Rozdział 25
Siedzieliśmy w jego pokoju już od dziesięciu minut. Siedziałam na pufie kiedy on leżał na łóżku z jedną ręką na brzuchu. Patrzył wszędzie tylko nie na mnie, jego zachowanie zaczęło mnie denerwować. Chciał ze mną porozmawiać, a teraz co ? Ugh...
Przeniosłam na niego swoje spojrzenie kiedy zmienił pozycję z leżącej do siedzącej. Podniósł powoli głowę i w końcu w moje oczy. Znowu zapanowała cisza.
- Meg powiedziała mi, że nie znasz jeszcze całej prawdy. - powiedział nagle przerywając ciszę.
- Podobno.
- Uh okej... To zanim przejdę do tego co mam ci do powiedzenia, to masz nie wiem jakieś pytania? Albo coś ?
Zastanowiłam się przez chwilę nad tym. Miałam parę pytań, ale czy on będzie w stanie na nie odpowiedzieć ?
- Dlaczego ja ? Dlaczego nie ktoś inny?
- Skarb... Liv, posłuchaj. Nie jesteś w tym sama. - zaczął. - Na świecie jest wiele osób, które przeżywają to samo co ty przeżywasz - bądź przeżywałaś - właśnie teraz. - dokończył i wstał z łóżka.
- Czyli, że na tym świecie jest więcej ludzi takich jak ja ? W sensie proroków ?
- Tak. - westchnął. - W jednym kraju może ich być ponad kilkaset.
- I wszystkie są dziewczynami ?
- Zgadza się.
Obserwowałam go uważnie jak włożył ręce w kieszenie i opiera się o biurko. Przyjrzałam się mu dokładniej. Wyglądał jakby te ostatnie wydarzenia nie miały w ogóle miejsca. Jakby wszystko było w jak najlepszym porządku. Wstałam z pufy i zrobiłam krok w jego stronę zakładając ręce.
- Wiedziałeś, że mój ojciec jest wilkołakiem ?
- Na początku nie. Skubany umie się maskować. - zaśmiał się, a ja razem z nim. Po chwili spoważniał. - Dopiero po kilku dniach mi to wszystko powiedział.
- Co "wszystko' ?
- To co do tej pory wiesz i to czego nie, bo uciekłaś.
- Jakbyś dowiedział się tylu rzeczy w jednym dniu, to też byś nie wyrobił. - warknęłam.
- Fakt. Masz jeszcze jakieś pytania ?
- Nie.
Brett pokiwał głową i podszedł do drzwi, w których przekręcił klucz. Uniosłam brwi na jego czyn. Podszedł bliżej łóżka i spojrzał na mnie. Ręką wskazał abym usiadła na łóżku. A kiedy zrobiłam to o co mnie poprosił, oparł się o biurko.
- Dobrze, a więc chciałaś wiedzieć dlaczego nie powiedziałem ci prawdy o tym , że jestem wilkołakiem prawda ?
- Dokładnie.
- Nie mogłem ci tego powiedzieć dla pewności naszych podejrzeń, które okazały się słuszne.
- Jakich podejrzeń ? - zapytałam zdezorientowana.
- Słuchaj. - powiedział i podszedł bliżej łóżka.Uklęknął między moimi nogami i złapał mnie za ręce. - Wierzysz w coś takiego jak przeznaczenie ?
- Tak pół na pół.
- No więc każdy prorok ma swojego "przeznaczonego". I w każdym wypadku jest to wilkołak. Tak samo jak u nas.
- Czyli, że jesteśmy sobie przeznaczeni ? - zapytałam po chwili. Pokiwał twierdząco głową. - Skąd macie pewność, że to ty ?
- Sprawdziliśmy to, a konkretniej to twoi rodzice i Meg. Kiedy się wyłączałaś albo spałaś powtarzałaś moje imię. Tak samo było w moim przypadku. Najważniejsze jest to, że nieważne co się stanie. Prorok i wilkołak zawsze znajdą drogę aby się odnaleźć.
- Oh... okej. - mruknęłam.
Zabrałam ręce i wstałam. Ominęłam go, a następnie stanęłam pod oknem. Wiedziałam, że Brett dokładnie obserwuje każdy mój ruch, ale postanowiłam to zignorować.
Obserwowałam widok za oknem, który mnie zbytnio nie interesował. Moje myśli były na pierwszym miejscu.
- Okej... czyli wychodzi na to, że on jest moim przeznaczonym. - powiedziałam w myślach. - Czyli, że nieważne co się miedzy nami stanie i tak będę go kochała ? To niema sensu. - zrobiłam chwilową pauzę. - Plus mówisz do siebie w myślach. Brawo Liv, nie ma co.
Pokręciłam głową i odwróciłam się, automatycznie uderzając głową w tors Bretta. Podniosłam głowę i spojrzałam na niego. Ten jedynie uśmiechnął się przepraszająco i odsunął się. Podeszłam bliżej biurka, a następnie usiadłam na nim. Chłopak również podszedł do biurka, ale usiadł na krześle.
Patrzyliśmy się na siebie w ciszy, która trwała w pomieszczeniu. W końcu jednak on postanowił ją przerwać.
- Tęskniłem za tobą. - wyszeptał. - Tak cholernie za tobą tęskniłem.
Patrzyłam na niego z rozszerzonymi oczami. Kompletnie nie spodziewałam się takiego wyznania. Oczywiście, ja też kurewsko za nim tęskniłam, ale nie mogę mu tego powiedzieć.
- Brett ja... - zacięłam się. - Chcę abyśmy zostali przyjaciółmi. Daj mi czas. - dodałam kiedy już otwierał usta.
- Jasne. Dam ci tyle ile będziesz chciała.
Pokiwałam głową i uśmiechnęłam się co od razu odwzajemnił. Wyciągnęłam w jego stronę ręce. Brett wstał i przytulił mnie tak jak tego chciałam. Objęłam go mocno rękoma w pasie i zaciągnęłam się jego zapachem. Było cudownie.
Okazało się, że Meggie przygotowała na kolację lasagne, czyli swoje popisowe danie. Siedzieliśmy przy stole i pałaszowaliśmy przygotowane przez wilczycę jedzenie, które - swoją drogą - było niesamowite.
- Nie wiedziałam, że tak świetnie gotujesz. - odezwałam się do niej.
- Oh nie przesadzaj.
- Naprawdę, jest niesamowite.
- Dzięki. - zaśmiała się.
Przy stole znowu zapanowała cisza, ale nie należała ona do tych nieprzyjemnych. Wręcz przeciwnie.
- Jak to jest teraz między wami hmm ? - zapytała Megs wskazując widelcem na mnie i Bretta.
Spojrzałam na chłopaka w tym samym momencie co on i wzruszyliśmy ramionami.
- Jesteśmy przyjaciółmi. - powiedzieliśmy jednocześnie, na co dziewczyna pacnęła się otwartą dłonią w czoło.
- Wy to jednak jesteście idiotami. Obaj ! - mruknęła załamana. - Panie Boże, za jakie grzechy ?
Jak na zawołanie zaczęliśmy się z niej śmiać przez co udawała obrażoną. Jednak po czasie i ona dołączyła do nas. Cały dom wypełnił się naszymi śmiechami.
Po zjedzeniu pysznego posiłku pomogłam Meg po nim posprzątać. Ja myłam naczynia, a Talbot je suszyła i chowała do szafki. Po skończonej czynności Meggie oznajmiła, że jest zmęczona i idzie się położyć do swojego pokoju. Ja jednak postanowiłam wyjść na taras, który był oświetlony przez jedną małą lampkę.
Zrobiłam sobie ciepłe kakao, które miałoby na celu mnie rozgrzać i pianki. Usiadłam na huśtawce, a napój postawiłam na ziemię. Pogoda nieco się zmieniła. Już nie padało jednak ciągle było chłodno przez co na moje skórze pojawiła się gęsia skórka.
Ciekawe co u rodziców. Martwią się o mnie ? Czy wiedzą, że jestem u Talbotów ? Teraz gdy o tym myślę, powoli zaczynałam rozumieć swój błąd. Oni wszyscy chcieli dla mnie dobrze, a ja naskoczyłam na nich jak wściekły pies. Najbardziej jest mi przykro, że powiedziałam te przykre słowa. Nie powinnam była tego robić, powinnam była ich wysłuchać do końca mimo wszystko. Niestety, ale czasu już nie cofnę.
- Chyba ci życie niemiłe. - usłyszałam.
Odwróciłam się, a w progu zobaczyłam Bretta z kocem w ręce. Chłopak szybko pokonał dzielącą nas odległość i usiadł obok mnie. Spojrzał na moją twarz i starł kciukiem łzy z mojego policzka. Nawet nie wiedziałam, że płakałam.
Chłopak objął mnie i przykrył nas kocem. Od razu zrobiło mi się cieplej. Od jego ciała biło takie przyjemne ciepło, że pragnęłam znaleźć się bliżej. Dlatego przerzuciłam swoje nogi przez jego uda, objęłam mocno i położyłam głowę na jego torsie. Brett mocniej przytulił mnie do siebie.
Siedzieliśmy w ciszy już jakiś czas. Wszędzie było ciemno. Lampka, która świeciła słabym światłem oświetlała lekko nasze twarze.
- Jak myślisz, rodzice są na mnie bardzo źli ? - zapytałam.
- Nie. - popatrzył w moje oczy. - Nie są na ciebie źli, oni cię kochają. Nieważne co się stanie, oni zawsze będą cię kochać.
- A Stiles? Mason? Liam? Co z nimi?
- Byłem u Stilesa i on też nie jest na ciebie zły. Oni nie są na ciebie źli. Po prostu rozumieją, że tak długo cię okłamywali i nie mają o to pretensji. Kochają cię, tak samo jak rodzice. Wszystko będzie dobrze. - zapewnił.
Pokiwałam głową i uśmiechnęłam się do niego. Po chwili i na jego twarzy pojawił się uśmiech, a w oczach te znane iskierki, których mi tak bardzo brakowało. Wzrok Bretta zjechał na moje usta i tam się zatrzymał. Po chwili spojrzał w moje oczy i lekko się pochylił. Znów zjechał na moje usta, a swoje oblizał i jeszcze bardziej się pochylił. Ostatni raz spojrzał w moje oczy i złączył nasze usta w jedność.
Surprise Surprise.
Taki przedszkolny rozdział. Cieszycie się ?
Chciałabym wam bardzo podziękować za ponad 6 tys. wyświetleń i prawie 700 gwiazdek. Jesteście niesamowici i bardzo wam dziękuję.
Do następnego <3
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro