Rozdział 5
Obudziłam się przez słońce drażniące moje oczy. Chciałam się podnieść, ale ręka oplatająca moją talię uniemożliwiała to, spojrzałam na osobę leżącą obok mnie. Brett. Rozejrzałam się po pokoju, w którym się znajdowałam, a wydarzenia z poprzedniego wieczoru powróciły.
Powoli zabrałam rękę Talbota z mojego brzucha i wstałam. Rozejrzałam się za moimi ubraniami, które po powrocie do domu będę musiała wyrzucić. Zauważyłam je na podłodze obok biurka, podeszłam do nich i w momencie gdy już miałam się podnieść usłyszałam głębokie jęknięcie. Szybko się odwróciłam, a wzrok chłopaka zrównał się z moim.
- Wolałem gdy stałaś do mnie tyłem i się wypinałaś. - wyszczerzył się i zlustrował mnie wzrokiem.
- Jesteś obrzydliwy. - podeszłam do łóżka, wzięłam poduszkę i go nią w twarz.
- Radzę Ci uciekać.
Zanim ogarnęłam o co mu chodziło, on już był obok mnie z zwycięskim uśmiechem na twarzy. Zaczęłam piszczeć gdy przewiesił mnie sobie przez ramię. Biłam go pięściami w plecy, ale nic sobie z tego nie robił.
- Brett ! Puść mnie, słyszysz ? - dalej to biłam - Brett no !
- Spokojnie. - zrobiłam wielkie oczy gdy uderzył mnie w tyłek.
- Nie wierzę, że to zrobiłeś.
- To uwierz. - powtórzył czynność.
- Brett ! - krzyknęłam zdenerwowana.
W odpowiedzi usłyszałam tylko jego śmiech. Dałam sobie spokój i teraz wisiałam na jego ramieniu jak worek.
- No Ksieżniczko, gotowa ? - Brett stanął przy krawędzi basenu.
- O mój Boże. Brett proszę Cię nie. - przerzucił mnie tak, że teraz trzymał mnie w stylu panny młodej. Spojrzałam na niego, a w jego oczach zauważyłam iskierki rozbawienia.
- No nie wiem. Zbytnio mnie nie przekonałaś.
- Błagam Cię. Zrobię wszystko, tylko nie wrzucaj mnie tam.
- Wszystko? - uśmiechnął się łobuzersko.
- Tak. Tylko postaw mnie na ziemi.
- Okej. Wiesz, że dzisiaj mamy mecz?
- Tak, wiem. - odparłam.
- Przyjdziesz ?
- Tak, jak zawsze.
- Dobra. Przyjdziesz w mojej koszulce. Tej, którą masz teraz na sobie. - wyszczerzył się.
- To w czym będziesz grał?
- Skarbie, mam ich więcej niż ci się wydaje.
Kurczę, a myślałam, że nie będę musiała w niej iść. Liam się wścieknie, ale mu przejdzie. Mam taką nadzieję.
- To jak ? - moje rozmyślenia przerwał Brett.
- Dobra, ale postaw mnie już na ziemi.
- Dobry wybór. - puścił mi oczko.
W domu byłam około południa, bo Brett zrobił śniadanie i koniecznie musiałam je zjeść.
Do meczu zostały jeszcze cztery godziny. Umówiłam się z Mason'em, że przyjdzie do mnie godzinę przed meczem. Bałam się jak zareaguje kiedy zobaczy mnie w koszulce z nazwiskiem "Talbot" na plecach.
Westchnęłam zrezygnowana i pokręciłam głową. Powoli zaczynałam się przygotowywać, wzięłam szybki prysznic, ubrałam koszulkę Brett'a i legginsy, zrobiłam lekki makijaż i byłam gotowa do wyjścia. W momencie gdy schodziłam po schodach usłyszałam dzwonek do drzwi, ubrałam buty i otworzyłam je.
Mason uśmiechnął się i w momencie, w którym miał mnie przytulić, jego mina zrzędła. Chłopak przyglądał się mojej koszulce z wyraźnym zaciekawieniem. Wyszłam na zewnątrz, zamknęłam dom i ruszyłam w stronę szkoły. Po chwili Mason zrównał się ze mną, ale nic nie mówił. Szliśmy w ciszy, którą postanowił przerwać.
- Dobra... Olivia czy... - zaczął, ale mu przerwałam, bo wiedziałam do czego dąży.
- Mason, wiem jak to wygląda, ale to nie tak. - spojrzałam na niego, jego twarz nie wyrażała żadnych emocji więc kontynuowałam. - Naprawdę wiem jak to wygląda z twojej strony, ale musiałam to założyć.
Zapanowała cisza. Mason wyglądał jakby głęboko nad czymś rozmyślał. W końcu na mnie spojrzał, lecz jego mina nie wyrażała złości czy zdenerwowania tylko ciekawości.
- Dlaczego musiałaś założyć akurat Jego koszulkę?
- Bo mi pomógł. - chłopak spojrzał na mnie nie rozumiejąc o co mi chodzi, zaczęłam mu wszystko wyjaśniać od wyjścia z domu Stiles'a do sytuacji nad basenem. Brunet ani razu mi nie przerwał, tylko uważnie mnie słuchał.
- Nie jesteś zły?
- Liv, no co ty. Nie jestem zły, ale wiesz, że jak Liam cię zobaczy to się wścieknie?
- Tak, wiem. - westchnęłam. - I wiem też, że gdy mu wyjaśnię całą sytuację to i tak to nic nie da. Boje się, że nie będzie się do mnie odzywał.
- Liam może się trochę po złościć, ale mu przejdzie. Nie martw się.
Resztę drogi Mason opowiadał jak było u jego babci.
Kiedy znaleźliśmy się już na terenie szkoły, skierowaliśmy się w stronę boiska. Przybyło całkiem sporo osób z naszej szkoły i Devenford. Razem z brunetem zaczęliśmy się rozglądać w poszukiwaniu naszego przyjaciela. Tchnięta nagłym impulsem swój wzrok skierowałam w stronę boiska i zobaczyłam wyszczerzonego Talbot'a, który swój wzrok skierował na mnie i jego bluzkę. Skrzyżowałam ręce i uniosłam brwi, Brett wskazał palcem na swoją koszulkę, później na mnie i uniósł kciuk w górę. Wystawiłam mu język i kontynuowałam dalsze poszukiwania Liam'a.
Zauważyłam go gdy wychodził z szatni, szturchnęłam Mason'a łokciem i ruszyłam w stronę niebieskookiego. Uśmiech to pierwsza rzecz jaką zauważyłam u chłopaka, który gdy tylko nas zobaczył machać. Jednak Liam nagle stanął w miejscu, wyraz jego twarzy diametralnie się zmienił. Wiedziałam co to oznacza. Powoli podeszłam do niego.
- Liam. To nie tak jak myślisz.
- Nie?! A jak?! - wydarł się - Wytłumacz mi, bo nie rozumiem.
- Brett mi pom... - nie dane mi było dokończyć, bo od razu mi przerwał.
- Oo, już przeszliście na ty?! Przecież wiesz, że go nie znoszę, chcesz mi zrobić na złość czy jak?! Myślałem, że się do chuja przyjaźnimy Liv!
- Bo przyjaźnimy - odparłam - Jestem twoją przyjaciółką.
- Przyjaciele nie robią sobie takich rzeczy! - spojrzałam na niego wielkimi oczami - Ty już nie jesteś moją przyjaciółką! - jego tęczówki pociemniały, a moje zaszły łzami - Ty jesteś zwykła suką.
Jego ręką powędrowała w górę i niebezpiecznie szybko znalazła się blisko mojej twarzy, ale Mason w porę chwycił jego dłoń.
Pozwoliłam łzom spokojnie spłynąć po moich policzkach, drżałam. Odsunęłam się do tyłu o parę kroków, nie spuszczając wzroku z Liam'a, którego w tej chwili się bałam. On chciał mnie uderzyć i zrobiłby to gdyby nie interwencja czarnoskórego. Niebieskooki wyrwał swoją rękę z uścisku i postawił krok w moją stronę, na co automatycznie cofnęłam się w tył. Chłopak dopiero teraz sobie uświadomił co chciał zrobić, ponieważ zrobił wielkie oczy.
- Liv, jaa...
- Nie mów tak do mnie - przerwałam mu.
- Olivio, ja nie chciałem, ja tak nie myślę - zrobił krok w moją stronę, a ja wyciągnęłam ręce do przodu na znak aby się do mnie nie zbliżał.
- Nie. Osoby zdenerwowane zawsze mówią prawdę.
- Przepraszam. Ja tak nie myślę.
- Zrozumiałam jasno twój przekaz. - pociągnęłam nosem - Po prostu nie zbliżaj się do mnie, nie dzwoń, nie pisz, nie przychodź. Tak będzie dla nas najlepiej.
Ostatni raz spojrzałam na Liam'a, odwróciłam się i poszłam w stronę domu ignorując nawoływania Liam'a i Mason'a. Nie odwracając się za siebie, wróciłam do domu.
~~~
Trochę się porobiło.
Do następnego ♡♡♡
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro