. Wycisnąłem trochę gęstego szamponu i zabrałem się ochoczo za szorowanie. Oczywiście starałem się nie narobić sobie kołtunów. Wycinanie ich potem jest uciążliwe.

Kiedy uznałem, że już wystarczy, spłukałem je. Następnie zacząłem spłukiwać żel z ciała. Chłodna woda była tak przyjemna, że nie chciało mi się przestawać. Jednak zaraz zaczną się dobijać, bo nie można wziąć dłuższego prysznicu. Odłożyłem słuchawkę prysznicową i powoli, trzymając się ściany wstałem. Po tym odświeżającym prysznicu poczułem się zdecydowanie lepiej. Wyszedłem z wanny i podszedłem do szafeczki. Wyjąłem z niej masło do ciała własnej produkcji. To akurat miało neutralny zapach, więc i tak będę raczej pachniał żelem pod prysznic. Właśnie kończyłem, kiedy rozległo się łomotanie do drzwi.

- Iruka?! Wszystko w porządku?!- zapytał trochę spanikowany, męski głos

- Tak, Hatake. Zaraz wychodzę!- odkrzyknąłem. A bynajmniej tak mi się zdawało, że to było wystarczająco donośne.

Dosłyszałem stłumione głosy za drzwiami. Pewnie Maruna tłumaczy mu, żeby mnie nie stresował. Ubrałem się. Pomyślałem, że może będzie chciał skorzystać z toalety czy coś. Ja i tak musze jeszcze wytrzeć i rozczesać włosy, popsikać je mgiełką...

Podszedłem do drzwi i otworzyłem je. Oparłem się o futrynę. Chciałem zakomunikować o tym, że jak chce to może z toalety skorzystać, ale nie zdążyłem. Hatake doskoczył do mnie i jednym ruchem wziął na ręce. Zupełnie jakby to godzinami ćwiczył.

- Hej! Nie skończyłem jeszcze!- krzyknąłem, ale on mnie zupełnie zignorował.

Walnąłem go pięścią w plecy, ale chyba wyjątkowo słabo mi to wyszło, gdyż nie odniosło żadnego skutku, nie mówiąc już o tym spodziewanym. Zaniósł mnie spowrotem do łóżka. Okrył kołdrą i wybiegł. Zaplotłem więc ręce na piersi i czekałem aż raczy wrócić.
Wrócił. I to dość szybko. W rękach niósł ręcznik i moją szczotkę.

- Pozwól, że wytrę ci włosy. Nie powinieneś jeszcze wstawać. Jesteś bardzo słaby i jeszcze ci się pogorszy.- powiedział wcale nie czekając na moją zgodę.

- Chciałem wziąć prysznic. Nie wiem jak ty, ale ja nie znoszę być brudny i lepiący się.- burknąłem, ale nie protestowałem kiedy je wycierał. Szło mu zaskakująco wprawnie. Jakby już to robił setki razy. A przecież nigdy z nikim nie był na dłużej niż noc.

- Czemu się wymknąłeś akurat jak mi się przysnęło?- zapytał z lekką nutą jakiegoś żalu, a może tylko rozczarowania?

- Bo masz idiotyczne pomysły i jesteś zboczony. Jeszcze koniecznie byś chciał myć mi plecy i co?- odburknąłem znowu dając mu do zrozumienia, że mam focha.

- Przejrzałeś mnie na wylot, skarbie.- zaśmiał się kończąc wycieranie.- Jak będzie ciągnąć to powiedz. Nie mam zbyt wielkiego doświadczenia w czesaniu.- dodał.

- Mhm.- mruknąłem tylko wciąż utrzymując pozycje: foch.

Hatake westchnął tak jakoś dziwnie i w milczeniu delikatnie czesał moje włosy, a ja czułem się z tym co najmniej dziwnie. Jest pierwszą osobą, która to robi. Pierwszą, której na to pozwoliłem. Nie wiem właściwie nawet dlaczego. Zwykle uciekam, kiedy ktoś próbuje. Jednak jego ruchy były takie spokojne. Robił to tak delikatnie jakby próbował rosę z pajęczyny zczesać. To było dziwne i nawet przyjemne.

- Pięknie pachniesz, Iruka.- powiedział kończąc tą czynność.

- Zamknij się.- powiedziałem czerwieniąc się jak głupi i odwracając gwałtownie.

Uderzyłem go pięścią w czubek głowy. On skulił się i pocierając głowę jęknął.

- Auć. No co? Taka prawda.- powiedział śmiejąc się.

- Prawda jest taka, że jesteś zboczonym psem.- burknąłem.

- A ty słodziutkim delfinkiem. Najchętniej bym cię schrupał.- powiedział szczerząc się jak głupi i  zawstydzając mnie jeszcze bardziej.

- Gumkę mi podaj  i nie będę twoim delfinkiem. Więcej mnie tak nie nazywaj.- powiedziałem robiąc niezadowoloną minę.

Podał mi ją cały czas się na mnie gapiąc. To było takie krępujące.

- Napijesz się czegoś?- zapytał nie odrywając ode mnie spojrzenia.

- Herbaty.- burknąłem zły na niego.

- A może byś coś zjadł?- znów zapytał nawet się z miejsca nie ruszając. 

- Jak masz coś naprawdę dobrego. Wiesz, że...- zacząłem, ale nie dane mi było skończyć.

- Nienawidzisz śmieciowego żarcia.- dokończył za mnie. Doprawdy wkurzający typek.

- Też.- naburmuszyłem się w odpowiedzi.

On uśmiechnął się i wyszedł. Wrócił po jakiś pięciu minutach niosąc kubek z parującą zawartością. Podszedł i podał mi go.

- Ostrożnie. Jeszcze gorąca.

- Nie jestem dziecko.- burknąłem odbierając naczynie. 

- Papu będzie za kwadransik. Jak wypijesz, to zbada cię lekarz.- oświadczył radośnie. 

- Daj mi z nim spokój, co?-warknąłem.

- Wolisz wylądować w szpitalu?- zapytał z przekorą.

Wzdrygnąłem się na samą myśl. Chyba zrobiłbym wszystko, byle tylko tam nie trafić. Pewnie właśnie dlatego przytrafia mi się teraz cały ten cyrk.

- Ktoś tu nienawidzi szpitali i lekarzy.-mruknął mi nad uchem, przez co znów się wzdrygnąłem.

- Wydedukowałeś czy ktoś ci powiedział?- warknąłem.

- Niebiosom niech będą dzięki. Znacznie ci się polepszyło.- zaśmiał się bardzo uradowany.

Kompletnie nie wiem, co go tak rozbawiło, ale jakoś tym razem nie było w tym śmiechu ani kpiny ani urągania czy jakiejś sztuczności. Zanim zareagowałem cmoknął mnie w nos i umknął. Ja natomiast zrobiłem się tak czerwony, że chyba bardziej już nie mogłem. Dopiłem herbatę i odstawiłem kubek. Naciągnąłem kołdrę aż na twarz i skuliłem się na łóżku chowając najbardziej jak mogłem.

- Głupi, Hatake.- bąknąłem do siebie pod nosem.

To nie tak, że mi się to nie podobało. To, co przed chwilą zrobił było nawet przyjemne i zabawne. Jednak nie mogę mu tak pozwalać na takie zawstydzające zachowania.

Moje rozmyślania i postanowienia przerwało pukanie.

- Proszę!- powiedziałem głośno.

Domyślałem się, że to nie Hatake ani Maruna. Oni nie pukają. Wchodzą jak do siebie. Drzwi się otworzyły. Stanął w nich mężczyzna, który lata młodości zdecydowanie miał już za sobą. Podszedł do mnie. Swoją wielką torbę postawił na krześle, na którym wcześniej siedział Hatake. Byłem trochę zaskoczony, że nie miał na sobie tego przeklętego kitla.

- Jak się czujemy?- zapytał łagodnym głosem lekko się uśmiechając.

- Lepiej.- mruknąłem spod kołdry patrząc na niego nieufnie.

- Nie musisz się mnie bać. Nie zrobię ci krzywdy. Posłucham teraz twoich płuc, dobrze? Pozwolisz?

- Po co?- mruknąłem czując, że nie mam za wielkiego wyboru.

- Żebyśmy wiedzieli czy coś im dolega czy nie. Później Chciałbym osłuchać twoje serce. Obiecuję, że nie będzie bolało. Może być tylko trochę chłodny.- powiedział cierpliwie.

- To naprawdę konieczne?- mruknąłem znów zrezygnowany.

- Tak. Nie chcemy, żeby ci się pogorszyło.- powiedział sięgając do mojego czoła.

Dotknął go, a ja momentalnie zadrżałem i zamknąłem oczy.

- Wciąż masz temperaturę.- stwierdził.- Dobrze, że się obudziłeś i jesteś przytomny. To znaczna poprawa.- dodał po chwili i sięgnął do torby.

Burknąłem tylko coś pod nosem tak, żeby nie mógł zrozumieć. Podsunąłem się trochę do przodu, by miał dojście. W ten sposób zakomunikowałem mu, że może to zrobić. On już bez słowa założył to piekielne urządzenie do osłuchiwania. Włożył zatyczki do uszu i podciągnął mi koszulę z tyłu. Spiąłem się mimowolnie. Poczułem dotyk zimnego metalu na plecach i zadrżałem.

- Ciiii...- powiedział łagodnie.- Proszę głęboko oddychać.

Zrobiłem, co kazał, by ta mordęga skończyła się jak najszybciej. Popukał mnie po chyba całych plecach. Wreszcie zabrał to.

- Teraz z przodu.- zakomenderował.

Nie bardzo chciałem wydobywać się z mojej bezpiecznej przystani.

- Nie będę patrzył. Tylko cię osłucham pod koszulą, dobrze?- zapytał widząc moje wahanie.

Pokiwałem mu głową, że mogę na taki kompromis pójść. Wyprostowałem się. Czułem jak mi serce wali. Podniósł mi koszulę i wsunął tam to dziadostwo. Dotykał tam znów całą prawie pierś. Wyciągnął i uśmiechnął się łagodnie.

- Nie było aż tak źle, prawda?- bardziej stwierdził niż zapytał.

Pokiwałem tylko głową.

- Ależ jesteśmy nieśmiali, co?- zaśmiał się. Jakoś tak inaczej niż robi to Hatake.

Spuściłem w odpowiedzi tylko wzrok.

- A teraz proszę powiedzieć: AAAAA.... szeroko otwierając usta.

Zobaczyłem, że ma w rękach drewniany, lekarski patyczek. Poczułem to głupie uderzenie paniki i chyba nieźle zbladłem, bo cofnął rękę, a ja schowałem się całkiem pod kołdrę.

- Nie wiem, co ci się przytrafiło, ale zbladłeś strasznie. Spróbujmy bez tego. Tylko zajrzę, dobrze?

- Nie chcę.- burknąłem spod kołdry.

- Nawet nie będę dotykać. Chcę tylko zobaczyć twoje gardło.

- Nie chcę?

- Tylko spojrzę i już nie męczę, dobrze?

- Ughm...- mruknąłem i wychynąłem spod kołdry.

Zamknąłem oczy i otworzyłem usta. Spiąłem się. Faktycznie nie czułem dotyku. Podejrzałem jednym okiem. świecił mi jakąś latarenką i zaglądał w usta. Wreszcie odsunął się.

- I po krzyku.- powiedział.- Masz jeszcze zaczerwienione gardło i podwyższona temperaturę. Dam ci zastrzyk z lekarstwem. Chyba, że połkniesz tabletki?

- NIE!- krzyknąłem głośno i bardzo rozpaczliwie, bunkrując się pod kołdrą i trzęsąc jak galaretka.

Usłyszałem jak drzwi do pokoju się gwałtownie otworzyły i ktoś wbiegł do środka.

- Co się tu dzieje, do diabła?!- usłyszałem znajomy męski głos.

Na wszelki wypadek nie wychylałem się z mojego względnie bezpiecznego, póki co schronienia. Słyszałem tylko nerwową rozmowę tuż nad sobą.

- Chciałem mu tylko dać lekarstwo.

- Żadnych tabletek, a teraz, proszę wyjść, doktorze.

Zapadła napięta cisza. Nie wiem, co oni tam robili, ale nie miałem zamiaru się wychylać, a nuż to zasadzka? Lekarz w końcu przerwał to milczenie.

- Dobrze. Wyjdę. Wypiszę mu receptę.- oświadczył sucho. 

- Mhm.- mruknął niezbyt przekonująco.

Usłyszałem szelest i zamykanie torby. Potem czyjeś oddalające się kroki. Drzwi zamknęły się niezbyt gwałtownie. Po chwili poczułem jak ktoś siada tuż obok. Nie próbował dostać się do mojego bunkra. Objął mnie tak razem z kołdrą i przytulił. Mocno. Milczał. Nie narzucał się z wymuszona rozmową. Po prostu siedział obejmując mnie w ciszy. Byłem mu za to wdzięczny. Może i był zboczony. Może i był jednorazówką. Może i mnie nie kochał, ale obronił mnie. Zajmował się mną jak byłem słaby. Pewnie chciał tylko jednego. Jednak teraz potrzebowałem jego ciepła, zapachu, dotyku. Wychynąłem z mojego schronienia. Spojrzałem na niego niepewnie. Uśmiechał się do mnie lekko.

- No chodź, jeśli chcesz.- powiedział cicho.

Wtuliłem się w niego. Pachniał zaskakująco delikatnie. Złapałem go za koszulkę i zacisnąłem pięści. Czułem, że się trzęsę i że dłużej już chyba nie wytrzymam. Jeśli pomyśli, że jestem beksa czy coś, to trudno. Nie mogłem już tego w sobie dusić. Wybuchnąłem płaczem. On w odpowiedzi tylko objął mnie mocno ramionami. Nie mam pojęcia jak długo szlochałem w jego ramionach. W końcu łzy mi się skończyły. Byłem zmęczony. Trochę zaczęła mnie głowa boleć. Zamknąłem oczy. Jego spokojne bicie serca jakoś tak mnie uspokajało.

- Chcesz pić? Zjesz coś? Mam coś pysznego, co powinno poprawić ci humor.- zapytał zaskakująco cicho. Pewnie nie wiedział, co z tym fantem zrobić. Płaczący facet, to chyba nie jest norma. 

- Jestem zmęczony.- mruknąłem.

- Najpierw zjesz, a potem drzemka, dobrze skarbie?- nalegał znów. 

- Dobrze.- skapitulowałem. Zwłaszcza picie brzmiało całkiem dobrze. 

Wypuścił mnie z objęć i zamierzał wstać. Wciąż trzymałem go za koszulę.

- Nie zostawiaj mnie.- powiedziałem cicho.

- Tylko pójdę po jedzenie i zaraz wracam.

- Zostań, proszę.

Westchnął ciężko, ale usiadł spowrotem. Odwrócił się w stronę drzwi.

- Maruna!- krzyknął donośnie.

Po chwili drzwi otworzyły się i stanęła w nich widocznie zaniepokojona Maruna.

- Co się dzieje?- zapytała chcąc ruszyć mi na ratunek.

- Zamówienie moje przyszło?- zapytał ignorując jej intencję

- Tak.- burknęła jakim niezbyt zadowolonym głosem. 

- Jeszcze ciepłe?- zapytał.

- Tak.

- A możesz przynieść z pałeczkami? Iruka musi coś zjeść, a jak widzisz jestem trochę unieruchomiony.

- Jasne.- niemal warknęła. Może poczuła konkurencję? Może była zła, że nie wyrzuciłem go na zbity pysk? Zrobiłbym to niewątpliwie gdybym nie był w tak żałosnym stanie. 

Wyszła. Po chwili wróciła z miską i pałeczkami. Postawiła ją na stoliku obok łóżka.

- Potrzebujecie coś jeszcze?

- Nie. Tylko trochę spokoju. Iruka jest już wystarczająco rozdygotany.

- Co się stało?- zapytała atakująco i zmarszczyła brwi w ten charakterystyczny sposób. 

- Zapytaj doktora. Podobno jakieś leki chciał mu podać.- wybronił się. 

- Aha. Porozmawiam z nim.- powiedziała i wyszła.

Hatake poruszył się. Próbował sięgnąć po miskę, ale coś nie mógł za bardzo sięgnąć.

- Zjesz sam? Dasz rady?- zapytał mnie

- Nie wiem. Strasznie zmęczony.- mruknąłem czując się zmęczonym, zbyt przerażonym i włączył mi się tryb ameby. 

- Pozwolisz, że ja to zrobię? Puścisz mnie?- pytał dalej. 

Pokiwałem tylko potakująco głową. Puściłem go. Wstał, a ja go bacznie obserwowałem. Wślizgnął się za mnie. Pociągnął do siebie. Oparłem się plecami o niego. Był tak przyjemnie ciepły. I ten kojący zapach. Jego własny zmieszany z różano- ziołową nutą. Sięgnął po miseczkę. Położył ją na moich nogach. Wsunął ręce pod moje. Sięgnął po pałeczki. Nabrał trochę makaronu. Podniósł i skierował je do moich ust. To było trochę żenujące, ale kompletnie nie miałem sił nawet sięgnąć po pałeczki, a co dopiero jeść.

- Smacznego.- powiedział, a ja wziąłem porcję jedzenia do ust.

Przeżułem. Dopiero wtedy poczułem, że faktycznie jestem głodny.

- Dobre. Jeszcze.- powiedziałem zaskoczony. Musiał faktycznie jakieś rozeznanie zrobić.

- Cieszę się, że ci smakuje. Najlepszy ramen z kurczakiem w mieście.- powiedział podając mi kolejną porcję. Mógłbym przysiąc, że się z tyłu uśmiechnął.

- Skąd wiedziałeś, że uwielbiam ten ramen?- zapytałem próbując nie zasnąć zbyt szybko. 

- Wczoraj pytałem cię co byś zjadł gdybyś miał jeść, to wymamrotałeś, że ramen z kurczakiem, więc zrobiłem rozpoznanie i wybrałem najlepszy moim zdaniem.

- Głupi Hatake.- burknąłem chętnie biorąc kolejną porcję.

- Au. Czemu wciąż tak oficjalnie? A ja tak się staram.- mruknął mi prosto do ucha.

- Zboczony pies, Kakashi.- odmruknąłem niby poprawiając się.

Nic już nie powiedział, ale miałem wrażenie, że jemu to się nawet spodobało. Naprawdę ten koleś jest dziwny. I jak na razie zbyt przyjemnie ciepły i pachnący, żeby go brutalnie wygonić. Nie wiem ile zjadłem ,ale w pewnym momencie poczułem się już tak bardzo zmęczony, że zasnąłem nad miską i w jego zboczonych, wciąż przyjemnie pachnących, ramionach. Byłem spokojny, gdyż w pokoju obok była Maruna. Gdyby Hatake czegoś próbował na pewno by mnie uratowała. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro