00110010
(Opowiada Iruka)
Pracowałem właśnie nad nową aktualizacją do jednego z programów, z którego korzysta dział marketingu, kiedy podszedł do mnie kierownik zmiany. Nawet go nie zauważyłem.
- Hej, Umino-san. Wybacz, że odrywam cię od pracy, ale mamy ważne zgłoszenie.
- C-co, proszę?- wzdrygnąłem się i lekko nieobecnym wzrokiem spojrzałem na intruza w myślach wciąż powtarzając sekwencję działań.
- Umino-san, na litość niebios. Zawsze musisz się wyłączać kiedy nad czymś pracujesz?
- Wybacz, Himura-san, ale tak pracuję szybciej i efektywniej. Coś się stało?- zapytałem ściągając okulary i przecierając nieco zmęczone oczy.
- Mam zgłoszenie poważnej awarii. Parter, sala A099. Komputer nawalił, z tego, co mi powiedziano wygląda to na jakiś błąd w jądrze. Posłałbym kogoś innego, ale zostały mi same miernoty. Do jutra się z tym nie uporają. Poratujesz?
- Jasne. Dokończę tylko linijkę kodu, żeby mi się nie posypało i pójdę tam.
- Dzięki, ratujesz nam wszystkim tyłki. Hatake-san, to istny wrzód na tyłku.
- Jest aż tak zły?
- To ty nic nie wiesz?
- Coś tam kiedyś słyszałem, że ktoś taki istnieje i to jednorazówka łóżkowa.
- Ech... wszystko sprowadza ci się do łóżka?
- A gdzie tam, częściej do jedzenia.- odpowiedziałem uśmiechając się szeroko.
Kierownik nic już nie powiedział. Machnął tylko ręką i poszedł. Wreszcie się skupię. Szybko napisałem, tą brakującą linijkę. Spakowałem laptop i wziąłem zapasowy kabel, by móc się połączyć z teoretycznie zepsutym sprzętem. Wstałem i wyszedłem bez słowa. Szybko znalazłem się na miejscu. Podszedłem do fotografa, który był widocznie załamany. Uśmiechnąłem się życzliwie. Nie mogę wyglądać posępnie, to zwykle ich strasznie drażni. Muszę być miły.
- Przysłało mnie DOI, to w czym jest problem?
- Dziękuję, że pan tak szybko przyszedł. Gdzie moje maniery, Genimo Dainashi, fotograf. Coś znowu z komputerem. Nic nie mogę otworzyć. Ciągle się zawiesza, albo twierdzi, że brakuje jakiś plików, a pliki tekstowe otwierają się w jakimś szeregu niezrozumiałych znaków, już pomijając, że działa tak wolno, że zdążyłbym zrobić sobie herbaty i wrócić, a on jeszcze by się zastanawiał czy wykonać tę operację czy jednak jeszcze poczekać i mnie podenerwować. Czasem mam wrażenie, że robi to specjalnie, tylko, że to przecież maszyna, nie może być złośliwa jak człowiek.
- Rozumiem, to chwilę może zająć. Podejrzewam, co się mogło stać i gdzie szukać błędu, ale mimo wszystko to potrwać może trochę więcej czasu niż zazwyczaj się zakłada i będę potrzebował całego tu miejsca. Komputery i sztuczna inteligencja nie są takie głupie jak się wszystkim wydaje. Po prostu komunikują się z nami, twórcami w swój specyficzny sposób. Widocznie coś jest naprawdę źle, a ja zaraz się dowiem, co.- powiedziałem łagodnie, choć nie wiedziałem, czy weźmie moje słowa na serio, czy pomyśli, że się z niego nabijam.
- Jej, naprawdę, tak mi się właśnie zdawało. Poczekamy ile będzie trzeba, tylko będę się musiał rozmówić z modelem.- wyglądał na ożywionego tą wiadomością. Chociaż mam wrażenie, że trochę źle mnie zrozumiał i teraz przy każdym błędzie czy coś będzie zwalał wszystko na to, że komputer się na niego uwziął i robi mu na złość.
- Rozumiem. Zajmę pana miejsce i zaraz zobaczymy, cóż się takiego stało.- westchnąłem ciężko siadając przed zepsutym laptopem.
- Jasne. Oczywiście, proszę siadać i się rozgościć. Będę wdzięczny za jak najszybszą naprawę usterki.- mówił szybko jakimś błagalnym tonem.
- Proszę na mnie nie zwracać uwagi i zająć się czymś innym, to może chwilę potrwać.- poinformowałem zakładając okulary do pracy przy komputerze. Zwykle ich nie noszę. Nie są mi potrzebne i nie przepadam za nimi. Jednak przy komputerze muszę je założyć, gdyż szybko męczą mi się oczy, zaczynają boleć i łzawić. Pomijając fakt, że z takiej odległości ledwo widzę. Niestety jestem dalekowidzem i przy tak małej odległości od obiektu, na który patrzę wszystko po chwili zaczyna mi się zlewać i nijak nie mogę zogniskować wzroku, by dobrze widzieć, stąd okulary.
- Oczywiście.- wydusił z siebie fotograf i już mi nie przeszkadzał. Mogłem zająć się pracą.
Kiedy usiadłem zacząłem podłączać mój komputer do tego, który się zepsuł, że też nie mają przy sobie zapasowego właśnie takie wydarzenia, a gdyby to się stało w tak zwanym terenie? O, nie. Na pewno bym do nich nie jechał. Niech to sobie wybiją z głowy. Nie jestem mobilnym pogotowiem informatycznym. W między czasie zauważyłem, że pojawił się wspomniany przez fotografa model. Był wysoki, no wyższy ode mnie o jakąś głowę może półtorej, miał boskie ciało i jasnosiwe, niemal białe włosy, które sterczały mu zadziornie nadając wyglądu awanturnika. Chociaż pewnie jak były mokre to oklapywały wyglądając jak mokry, zużyty mop do podłogi. Uśmiechnąłem się lekko pod nosem. To było nawet zabawne porównanie zwłaszcza jeśli chodzi o jego osobę. W rzeczywistości wyglądał równie seksownie jak na zdjęciach. Po tym stwierdzeniu i uruchomieniu w międzyczasie odpowiedniego programu pogrążyłem się w pracy. Ignorując inne myśli, a także wszystko, co działo się wokół i nie związane było z zadaniem. Przeszukiwałem linijki w poszukiwaniu błędów, które mogły narobić takiego zamieszania. Czułem, że ktoś mnie obserwuje, a wkrótce poczułem czyjś ciepły oddech na szyi. Nigdy tego nie zrozumiem, co oni chcą przez to osiągnąć. Nie pomogą, bo się nie znają i nie przyspieszą tego tylko dlatego, że się wpatrują jak sroka w gnat. To dość irytujące. Na szczęście zdążyłem się do tego już przyzwyczaić i zwykle, jak to kierownicy mówią, wyłączam się na otoczenie. Zerknął na drugi monitor. Program zebrał wystarczająco danych, więc przełączyłem się na konsolę systemową. Wpisałem szereg odpowiednich komend. Potwierdziłem i spojrzałem na wykresy programu diagnozującego. Najlepiej nie było. Postanowiłem dać mu jeszcze z pięć minut na analizę i odwróciłem się do upierdliwego wpatrywacza. To był nie kto inny jak seksowny model. Czego chciał ode mnie? Przecież ja nawet nie wyglądam!
- Mogę w czymś pomóc?- zapytałem łagodnie, by nie pomyślał, że jestem jakiś wyjątkowo niemiły czy coś.
- podziwiam tylko jak szybko śmiga pan po klawiaturze. ja choćbym się starał to w życiu bym pana nie dogonił.- powiedział jakoś tak wymijająco, choć czułem, że nie o to mu chodzi. Nie mam zbyt wiele doświadczenia, ale to zalatywało tanim podrywem.
- Lata praktyki.- powiedziałem i uśmiechnąłem się.
Model nagle wyprostował się jakbym powiedział albo zrobił coś szokującego.
- Cudownie się uśmiechasz.- powiedział niemal się śliniąc, więc jednak podryw.
- Dziękuję, ale nie przypominam sobie żebyśmy przeszli na ty.- powiedziałem zdecydowanie. Nie podobało mi się to, ale nie potrafiłem powstrzymać lekkich rumieńców na twarzy. On jest tak cholernie seksowny. Próbowałem się uspokoić. Nie mogę być taki łatwy jak rzesza jego fanów i fanek. Nie pozwolę mu się zaciągnąć do łóżka tylko dlatego, że do mnie zagadał. Nie jestem jakimś desperatem, któremu brakuje czegoś w życiu i ma kompleksy. Jeśli myśli, że będę sikał ze szczęścia, bo podszedł i zagadał prawiąc tanie komplementy przy okazji przeszkadzając mi w pracy, to się grubo pomylił. Chyba wolę już potraktować go chamsko.
- Proszę mi wybaczyć ten nietakt. Jestem Hatake Kakashi. Proszę mów mi po imieniu.- Czy on musi rujnować każde postanowienie w tej sprawie? O, nie. Iruka weź się w garść. Muszę się go jakoś szybko pozbyć zanim zrobię się całkiem czerwony i zacznę do niego ślinić i przystanę na wszystko, co zaproponuje.
- Miło mi poznać, pana.... znaczy się Kakashi.- wydusiłem z siebie..- Muszę wracać do pracy.- dodałem czując, że dłużej nie wytrzymam. Czy on nie może już sobie iść?
Na moje szczęście tuż obok modela stanął fotograf i zaczął go odciągać ode mnie. Byłem mu w tym momencie dozgonnie wdzięczny. Naprawię ten złom i uciekam.
- Dość tych flirtów. Czekamy na ciebie. kilka zdjęć na sucho i na dziś będziesz wolny.
- Hej, cukiereczku, co robisz dzisiaj po pracy?- zagadnął nie dając za wygraną.
- Prawdopodobnie pójdę spać i nie jestem jedzeniem.- odpowiedziałem coraz bardziej zły. Nie wiem dlaczego, ale ten facet coraz bardziej zaczyna mi działać na nerwy i kiedyś nie wytrzymam i go huknę.
- Spać? Sam?- zapytał a we mnie się już gotowało.
- spać i to już nie interes Kakashi'ego.- odpowiedziałem twardo, a bynajmniej tak miałem zabrzmieć. Gapiłem się w monitor, ale nie potrafiłem się przez niego skupić.
Odsunął się i powietrze jakby się oczyściło. Nie mówię, że brzydko pachniał. Nie, wręcz przeciwnie. Jego zapach był oszałamiający. Kiedy się odsunął odetchnąłem i spojrzałem na rzędy kodu. Wreszcie mogłem zrozumieć, co program do mnie mówi. Wiem, to trochę głupie twierdzić, że mówi. Jednak dla mnie tak jest. Rozmawiamy przez rzędy znaków kodów i poleceń. Zobaczyłem wreszcie gdzie jest błąd i był trywialny! Jak ja się ucieszyłem z tego. Szybko to naprawię i wreszcie będę mógł stąd iść. Jakie to szczęście.
Niestety jak to ma w zwyczaju, nie trwało długo. Koleś jest naprawdę uciążliwy. Stanął przed monitorem i się gapił, a ja czułem, że już mam wypieki na policzkach. Niebiosa. Błagam, żeby nie pomyślał, że to przez niego.
Odchrząknąłem i zabrałem się za naprawę. Szybko usunąłem błędny plik w jądrze systemu i podmieniłem go na sprawny. Zrestartowałem komputer i jeszcze na szybko przetestowałem. Wszystko już działało tak jak powinno. Ucieszony spakowałem sprzęt i podszedłem do fotografa.
- Przepraszam, że przeszkadzam.- zwróciłem uprzejmie uwagę na siebie.
- Tak? udało się, czy potrzebny będzie serwis czy jak wy to nazywacie?- fotograf odwrócił się do mnie, a na jego twarzy malowała się nadzieja.
- Działa już poprawnie, tylko jest strasznie zaśmiecony. Zalecałbym usunięcie niepotrzebnych elementów i uruchomienie mu chociaż defragmentacji. Wtedy dłużej będzie działał tak jak powinien. Inaczej zobaczymy się znów za parę dni.- poinstruowałem dodając standardową groźbę.
- Rozumiem. Dziękuję za szybką i skuteczną pomoc.- odpowiedział naprawdę ucieszony i nawet podziękował! Tak rzadko to się zdarza, że zrobiło mi się miło.
- Nie polecam się na przyszłość.- odpowiedziałem uśmiechając się i wyszedłem z sali zdjęciowej.
Odetchnąłem i żwawo ruszyłem do swojego pokoju. Postanowiłem, że dla odprężenia przejdę się schodami zamiast czekać na windę. Dobrze, że nasz budynek nie należy do najwyższych i nie musiałem się drapać na samą górę. Wszedłem do pokoju i skierowałem się bez słowa do mojego biurka. Tyle, co zdążyłem wyjąć laptopa z torby, a już ktoś mi się znowu zmaterializował na plecach.
- Cześć, Skarbie. Masz wolny weeeekend? Może byśmy gdzieś wyskoczyli?- intruz zaświergotał mi radośnie niemal przyklejając się do moich pleców. Lubię ją, ale nie toleruję takich zachowań w pracy, są nieprofesjonalne.
- Maruna. Nie strasz mnie. Zawału kiedyś dostanę. Dyżur mam w weekend.- wszędzie poznałbym ten głos i zapach herbacianych perfum, który z resztą bardzo lubię. Starałem się przybrać jak najbardziej poważny ton głosu.
-Czyli znowu nici z tego?- powiedziała tak rzewnym głosem, że nie miałem serca jej tak zostawić. Myślę, że ona o tym wie i to wykorzystuje.
- Możemy gdzieś wyjść, ale bez alkoholu i jak zadzwonią to będę musiał iść.- powiedziałem zrezygnowany czując przez skórę, że mogę tego żałować.
- Taaak? Super! Zgadzam się! Rezerwuj sobotę!- tak się ucieszyła, że aż mnie uściskała wgniatając swój okazały biust w plecy.
- Niedzielę.- burknąłem wiedząc, że inaczej znów nic przez cały weekend nie zrobię.
- Czemu nie sobotę?
- Wybacz, ale kiedyś muszę zrobić zakupy i posprzątać.- odpowiedziałem uwalniając się z jej objęć.
- A jak przyjdę i ci pomogę?- jak zwykle nie rezygnowała.
- Nie. Posłuchaj, słońce ty moje, bozia mi dwie rączki dała i chcę to zrobić sam. KPW?
- O raju. no dobra. Skoro się tak upierasz... a może pójdziemy na mały kompromis?
- Jaki znowu?
- Wieczorem w sobotę... powiedzmy o 18? 19? Przyjadę i zrobię ci coś dobrego na kolację, a potem obejrzymy jakiś film? U ciebie?
- A jak będę zbyt zmęczony albo zrobię się niegrzeczny to, co?- zacząłem ją podpuszczać.
- To zrobię ci masaż, a potem albo pójdziemy spać albo się zabawimy. Zgoda?
- To kup po drodze olejek o jakimś ładnym zapachu. Masaż brzmi kusząco.
- To jesteśmy umówieni, kochanie.- powiedziała i cmoknęła mnie w policzek.
Zanim zdążyłem zareagować w jakikolwiek sposób odfrunęła do siebie cała w skowronkach. Tylko ja nie byłem zachwycony. Stałem jak głupi patrząc za nią i czując jak znów pieką mnie policzki. Westchnąłem ciężko i wreszcie mogłem zająć się kończeniem przerwanej mi pracy. Za plecami słyszałem szepty kolegów z pokoju. No jakby nie mieli, co robić tylko mnie obgadywać, jakbym ich nie słyszał. A niech myślą, co chcą, byle tylko mi więcej nie przeszkadzali w pracy, bo do jutra tego nie skończę.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro