Rozdział 20
Siedziałam na nudnej lekcji angielskiego i patrzyłam na spływające po szybie krople deszczu. Już od samego rana w Beacon Hills padał deszcz, a mój humor był w nie najlepszym stanie. Chciałabym już znaleźć się w domu, w ukochanym łóżku.
Spojrzałam na nauczycielkę, która zdawała się wogóle nie przejmować faktem , że większość klasy ją olewa.
Zmarszczyłam brwi. Deja vu? Mój sen był bardzo podobny do tego co się teraz dzieje. Potrząsnęłam głową odgarniając myśli, które były bez sensu i powróciłam do oglądania widoków za oknem.
Momentalnie moje ciało spięło się, a oddech przyspieszył. Nie dowierzając temu widokowi pomrugałam kilka razy oczami, ale on dalej tam stał. Uśmiechnął się złośliwie i zaczął kierować się w stronę wejścia do budynku. Teraz już wiedziałam, że to co widzę dzieje się naprawdę
Spojrzałam w miejsce, w którym powinna być nauczycielka i reszta klasy. Nikogo nie było. Z drżącym ciałem wstałam i wyszłam z sali, korytarze też świeciły pustkami.
Nagle usłyszałam głośny huk, a światła zgasły, moje serce mocno obijało się o klatkę piersiową. Zaczęłam biec. Za sobą usłyszałam warczenie, odwróciłam się i zobaczyłam tego samego mężczyznę co się do mnie uśmiechnął.
Przyspieszyłam, ale czułam jego oddech na moim karku, jednym ruchem powalił mnie na ziemię, a ręce przyszpilił do podłogi.
- Czego ty ode mnie chcesz?
- Od ciebie? - zakpił. - Raczej kogo chcę... Ciebie kruszynko. - wyszeptał do mojego ucha i przygryzł jego płatek.
Moje ciało przeszedł dreszcz obrzydzenia, zaczęłam się wiercić i kopać. Nieznajomy roześmiał się. Korzystając z jego nie uwagi naplułam mu na twarz, zepchnęłam go siebie i uciekłam w stronę wyjścia. Za sobą usłyszałam jego głośny ryk.
W końcu zobaczyłam wyczekiwane drzwi prowadzące do wyjścia. Zamaszystym ruchem otworzyłam je i wpadłam na czyjąś klatkę piersiową. Gdyby nie ręce przytrzymujące mnie, upadłabym.
- Liv ?
- Brett! - mocno wtuliłam się w tors chłopaka.
- Skarbie co ty tutaj robisz ? Nie powinnaś być na lekcjach ?
- Nie wiem, ale musimy uciekać, on jest w środku. Słyszałam go, był niedaleko.
- Ale kto ?
- Nie wiem. Ten mężczyzna co pobił Masona.
Podniosłam głowę i spojrzałam mu w oczy. Automatycznie cofnęłam się o kilka kroków. Nie! To nie może być prawda! To mi się tylko śni!
Poczułam ogromy ból w klatce piersiowej, a moje oczy zaszły łzami. Brett spojrzał na mnie zdziwiony.
- Wszystko w porządku?
- Ty pieprzony dupku! - zaczęłam cicho. - Dobrze się bawiłeś?! - krzyknęłam.
- O co ci chodzi ?
- O twoje jebane żółte oczy ! - chłopak rozszerzył je i rozchylił usta.
- Nie Liv, to je tak jak myślisz. - przybliżył się do mnie i chwycił za ręce, które od razu wyszarpałam z uścisku.
- Okłamałeś mnie ! Ciągle okłamywałeś! Jesteś skurwielem ! - zaczęłam chlipieć, łzy lały się po mnie strumieniami. - Dlaczego ? Dlaczego to robisz ? Co ja Ci takiego zrobiłam?
- Nic, naprawdę skarbie nic. Daj mi...
- Bawiłeś się mną i moimi uczuciami wiesz ? - pociągnęłam nosem i spojrzałam w jego oczy, w których były łzy. - Czy to był jakiś zakład ? Zdobyć niedostepną czy coś?
- Nie ! - zaprzeczył od razu. - To naprawdę nie jest tak jak myślisz. Daj mi to wytłumaczyć.
- Tu już nie ma nic do wytłumaczenia. Okłamałeś mnie. - powiedziałam juz spokojniej. Spojrzałam w jego oczy, pokręciłam głową i zaśmiałam się. - A ja głupia zaczęłam coś do ciebie czuć. Teraz... teraz wiem, że to był błąd. Cholerny błąd.
Brett zaskoczony moją wypowiedzią również spojrzał w moje oczy i rozchylił usta. Podszedł bliżej mnie i obie swoje dłonie położył na moich policzkach. Nie odtrąciłam ich, pozwoliłam mu na to. Przecież to było nasze ostatnie spotkanie. Pokręcił parę razy głową, tym razem z jego oczu wypłynęły łzy.
- Liv, proszę nie mów tak. - nie dopowiedziałam, patrzyłam na jego łzy, które spływały częściej. Powoli odsunęłam się od niego i cofnęłam się o kilka kroków. - Proszę nie rób mi tego.
- Nie mogę, przepraszam. Tak będzie dla nas najlepiej. - odwróciłam się i miałam zamiar odejść kiedy odezwał się po raz kolejny.
- Kocham cię ! - krzyknął. Rozszerzyłam oczy, z powrotem stanęłam z nim twarzą w twarz. - Rozumiesz ? Nie zostawiaj mnie.
- Proszę nie utrudniaj tego. - ostatni raz spojrzałam w jego oczy i szepnęłam. - Żegnaj. - odwróciłam się i pobiegłam przed siebie. Łzy zasłaniały mi pole widzenia, jednak nie zatrzymałam się.
Czy on naprawdę mnie kocha ? Czy tak zachowuje się osoba, która podobno cię kocha ? Która na każdym kroku okłamuje ? Jeżeli tak, to przez całe życie żyłam w błędzie. Jednak wydaje mi się, że gdyby mnie faktycznie kochał, to powiedziałby mi prawdę mimo wszystko. Uważam, że postąpiłam dobrze i powoli wszystko wróci do normy. Wiem, że ból będzie nieunikniony, wiem o tym doskonale. Ale los chyba chciał żeby tak się stało, najwyraźniej nie byliśmy sobie pisani.
W domu pojawiłam się po około pięciu minutach. Na podjeździe nie zobaczyłam samochodu rodziców, byłam więc pewna, że nie było ich w domu.
Wbiegłam prosto do środka i zamknęłam za sobą drzwi na klucz. Zrzuciłam z siebie przemoczone buty, które rzuciłam pod szafkę. W pokoju pozbyłam się reszty ubrań, które od razu znalazły się w koszu i założyłam suche ciuchy. Usiadłam na łóżku i schowałam twarz w dłoniach.
Byłam głupia wierząc w te wszystkie słowa, które do mnie mówił. Owijał mnie sobie wokół palca, a ja dla niego postanowilam sie zmienić. A tu proszę ! Los skazuje mnie na takiego skurwiela w postaci Bretta Talbota.
Już poraz kolejny tego dnia zapiekły mnie oczy, z których po chwili wpłynęły słone łzy. Starłam je wierzchem dłoni. Położyłam się na łóżku i przykryłam kołdrą z nadzieją, że kiedy się obudzę wszystko okaże się być tylko snem.
Obudziło mnie walenie w drzwi. Otworzyłam oczy, które od razu zauważyły Liama na balkonie. Wstałam z łóżka i otworzyłam mu, a następnie powróciłam do przerwanej mi czynnosci. Słyszałam jak zamknął za soba drzwi i podchodzi bliżej mnie. Czułam jego natarczywy wzrok na moich plecach.
W pokoju panowała cisza przerywana jedynie westchnieniami Liama, które zaczęły mnie powoli denerwowac. Po kolejnym z kolei westchnieciu, miarka sie przebrała. Gwałtownie odwróciłam się w jego stronę przez co podskoczyl przestraszony i złapał się rogów biurka.
- Możesz do kurwy przestać?! - krzyknęłam, na co uniósł brwi.
- Nie. - prychnął i założył ręce na klatce piersiowej. - Możesz mi powiedzieć co się z tobą dzieje? Dzwoniłem i pisałem do ciebie jak debil przez pół godziny.
- Nic. - warknęłam i opadłam na poduszki.
- Właśnie kurwa widzę. Źle z tobą. - zaskoczona spojrzałam na niego. - Oh daj spokój, to widać. Potargane włosy, spuchnięte oczy, rozmazany tusz, mokre poduszki. Mam wymieniać dalej ? - pokręciłam przecąco głową. - Więc ? Powiesz mi co się stało ?
- Zostaw mnie.
- Mam zadzwonić do Bretta ? Może on ci pomoż...
- Nie ! Zostaw mnie w spokoju Liam słyszysz ?! - krzyknęłam. Po chwili dodałam ciszej. - Po prostu mnie kurwa zostaw.
Dunbar szybko pokonał dzielącą nas odległość i przytulil mnie widząc łzy w kącikach oczu. Objęłam go mocno w pasie i rozpłakałam się. Jego ręce w kojacy sposób pocierały moje plecy, ale ciągle odczuwałam ból.
Bylam mu wdzięczna za cierpliwość w stosunku do mnie i że był przy mnie w najgorszym momencie. Łzy moczyły mu koszulkę, ale zdawał się tym wogóle nie przejmować.
Odsunęłam się od niego, pociągnęłam nosem i przetarłam policzki. Chłopak uważnie obserwował każdy mój ruch ciagle czekając na wyjaśnienia.
- Brett mnie oszukał. - westchnęłam patrząc na sufit.
- Jak to oszukał ?
Przeniosłam wzrok na jego oczy i zaczęłam opowiadać całą historię z dzisiejszego dnia. Nie pomijając żadnych szczegółów. Nie przerwał mi ani razu. Skończyłam już dawno swoją opowieść, jednak Liam dalej milczał jakby nad czymś myślał.
- Liv ?
- Tak ?
- To co powiedziałaś było dokładnie jak w twoim śnie. Nie pomyślałaś o tym wcześniej?
- N-nie, ale jak ? Dlaczego ?
- Tego nie wiem. - westchnął i podrapał się po szyji. Zarejestrowałam ten gest, który robił kiedy coś ukrywał.
- Liam, chcesz mi może coś powiedzieć?
- Nie, raczej nie.
- Jesteś pewien ? Ale wiesz, tak pewien pewien? - ciągnęłam dalej jednak on unikał mojego spojrzenia. - Tak na sto procent?
- Pogadaj z Stilesem okej? - powiedział twardo i w końcu spojrzał mi w oczy.
- A co do tego wszystkiego ma Stiles?
- Więcej niż ci się wydaje. - odpowiedział po chwili. - Po prostu z nim pogadaj okej? - kiwnęłam głową. - A teraz spróbuj zasnąć.
Ponownie kiwnęłam głową i ułożyłam się wygodnie na łóżku. Liam położył się obok mnie i przykrył nas kołdrą. Od razu mnie objął, na co automatycznie wtuliłam się w jego bok. Zamknęłam oczy, jednak nie potrafiłam zasnąć. W mojej głowie ciągle kłębiły się pytania, na które nie znałam odpowiedzi. Dlaczego mój sen wydarzył się w rzeczywistosci? Co do cholery Stiles ma z tym wspólnego? Kim jestem ? Nie wiem.
Chciałabym żeby wszystko było po staremu, kiedy nie nękały mnie koszmary, nie byłam zastraszana przez jakiegoś debila i kiedy między mną, a Talbotem wszystko było w porządku.
Liam już od dłuższego czasu oddychał spokojnie i równomiernie co oznaczało, że przebywał w krainie snów. Ułożyłam się wygodnie na jego torsie i wsłuchiwałam się w spokojne bicie jego serca. W końcu i ja zasnęłam.
~~~
Witam serdecznie po dłuższej przerwie. Niestety nie było rozdziału, ponieważ byłam chora.
Przepraszam i miłego czytania.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro