Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 23


Moje nogi już powoli odmawiały mi posłuszeństwa. Nie wiem nawet ile już biegłam. Dziesięć, trzydzieści minut ? A może nawet godzinę ? Nie wiem. Nie wiedziałam też gdzie jestem, szłam powoli przed siebie rozglądając się od czasu do czasu na boki.






Przed sobą zauważyłam plac zabaw. Podeszłam bliżej i rozejrzałam się. Wyglądał na stary i długo nie używany. Usiadłam na huśtawce, która pod wpływem mojego ciężaru zaskrzypiała.

Moje oczy zaszły łzami kiedy zdałam sobie sprawę z wydarzeń, które miały miejsce dzisiaj. Jak mogli mi tego nie powiedzieć ? Przecież to byli moi rodzice i przyjaciele ! Czy ktoś kto cię niby kocha, postąpiłby w taki sposób ? Nie !

Robiło się coraz bardziej zimniej, a ja miałam na sobie tylko sweter. Zaczęłam pocierać ramiona z nadzieją, że to pomoże mi się ogrzać. Było bardzo ciemno, a ten plac oświetlała tylko jedna lampa, która wyglądała jakby za chwilę miała zgasnąć.






Ciągle siedziałam na huśtawce kiedy zaczął padać deszcz. Wstałam i weszłam na zjeżdżalnię, na której był dach. Położyłam się na spróchniałych deskach mając nadzieję, że podczas mojego pobytu tutaj nie zawalą się.






Brett



Już kolejną godzinę wpatrywałem się w zdjęcie na moim telefonie, które jest też tapetą. Zdjęcie przedstawia Liv, która spała i miała na sobie moją bluzkę do lacrosse'a. Była trochę podwinięta, przez co był widoczny jej tyłek.

Od tygodnia bez przerwy gapiłem się w to pierdolone zdjęcie. Przez moją głupotę zjebałem wszystko co było między nami. Myślałem, że jak jej wyznam co czuję to porozmawia ze mną na spokojnie, ale jak widać myliłem się. Może nie czuła tego samego ? Nie.






Meg co chwila przychodziła sprawdzić czy mój stan się poprawił. Niestety kochana siostrzyczko, ale nic z tego. Tak było i tym razem.


- Mogę wejść ? - zapytała kiedy podniosłem głowę i spojrzałem na nią.


Przytaknąłem i powróciłem do poprzedniej czynności. Megs usiadła obok mnie i również spojrzała na ekran komórki. Po chwili wyjęła urządzenie z mojej dłoni na co warknąłem niezadowolony.


- Musisz z ty skończyć. - zaczęło się. - Przez tydzień nie wychodziłeś z pokoju, zobacz jak ty wyglądasz. - wskazała ręką na moje ciało, a następnie pochyliła się nieco. - Boże człowieku ! Kiedy ty ostatni raz brałeś prysznic ?

- Jak tak bardzo przeszkadza ci mój smród to wyjdź z tego pokoju i po sprawie. - wzruszyłem ramionami.

- Liv nie chciałaby abyś się tak zaniedbywał. - powiedziała cicho.

- Gówno prawda ! Ona ma mnie w dupie i huj ją pewnie obchodzi co robię albo jak wyglądam ! - wydarłem się i podniosłem przez co przestraszona Meggie przechyliła się do tyłu.


Usłyszałem tylko głośny huk i jęknięcie. Sam przestraszony spojrzałem na siostrę, która leżała na ziemi. Powoli podniosła się do pozycji siedzącej i zaczęła rozmasowywać tylną część głowy.


- M-meg. - wyjąkałem.


Spojrzała na mnie z oczami pełnymi bólu, a następnie na swoją rękę, na której była krew. Rozszerzyłem oczy i otworzyłem usta.


- Ja... ja n-napraw-wdę nie chciałem. - wstałem i podałem jej dłoń, którą odrzuciła.

- Wiesz co ? - zaczęła i wstała na nogi. - Ogarnij się, bo doprowadzisz się do jeszcze gorszego stanu.


I wyszła, a ja dalej stałem z wyciągniętą dłonią. Przejechałem nią po włosach, które były obrzydliwe i tłuste. Westchnąłem. Meg ma rację. muszę się ogarnąć.

Podniosłem się i pomaszerowałem do łazienki. Zrzuciłem z siebie ubrania i wszedłem pod prysznic. Zacząłem zmywać z siebie cały ten brud, który nazbierał się przez te kilka dni. Po porządnym umyciu się i wysuszeniu wróciłem do pokoju. Ubrałem bokserki, skarpetki, czarne spodnie, szarą bluzkę z logiem zespołu Queen i czarny sweter.

Musiałem przyznać, że w moim pokoju panował istny syf. Z niechęcią zacząłem go sprzątać. Na sam początek otworzyłem okno, brudne ciuchy wrzuciłem do kosza na pranie, pościeliłem łóżko, papierki i resztki jedzenia wrzuciłem do kosza. Na koniec odkurzyłem i umyłem podłogę.






Zszedłem do salonu gdzie na kanapie siedziała Meggie. Usiadłem obok niej, jednak w ogóle na nią nie spojrzałem. Wstydziłem się. Chciała mi pomóc, a ja ją zjebałem jak psa.

Drgnąłem kiedy kątem oka zauważyłem, że mi się przygląda.


- No... widzę, że wziąłeś sobie moje słowa do serca. - zaczęła. Pokiwałem niezauważalnie głową. - Cieszę się Brett. Nie potrafiłam już na ciebie patrzeć jak się męczysz i cierpisz. I nie patrz tak na mnie. - oznajmiła kiedy zauważyła moją minę, po chwili dodała. - Wszystko się jeszcze ułoży, obiecuję.

- Zdecydowanie. - mruknąłem cicho, ale na tyle głośno aby usłyszała. Nie odpowiedziała.

- Chcesz coś do picia ? - zapytała po dłuższej ciszy.


Przytaknąłem, wstała i poszła do kuchni. Włączyłem telewizor kiedy Megs położyła na stoliku szklanki i nalała do niego soku.

Byłem w trakcie picia kiedy jej telefon dał o sobie znać. Dziewczyna odebrała go, ale wolałem nie podsłuchiwać. Jednak kiedy gwałtownie na mnie spojrzała, zmieniłem decyzję.

- ... i nie wiemy gdzie jest. - usłyszałem głos Stilesa.

- Jak to nie wiecie ?

- Liam, Scott i Louis nie potrafią wyczuć jej zapachu. Potrzebujemy cię, musimy ją znaleźć. Proszę, martwię się o nią. - dodał błagalnie.

- Jasne. - odparła i spojrzała na mnie. - Możesz na nas liczyć. Do zobaczenia.


Zakończyła połączenie i wstała.


- Zbieraj się, musimy ją znaleźć. Pada deszcz i jest zimno, a ona wyszła tylko w swetrze. - wytłumaczyła.

- Dlaczego uciekła ? - zapytałem ubierając kurtkę, a następnie wiążąc sznurówki butów.

- Powiedzieli jej prawdę.


Wyszliśmy na dwór gdzie rozeszliśmy się w przeciwne strony. Kiedy któreś z nas znalazłoby Liv, mieliśmy zadzwonić do siebie. Ale gdzie mogła zwiać ? Myśl Brett, myśl !

Biegłem przed siebie wąchając i rozglądając się na różne strony. Wszędzie było ciemno i robiło się co raz chłodniej, moje buty już były przemoczone. Biegłem jednak dalej, dla Olivki.






Niedaleko przed sobą zobaczyłem nieużywany plac zabaw, który był oświetlany jedynie jedną słabo świecącą lampą.Postanowiłem zrobić sobie tam krótką przerwę. Usiadłem na jednej z ławek i rozprostowałem nogi. Muszę zadzwonić do siostry, może ona już ją znalazła i zapomniała zadzwonić ?

Wyciągnąłem telefon i wybrałem numer do Meggie. Pierwszy sygnał... drugi sygnał... trzeci sygnał...


- Znalazłeś ją ? - usłyszałem na wstępie.

- Nie. Czyli rozumiem, że ty też nie...

- Tak. - westchnęła. - Stiles też niedawno dzwonił i też nic. Musimy ją znaleźć rozumiesz ? Jest w huj zimno i gdziekolwiek ona jest, może dostać hipotermii.

- Wiem. - przetarłem twarz ręką kiedy usłyszałem przyspieszone bicie serca. - Megs spokojnie.

- Ale co ?

- No serce ci mocno wali.

- Umm... Brett ? To nie ja.

- Czekaj.


Nasłuchiwałem bicie tego serca. Biło bardzo szybko. Rozejrzałem się poszukując tej osoby. Wstałem z ławki i ruszyłem przed siebie. Zatrzymałem się przy huśtawce czując zapach Liv.

- Brett ? - usłyszałem.

- Jeszcze chwila.


Rozejrzałem się jeszcze raz w poszukiwaniu dziewczyny kiedy zobaczyłem jakiś ruch na zjeżdżalni. Podszedłem bliżej.


- O kurwa. - szepnąłem, co nie uszło uwadze Meg.

- Co jest ?

- Przyjedz na opuszczony plac zabaw, pięćdziesiąt kilometrów na północ od Beacon Hills. Szybko !

- Forks ?

- Tak, przyjeżdżaj.


Rozłączyłem się i schowałem telefon. Ostrożnie wszedłem na zjeżdżalnię i ukucnąłem przy dziewczynie. Dotknąłem dłoń Liv, która była lodowata, drżała z zimna. Zdjąłem kurtkę, którą jej nałożyłem. Moje serce biło w zastraszająco szybkim tempie, a dłonie zaczęły się pocić. Położyłem dłonie na głowie i pociągnąłem się za włosy, bo nie wiedziałem co zrobić.

Postanowiłem w końcu zabrać ją z tego rozpadającego się miejsca, którym była spróchniałą zjeżdżalnia. Wziąłem ją delikatnie na swoje ręce i zjechałem z nią z zjeżdżalni. Usiadłem razem z Liv na ławce i mocno objąłem żeby było jej cieplej.

Było mi trochę niewygodnie, bo podczas zjazdu ucierpiały moje spodnie, które były mokre na tyłku, ale czego nie robi się dla dziewczyny, którą się kocha.






Po około trzydziestu minutach zauważyłem światła jeepa Stilesa. Wstałem razem z Olivią na rękach i podszedłem do jego samochodu.Kiedy byłem już wystarczająco blisko, drzwi otworzyły się, a moim oczom ukazał się ich właściciel plus Meggie, Scott, Liam i Mason.

Delikatnie ułożyłem dziewczynę na tyłach siedzeń i opatuliłem kocem, który tam był. Czułem się obserwowany podczas wykonywania tych czynności.

W chwili kiedy się odwróciłem, zobaczyłem kolejne nadjeżdżające auto, z którego wyłonili się rodzice Liv. Kiedy tylko samochód się zatrzymał, Rose wyskoczyła z niego jak oparzona i podbiegła do jeppa. Widziałem ulgę na jej twarzy kiedy zobaczyła tam swoją córkę.

Nagle drgnęła i odwróciła się w naszą stronę. Przebiegł mnie dreszcz kiedy spojrzała na mnie, moje serce przyspieszyło kiedy zaczęła się do mnie zbliżać. Będąc na wyciągnięcie ręki po prostu mnie przytuliła. Zdziwiony nie wiedziałem co mam zrobić, a obserwujący nas z boku Louis parsknął śmiechem, po chwili reszta dołączyła do niego.

Niepewnie objąłem kobietę i przejechałem kilka razy dłonią po jej plecach. Podniosła głowę.


- Dziękuję. - wyszeptała i uśmiechnęła się. - Gdyby nie ty... nie wiadomo czy w ogóle bylibyśmy w stanie ją odnaleźć.

- To nic takiego, chciałem wa...

- To nie "nic takiego" - zrobiła cudzysłów. - Tu chodziło o życie Liv.


Pokiwałem głową i uśmiechnąłem się lekko kiedy zrobiła to samo. Odsunęła się i podeszła do swojej córki. Nawet nie zorientowałem się kiedy Louis znalazł się obok mnie i poklepał mnie po plecach w geście podziękowania.


- Powinniśmy ją zabrać do domu Louis.

- Nie sądzę. - wtrąciła Meggie. - Może znowu uciec.

- Będziemy jej pilnować. - powiedziała twardo.

- U nas w domu będzie bezpieczniejsza.

- Czy ty sądzisz, że nie potrafimy się zająć córką ?

- Rose, daj spokój. - wtrącił się do rozmowy Louis. - Meggie ma rację. - jego żona spojrzała na niego oczami wielkości spodków. Otworzyła usta ze zdziwienia. - I ty o tym wiesz.

- Ty siebie chyba nie słyszysz ! To nasza córka !

- Wiem o tym bardzo dobrze, ale tak będzie bezpieczniejsza i koniec kropka. - powiedział tonem nieznoszącym sprzeciwu.


Kobieta fuknęła, odwróciła się i weszła do samochodu. Pan Mills spojrzał na mnie i moją siostrę.


- Zaopiekujcie się nią. - powiedział, a następnie spojrzał w stronę Rose i znowu na nas. Uśmiechnął się pod nosem. - Przejdzie jej. Jedziecie z nami ? - skierował to pytanie do Scotta, jego bety i jego najlepszego przyjaciela. Pokiwali twierdząco głową - Jesteśmy w kontakcie dzieciaki. Do usłyszenia.

- Do usłyszenia. - powiedzieliśmy chórem.


Obserwowaliśmy jeszcze jak niebieskie volvo odjeżdża, a potem Stilinski kiwnął na nas głową i wszedł do jeepa. Razem z Meg zrobiliśmy to samo. Głowa Liv znajdowała się na moich udach. Od czasu do czasu bawiłem się jej włosami.






Stiles zatrzymał się pod naszym domem po trzydziestu minutach. Zabrałem Olivię na ręce i przy pomocy siostry wszedłem do środka. Wszedłem do swojego pokoju i położyłem Mills na łóżku, a następnie rozebrałem ją. Zostawiłem ją w samej bieliźnie i otworzyłem szafę. Zabrałem z niej fioletową koszulkę do lacrosse i jakieś za małe na mnie dresy. Ubrałem w to dziewczynę i w miarę wygodnie ułożyłem. Przykryłem kołdrą i sam zacząłem się rozbierać. Zostając w samych bokserkach ułożyłem się obok Olivii i przytuliłem mając nadzieję, że wszystko będzie w porządku.









***

Heya. Kolejny rozdział za nami. Jakie wrażenia ? Podoba wam się to w ogóle ? ;')

Udanej nocy i miłego weekendu. ;P

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro