Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 22

Wsiadłam z samochodu Masona kiedy ten zaparkował pod moim domem. Auta rodziców nie było na podjeździe więc byłam pewna, że nie było ich w domu. Weszłam do środka i zdjęłam buty, rzuciłam plecak na podłogę i powędrowałam do salonu. Usiadłam na sofie. Po chwili dołączył do mnie Mason.

Trwaliśmy w ciszy, która była przerywana tykaniem zegara. Spojrzałam na chłopaka w tym samym momencie co on.


- Pizza czy chińszczyzna ?

- Co ? - zapytałam zdezorientowana. - Co pizza czy chińszczyzna ?

- Jedzenie. Które wolisz ?

- Pizzę.

- Okej.


Czarnoskóry wstał i wyciągając telefon poszedł do kuchni. Również wstałam i poszłam do swojego pokoju. W środku przebrałam się w wygodniejsze ciuchy i położyłam się na łóżku. Mason wrócił po kilku minutach.


- Pizza powinna być do trzydziestu minut. - oznajmił.


Pokiwałam głową na co uśmiechnął się lekko. Podszedł bliżej łóżka, zrobiłam mu więcej miejsca. Położył się obok mnie i objął ramieniem. Wtuliłam się w niego i pogrążyłam we własnych myślach.

Ciekawe co u Bretta, czy on czuje się tak samo jak ja ? A może już się pozbierał ? Dlaczego to wszystko musi być takie w huj skomplikowane ? Chyba, że...


- Liv ? - zapytał wyrywając mnie z myśli. Pokiwałam głową na znak żeby mówił dalej. - Pamiętasz, że przychodzą tu Stiles i Scott co nie ?

- Tak, pamiętam.


Nie odpowiedział. Leżałam tak jeszcze chwilę, westchnęłam i podniosłam się. Mason uważnie obserwował każdy mój ruch. Otworzyłam drzwi i wyszłam na balkon zaczerpnąć świeżego powietrza. Pogoda wciąż nie zaliczała się do tych najlepszych, zdawało się jakby za chwilę miało lunąć deszczem.


- Liv ?


Spojrzałam w bok i dopiero teraz mogłam zauważyć, że Mason był tu przez cały czas.


- Co ?

- Wszystko w porządku ? - zapytał i usiadł na krześle.

- W jak najlepszym.

- A jak się czujesz?

- Serio chcesz wiedzieć ? - przytaknął. - Hujowo. Jakaś dziewczyna nie żyje o to wszystko z mojego powodu. Ten koleś chce zabić też mnie, ale nie wiem za co. Nic mu nie zrobiłam, a najgorsze jest to, że tak kurewsko tęsknię za Brettem. - nabrałam powietrza. - Brakuje mi go.

- Wiem jak się czujesz. - powiedział po chwili ciszy.

- Nie Mason. Ty tego kurwa nie wiesz. - zaprzeczyłam. - Na początku byłam załamana i nie wiedziałam czy sobie z tym poradzę. J-ja chciałam się z-zabić rozumiesz ? - chłopak zrobił wielkie oczy, mówiłam dalej. - Ale teraz to mi już jest obojętne.


Po moim przemówieniu zapanowała cisza. Tak... mnie też by zatkało jakbym się dowiedziała, że mój najlepszy przyjaciel chciał się zabić.

Wyjrzałam za barierkę i zobaczyłam dostawcę z pizzą.


- Pizza przyjechała. - oznajmiłam.


Wyminęłam Masona i zeszłam na dół. Przy okazji zabrałam pieniądze na komodzie i otworzyłam drzwi. Zapłaciłam za pizzę i razem z nią wróciłam do swojego pokoju. Ciemnowłosy dalej znajdował się w tej samej pozycji i miejscu, w którym go zostawiłam.Położyłam pizzę na stoliczek i usiadłam obok

Mason zdawał się być obecny tylko ciałem lecz nie duchem. Rozumiem, że dowiedział się kilku rzeczy, no ale co było minęło i nie wróci.


- Mason ? - pomachałam mu ręką przed twarzą. Wzdrygnął się, a po chwili podniósł głowę i spojrzał na mnie. - Jesteś ?

- Cały czas. - mruknął cicho. - O pizza już jest.


Uniosłam brwi. On serio musiał odlecieć i to porządnie. To musiały być głębsze przemyślenia.

Chłopak już dawno jadł, a ja patrzyłam się na niego jak idiotka. Potrząsnęłam głową i też zabrałam się za jedzenie. Po zakończonym posiłku, razem z Masonem rozłożyliśmy się wygodnie na moim łóżku. Leżałam z głową na jego brzuchu kiedy on bawił się moimi włosami.



Po jakimś czasie usłyszeliśmy trzask frontowych drzwi i krzyk mamy abyśmy zeszli do salonu. Razem z chłopakiem wstaliśmy z łóżka i zeszliśmy schodami w dół. Przekraczając próg salonu zauważyłam Scotta, Stilesa i Liama siedzących na kanapie, tata opierał się o fotel, na którym siedziała już mama.


- Okej to było dziwne. - pomyślałam.


Mason usiadł na oparciu kanapy, czyli pozostał mi tylko jedyny wolny fotel. Usiadłam na nim, a swój wzrok przeniosłam na osobę, która mnie tutaj przywołała. Rose jednak patrzyła na swoje dłonie, które wyginała pod niemożliwym kątem.


- Domyślasz się o czym chcemy z tobą porozmawiać ? - zaczął tata. Pokręciłam głową na co westchnął. - Musisz obiecać, że wysłuchasz nas do końca mimo wszystko.

- Obiecuję.

- Dobrze, więc - zaczął Stiles. - Już od jakiegoś czasu masz koszmary i...

- No brawo. Szybki jesteś Sherlocku. - przerwałam mu na co zgromił mnie wzrokiem.

- Wracając, później zaczęłaś zauważać jakiegoś typka, który był zazwyczaj głównym bohaterem twoich snów.


Pokiwałam głową i spojrzałam na wszystkich w pomieszczeniu. Każdy pozostał w tej samej pozycji, jedynie mama, która teraz patrzył na mnie ze strachem w oczach. Kiedy zorientowała się, że na nią patrzę, szybko odwróciła wzrok.


- Jednak to wszystko zaczęło się od dnia, w którym wracałaś do domu przez las. Byłó to po obiedzie u Stilinskiego. - dalej mówił Scott więc spojrzałam mu w oczy. - Mówiłaś, że zaatakowały cię dwa wilkołaki, a jeden z nich cię podrapał. Razem z Stilesem przyjrzeliśmy się temu trochę bliżej. Okazało się, że były to tak zwane " la Vergine"*, które są nieśmiertelne i nie posiadają zapachu. Ten, który cię prześladuje to Deabrua. I to właśnie przez jego przybycie twoje "moce" - zrobił cudzysłów. - uaktywniły się.


Słuchałam tego z szeroko otwartymi oczami i ustami. No, bo przecież nie od tak prześladuje cię jakiś stwór, który jest nieśmiertelny.


- Potem twoje sny zaczęły się ukazywać w rzeczywistości. - głos zabrał Louis. - Razem z mamą wiedzieliśmy o tym. Wiedzieliśmy, że tak musiało się stać. Musiałaś sama przeżyć ten sen w rzeczywistości i dowiedzieć się, że Brett okłamał cię mówiąc, że nie jest wilkołakiem.


Jeszcze bardziej rozchyliłam usta ze zdziwienia. Skąd wiedział, że Talbot jest wilkołakiem? Nic mu nie mówiłam, w ogóle z nim nie rozmawiałam na ten temat.


- Skąd ty...

- Też jestem wilkołakiem. - oznajmił spokojnie i objął mamę, która zaczęła płakać. Pokręciłam parę razy głową nie dowierzając temu, na co on pokazał swoje wilcze oczy. Czerwone. - Tak, to prawda.

- To dlaczego nie jestem wilkołakiem ?

- Bo widzisz kochanie... - głos zabrała mama i starła łzy z policzków. - Jesteś prorokiem. Tak jak ja, czy babcia. Ta moc jest przekazywana z pokolenia na pokolenie. Nie jesteś wilkołakiem tylko z tego powodu, że nasze zdolności są przekazywane jedynie kobietom. Gdybyś urodziła się chłopcem to owszem byłabyś wilkołakiem, jednak kiedy miałabyś dziecko i byłoby ono dziewczynką, moc przechodzi na nią. Deabrua prześladuje naszą rodzinę od początku. Potrzebuje nas tylko dla swoich korzyści. Wykorzystuje nas do pokazywania wizji i działania na jej niekorzyść.

- Potem zabija ? - zapytałam z trzęsącym się głosem.

- Tak. Robi to kiedy osiągnie swój cel. Jednak najważniejsze jes... - chciała mówić dalej, ale nie wytrzymałam.

- Dość ! - krzyknęłam. - Nie chcę już tego słuchać !

- Liv obiecałaś. - powiedział twardo tata.

- Gówno mnie to obchodzi ! Okłamywaliście mnie przez całe moje życie ! - wykrzyczałam do nich. - Wy macie czelność nazywać się moimi rodzicami ?! - zapytałam z wyrzutem i wstałam. Spojrzałam na kuzyna, który wyprostował się gdy tylko na niego spojrzałam. - A ty ?! Traktowałam cię jak brata Stiles ! Mówiłam ci wszystko, a ty ?!

- To nie tak... - zaczął.

- A jak ?! Powiedz mi do kurwy nędzy jak ! Ile czasu mnie okłamywałeś ?!

- Liv, uspokój się. - powiedział Liam.


Spojrzałam na niego, a następnie na Masona i parsknęłam śmiechem. Jeżeli myśleli, że o nich zapomniałam to się grubo mylili.


- Ooo... No proszę, proszę. Kogo my tu mamy. - zaczęłam drwiąco. - Przecież to moi najlepsi przyjaciele, którzy tak samo mnie okłamywali jak reszta tutaj zgromadzonych ! - chłopaki skrzywili się. - Co ?! Myśleliście, że ominie was ten cały opierdol ?!

- Liv, słownictwo ! - warknął tata, na co prychnęłam i odwróciłam się w jego stronę.

- Daj spokój. Przecież i tak cię to gówno obchodzi.

- Mylisz się skarbie. To wszystko było dla twojego dobra. Chcieliśmy cię chronić.

- Czy ty siebie słyszysz ? - zapytałam z niedowierzeniem i cofnęłam o kilka kroków. - Mam cierpieć dnie i noce żebym była "bezpieczna" ? Tego chcesz ?


Po moim pytaniu zapanowała cisza. Zaczynałam coraz bardziej wątpić, że odpowiedz Louisa będzie przeczeniem. W końcu spojrzał na mnie i nabrał powietrza.


- Tak, tego właśnie chcę.

- Nienawidzę cię. - powiedziałam. Po chwili krzyknęłam. - Nienawidzę cię rozumiesz ?! I was też ! - wskazałam na pozostałe osoby w tym pomieszczeniu. - Nienawidzę was wszystkich ! - zaczęłam kierować się w stronę drzwi.

- Olivko stój. - powiedziała mama.

- Odpierdol się ! - zrobiła oczy jak spodki, niedowierzając mojej wypowiedzi. - Odpierdolcie się wszyscy !


Krzyknęłam ostatni raz i wybiegłam z domu. Za sobą usłyszałam nawoływanie, ale zignorowałam je. Było zimno, ale nie chciałam wracać do tych podłych kłamców. Chciałabym być jak najdalej stąd, a najlepiej tam gdzie nikt mnie nie znajdzie.







* "la Vergine" - przekleństwa. ( włoski )


***

Mam nadzieję, że się podobało.

Zostaw coś po sobie, to bardzo motywuje.

Miłej nocy <3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro