Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 18

Obudził mnie ból brzucha, otworzyłem oczy. Po chwili ponownie dostałem łokciem w brzuch. Podniosłem się i spojrzałem w bok. Liv wierciła się, miała przyspieszony oddech, a krople potu spływały jej po czole. Niedługo po tym zaczęła płakać. Próbowałem ją obudzić, ale nadaremno. Nagle podniosła się i otworzyła oczy, jednak dalej płakała. Natychmiast przyciągnąłem ją do siebie, na co zaczęła się wyrywać i krzyczeć.

- Spokojnie Liv. To ja Brett. - powiedziałem, a dziewczyna spojrzała swoimi załzawionymi oczami w moje.

- Brett. - szepnęła zachrapniętym głosem i oparła głowę o moje ramię. Poczułem spływające po nim łzy.

Zacząłem powoli głaskać ją po głowie i plecach. Już nie płakała, ale wciąż miała przyspieszony oddech. Razem z dziewczyną na klatce piersiowej położyłem się na łóżku i przykryłem kołdrą. Byłem ciekaw co jej się śniło, miała już tak od dłuższego czasu ? Spojrzałem w jej tęczówki, pocałowałem w czoło i bardziej przycisnąłem do siebie.

- Brett ?

- Tak ?

- Cieszę się, że jesteś tutaj ze mną. - spojrzałem na nią zdziwiony. - Mam takie dziwne wrażenie, że za niedługo stanie się  coś złego. I na dodatek te sny. Czy to coś znaczy ?

- To koszmary. Nie martw się i spróbuj zasnąć. - pokiwała głową.





Kiedy ponownie się obudziłem, miejsce obok mnie było już puste i zimne. Przewróciłem się na plecy i spojrzałem na sufit. Leżałem tak jakiś czas, ale w końcu uznałem, że pora wstać. Dlatego podniosłem się z łóżka, zabrałem ciuchy i poszedłem do łazienki. Prysznic skutecznie rozbudził moje ciało. Ubrałem się w dresy i bezrękawnik. Umyłem zęby i przejechałem ręką przez włosy.

Zszedłem do kuchni, a widok jaki tam zastałem wywołał na mojej twarzy uśmiech. Liv i Meg rozmawiały i co chwila śmiały się. Olivia była osobą, którą Meggie polubiła od razu, a to było nieprawdopodobne zjawisko. Cieszyłem się, że dwie najważniejsze w moim życiu kobiety dogadywały się.

Wszedłem do środka, na co obydwie spojrzały na mnie. Podszedłem do siostry i na powitanie pocałowałem ja w policzek Później podszedłem do Liv, jednak nie wykonałem żadnego ruchu. Zdziwiona dziewczyna spojrzała na mnie, co wykorzystałem i pocałowałem ją krótko w usta. Olivia spojrzała na mnie szeroko otwartymi oczami, a ja uśmiechnąłem się i stanąłem za nią i przytuliłem do jej pleców.

Usłyszałem głośne "O" za strony Meggie, na co się zaśmiałem, a Liv spuściła głowę.

- Jesteście tacy uroczy ! - zaświergotała Meg.

- Um... My nie... - zaczęła Liv, ale jej przerwałem.

- Jeszcze. - dziewczyna spojrzała na mnie zszokowana. Puściłem jej oczko, uśmiechnęła się lekko.







Odwiozłem Liv do domu już jakiś czas temu. Siedziałem już z dobrą godzinę na balkonie, myślałem i patrzyłem na jej dom. Dlaczego ? Sam nie wiem, po prostu. Między mną, a Olivką od dłuższego czasu coś jest. Jeszcze nie wiem co to za uczucie, które z dnia na dzień powiększa się. To uczucie jest tak hujowo przyjemne kiedy jest przy mnie.

Byłem tak zajęty myśleniem i patrzeniem na jej dom, że nie zauważyłem kiedy wybiła godzina szesnasta. Musiałem włączyć drugi bieg aby zdążyć na kolację, o której dowiedziałem się dzisiaj rano przy śniadaniu.

Szybko wróciłem do pokoju, wziąłem bieliznę i poszedłem do łazienki. Tam wziąłem szybki prysznic, umyłem zęby ubrałem się i wróciłem do pokoju. Założyłem na siebie czarne spodnie i tego samego koloru koszulę. Spryskałem się perfumami i z ulgą stwierdziłem, że zdążę na czas.

Zszedłem do salonu, gdzie Meggie oglądała jakie reality-show.

- Wychodzę. - oznajmiłem i ubrałem buty. Meg pokiwała głową i powróciła do oglądania telewizji.





Pod domem państwa Mills byłem po niespełna minucie. Siedziałem dłuższą chwilę w samochodzie, a następnie zabierając kwiaty, wyszedłem z niego i zapukałem do drzwi. Drzwi otworzyły się, a w ich progu zobaczyłem ojca Liv.

- Dzień dobry. - powiedziałem i wystawiłem w jego stronę rękę. Mężczyzna przyglądał mi się, a następnie mocno uścisnął moją dłoń i potrząsnął.

- Zobaczymy czy będzie dobrze. - powiedział i przepuścił mnie w drzwiach.

Wszedłem do środka, a z kuchni wyłoniła się mama Liv. Uśmiechnęła się i podeszła.

- Dzień dobry. - ująłem jej dłoń i pocałowałem jej wierzch, kobieta zachichotała. - To dla pani. - podałem jej kwiaty.

- Jaka tam pani, mów mi Rose. - chwyciła kwiaty i powąchała je. - Dziękuje, są piękne.

Za sobą usłyszeliśmy prychnięcie, co nie uszło uwadze również Rose. Zrobiła wielkie oczy i spojrzała w kierunku swojego męża. Zmrużyła na niego oczy.

- Czy to, że Brett jako dżentelmen, dał mi kwiaty przeszkadza ci ? - zapytała z wyrzutem.

- Nie, ale to z nim mam problem. - wzruszył ramionami, a ja przełknąłem gulę w gardle.

- Louis ! - warknęła.

- No co ? Nie lubię chłopaków kręcących się koło Liv.

- Louis ? - mężczyzna pokiwał głową na znak aby mówiła dalej. - Weź się lecz.

Parsknąłem cichym śmiechem. Ojciec Liv spojrzał na mnie groźnie, automatycznie ucichłem. Mężczyzna zmierzył mnie pogardliwym wzrokiem, a następnie został pociągnięty przez swoją żonę w stronę kuchni. Zanim jednak zniknęła za progiem, krzyknęła :

- Liv jest w swoim pokoju na górze !

Ruszyłem schodami w górę, zatrzymałem się przed pokojem Olivki i zapukałem. Po dłuższej chwili otworzyła. Zlustrowałem ją bezczelnie wzrokiem i musiałem przyznać, że wyglądała nieziemsko. Rozpuszczone, lekko zakręcone włosy. Czarna, rozkloszowana od pasa w dół sukienka przed kolano uwydatniająca jej kształty i lekki makijaż. Z powrotem spojrzałem na jej twarz, na którym pojawił się rumieniec, spuściła głowę. Zaśmiałem się i przybliżyłem do niej. Podniosłem jej podbródek dwoma palcami i spojrzałem w oczy.

- Nie zakrywaj ich. Są piękne. - szepnąłem i pocałowałem jej oba poliki.

- Dzięki. - mruknęła równie cicho, a następnie usiadła na łóżku.

Zamknąłem drzwi i powolnym krokiem dołączyłem do niej. Zapanowała cisza. Spojrzałem na nią. Była piękna. Liv drgnęła i odwróciła głowę w moją stronę. Spojrzała w moje oczy, zrobiło mi się cieplej. Uśmiechnąłem się do niej co odwzajemniła. Pochyliłem się nieco w jej stronę. Przez jej twarz przebiegł niezauważalny uśmiech, wiedziała co chcę zrobić. Zdziwiła mnie jeszcze bardziej kiedy ona sama przybliżyła się w moją stronę i musnęła moje usta. Chciałem odwzajemnić pocałunek, ale usłyszeliśmy krzyk :

- Dzieciaki kolacja !

Warknąłem kiedy Olivia odsunęła się ode mnie, przerywając pieszczoty. Zaśmiała się z mojej reakcji i wstała. Zrobiłem to samo i podszedłem do drzwi, w których przepuściłem dziewczynę i zeszliśmy do kuchni.

Rose przygotowała pyszne omlety z mozarellą i pomidorami. Obok mnie siedziała Liv, a naprzeciwko jej rodzice. Przy stole panowała cisza, przerywana jedynie uderzeniami sztućców. Drgnąłem i spojrzałem przed siebie, Louis intensywnie wpatrywał się we mnie.

- Więc Brett. - zaczął. - Powiedz mi do jakiej szkoły chodzisz ?

- Do Devenford Prep.

- Ile masz lat  ?

- Siedemnaście. - odparłem pewny siebie, co nie uszło jego uwadze.

- Czym zajmują się twoi rodzice ?

- Umm... - kurwa no ! Musisz być taki wścibski ?! - Jestem z sierocińca.

- Ah tak ? Rodzice mieli cię dość i cię oddali ? - zapytał chamsko i podniósł brew.

- Louis !

- Tato !

- Jesteś niepoważny ! - krzyknęła jego żona, a następnie zwróciła się do mnie. - Bardzo cię przepraszam Brett, ja naprawdę...

- Nic się nie stało. - uśmiechnąłem się do niej, a następnie zwróciłem się do jej męża. - Dla pana wiadomości rodzice nie oddali mnie do  sierocińca z dobroci, bo zginęli w pożarze. Moją jedyną rodziną jest moja siostra i jej syn, którym pomagam, bo jego ojciec kiedy tylko dowiedział się o ciąży zwiał. - dokończyłem, a Louis zrobił wielkie oczy. Zapanowała cisza,

- J-ja przepraszam. - powiedział. - Nie chciałem...

- Nic się nie stało.

- Naprawdę mi bardzo głupio i za...

- Nic się nie stało naprawdę. - uśmiechnąłem się.

Resztę kolacji spędziliśmy w miłej atmosferze. Z Louisem znalazłem wspólny język i bardzo dobrze nam się rozmawiało.

Stałem przy drzwiach i żegnałem się z państwem Mills.

- Do zobaczenia. - przytuliła mnie. - Mam nadzieję, że będziesz przychodził częściej.

- Będę, obiecuję.

- No Brett. - zaczął Louis i uścisnął moją dłoń. - Jesteś w porządku.

- Dziękuję. - uśmiechnąłem się, a mężczyzna poklepał mnie po ramieniu. - Do widzenia.

Rodzice odeszli jednak odprowadziłem ich wzrokiem, a następnie przeniosłem go na stojącą przede mną dziewczynę. Zbliżyłem się do niej i objąłem ją. Odwzajemniła uścisk i zacisnęła mocniej ręce na mojej koszuli.

- Do zobaczenia Brett. - odsunęła się, co wykorzystałem i szybko pocałowałem ją w usta.

- Cześć Liv.

I wyszedłem zostawiając ją w kompletnym zdezorientowaniu. Otworzyłem drzwi i usiadłem na miejscu kierowcy. Odpaliłem go, a następnie ruszyłem w stronę domu.



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro