Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 20

Siedziałam na nudnej lekcji angielskiego i patrzyłam na spływające po szybie krople deszczu. Już od samego rana w Beacon Hills padał deszcz, a mój humor był w nie najlepszym stanie. Chciałabym już znaleźć się w domu, w ukochanym  łóżku.

Spojrzałam na nauczycielkę, która zdawała się wogóle nie przejmować faktem , że większość klasy ją olewa.

Zmarszczyłam brwi. Deja vu? Mój sen był bardzo podobny do tego co się teraz dzieje. Potrząsnęłam głową odgarniając myśli, które były bez sensu i powróciłam do oglądania widoków za oknem.

Momentalnie moje ciało spięło się, a oddech przyspieszył. Nie dowierzając temu widokowi pomrugałam kilka razy oczami, ale on dalej tam stał. Uśmiechnął się złośliwie i zaczął kierować się w stronę wejścia do budynku. Teraz już wiedziałam, że to co widzę dzieje się naprawdę

Spojrzałam w miejsce, w którym powinna być nauczycielka i reszta klasy. Nikogo nie było. Z drżącym ciałem wstałam i wyszłam z sali, korytarze też świeciły pustkami.

Nagle usłyszałam głośny huk, a światła zgasły, moje serce mocno obijało się o klatkę piersiową. Zaczęłam biec. Za sobą usłyszałam warczenie, odwróciłam się i zobaczyłam tego samego mężczyznę co się do mnie uśmiechnął.

Przyspieszyłam, ale czułam jego oddech na moim karku, jednym ruchem powalił mnie na ziemię, a ręce przyszpilił do podłogi.

- Czego ty ode mnie chcesz?

- Od ciebie? - zakpił. - Raczej kogo chcę... Ciebie kruszynko. - wyszeptał do mojego ucha i przygryzł jego płatek.

Moje ciało przeszedł dreszcz obrzydzenia, zaczęłam się wiercić i kopać. Nieznajomy roześmiał się. Korzystając z jego nie uwagi naplułam mu na twarz, zepchnęłam go siebie i uciekłam w stronę wyjścia. Za sobą usłyszałam jego głośny ryk.

W końcu zobaczyłam wyczekiwane drzwi prowadzące do wyjścia. Zamaszystym ruchem otworzyłam je i wpadłam na czyjąś klatkę piersiową. Gdyby nie ręce przytrzymujące mnie, upadłabym.

- Liv ?

- Brett! - mocno wtuliłam się w tors chłopaka.

- Skarbie co ty tutaj robisz ? Nie powinnaś być na lekcjach ?

- Nie wiem, ale musimy uciekać, on jest w środku. Słyszałam go, był niedaleko.

- Ale kto ?

- Nie wiem. Ten mężczyzna co pobił Masona.

Podniosłam głowę i spojrzałam mu w oczy. Automatycznie cofnęłam się o kilka kroków. Nie!  To nie może być prawda! To mi się tylko śni!

Poczułam ogromy ból w klatce piersiowej, a moje oczy zaszły łzami. Brett spojrzał na mnie zdziwiony.

- Wszystko w porządku?

- Ty pieprzony dupku! - zaczęłam cicho. - Dobrze się bawiłeś?! - krzyknęłam.

- O co ci chodzi ?

- O twoje jebane żółte oczy ! - chłopak rozszerzył je i rozchylił usta.

- Nie Liv, to je tak jak myślisz. - przybliżył się do mnie i chwycił za ręce, które od razu wyszarpałam z uścisku.

- Okłamałeś mnie ! Ciągle okłamywałeś!  Jesteś skurwielem ! - zaczęłam chlipieć, łzy lały się po mnie strumieniami. - Dlaczego ? Dlaczego to robisz ? Co ja Ci takiego zrobiłam?

- Nic, naprawdę skarbie nic. Daj mi...

- Bawiłeś się mną i moimi uczuciami wiesz ? - pociągnęłam nosem i spojrzałam w jego oczy, w których były łzy. - Czy to był jakiś zakład ? Zdobyć niedostepną czy coś?

- Nie ! - zaprzeczył od razu. - To naprawdę nie jest tak jak myślisz. Daj mi to wytłumaczyć.

- Tu już nie ma nic do wytłumaczenia. Okłamałeś mnie. - powiedziałam juz spokojniej. Spojrzałam w jego oczy, pokręciłam głową i zaśmiałam się. - A ja głupia zaczęłam coś do ciebie czuć. Teraz... teraz wiem, że to był błąd. Cholerny błąd.

Brett zaskoczony moją wypowiedzią również spojrzał w moje oczy i rozchylił usta. Podszedł bliżej mnie i obie swoje dłonie położył na moich policzkach. Nie odtrąciłam ich, pozwoliłam mu na to. Przecież to było nasze ostatnie spotkanie. Pokręcił parę razy głową, tym razem z jego oczu wypłynęły łzy.

- Liv, proszę nie mów tak. - nie dopowiedziałam, patrzyłam na jego łzy, które spływały częściej. Powoli odsunęłam się od niego i cofnęłam się o kilka kroków. - Proszę nie rób mi tego.

- Nie mogę, przepraszam. Tak będzie dla nas najlepiej. - odwróciłam się i miałam zamiar odejść kiedy odezwał się po raz kolejny.

- Kocham cię ! - krzyknął. Rozszerzyłam oczy, z powrotem stanęłam z nim twarzą w twarz. - Rozumiesz ? Nie zostawiaj mnie.

- Proszę nie utrudniaj tego. - ostatni raz spojrzałam w jego oczy i szepnęłam. - Żegnaj. - odwróciłam się i pobiegłam przed siebie. Łzy zasłaniały mi pole widzenia, jednak nie zatrzymałam się.

Czy on naprawdę mnie kocha ? Czy tak zachowuje się osoba, która podobno cię kocha ? Która na każdym kroku okłamuje ? Jeżeli tak, to przez całe życie żyłam w błędzie. Jednak wydaje mi się, że gdyby mnie faktycznie kochał, to powiedziałby mi prawdę mimo wszystko. Uważam, że postąpiłam dobrze i powoli wszystko wróci do normy. Wiem, że ból będzie nieunikniony, wiem o tym doskonale. Ale los chyba chciał żeby tak się stało, najwyraźniej nie byliśmy sobie pisani.

W domu pojawiłam się po około pięciu minutach. Na podjeździe nie zobaczyłam samochodu rodziców, byłam więc pewna, że nie było ich w domu.

Wbiegłam prosto do środka i zamknęłam za sobą drzwi na klucz. Zrzuciłam z siebie przemoczone buty, które rzuciłam pod szafkę. W pokoju pozbyłam się reszty ubrań, które od razu znalazły się w koszu i założyłam suche ciuchy. Usiadłam na łóżku i schowałam twarz w dłoniach.

Byłam głupia wierząc w te wszystkie słowa, które do mnie mówił. Owijał mnie sobie wokół palca, a ja dla niego postanowilam sie zmienić. A tu proszę ! Los skazuje mnie na takiego skurwiela w postaci Bretta Talbota.

Już poraz kolejny tego dnia zapiekły mnie oczy, z których po chwili wpłynęły słone łzy. Starłam je wierzchem dłoni. Położyłam się na łóżku i przykryłam kołdrą z nadzieją, że kiedy się obudzę wszystko okaże się być tylko snem.

Obudziło mnie walenie w drzwi. Otworzyłam oczy, które od razu zauważyły Liama na balkonie. Wstałam z łóżka i otworzyłam mu, a następnie powróciłam do przerwanej mi czynnosci. Słyszałam jak zamknął za soba drzwi i podchodzi bliżej mnie. Czułam jego natarczywy wzrok na moich plecach.

W pokoju panowała cisza przerywana jedynie westchnieniami Liama, które zaczęły mnie powoli denerwowac. Po kolejnym z kolei westchnieciu, miarka sie przebrała. Gwałtownie odwróciłam się w jego stronę przez co podskoczyl przestraszony i złapał się rogów biurka.

- Możesz do kurwy przestać?! - krzyknęłam, na co uniósł brwi.

- Nie. - prychnął i założył ręce na klatce piersiowej. - Możesz mi powiedzieć co się z tobą dzieje? Dzwoniłem i pisałem do ciebie jak debil przez pół godziny.

- Nic. - warknęłam i opadłam na poduszki.

- Właśnie kurwa widzę. Źle z tobą. - zaskoczona spojrzałam na niego. - Oh daj spokój, to widać. Potargane włosy, spuchnięte oczy, rozmazany tusz, mokre poduszki. Mam wymieniać dalej ? - pokręciłam przecąco głową. - Więc ? Powiesz mi co się stało ?

- Zostaw mnie.

- Mam zadzwonić do Bretta ? Może on ci pomoż...

- Nie ! Zostaw mnie w spokoju Liam słyszysz ?! - krzyknęłam. Po chwili dodałam ciszej. - Po prostu mnie kurwa zostaw.

Dunbar szybko pokonał dzielącą nas odległość i przytulil mnie widząc łzy w kącikach oczu. Objęłam go mocno w pasie i rozpłakałam się. Jego ręce w kojacy sposób pocierały moje plecy, ale ciągle odczuwałam ból.

Bylam mu wdzięczna za cierpliwość w stosunku do mnie i że był przy mnie w najgorszym momencie. Łzy moczyły mu koszulkę, ale zdawał się tym wogóle nie przejmować.

Odsunęłam się od niego, pociągnęłam nosem i przetarłam policzki. Chłopak uważnie obserwował każdy mój ruch ciagle czekając na wyjaśnienia.

- Brett mnie oszukał. - westchnęłam patrząc na sufit.

- Jak to oszukał ?

Przeniosłam wzrok na jego oczy i zaczęłam opowiadać całą historię z dzisiejszego dnia. Nie pomijając żadnych szczegółów. Nie przerwał mi ani razu. Skończyłam już dawno swoją opowieść, jednak Liam dalej milczał jakby nad czymś myślał.

- Liv ?

- Tak ?

- To co powiedziałaś było dokładnie jak w twoim śnie. Nie pomyślałaś  o tym wcześniej?

- N-nie, ale jak ? Dlaczego ?

- Tego nie wiem. - westchnął i podrapał się po szyji. Zarejestrowałam ten gest, który robił kiedy coś ukrywał.

- Liam, chcesz mi może coś powiedzieć?

- Nie, raczej nie.

- Jesteś pewien ? Ale wiesz, tak pewien pewien? - ciągnęłam dalej jednak on unikał mojego spojrzenia. - Tak na sto procent?

- Pogadaj z Stilesem okej? - powiedział twardo i w końcu spojrzał mi w oczy.

- A co do tego wszystkiego ma Stiles?

- Więcej niż ci się wydaje. - odpowiedział po chwili. - Po prostu z nim pogadaj okej? - kiwnęłam głową. - A teraz spróbuj zasnąć.

Ponownie kiwnęłam głową i ułożyłam się wygodnie na łóżku. Liam położył się obok mnie i przykrył nas kołdrą. Od razu mnie objął, na co automatycznie wtuliłam się w jego bok.  Zamknęłam oczy, jednak nie potrafiłam zasnąć. W mojej głowie ciągle kłębiły się pytania, na które nie znałam odpowiedzi. Dlaczego mój sen wydarzył się w rzeczywistosci? Co do cholery Stiles ma z tym wspólnego? Kim jestem ? Nie wiem.

Chciałabym żeby wszystko było po staremu, kiedy nie nękały mnie koszmary, nie byłam zastraszana przez jakiegoś debila i kiedy między mną, a Talbotem wszystko było w porządku.

Liam już od dłuższego czasu oddychał spokojnie i równomiernie co oznaczało, że przebywał w krainie snów. Ułożyłam się wygodnie na jego torsie i wsłuchiwałam się w spokojne bicie jego serca. W końcu i ja zasnęłam.



~~~
Witam serdecznie po dłuższej przerwie. Niestety nie było rozdziału, ponieważ byłam chora.
Przepraszam i miłego czytania.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro