Rozdział 22
Wsiadłam z samochodu Masona kiedy ten zaparkował pod moim domem. Auta rodziców nie było na podjeździe więc byłam pewna, że nie było ich w domu. Weszłam do środka i zdjęłam buty, rzuciłam plecak na podłogę i powędrowałam do salonu. Usiadłam na sofie. Po chwili dołączył do mnie Mason.
Trwaliśmy w ciszy, która była przerywana tykaniem zegara. Spojrzałam na chłopaka w tym samym momencie co on.
- Pizza czy chińszczyzna ?
- Co ? - zapytałam zdezorientowana. - Co pizza czy chińszczyzna ?
- Jedzenie. Które wolisz ?
- Pizzę.
- Okej.
Czarnoskóry wstał i wyciągając telefon poszedł do kuchni. Również wstałam i poszłam do swojego pokoju. W środku przebrałam się w wygodniejsze ciuchy i położyłam się na łóżku. Mason wrócił po kilku minutach.
- Pizza powinna być do trzydziestu minut. - oznajmił.
Pokiwałam głową na co uśmiechnął się lekko. Podszedł bliżej łóżka, zrobiłam mu więcej miejsca. Położył się obok mnie i objął ramieniem. Wtuliłam się w niego i pogrążyłam we własnych myślach.
Ciekawe co u Bretta, czy on czuje się tak samo jak ja ? A może już się pozbierał ? Dlaczego to wszystko musi być takie w huj skomplikowane ? Chyba, że...
- Liv ? - zapytał wyrywając mnie z myśli. Pokiwałam głową na znak żeby mówił dalej. - Pamiętasz, że przychodzą tu Stiles i Scott co nie ?
- Tak, pamiętam.
Nie odpowiedział. Leżałam tak jeszcze chwilę, westchnęłam i podniosłam się. Mason uważnie obserwował każdy mój ruch. Otworzyłam drzwi i wyszłam na balkon zaczerpnąć świeżego powietrza. Pogoda wciąż nie zaliczała się do tych najlepszych, zdawało się jakby za chwilę miało lunąć deszczem.
- Liv ?
Spojrzałam w bok i dopiero teraz mogłam zauważyć, że Mason był tu przez cały czas.
- Co ?
- Wszystko w porządku ? - zapytał i usiadł na krześle.
- W jak najlepszym.
- A jak się czujesz?
- Serio chcesz wiedzieć ? - przytaknął. - Hujowo. Jakaś dziewczyna nie żyje o to wszystko z mojego powodu. Ten koleś chce zabić też mnie, ale nie wiem za co. Nic mu nie zrobiłam, a najgorsze jest to, że tak kurewsko tęsknię za Brettem. - nabrałam powietrza. - Brakuje mi go.
- Wiem jak się czujesz. - powiedział po chwili ciszy.
- Nie Mason. Ty tego kurwa nie wiesz. - zaprzeczyłam. - Na początku byłam załamana i nie wiedziałam czy sobie z tym poradzę. J-ja chciałam się z-zabić rozumiesz ? - chłopak zrobił wielkie oczy, mówiłam dalej. - Ale teraz to mi już jest obojętne.
Po moim przemówieniu zapanowała cisza. Tak... mnie też by zatkało jakbym się dowiedziała, że mój najlepszy przyjaciel chciał się zabić.
Wyjrzałam za barierkę i zobaczyłam dostawcę z pizzą.
- Pizza przyjechała. - oznajmiłam.
Wyminęłam Masona i zeszłam na dół. Przy okazji zabrałam pieniądze na komodzie i otworzyłam drzwi. Zapłaciłam za pizzę i razem z nią wróciłam do swojego pokoju. Ciemnowłosy dalej znajdował się w tej samej pozycji i miejscu, w którym go zostawiłam.Położyłam pizzę na stoliczek i usiadłam obok
Mason zdawał się być obecny tylko ciałem lecz nie duchem. Rozumiem, że dowiedział się kilku rzeczy, no ale co było minęło i nie wróci.
- Mason ? - pomachałam mu ręką przed twarzą. Wzdrygnął się, a po chwili podniósł głowę i spojrzał na mnie. - Jesteś ?
- Cały czas. - mruknął cicho. - O pizza już jest.
Uniosłam brwi. On serio musiał odlecieć i to porządnie. To musiały być głębsze przemyślenia.
Chłopak już dawno jadł, a ja patrzyłam się na niego jak idiotka. Potrząsnęłam głową i też zabrałam się za jedzenie. Po zakończonym posiłku, razem z Masonem rozłożyliśmy się wygodnie na moim łóżku. Leżałam z głową na jego brzuchu kiedy on bawił się moimi włosami.
Po jakimś czasie usłyszeliśmy trzask frontowych drzwi i krzyk mamy abyśmy zeszli do salonu. Razem z chłopakiem wstaliśmy z łóżka i zeszliśmy schodami w dół. Przekraczając próg salonu zauważyłam Scotta, Stilesa i Liama siedzących na kanapie, tata opierał się o fotel, na którym siedziała już mama.
- Okej to było dziwne. - pomyślałam.
Mason usiadł na oparciu kanapy, czyli pozostał mi tylko jedyny wolny fotel. Usiadłam na nim, a swój wzrok przeniosłam na osobę, która mnie tutaj przywołała. Rose jednak patrzyła na swoje dłonie, które wyginała pod niemożliwym kątem.
- Domyślasz się o czym chcemy z tobą porozmawiać ? - zaczął tata. Pokręciłam głową na co westchnął. - Musisz obiecać, że wysłuchasz nas do końca mimo wszystko.
- Obiecuję.
- Dobrze, więc - zaczął Stiles. - Już od jakiegoś czasu masz koszmary i...
- No brawo. Szybki jesteś Sherlocku. - przerwałam mu na co zgromił mnie wzrokiem.
- Wracając, później zaczęłaś zauważać jakiegoś typka, który był zazwyczaj głównym bohaterem twoich snów.
Pokiwałam głową i spojrzałam na wszystkich w pomieszczeniu. Każdy pozostał w tej samej pozycji, jedynie mama, która teraz patrzył na mnie ze strachem w oczach. Kiedy zorientowała się, że na nią patrzę, szybko odwróciła wzrok.
- Jednak to wszystko zaczęło się od dnia, w którym wracałaś do domu przez las. Byłó to po obiedzie u Stilinskiego. - dalej mówił Scott więc spojrzałam mu w oczy. - Mówiłaś, że zaatakowały cię dwa wilkołaki, a jeden z nich cię podrapał. Razem z Stilesem przyjrzeliśmy się temu trochę bliżej. Okazało się, że były to tak zwane " la Vergine"*, które są nieśmiertelne i nie posiadają zapachu. Ten, który cię prześladuje to Deabrua. I to właśnie przez jego przybycie twoje "moce" - zrobił cudzysłów. - uaktywniły się.
Słuchałam tego z szeroko otwartymi oczami i ustami. No, bo przecież nie od tak prześladuje cię jakiś stwór, który jest nieśmiertelny.
- Potem twoje sny zaczęły się ukazywać w rzeczywistości. - głos zabrał Louis. - Razem z mamą wiedzieliśmy o tym. Wiedzieliśmy, że tak musiało się stać. Musiałaś sama przeżyć ten sen w rzeczywistości i dowiedzieć się, że Brett okłamał cię mówiąc, że nie jest wilkołakiem.
Jeszcze bardziej rozchyliłam usta ze zdziwienia. Skąd wiedział, że Talbot jest wilkołakiem? Nic mu nie mówiłam, w ogóle z nim nie rozmawiałam na ten temat.
- Skąd ty...
- Też jestem wilkołakiem. - oznajmił spokojnie i objął mamę, która zaczęła płakać. Pokręciłam parę razy głową nie dowierzając temu, na co on pokazał swoje wilcze oczy. Czerwone. - Tak, to prawda.
- To dlaczego nie jestem wilkołakiem ?
- Bo widzisz kochanie... - głos zabrała mama i starła łzy z policzków. - Jesteś prorokiem. Tak jak ja, czy babcia. Ta moc jest przekazywana z pokolenia na pokolenie. Nie jesteś wilkołakiem tylko z tego powodu, że nasze zdolności są przekazywane jedynie kobietom. Gdybyś urodziła się chłopcem to owszem byłabyś wilkołakiem, jednak kiedy miałabyś dziecko i byłoby ono dziewczynką, moc przechodzi na nią. Deabrua prześladuje naszą rodzinę od początku. Potrzebuje nas tylko dla swoich korzyści. Wykorzystuje nas do pokazywania wizji i działania na jej niekorzyść.
- Potem zabija ? - zapytałam z trzęsącym się głosem.
- Tak. Robi to kiedy osiągnie swój cel. Jednak najważniejsze jes... - chciała mówić dalej, ale nie wytrzymałam.
- Dość ! - krzyknęłam. - Nie chcę już tego słuchać !
- Liv obiecałaś. - powiedział twardo tata.
- Gówno mnie to obchodzi ! Okłamywaliście mnie przez całe moje życie ! - wykrzyczałam do nich. - Wy macie czelność nazywać się moimi rodzicami ?! - zapytałam z wyrzutem i wstałam. Spojrzałam na kuzyna, który wyprostował się gdy tylko na niego spojrzałam. - A ty ?! Traktowałam cię jak brata Stiles ! Mówiłam ci wszystko, a ty ?!
- To nie tak... - zaczął.
- A jak ?! Powiedz mi do kurwy nędzy jak ! Ile czasu mnie okłamywałeś ?!
- Liv, uspokój się. - powiedział Liam.
Spojrzałam na niego, a następnie na Masona i parsknęłam śmiechem. Jeżeli myśleli, że o nich zapomniałam to się grubo mylili.
- Ooo... No proszę, proszę. Kogo my tu mamy. - zaczęłam drwiąco. - Przecież to moi najlepsi przyjaciele, którzy tak samo mnie okłamywali jak reszta tutaj zgromadzonych ! - chłopaki skrzywili się. - Co ?! Myśleliście, że ominie was ten cały opierdol ?!
- Liv, słownictwo ! - warknął tata, na co prychnęłam i odwróciłam się w jego stronę.
- Daj spokój. Przecież i tak cię to gówno obchodzi.
- Mylisz się skarbie. To wszystko było dla twojego dobra. Chcieliśmy cię chronić.
- Czy ty siebie słyszysz ? - zapytałam z niedowierzeniem i cofnęłam o kilka kroków. - Mam cierpieć dnie i noce żebym była "bezpieczna" ? Tego chcesz ?
Po moim pytaniu zapanowała cisza. Zaczynałam coraz bardziej wątpić, że odpowiedz Louisa będzie przeczeniem. W końcu spojrzał na mnie i nabrał powietrza.
- Tak, tego właśnie chcę.
- Nienawidzę cię. - powiedziałam. Po chwili krzyknęłam. - Nienawidzę cię rozumiesz ?! I was też ! - wskazałam na pozostałe osoby w tym pomieszczeniu. - Nienawidzę was wszystkich ! - zaczęłam kierować się w stronę drzwi.
- Olivko stój. - powiedziała mama.
- Odpierdol się ! - zrobiła oczy jak spodki, niedowierzając mojej wypowiedzi. - Odpierdolcie się wszyscy !
Krzyknęłam ostatni raz i wybiegłam z domu. Za sobą usłyszałam nawoływanie, ale zignorowałam je. Było zimno, ale nie chciałam wracać do tych podłych kłamców. Chciałabym być jak najdalej stąd, a najlepiej tam gdzie nikt mnie nie znajdzie.
* "la Vergine" - przekleństwa. ( włoski )
***
Mam nadzieję, że się podobało.
Zostaw coś po sobie, to bardzo motywuje.
Miłej nocy <3
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro