Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

00110001 00110001

(Opowiada Kakashi)

Obudziłem się z lekkim bólem głowy. Nikt mnie nie poganiał, więc pozwoliłem sobie nie otwierać oczu. Powoli i jakoś opornie dotarło do mnie, że w łóżku nie jestem sam. Czułem ciepło czyjegoś ciała. I ten dziwnie znajomy zapach perfum. Zacząłem leniwie błądzić po przyjemnie gładkiej, niemal aksamitnej skórze. Moje palce natknęły się na rozkosznie miękką i jędrną przeszkodę, którą, chyba bezwiednie już, zacząłem pieścić i ugniatać. W zamian otrzymałem serię sennych, ale nawet rozkosznych jęków.

Trochę to potrwało zanim dotarło do mnie, że to są... CYCKI!

Otworzyłem oczy zamierając w bezruchu. Zobaczyłem długie ciemne włosy. Zerknąłem przez ramię, by się upewnić czy to co czuję to na pewno jest to, o czym pomyślałem. To nie tylko były jakieś tam cycki. Kiedy zobaczyłem jej twarz już wiedziałem, że to są cycki Anko. Tylko jak się znalazła w moim łóżku całkiem naga? Za cholerę nie pamiętam. Przecież położyłem się na drzemkę sam! Ostrożnie podniosłem się i wydobyłem spod niej. Zerknąłem w stronę okna. było coś zdecydowanie za jasno jak na popołudnie czy nawet późne popołudnie. Sięgnąłem po komórkę. Nieprzyjemnie jasny wyświetlacz poinformował mnie z cicha drwiną, że dochodzi południe dnia następnego.

Jęknąłem do siebie i wstałem ostrożnie, by jej nie zbudzić. Podszedłem do aneksu kuchennego nie siląc się na ubieranie czy chociaż zakrywanie tego i owego. Wyjałem sok pomarańczowy i napiłem się do sytości. Postanowiłem wziąć prysznic. Poszedłem więc do łazienki. Skoro było już tak późno i na poranne bieganie i sesję było za późno, to pozwoliłem sobie porozkoszować się chłodnym, orzeźwiającym prysznicem znacznie dłużej niż zwykle.

Wyszedłem wreszcie i przepasany tylko ręcznikiem podszedłem do szafy, by wyjąć sobie jakieś ubranie. To które miałem wczoraj na sobie było już zdecydowanie nieświeże.

- Spędzasz w łazience więcej czasu niż ja.- usłyszałem za plecami i aż się wzdrygnąłem.

Odwróciłem się trzymając w ręku podkoszulek. Spojrzałem na nią jak kusząco leżała opierając się na łokciu prawie w ogóle nieokryta. Tak bezwstydnie naga. Może i nie jestem jakimś znawcą sztuki czy jakimś pasjonatem malarstwa, ale ta poza i spojrzenie od razu skojarzyły mi się z obrazem Goyi. Jak ona miała? Gaia? Freya? Leila? A! Już wiem! Maia!

Jednak ten widok w ogóle mnie nie podniecał. Był ciekawy, apetyczny, ale nic poza tym. Odwróciłem się i założyłem podkoszulek. Nie rozumiem dlaczego czułem coś, co ludzie zwykle nazywają poczuciem winy albo wyrzutami sumienia. Przecież ja, do cholery, nie mam takiego organu! A poza tym przecież nie zrobiłem nic złego. Nie mogę trwać w jakimś głupim celibacie zwłaszcza, że on mnie nie chce. Nie mogłem go więc zdradzić, ale tak się czułem.
"Do diaska. Co on ze mną robi?!"

- Hej, Kakashi. Nie ignoruj mnie.

- O co ci chodzi? Ubieram się jakby ci to umknęło.- rzuciłem od niechcenia, wciągając skarpety i nurkując w szafie w poszukiwaniu spodni. Dobrze, że w łazience zdążyłem wciągnąć bokserki, bo laska by się chyba zaśliniła mi w pościel.

- Mhm... widzę, że już ci lepiej. A wyglądałeś wczoraj na takiego chorego. Jakie ty miałeś cholernie seksowne i podniecające rumieńce. A ten lśniący wzrok....

- I dlatego postanowiłaś skorzystać z okazji i wepchnąć mi się do łóżka?- sarknąłem wciągając spodnie na mój zgrabny i boski tyłeczek.

- Ech. Ty zawsze jesteś taki zimny i arogancki?

- tak.- odpowiedziałem wybierając koszulę.

Widocznie chciała coś jeszcze powiedzieć, bo zmieniła postawę siadając i nagle zakrywając się pościelą, jednak przerwał jej dźwięk dzwonka mojej komórki. Niezadowolony sięgnąłem po nią. Spojrzałem na wyświetlacz. Dainashi dzwonił.

- Yo.- powitałem się krótko.

- O. Kakashi. Jak się czujesz?

- Już w porządku.

- Wczoraj wyglądałeś fatalnie. Dasz rady dzisiaj pracować?

- Przesadzasz. Pewnie. Daj mi kwadransik. Wypiję kawę. Zjem jakąś kanapkę i będę.

- Nawet pół godziny, tylko zjedz coś ciepłego i treściwego na spokojnie, nie w pośpiechu. Nie chcę, żebyś mi w środku sesji dostał rozstroju żołądka.

- Nie traktuj mnie jak jakieś wymuskanej panienki.- warknąłem do słuchawki.

- Dobra, dobra. Masz zjeść coś ciepłego. Naprawdę. Jak nie dla siebie to dla niego powinieneś o siebie chociaż trochę zacząć dbać. Nie będziesz wiecznie młody i piękny.

- Jak nie jak tak. Bogowie się nie starzeją.- rzuciłem żarcikiem.- Mam tylko kanapki w lodówce.- dodałem po chwili zastanowienia.

- To złaź na dół. Musisz zjeść coś ciepłego inaczej nici z twojej sesji.

- powiało grozą. coś jeszcze?

- Widziałeś może Anko? Wszyscy mnie o nią pytają.

- Ta. Jest u mnie. Zaraz jej powiem żeby poszła dręczyć kogoś innego.- rzuciłem z przekąsem.

- Dobra. Czekam na ciebie przy wejściu.

- Ech... daj mi 5 minut.- mruknąłem i rozłączyłem się.

Włozyłem koszulę i szybko zapiałem odpowiednią ilość guzików. Podszedłem do łóżka.

- Jacyś ludzie się o ciebie dopytują i dręczą mi fotografa. Bądź więc tak łaskawa i ubierz się. Ja idę na papu z Dainashim.

- No wiesz... a tak liczyłam na poranne igraszki...

- Ty najlepiej powinnaś wiedzieć, że NIGDY tego nie robię. Czyżbym cię przecenił?- mruknąłem jej do ucha nachylając się.

- Dobra. Tym razem punkt dla ciebie. Jednak wiesz... gdybyś był z kimś to ociepliło by twój lodowaty wizerunek.

- To mnie nie obchodzi. A może dobrze mi jest w skórze Lodowego Władcy?- rzuciłem jej na odchodnym.

Kompletnie nie rozumiem kobiet. Najpierw wpychają ci się do łóżka a potem myślą, że to mnie zmusi do wchodzenia z nimi w związek. A poza tym niby czemu mam ocieplać swój wizerunek? Tak jest przecież dobrze. Jestem piękny, boski i niezdobyty. Jak najcudowniejsza forteca. Ludzie się prawie zabijają żeby spędzić ze mną chociaż chwilę, albo wślizgnąć się do mojego łóżka. Dzięki temu prawie nigdy nie sypiam sam. I jest mi z tym dobrze.

No dobra. Było. Dopóki go nie zobaczyłem i dopóki mi nie odmówił. Spotkałem na swej drodze wielu urodziwych facetów, ale ten jeden nie próbował wepchnąć mi się do łóżka. Nie kombinował jakby mnie usidlić i zmusić do wejścia w związek. Jakie to zdumiewające, że to JA chciałem wślizgnąć mu się do łóżka. Zagarnąć dla siebie. Przywłaszczyć sobie.

- Dalej zamyślony?- głos Dainashi'ego wyrwał mnie z tych rozważań.

- Tylko trochę. Nic się nie martw. Dam radę skupić się na robocie.- powiedziałem trochę zbyt zmęczonym głosem niż zamierzałem.

- Chodź. Solidny posiłek dobrze ci zrobi.- powiedział poklepując mnie po ramieniu.

- Mhm...- mruknąłem tylko i ruszyłem się dając mu do zrozumienia żeby prowadził w stronę stolika, który dla nas zarezerwował.

Na szczęście pracujemy ze sobą już na tyle długo, że już ogarniał to moje komunikowanie się ze światem zewnętrznym w ten sposób. Ruszył radośnie a ja sunałem za nim jak znudzony cień. Usiedliśmy przy stoliku. Zaraz też zmaterializował się obok nas elegancki kelner i zapytał nawet przyjemnym głosem.

- Co sobie panowie życzą?

- Zamówiłem posiłek dla pana Hatake.- odezwał się Dainashi.

- Już sprawdzam czy jest gotowy. Czy coś jeszcze?

- Masz wolny wieczór?- zapytałem niby obojętnym głosem.

- Teoretycznie powinienem, ale musiałbym zapytać szefa.

- To zapytaj. Nie mam z kim iść na drinka po pracy.- odpowiedziałem odpowiedni niskim, zmysłowym głosem, który działał na wszystkich facetów oprócz oczywiście tego jednego, na którym zdawało mi się, że zależy. Mimo to właśnie się umawiałem z innym. To dziwne, ale miałem mieszane uczucia.

- Dobrze. - odpowiedział i zaczerwieniwszy się oddalił pospiesznie.

- Czasami cię nie rozumiem. Twierdzisz, że szalejesz za jednym a umawiasz się z innym. Myślisz, że to w porządku?

- Skoro i tak mnie nie chcę to co za różnica? Nie jesteśmy parą ani nawet przyjaciółmi. On nawet nie chce być moim znajomym z pracy. Dlaczego więc miałoby to być nie w porządku. Nikogo nie zdradzam. I nie będę się dusił w celibacie, bo on jest daleko i nie pozwala mi się nawet dotknąć. Chcesz żebym jutro był w stanie pracować?

- Masz dziwna logikę, Kakashi. Chociaż z drugiej strony trochę cie rozumiem. A bynajmniej staram się. Tak. Chcę. Jeśli ci to pomoże, to nie będę ci robił więcej wykładów i kazań. Jesteś już dużym chłopcem i chyba wiesz co robisz.

- Dlatego lubię z tobą współpracować i nie zamierzam zmieniać.- powiedziałem uśmiechając się do niego.

- Też się już do ciebie przyzwyczaiłem i chciałbym zostać do końca.- odpowiedział i odwzajemnił uśmiech.

Z jednej strony to było dość egoistyczne i z myślą o własnej przyszłości i niemałych pieniądzach jakie dzięki mnie zarabiał, ale teraz dostrzegałem coś jeszcze. Coś przyjemniejszego, choć wciąż nie potrafię tego sprecyzować. Umyka mi dziadostwo.

Wtedy pojawił się kelner z lekko zarumienionymi policzkami i sporą taca. Wyglądał na równocześnie skuionego i jakby onieśmielonego moją propozycją.

- Proszę. Zamówienie. Szef powiedział, że jeśli mam towarzyszyć panu Hatake, to mam wolny wieczór, ale muszę być w stanie przyjść rano do pracy.- powiedział cicho nie patrząc mi w oczy.

- Dainashi. O której dzisiaj kończymy?- zapytałem nie patrząc na niego.

- W związku z tym, że nie było porannej sesji i wczoraj wieczorem, to pewnie gdzieś tak koło 20.00 dopiero skończymy.

- Ok. Hej, piękny. Umówmy się tu przed wejściem o 20.30. pasuje?

- O-oczywiście, Hatake-sama. Będę na pewno. Czy jakiś konkretny strój jest wymagany?- wydusił z siebie czerwieniąc się znowu.

- Coś luźnego na siebie wrzuć. Frakom i garniakom mówimy dzisiaj nie.- powiedziałem uśmiechając się do niego szeroko.

- Do-dobrze. Smacznego życzę.- powiedział i płochliwie uciekł na zaplecze.

- Piękny? To jakiś twój nowy tekst na podryw?- zapytał biorąc swoją porcję.

- A niby jak miałem się do niego zwrócić skoro nie znam jego imienia?- zapytałem zaskoczony biorąc porcję dla siebie.

- Mogłeś go zapytać jak ma na imię. Nie byłoby problemu.

- Problemu? Ja tu żadnego nie widzę. A jemu się chyba podobało, bo się zrobił czerwony jak buraczek.- rzuciłem rozbawiony.

Dainashi tylko pokręcił głową z dezaprobatą, której do niczego nie potrzebuję. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro