00110001 00110100
(Opowiada Iruka)
Obudziłem się czując wcale nie wypoczęty. Zupełnie jakbym nie kładł się spać w ogóle. strasznie chciało mi się pić, ale jakoś nie miałem sił by iść do kuchni. Nie chciało mi się nawet podnosić z łóżka. Przypomniałem sobie, że powinienem mieć jeszcze butelkę wody. Sięgnąłem za łóżko. Trafiłem na nią. złapałem i z jakimś wysiłkiem wciągnąłem na łóżko. Usiadłem. z mozołem odkręciłem ją. Zachłannie piłem do sytości. Ku swemu rozczarowaniu spostrzegłem, że przyjemnie chłodna woda już się kończyła.
Byłem bardzo niezadowolony z tego powodu. Chyba muszę wstać i przynieść sobie jej więcej. Odkryłem się i przesunąłem tak, by wygodniej mi było się zsunąć z łóżka. Zakręciło mi się nagle w głowie i opanowało mnie to dziwne mdlące uczucie.
Nie wiem ile to trwało. Wszystkie dźwięki docierały do mnie z opóźnieniem. Otworzyłem oczy, ale widziałem tylko kolorowe drobne kropeczki. Zamrugałem intensywnie parę razy. Niewiele pomogło więc zamknąłem oczy. Leżałem tak zastanawiając się, co to ma być? Co się właściwie ze mną dzieje?
Zupełnie jak wtedy. Wciąż nieustannie odczuwam ten dziwny niepokój. Znów wszystko mnie stresuje i ściska w środku. Czuję dziwny ból gdzieś na dnie serca. Boję się iść do pracy.
Tam będzie i Maruna i ten piękny dupek, o którym nie mogę zapomnieć chociaż bardzo się staram. Wciąż chodzi za mną to smutne spojrzenie. I strasznie stresuje mnie sama myśl, że jak nie przyjdę do kolejnej awarii, którą spowoduje, to przylezie do biura dręczyć mnie przy wszystkich. Nie dam rady pracować w takich warunkach. I ten nerwowy śmiech powrócił.
Chyba nie mam wyboru. Sięgnąłem po komórkę. Otworzyłem oczy. Na szczęście obraz już powrócił do normalności. Wybrałem numer.
- Iruka? Coś się stało, że dzwonisz o tej porze?
- Tak. Przepraszam. Chyba, chyba mi się wróciło. Nie dam rady sam sobie z tym poradzić. - Wybacz, że tak nagle, ale czy możesz do mnie przyjechać?
- Znalazł cię? Ktoś ci groził?
- Nie. To coś innego.
- Dlaczego to ty nie przyjedziesz do mnie?
- Nie mogę. Jakiś kwadrans temu zemdlałem. Chyba. Nie jestem pewien. Przepraszam cię. Jestem strasznie zmęczony.
Nie mam pojęcia, co odpowiedziała. Czy w ogóle coś odpowiedziała. Nagle poczułem się tak strasznie wyczerpany, że oczy same mi się zamknęły. Nie miałem kompletnie sił, by z tym walczyć. Nie wiem nawet czy się rozłączyłem czy odleciałem podczas rozmowy.
Obudziło mnie dopiero natarczywe dobijanie się do drzwi. Przez chwilę kompletnie nie docierało do mnie co się dzieje i gdzie jestem. Powoli otworzyłem oczy. Zdawało się, że wszystko w porządku. System mi się tym razem poprawnie załadował. Na wszelki wypadek nie spieszyłem się ze wstawaniem z łóżka. Wolałem uniknąć kolejnego odlotu. Pukanie nie ustawało. Może jednak powinienem ten dzwonek założyć? Chociaż nie wiem czy nie wkurzałby mnie bardziej niż pukanie. Na boso dotarłem jakoś do drzwi. Nie miałem sił na szukanie kapci. Otworzyłem je. Na zewnątrz stała Shizune. Była widocznie zaniepokojona. W ręku zauważyłem jej spec walizkę.
- Iruka? Co się dzieje? Jesteś chory? Nagle przestałeś się odzywać...
- Przepraszam. Czuję się wyczerpany, ale nie fizycznie. Nie wiem co się stało. Nagła senność zrestartowała mi system. Przepraszam.
- Mogę wejść?
- Oczywiście. Prosze, proszę.- powiedziałem otwierając drzwi szerzej i wpuszczając ją do środka.- Herbaty?- zapytałem zamykając je za nią.
- A masz kawę?
- Tak. Oczywiście. Już robię. Rozgość się.
Shizune weszła zaraz za mną do kuchni. Postawiła walizeczkę obok krzesła. Usiadła i obserwowała mnie tym swoim łagodnie badawczym spojrzeniem. Zwykle strasznie się stresuję, kiedy ktoś mi się tak mocno przygląda i patrzy na ręce, ale jeśli o Shizune to już do tego przywykłem. Spędziliśmy ze sobą bardzo dużo czasu, więc dokładnie wiem, co jest powodem jej niemal nieustannie obserwującego spojrzenia.
Woda się zagotowała i zalałem jej kawę a zaraz za nią swoją herbatę. Ostatnio strasznie męczy mnie pragnienie. To pewnie też od stresu. za dużo elektrolitów i tego wszystkiego przez to tracę dlatego wciąż chce mi się pić. Postawiłem przed nią kubek.
- z mlekiem i cukrem?- zapytałem nie wiedząc, czy dobrze pamiętam.
- pamiętasz. Jak miło.
Otworzyłem lodówkę i postawiłem przed nią butelkę mleka. Otworzyłem szafkę i wyciągnąłem z niej pudełko, w którym trzymam słodziwo i paczkę jakiś ciastek. chyba maślanych.
- mam tylko taki. Co prawda nie z buraków, ale co najmniej tak samo słodki, jak nie bardziej. I jeszcze to. Częstuj się jak masz ochotę. Zawsze mam jakąś na wypadek niespodziewanych odwiedzin.
- Maruna, prawda?
- tak. Aktualnie chyba tylko ona. Chociaż czasem Hiruzen-sama wpadnie i Asuma-san wpadną.
- Dobrze, że się całkowicie nie odizolowałeś od społeczeństwa.
- Bardzo chciałem ,ale mi nie dali. Shizune?
- Tak?
- Dlaczego ja nie mogę być normalny?
- Po tym co się stało nikt nie byłby normalny. Podziwiam jednak twoją siłę. Większość ludzi po czymś takim popełniłaby samobójstwo. Wierzę, że dasz radę jeszcze się w kimś zakochać, ale potrzebujesz czasu. A wsparcie jak sądzę masz.
- Nie o to mi chodzi. Dlaczego ja nie mogę być hetero? Dlaczego jestem takim wynaturzeniem?!
- Nie jesteś wynaturzeniem. Najwyraźniej należysz do tych 10% istnień na świecie, które wolą tą sama płeć. I to wcale nie oznacza, że nie potrafisz kochać. Nawet w świecie zwierząt to się zdarza tak samo często jak wśród ludzi. A próbowałeś chociaż mieć dziewczynę? Umówić się na randkę i tak dalej?
- Tak. Chodziłem kiedyś z Maruną. Nawet próbowaliśmy TEGO. Tylko, że jak ona mnie dotykała to dostawałem gęsiej skórki a jak chciała pocałować to dostawałem szczękościsku. Nie, żeby była brzydka i zaniedbana, płaska czy coś z tych rzeczy. Maruna jest naprawdę ładną kobietą. Ma przyjemne w dotyku, miękkie ciało. Naprawdę chciałem, ale nie dałem rady się przełamać. W ogóle mnie to wszystko nie podniecało i czasem mam wrażenie, że ją zawiodłem, że złamałem jej serce. I próbowałem z nią o tym porozmawiać. Ona jednak swoim zwyczajem zbagatelizowała temat mówiąc, że jestem z tych prawdziwych homo facetów. Dalej jest moją najlepszą przyjaciółką i czasem próbuje mnie znów podrywać mimo, że wie jak to się skończy nawet gdybym się zgodził. To bez sensu.
- Jeśli czułbyś się szczęśliwszy to istnieje jeszcze dość ryzykowana metoda, by coś na to zaradzić.
- jaka?
- Hormony albo operacja zmiany płci. Dalej wolałbyś facetów, ale byłbyś kobietą a nie wiem czy w tej skórze byłoby ci dobrze.
- Nigdy o tym nie myślałem, ale chyba już wolę być tym czym jestem. Chyba nie potrafiłbym się przestawić na bycie kobietą. Co prawda Maruna miałaby nieziemski ubaw ucząc mnie bycia jedną z nich a potem bylibyśmy największymi przyjaciółkami, ale to jednak chyba zbyt dziwaczne i nie. Nie przejdzie.
Shizune spojrzała na mnie jakby lekko rozbawiona moim wywodem. Zacząłem się obawiać, że nie mówiła tego na poważnie.
- Ty naprawdę jesteś zdesperowany. Skoro nie on, to musiało się stać coś innego. Możesz mi powiedzieć? Nie wiem jak ci pomóc.
- Boję się iść do pracy.
- Z powodu Maruny? Z nią mogę porozmawiać, żeby ci trochę odpuściła.
- Nie. Do tego chyba przywykłem, choć czasem to męczące.
- Czyli chodzi o faceta? Ktoś wpadł ci w oko, ale boisz się zostać odrzucony, zraniony?
- O faceta. Boję się. Bardzo. Jednak... to on nalega, żeby się ze mną umówić mimo moich odmów. Jest nachalny i piękny. Jest prawie jak Mizuki, ale ma takie smutne spojrzenie. Zupełnie jakby zza tych wyzywających pozornie radosnych oczu wyzierało jakieś bardzo bolesne zdarzenie i samotność. Boję się, że mu ulegnę, że on weźmie czego pragnie i mnie zostawi. Nie chcę znowu cierpieć. Jeśli wrócę do pracy to on tam będzie. Nie wiem czy potrafię się dłużej opierać. A on jest znany z tego, że zrobi wszystko by cię zaciągnąć do łóżka, wykorzystać na jedną noc i odejść przed śniadaniem bez słowa. A potem nawet na ciebie nie spojrzy polując na kolejną ofiarę. Boję się, że ja tego nie przeżyję.- opowiadałem chyba trochę zaczynając mieszać się w zeznaniach. Miałem coraz większy mętlik w głowie. to uczucie bezsilności i paniki wznów mnie opanowywało.- Beznadziejny jestem, co?- zaśmiałem się nerwowo czując równocześnie nieprzyjemny uścisk w żołądku.
- Iruka? Znowu to robisz.- powiedziała patrząc na mnie podejrzliwie.
- Wiem. Przepraszam. Dlatego do ciebie dzwoniłem. Szczerze ich nienawidzę, ale dasz mi coś? Sam ze sobą nie wytrzymam.- powiedziałem nie patrząc na nią.
- Mogę ci dać coś na ustabilizowanie emocji i na te uderzenia paniki.
- Dobrze. Chyba jednak nie powinienem był z nich rezygnować. Czuję się taki wyczerpany. Zupełnie jakbym stał na cienkiej krawędzi szaleństwa.
- Przepiszę ci tabletki. Są naprawdę skuteczne....
- Nie chcę!
- Przed chwilą.... ach tak. Przepraszam. Mój błąd. Zapomniałam. Chwileczkę. Wzięłam coś z myślą właśnie o tobie. Lek nowej generacji w żelu. Łatwy do połknięcia. Nie budzi tych negatywnych emocji. I szybko działa.- powiedziała schylając się po tą swoją walizkę.
Otworzyła ją. Grzebała w niej dobrą chwilę. W ogóle nie rozumiem zamiłowania kobiet do takiego chaosu. Jak można mieć taki bałagan w walizce, plecaku czy nawet torebce? Jakby nie można było tego wszystkiego poukładać z sensem. Nie trzeba wtedy tracić czasu na bezsensowne poszukiwania.
- Mam!- rzuciła zwycięsko wyciągając nie taką małą paczuszkę.
Odstawiła walizkę. Z paczki wyjęła wąską saszetkę. Przedarła jej górę. - Dam ci teraz pierwszą dawkę i zobaczymy jak na nią zareagujesz. Czy będzie dla ciebie odpowiednia. Może nie działać albo działać za mocno. Dobrze?
- Dobrze.
Powoli okrążyła stół i stanęła obok mnie. Obserwowałem ją. Niby jej ufam, ale nie potrafię się powstrzymać przed taką obserwowania zbliżających się do mnie osób, które chcą czegoś ode mnie, które chcą mi coś zrobić.
- Masz. Połknij to.- powiedziała przytykając mi do ust saszetkę.
Rozchyliłem nieco wargi. Poczułem jak wyciska mi jej zawartość. Galaretowata konsystencja przypominała mi Zerii. Nawet lubię ten sycący deser. Chociaż często nie chce mi się go gotować. Połknąłem to i zaraz popiłem resztką herbaty.
- I jak? Dasz radę je brać?
- Mhm... smakuje jak zerii pomarańczowe. Chyba, że mi się tylko tak wydaje.- odpowiedziałem zgodnie z prawdą.
- Odczekamy kwadransik. Zapytam wtedy jak się czujesz. Zgoda?
- tak. Mogę się przez ten czas zdrzemnąć? Jestem strasznie padnięty. Chyba ostatnio trochę za dużo miałem pracy i stresów.
- Dobrze. Pozwolę sobie zrobić herbaty a ty idź się zdrzemnąć. Jak zaczniesz przysypiać tutaj to jeszcze się przewrócisz i zrobisz sobie krzywdę.
Pokiwałem tylko głową i ostrożnie wstałem. Sunąłem do drzwi niczym żywe zwłoki. Wszedłem do sypialni i tyle co położyłem się na łóżku a już ogarnęły mnie miękkie, zdradzieckie ciemności. Byłem spokojny, mimo że ona siedziała w kuchni i nie wiadomo co robiła. Nie bałem się. Wiedziałem, że nic złego się nie stanie. Nie zrobi mi krzywdy. Ufałem jej podobnie jak Marunie, chociaż Shizune nie była tak upierdliwa i namolna.
Z pustego snu maszyny wyrwało mnie szarpanie za ramię. Leniwie otworzyłem oko, by zobaczyć kto mnie budzi. System nie dokońca mi się jeszcze załadował i widziałem zaledwie rozmazaną sylwetkę. Opornie docierało do mnie, że przecież Shizune tu jest.
- Co się stało?- zapytałem kompletnie zaspanym głosem.
- Wybacz, że cię budzę, ale muszę sprawdzić jak reagujesz na lekarstwo. Pamiętasz?
- Mhm... potrzebuję herbaty. Albo chociaż wody.- wydusiłem z siebie.
- Mam szklankę wody. Wystarczy?
- Musi.- odpowiedziałem niechętnie unosząc się na łokciu i siadając.
Przetarłem zmęczone oczy i dopiero wtedy sięgnąłem po szklankę. Wypiłem duszkiem. Chłodna woda spowodowała, że ostatnie pliki zostały załadowane i wreszcie zacząłem widzieć w miarę wyraźne kształty.
- Zadam ci parę niewygodnych pytań a ty odpowiesz na tyle na ile będziesz w stanie, dobrze?- zaczęła najwyraźniej zgadując, że już zacząłem kontaktować.
Pokiwałem jej głowa w odpowiedzi. Odstawiłem szklankę na stolik i skupiłem się na niej.
- Dlaczego nie chcesz umówić się z tym mężczyzną, skoro sam cię zaprosił?
- Boję się każdego faceta, który się do mnie uśmiecha a zwłaszcza tych, którzy sami z siebie mnie zagadują, chociaż wyglądam raczej jak kupka nieszczęść a nie ktoś wartościowy.
- Do tej pory jakoś ci się udawało.- powiedziała.- Iruka. Posłuchaj mnie uważnie. Już to ustalaliśmy. Nie jesteś bezwartościowy. Pamiętasz?- jej głos nieco stwardniał.
- Mhm... nadaję się jedynie do tego, co robię a według ludzi w firmie jestem niezastąpiony.- odpowiedział niemal automatycznie. bez emocji. Dobry stan.
- No widzisz. Trochę wiary w siebie. Opowiesz mi o tym mężczyźnie? Jak wygląda? Jak się zachowuje ogólnie a jak w stosunku do ciebie? Może jak ma na imię?- na tą odpowiedź rozpogodziła się i zasypała mnie serią kolejnych pytań.
- Taki jednorazowy. Kretyn, który uwielbia robić z siebie idiotę i myśli, że dzięki temu będzie zabawny. Lubi być w centrum uwagi. We wszystkim naj. Jak wygląda? Powiem ci jak się nazywa to resztę już będziesz wiedziała. Hatake Kakashi.
- Ten, Kakashi?- zapytała zaskoczona wyciągając z walizki jakieś jego zdjęcie i pokazując mi je.
- Mhm...- potwierdziłem mruknięciem.- jak mu dać do zrozumienia, żeby zostawił mnie w spokoju?- od razu przeszedłem do głównego pytania, które mnie nurtowało.
- Chyba tak nie do końca chcesz tego, co? Iruka?- zapytała.
- Nie wiem. Już ci mówiłem. Przyciągają mnie jego smutne oczy. Jakby nieme wołanie jego samotnej duszy uwięzione w rozwiązłym ciele. Kiedy tylko się zbliża zaraz się rumienię a serce mi wali jak oszalałe. I wtedy nagle mam uderzenia tego uczucia paniki. Nie potrafię się go pozbyć ani chociaż zagłuszyć. wtedy uciekam, ale przecież nie mogę tego robić wiecznie. Nie chcę, ale za bardzo się boję.
- A chciałbyś spróbować z nim porozmawiać?
- Próbowałem. Nie da się. On chyba umie tylko pajacować i myśli, że każdy zrobi wszystko byleby spędzić z nim parę minut albo lepiej noc.
- Rozmawialiście w cztery oczy?
- Nie. Zawsze w pobliżu ktoś był. Nie dałbym rady zostać z nim sam. Kto wie do czego by się wtedy posunął, skoro przy fotografie o mało mnie nie pocałował! Myślałem, że zawału tam dostanę! Nie dość, że zrobiłem mu niezamierzoną krzywdę, to jeszcze tak mi się system zawiesił, że polałem sobie wrzątek na rękę robiąc herbatkę na uspokojenie!- uniosłem się sam za bardzo nie wiedząc czemu aż tak.
Shizune patrzyła na mnie przez chwilę w milczeniu. Najwyraźniej dokładnie analizowała moje słowa i szukała jakieś rady, pomysłu na rozwiązanie mojego problemu, który byłby najwłaściwszy. A to z pewnością będzie się wiązało z kolejnymi, męczącymi pytaniami.
- Hmm... Sądzę, że powinieneś porozmawiać z nim o tym, co czujesz a nie od razu atakować i odmawiać, chociaż jak słyszę, nieszczególnie chcesz się go pozbyć.- odezwała się, choć bardziej brzmiało to jak próba wyrażenia myśli na głos.
- O tym nie pomyślałem. Myślisz, że będzie chciał słuchać?- zapytałem uważając, że to w sumie nie taki głupi pomysł. Zwłaszcza, że znów będę na lekach to powinienem dać rady z nim porozmawiać. Do tej pory starałem się jak mogłem unikać tego.
- Jeśli naprawdę mu na tobie zależy to tak. Jeśli pożąda tylko jednorazowego zbliżenia to po prostu bądź konsekwentnie niedostępny. Wysyłaj mu same negatywne komunikaty. Wtedy da ci spokój. Odpuści w końcu.
- Acha. Tylko nie wiem czy dam radę cokolwiek z siebie wydusić jak już dojdzie do tej rozmowy. Myślisz, że jak mnie wysłucha to spróbuje zrozumieć? Powinienem dać mu szansę?- wyraziłem na głos swoje wątpliwości.
- Powinność nie ma tu żadnego znaczenia. Musisz się zastanowić, czy chcesz dać mu tę szansę. Czy twoim zdaniem jednak warto zaryzykować. Niestety nie znam go osobiście. Słyszałam tylko sporo, ale to pewnie w większości plotki.
- W takim razie przemyślę to na spokojnie. Pewnie jak nie spróbuję to się nie dowiem?
- Dokładnie. I to od ciebie zależy czy chcesz spróbować. Czy odczuwasz jakieś niepokojące skutki? ból albo zawroty głowy? Nie jest ci niedobrze?
- Nie. żadnych histerii. Nawet, może to tylko moje wrażenie albo autosugestia czy coś ale, czuję się mniej roztrzęsiony.- odpowiedziałem ostrożnie dobierając słowa.
- Rozumiem. W takim razie nie widzę przeciwwskazań. Zostawię ci opakowanie na tydzień. Po tym czasie zajrzyj do mnie. Zobaczymy, co dalej, dobrze? A. I jedną dawkę możesz wziąć nie częściej niż raz na dobę. Rozumiesz?
- Tak. Dziękuję ci. I przepraszam, że cię tak nagle ściągnąłem.
- Nic się nie stało. Przecież powiedziałam, że w razie gdyby coś to masz dzwonić o każdej porze dnia i nocy, tak?- zdecydowanie nie lubię jak tak patrzy i tego tonu.
- Tak.- mruknąłem.
- Tu ci zostawię.- powiedziała kładąc paczkę na moim nocnym stoliku.
- Jeszcze raz dzięki. Może znów będę mógł działać.- powiedziałem cicho.
- Gdyby coś było nie tak, dzwoń. Pójdę już a ty się prześpij. Blado wyglądasz. A może zadzwoniłabym po specjalistkę? Tsunade zna się na leczeniu jak nikt.
- Żadnych lekarzy, szpitali i ich chorych leków.- zaprotestowałem gwałtownie.
- A kto mówił o lekarzach?- zdziwiła się, albo tylko taką udawała.
- Nie chcę. Potrzebuję tylko trochę więcej się przespać.- burknąłem.
- Jak tam sobie chcesz. Jakby co to dzwoń, dobrze?
- Dobrze.- powiedziałem spuszczając nogi z łózka.
- Trafię do drzwi. Śpij sobie.- powiedziała uśmiechając się ciepło. Lubię ją między innymi za ten uśmiech. taki miękki i matczyny. Bezpieczny. Gdybym był normalny to bym się z nią ożenił bez namysłu.
- Muszę do toalety i tak.- burknąłem spuszczając wzrok.
Westchnęła tylko teatralnie i poczekała aż wstanę. Wyszliśmy z mojej sypialni. Ona skoczyła do kuchni po swoją walizkę. Wróciła i założyła buty i kurtkę. Otworzyła drzwi.
- Dzwoń gdybyś czegoś potrzebował, albo zmienił zdanie.- no musiała jeszcze scenę na klatce schodowej odwalać.
- Dobrze. Zadzwonię.- powiedziałem stając w drzwiach i patrząc na nią niezdecydowanie. Miałem dziwną ochotę poprosić, by jednak została ze mną.
Wtem zobaczyłem jak ta stara sąsiadka, która ciągle się czepia włazi po schodach trzymając się pod rękę ze swoją ograniczoną umysłowo wnuczką, która miała na twarzy tyle pudru, że jakby tupnąć obok, to buchnęła by nim jak purchawka. Sam nie wiem, co mnie napadło, ale nagle objąłem Shizune tak jak się obejmuję kochankę, która wychodzi, by za dnia udawać przykładną żonę. Wiem, za dużo czytam romansów. Najdziwniejsze jest to, że bardzo mi się podobają mimo, że są to tylko związki heteroseksualne.
- Przepraszam, Shizune.- mruknąłem jej do ucha.
- Nic się nie stało. Dalej się nimi przejmujesz?
- Nie wiem. Chciałem się trochę zemścić. Czy ja jestem złym człowiekiem?- zapytałem cicho, by one nie dosłyszały, bo już widziałem, że stara nietoperzyca zaczęła strzyc radarami.
- Nie. Nie jesteś zły. To raczej normalna reakcja. Nawet się cieszę, że zamiast uciekać spłoszony to postanowiłeś przejść do ataku.- odszepnęła mi.
Mógłbym przysiąc, że się uśmiechnęła. Powoli, jakby niechętnie oderwała się ode mnie.
- Do zobaczenia, skarbie.- powiedziała głośno teatralnie namiętnym głosem.
- Do zobaczenia, kotku.- odpowiedziałem uśmiechając się, że spodobał się jej ten pomysł i przyłączyła do mojej małej zemsty.
Pomachaliśmy sobie jeszcze na pożegnanie. Już będąc na schodach posłała mi buziaka, na co ja oczywiście zrobiłem się czerwony i nie potrafiłem już dłużej wytrzymać. Szybko schowałem się za drzwi jakbym dopiero teraz je zobaczył. Oparłem się o nie plecami. Słyszałem jak przechodziły korytarzem i stara głośno komentowała i niemal krzyczała na swoją wnuczkę, że się spóźniła i taka dobra partia się jej wymknęła. Przynajmniej może przestaną mnie ciągle wyzywać od odmieńców i czegoś tam jeszcze.
Westchnąłem ciężko. Przekręciłem tylko górny zamek. Poszedłem za potrzebą a potem do łóżka. Napisałem jeszcze krótka karteczkę jakbym za długo spał i Maruna wpadła z kolejną niezapowiedziana wizytą. Na wszelki wypadek gdybym przespał porę brania leku.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro